Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

L. Konkurs

Czas mijał nieubłagalnie szybko. Tego dnia odbyć się miał ostatni mecz o puchar domów. Przez ten czas Violet cały czas znikała od razu po lekcjach i wracała późnym wieczorem, nie raz cała ubłocona i zmęczona do granic możliwości. Grali z gryffindorem, dlatego to wszystko miało dla nich takie znaczenie. Co, jak co, ale to z domem lwa toczona była najbardziej zacięta walka od wieków.

I choć nawet Alexandra była średnio zainteresowana quidditchem, to odczuwała dziwne napięcie. Tylko Riddle zdawał się mieć to kompletnie gdzieś i najwyraźniej nie miał nawet zamiaru pojawić się na owym meczu. Lepiej dla niej, nie będzie musiała na niego patrzeć.

Powoli wszyscy zaczynali schodzić się na stadion. Sama wzięła podrzebne rzeczy i zaczęła zmierzać ku wyjściu z twierdzy. Robiło się coraz cieplej, temperatura tego dnia była na tyle wysoka, by mogła sobie pozwolić wyjść bez żadnego płaszcza czy jakiegoś szczególnego okrycia.

Słońce raziło ją po oczach, nie cierpiała takiej pogody.

W końcu po dotarciu pod stadion, zaczęła wspinać się po schodach na trybuny razem z Bellą i na jej nieszczęście Elle. Zajęły dobre miejsca i czekały aż obie drużyny wzniosą się w powietrze. Dostrzegła w oddali Violet, Abraxasa i braci Harey. Gdzieś nieopodal był też Nott, a reszty graczy albo nie poznała z tej odległości, albo po prostu nie znała. W drużynie gryffindoru poznawała jedynie Davida Bentely'ego któremu raczej nie miała zamiaru kibicować.

Kiedy gra się zaczęła, zewsząd pobrzmiewały krzyki kibicujących uczniów. Gra trwała tym razem o wiele dłużej niż zwykle. Obaj szukający mieli wyraźnie problem z odnalezieniem złotego znicza. Co chwilę widziała jak gracze przemieszczali się z miejaca na miejsce z niebywałą prędkością. I mimo, że kiedy grali wyglądało to ciekawie, a nawet zachęcająco, sama nigdy nie miała zamiaru wsiąść już na żadną miotłę.

Gryffindor grał w wyraźną przewagą czterdziestu punktów. Niestety ich pałkarz strącił jednego z graczy slytherinu przy pomocy tłuczka. Jeśli się nie myliła był to, jeden z braci Harey. Oczywiście sprzyjało temu, ogromne buczenie ze strony ich domu. Violet dawała sobie radę na pozycji ścigającego, ale Alexandra widziała już jak podejrzanie niedaleko głowy jej przyjaciółki przelatywał tłuczek. Miała nadzieje, że ich dom wygra mecz w tym roku. Wąż zawsze był lepszy od lwa i tak powinno pozostać.

Po kilku naprawdę ciężkich godzinach pełnych okrzyków i może nawet łez; mecz się zakończył wygraną slytherinu. Gryffindor cały czas miał przewagę w punktach, ale to ich szukający zdobył złoty znicz kończąc mecz i zdobywając ogromną ilośc punktów. Wszyscy wbiegli do pokoju wspólnego ciesząc się i wołając co poniektóre osoby z drużyny. Zapowiadała się impreza.

Kiedy tam weszła, to pierwszą rzeczą, która rzuciła się jej w oczy to Riddle, który nieco odstawał od tłumu. Wyglądał na poirytowanego. Podejrzewała, że gdyby przegrali to może i by się cieszył wiedząc, że ma święty spokój. Jednak raczej nie miał na co liczyć, nawet mieszkał w dormitorium z członkami drużyny.

Uśmiechnęła się pod nosem na widok jego grymasu związanego z tym, jak przystawiać zaczęła się do niego jakaś czwartoklasistka. Normalna dziewczyna pewnie byłaby zazdrosna, ale Alexandra zdecydowanie nie miała powodów by czuć się w jakimkolwiek stopniu zagrożona. Riddle kochał siebie i to była jego jedyna miłość, o ile w ogóle był w stanie doświadczyć tego wyjątkowego fenomenu.

Dopiero po chwili dostrzegła Violet, która ledwo dotarła do lochów, a już zaczęła być oklaskiwana. Mimo to największe oklaski zebrał ich szukający, który uczył się teraz na siódmym roku. Z tego co wiedziała to nazywał się Thomas Leroy i był w siódmej klasie. Nie był jakoś szczególnie wysoki czy przystojny, przynajmniej zdaniem Alexandry. Najwyraźniej Violet musiała w nim coś zauważyć, skoro się nim tak zainteresowała. Ewentualnie wszystko mogło być winą emocji związanych z meczem.

Musiała przyznać jedno, dawno się tak dobrze nie bawiła.

Większość osób siedziała na kanapach i rozmawiała. Z gramofonu leciała głośna muzyka, a wszędzie pobrzmiewał gwar rozmów. Alexandra stała przy półce na której leżało jedzenie. Przy okazji przyglądała się innym. Wcześniej siedziała i rozmawiała z resztą, ale to zrobiło się nudne. Teraz doskonale widziała, jak siedzący obok jej koleżanki Leroy wacha się, czy nie objąć jej ramieniem. Nieopodal siedziała też Bella okrążona przez wianuszek chłopaków. Znudzona wniknęła w mysli jednego z nich. W ten sposób dowiedziała się o czymś.

Z myśli chłopaka wyraźnie wynikało, że prowadzą jakiś konkurs na to, kto zdobędzie najwięcej najlepiej punktowanych dziewczyn z listy. Tak, widziała już tę liste. Momentalnie zacisnęła dłonie w pięści, ale szukała dalej. Ukradkiem dostrzegła jak podchodzi do nich Orion Black. On również musiał być zamieszany, więc i jego prywatność postanowiła bezwstydnie naruszyć.

Nie potrzebowała wiele czasu, by dowiedzieć się kto był organizatorem owego konkursu. Wszyscy przedstawiciele płci męskiej aktualnie o nim myśleli, uważając impreze za dobrą okazje. Za listę i punktacje odpowiadał David Bentely i banda jego przygłupów.

- Dobrze się bawisz? – usłyszała głos, który wyrwał ją z zamyślenia. Spojrzała na Riddle'a, który jak zwykle zmaterializował się obok niej dokładnie wtedy, kiedy tego nie chciała. Pokręciła przecząco głową. Nie miała zamiaru zabawić tu długo.

- A ty? – mruknęła starając się nie zwracac uwagi na fanki Toma, które zabijały ją wzrokiem.

- Chodziło mi o to, co własnie robiłaś – syknął już mniej uprzejmym tonem – Na twoim miejscu kryłbym się z tym nieco bardziej – dodał oscentacujnie po czym złapał za pałke lukrecjową i odszedł. Najwyaźniej postanowił jedynie oznajmić jej jak bardzo widać to, jak próbuje wniknąć innym do myśli. Musiała jeszcze nieco popracowac nad legilimencją.

Po raz kolejny ktoś postanowił naruszyć jej spokój i nature podpierania ścian. Orion Black jeszcze nie próbował jej zaczepić. Spojrzała na niego wyczekująco, kiedy stanął przed nią z zawadiackim uśmieszkiem. Jego kręcone brązowe włosy zdawały się być już w dość sporym nieładzie, po tym jak z resztą chłopców z ich roku zaczęli się okładac nawzajem na kanapie.

- Dlaczego tak stoisz zamiast bawić się z resztą? – zapytał unosząc brwi. Zmierzył ją wzrokiem najwyraźniej licząc m, że będzie jego dzisiejszą ofiarą. Uśmiechnęła się pod nosem.

- I tak zaraz będę wracać do dormitorium, jest późno – wzruszyła ramionami rozglądając się gdzieś za Riddle'm by ją z tego wyciągnął. Jak na złość musiał sobie gdzieś pójść. Orion nigdy jej niczym nie wkurzył, ani nie zirytował. Jeśli miała z kimś przyjazne lub neutralne stosunki, to wolała ich nie pogarszać w szczególności przez takie głupstwo jak ten konkurs.

Gorzej jeśli postanowią przegiąć.

I tak było. Orion jeszcze przez kilka minut próbował ją zainteresować swoją osobą. Był zaskakująco pewny siebie, co raczej jej nie imponowało. Jedynie stała i mu przytakiwała.

- Wiesz co? Może ja już pójdę do siebie – odparła grzecznie chcąc go wyminąć.Wtedy poczuła, że niedługo będzie na skraju wytrzymałości. Frustracja z całego tego czasu,kiedy nie chcieli dać jej spokoju. Informacja o tym idiotycznym konkursie. Tego było za wiele. Chyba musiała pokazać im, że nie jest i nie będzie niczyją ofiarą...

- Może zechcesz pójść do naszego dormitorium, tam bylibyśmy sami? – odparł obierając inną, o wiele głupszą i bardziej ryzykowną taktyke. Spojrzał na swoich kolegów którzy bawili się w najlepsze i najwyraźniej nie mieli zamiaru wracać. Poczuła, że chyba poskręcało jej się coś w żołądku na propozycje chłopaka.

- Nie dziękuje – znowu chciała odejść, ale złapał ją za biodra co było przekroczeniem granicy. Chciał już powiedzieć „A może jednak" ale ona zdążyła wyciągnąć z kieszeni szaty różdżkę. Wypowiedziała zaledwie jedno słowo, ale naszpikowane tak wielką złością i frustracją, że chłopaka odrzuciło na drugi koniec pokoju wspólnego.

Z hukiem uderzył o ścianę i wylądował na podłogę, zwijając się nieco z bólu. Niektórzy zaczęli się śmiać, inni wyglądali na zmurowanych.

- Nie dziękuję – warknęła do chłopaka, kierując się w stronę schodów do dormitorium dziewcząt – was też się to tyczy! – dodała odwracając się w stronę chłopaków, którzy nadal byli obecni. Po drodze minęła jedynie Riddle'a, który nie wydawał się być tym w jakimkolwiek stopniu zaskoczony. Liczył jedynie, że wytrzyma zamiast próbowac kogoś uszkodzić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro