Rozdział 8
DECEMBER
Niektóre poranki są bardzo brutalne. Zwłaszcza te, w których budzisz się i nie masz pojęcia, gdzie jesteś. Z nasilającym się bólem głowy i posmakiem alkoholu na końcu języka. Jakby tego było jeszcze mało, cuchnąca jak przestraszony skunks.
Otoczyłam oczy, ale przez światło dostające się do pokoju, natychmiast je zamknęłam. Z moim ust wydobył się przeciągły jęk, a głowa poruszyła na miękkiej poduszce. Zaraz jednak momentalnie się zatrzymała, w chwili, gdy poczułam coś mokrego i lepkiego na policzku.
Niechętnie uchyliłam powieki i ręką dotknęłam wilgotnego miejsca na twarzy. Kiedy spojrzałam na palce, zobaczyłam, że są całe w ślinie. Mojej ślinie. Gwałtownie uniosłam się do góry, ale zaraz tego pożałowałam. Moja głowa była tykającą bombą i miałam obawy, że za chwile wybuchnie, zabierając ze sobą cały stan.
Przed oczami zrobiło mi się czarno, a ręka- ta nieośliniona- powędrowała do mojej skroni, mocno ją uciskając. Kiedy rozejrzałam się dookoła, byłam prawie pewna, że nie znajdowałam się teraz w domu babci. Spojrzałam na swoje gołe nogi, a potem na kanapę, na której musiałam przespać całą noc.
Przede mną stał telewizor, na małej dębowej szafce. Kiedy rozejrzałam się po pokoju, zobaczyłam, że jestem w czyimś salonie i za cholerę nie pamiętałam, jak się tu znalazłam. Przejechałam ręką po włosach i natychmiast się skrzywiłam, czując, jak opadają wokół mojej twarzy w strąkach. Zerknęłam na podłogę i zobaczyłam położone na niej ubrania. Były męskie, ale w małych rozmiarach. W końcu ja nie byłam kruszyną i miałam trochę ciała, więc bez problemu powinno mi się udać w nie wejść.
Gdy się po nie schyliłam, nagle przypomniałam sobie, że byłam wczoraj na imprezie. Z Redem. Gwałtownie uniosłam głowę i spojrzałam na kuchnie, oddzieloną jedynie małą wyspą zbitą z desek.
-Red?- zapytałam, ale przez mój zachrypiały głos, można było usłyszeć tylko niewyraźne, przypadkowe słowo.
Odchrząknęłam, łapiąc za spodnie leżące na podłodze. Miałam na sobie moją czerwoną sukienkę z poprzedniego wieczoru, więc szybko oglądając się w dwie strony, ściągnęłam ją, rzucając na podłogę. Wciągnęłam dresowe spodnie i koszulkę z nadrukiem zespołu rockowego. Kiedy przyjrzałam się jej uważnie, zobaczyłam duży napis Pink Floyd na jej przodzie. Już lubiłam jej właściciela.
-Red- powiedziałam głośniej i tym razem wyraźniej. Po chwili odpowiedziała mi jedynie cisza. Zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie zostałam przez kogoś porwana, albo wkręcona w jakąś grę. Jednak kiedy spojrzałam na moje stopy, nie zobczyłam żadnych łańcuchów jak w pile. Więc chyba byłam bezpieczna.
Podniosłam się z kanapy i w pierwszej kolejności podeszłam do okna, żeby zasłonić szmatę, która była nad nim powieszona. Bądź co bądź, ale przede wszystkim chciałam pozbyć się uciążliwego bólu głowy.
Na chwile się przy nim zatrzymałam, żeby spojrzeć, co było za oknem. Zmrużyłam oczy i zobaczyłam stary budynek naprzeciwko, którego ode mnie oddzielała jedynie betonowa droga. Na zewnątrz nie stał żaden samochód, a co było w tym najgorsze, nie stał tam mój samochód.
Odwróciłam się i na coś wpadłam. Byłam prawie pewna, że gdy tu podchodziłam, nic nie stało mi na drodze. Jednak kiedy to coś złapało mnie za rękę, podskoczyłam przerażona.
-O matko, ale mnie wystraszyłeś- powiedziałam, próbując się uspokoić. Wzrokiem powędrowałam do góry i natrafiłam na niebieskie oczy wpatrzone w mnie z obojętnością. Musiałam mu przyznać, facet był naprawdę duży. Może nie jakoś specjalnie wysoki, ale bez problemu zasłaniał mnie całym ciałem.
Odszedł o krok i odwrócił się do mnie plecami, ruszając w stronę kuchni. Kiedy okrążył wyspę, podszedł do lodówki i coś z niej wyjął. Obserwowałam jego ruchy, nie mogąc ruszyć się z miejsca. Nienawidziłam takich sytuacji, gdzie ja musiałam rozpocząć rozmowę, bo najwyraźniej on się do tego nie rwał.
Podeszłam bliżej, opierając się o wyspę. Położyłam rękę na blacie i palcami zaczęłam wystukiwać rytm. Przypomniałam sobie piosenkę z klubu i myślami znów zawędrowałam w stronę Reda. Co prawda nie mówił, że mam czekać na niego aż skończy, ale pewnie nie miał też na myśli, że mam sama wychodzić z klubu. A tym bardziej w towarzystwie.
- Słuchaj - zaczęłam, ale kiedy się nie odwrócił w moją stronę, przerwałam. Zauważyłam, że wyciągnął masło i zaczął smarować nim kawałki chleba.- Czy między nami coś zaszło? No wiesz, wczoraj- zapytałam niepewnie, ale postanowiłam nie owijać w bawełnę. Wyraźnie gościu nie chciał mieć ze mną nic wspólnego, ale mógłby, chociaż powiedzieć mi, czy spędziłam z nim noc, czy też nie.
Dalej bez jakiegokolwiek przejęcia smarował chleb i kładł go na talerz, stojący obok. Postanowiłam mu się bliżej przyjrzeć, więc podeszłam do niego i stanęłam tak, żeby widzieć jego profil.
Miał dokładnie ogoloną szczękę i pełne usta, nad którymi znajdował się prosty nos. Długie czarne rzęsy, rzucały cień na policzki. Miał bujne czarne brwi, które raczej nie były zadbane, ale czego się spodziewać po facecie. Jego czarne jak smoła włosy, były ułożone w delikatnego irokeza. Nie miałam pojęcia, do jakiego fryzjera chodził, ale radziłabym go jak najszybciej zmienić.
-Nie masz języka? Niemowa z ciebie? - zapytałam, patrząc, jak stara się dokładnie posmarować chleb masłem, żeby nie wyjechać poza krawędzie. Ignorowanie ludzi, musiało być jego hobby, bo robił to cholernie dobrze.
- Ember, już myślałem, że zapadłaś w taki sen jak miśki - Do pokoju wszedł, chudy jak patyk i wysoki chłopak. Skądś go znałam, ale nie mogłam przypomnieć sobie skąd. Spojrzałam na jego włosy, które zasłaniały jedno oko i coś zaczęło mi świtać, jednak kiedy na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech, już wiedziałam, kto stał przede mną.
- Ed! Nawet nie wiesz, jak się ciesze, że cię widzę- powiedziałam i odetchnęłam z ulgą, kiedy przez myśl mi przeszło, że nie muszę już zmagać się z tym kolesiem od masła. Teraz to było więcej niż możliwe, że z nikim nie spałam poprzedniej nocy.
- Naprawdę? - zapytał, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. W tym samym czasie chłopak, wziął swój talerz i ruszył w stronę kanapy, ignorując nas przy tym oboje. Ed nie zwrócił na niego uwagi, tylko od razu podszedł do lodówki i wyjął kilka składników.- Masz na coś ochotę? Bo ja jestem głodny jak wilk.
- Jasne - powiedziałam i z powrotem oparłam się o wyspę.- Hej, Ed - zagadnęłam, patrząc, jak zaczyna wbijać jajka na patelnie.
-Tak? - Zerknęłam za siebie, na chłopaka, który przyglądał się telewizji z wielkim zainteresowaniem, jakby nigdy wcześniej nie widział lokalnych wiadomości.
- Jak się tu znalazłam? Znaczy co, stało się po tym, jak odleciałam? - Ed odwrócił się do mnie z wielkim uśmiechem i złapał za plecy. Dopiero teraz zauważyłem, że przez cały czas jest lekko zgarbiony.
- Na moje nieszczęście padłaś, zaraz po tym, jak wyszliśmy z klubu i musiałem cię nieść do samochodu. Mama nie kazała mi mówić takich rzeczy dziewczynie, ale jesteś troszeczkę przyciężka... - Chłopak zaczerwienił się po sam czubek nosa i odwrócił do patelni. Patrząc na to, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu.
- Nie przejmuj się, mam tego świadomość - Wybuchałam śmiechem, ale zaraz się powstrzymałam, żeby dać mu dojść do słowa.
- Nie powiedziałaś mi, gdzie mieszkasz, więc przywiozłem cię do siebie. Pomijając fakt, że moje ręce wysiadły już przed wejściem do samochodu, nie było wcale aż tak źle - Uśmiechnął się i mrugnął do mnie. Następnie wyjął dwa talerze i włożył na nie śniadanie. Jeden z talerzy położył przede mną, unosił się z niego taki zapach, że ślinka od razu zaczęła napływać mi do buzi.
Usiadłam na stołku i chwyciłam za widelec. Gdy wzięłam pierwszy kęs, natychmiast przypomniałam sobie śniadanie, jakie robiła mi babcia, gdy byłam jeszcze dzieckiem. Teraz wątpiłam, że w ogóle ma w domu jajka.
Ed oparł się o lodówkę i patrzył, jak chłopak z kanapy wraca do kuchni. Zaraz jednak, z talerzem pełnym jajecznicy, wyszedł stąd jak oparzony i wleciał do jednego z pokoi, zamykając za sobą drzwi. Lekko oszołomiona jego nagłym ruchem, obserwowałam lodówkę, przy której jeszcze przed chwilą stał.
-Jak masz na imię? - zapytałam, ale już po wypowiedzeniu tych słów zwątpiłam, że dostanę odpowiedź. Wzrok chłopaka momentalnie mnie przeszył, ale już po chwili przeniósł się na moją rękę, w której trzymałam widelec. Wzięłam go, do budzi i zaczęłam przeżuwać, zdając sobie sprawę, jak niekorzystnie przy tym wyglądałam.
-Nie musisz o tym wiedzieć - odpowiedział, a ja prawie się zakrztusiłam. Gdy na niego popatrzyłam, pierwszy raz, od kiedy go zobaczyłam, uświadomiłam sobie, że ani razu się nie uśmiechnął. Na twarzy przez cały czas miał grymas, jakby coś go bolało, a pod oczami czarne cienie. Innymi słowy, wyglądał jak zombie.
- Wyglądasz, jakbyś przeżył jakąś tragedie - zażartowałam, ale zaraz tego pożałowałam, gdy twarz chłopaka znalazła się kilka centymetrów od mojej. Z moich ust wyleciały jajka, które przed chwilą upchnęłam do policzków.
- Przeżył? Jestem aktualnie w trakcie przeżywania - warknął i odsunął się ode mnie, tak szybko, jak przybliżył. Boże, co jeden to gorszy.
Postanowiłam, że już więcej się nie odezwę, a jedynie zjem w spokoju i natychmiast pójdę do Reda, żeby wiedział, że nic mi się nie stało. Chociaż, gdy teraz o tym myślałam, nie miałam pojęcia, gdzie byłam i nie wiedziałam także, jak stąd dojść do wujka. Mogłabym poprosić Eda, żeby mnie podwiózł, gdy nagle przypomniało mi się, że zhaftowałam mu na tapicerkę. Wątpiłam, że jeszcze kiedyś wpuści mnie do samochodu
-Hej, Ash... - Ed wparował do kuchni z jakimś papierkiem w dłoni, gdy nagle przerwał, przez posłane mu mordercze spojrzenie faceta, stojącego niedaleko mnie. Zastanawiało mnie, gdzie zgubił talerz ze swoim śniadanie. A może po prostu wciągnął je w pokoju, żeby nikt nie patrzył na niego jak je. To też było możliwe, każdym ma jakieś swoje dziwactwa.
- A więc Ash, co? To skrót od Ashlyn?- Nie mogłam się powstrzymać, żeby tego nie powiedzieć. Ed nie wiedział, o co mi chodziło, więc też postanowił się zaśmiać. Jedynie chłopak z napiętymi ramionami, przeszywał nas oboje morderczym wzrokiem.
- Nie, no co ty. To skrót od Ashton - Ed wyraźnie zadowolony, ze swoich słów, uśmiechnął się do Ashtona, który wydawał się poważnie zdenerwowany. Coś mi się wydawało, że chłopak nie wiedział o złym stanie psychicznym gościa od masła. Ashton momentalnie wyszedł z kuchni i wszedł do pokoju, z którego przed chwilą wrócił Ed.
- Z nim wszytko w porządku? - zapytałam, kończąc moją jajecznicę. Ed jedynie posłał mi krzywy uśmieszek, jakby zrozumiał jaki błąd popełnił. Patrzył jak facet, ubrany w brudną bluzę wychodzi z mieszkania. Kiedy do moich uszu dotarł odgłos zamykania drzwi, przeniosłam wzrok na Eda, którego chyba zjadało poczucie winy. Zanim się zorientowałam, chłopak złapał z kurtkę w korytarzu i już po raz kolejny usłyszałam trzask drzwiami. Więc nici z podwózki.
Westchnęłam i włożyłam pusty talerz do małego zlewu. Następnie podeszłam do kanapy, biorąc moją sukienkę, która posiadała wiele plam. Odwiedziny w pralni, jednak będą konieczne.
Spojrzałam na moje stopy i już wiedziałam, co stało się z moimi szpilkami. W tym samym czasie zaczęłam odczuwać lekki ból w kostce, na którą musiałam źle stanąć. Nie dość, że nie miałam samochodu, to jeszcze zostały mi jedynie zepsute buty, męskie spodnie od dresu i koszulka. To będzie długa i ciężka droga.
Przechodząc przez salon, kierowałam się w stronę drzwi, gdy nagle z pokoju wyszedł kolejny mężczyzna. Tylko ten różnił się od pozostałych tym, że był zupełnie nagi. Mój wzrok przejechał od stóp do głów, żeby zatrzymać się na jego twarzy. Staliśmy przez chwile, patrząc na siebie wielkimi oczami. Mężczyzna pierwszy urwał kontakt wzrokowy i obwąchał swoje ciało.
-Trochę od ciebie czuć, dziewczyno - powiedział, wyraźnie obrzydzony, a jednocześnie zadowolony, że to nie on roznosił ten zapach.
Pokręcił głową i rzucił mi ostatnie jadowite spojrzenie, następnie, obracając się i zostawiając mnie samą. Westchnęłam, wychodząc z mieszkania. Trzech facetów, a jeden dziwniejszy od drugiego.
*****
- Dzięki, że mnie podwiozłeś... - Czekałam na jakąś wskazówkę, niestety mężczyzna był wpatrzony tylko w jeden punkt. W moje bose stopy.
-Ted - powiedział z politowaniem w głosie.- Oh, moje dziecko. Jak mówi biblia, potrzebującym trzeba pomagać, a ja nie mam przy sobie żadnej pary butów dla ciebie.
Kiedy wyszłam z mieszkania, byłam nastawiona na długą drogę. W zasadzie nawet nie wiedziałam, w którą stronę miałam się kierować, a przechodząc większość miasta boso, moje stopy cierpiały katuszę. W pewnym momencie nadjeżdżający samochód się zatrzymał, a drzwi od strony pasażera otworzyły. Miałam świadomość, że nie powinnam pakować się do auta nieznajomemu, ale w tej chwili byłam zdesperowana.
Kiedy wsiadłam do środka, uderzył we mnie zapach jakichś ziół i kadzidełek. Potem spostrzegłam się, że na tylnej tapicerce, zostały podpalone zioła a z małych pojemników, w których były, unosiły się smugi dymu, łączące potem w jedną. Jednak najgorsze jeszcze na mnie czekało. Wystarczyło spojrzeć na wnętrze samochodu, gdzie w różnych miejscach zostały powieszone różnej wielkości krzyżyki. Dwa długie różańce, były przewiązane wokół lusterka umieszczonego wewnątrz.
Mężczyzna kierujący pojazdem, z pewnością był fanatykiem religijnym, a przekonałam się o tym, gdy spojrzałam na jego kolana. Pomiędzy nimi trzymał otworzoną biblię i zaczytywał się w lekturze. Jak później powiedział, natychmiast, gdy mnie zobaczył, wiedział, że potrzebuję pomocy. Dlatego bez zbędnych przemyśleń, zatrzymał się i zgodził odwieść, gdzie tylko będę chciała.
Tym oto sposobem, znalazłam się przy głównej drodze prowadzącej do domu Reda. Nie chciałam, żeby mężczyzna podjeżdżał bliżej, ponieważ lepiej było, nie pokazywać mu miejsca zamieszkania nikogo z mojej rodziny. Jeszcze by przyjechał i zaczął obsypywać cały dom tymi swoimi ziółkami i wygłaszać modlitwy, żeby to się nam lepiej powodziło.
- Proszę się nie martwić, poradzę sobie - Posłałam mu uśmiech, ale on go nie odwzajemnił. Jedynie patrzyła na mnie, zaciskając jeden z krzyżyków w dłoni.
- Nie, moje dziecko. Poczekaj tylko, nie wyjdziesz z tego pojazdu bez odpowiedniego obuwia - Zanim zorientowałam się, co zamierza zrobić, Ted zdjął z kolan biblię i uniósł najpierw jedną nogę, a potem drugą. Patrzyłam oszołomiona, jak zdejmuje buty i mi je podaje. - Co prawda, to nie twój rozmiar, ale lepsze to niż nic. Weź je - Wcisnął mi buty w dłoń i pochylił się, żeby otworzyć moje drzwi. - Niech Bóg cię błogosławi, moje dziecko
Zostałam lekko popchnięta ze swojego miejsca, ale zaraz się ocknęłam i wyszłam z samochodu. Drzwi od strony pasażera momentalnie się zamknęły, a samochód odjechał z piskiem opon. Patrząc za nim, zobaczyłam jeszcze jak przez opuszczoną szybę, mężczyzna macha ręką w moją stronę.
Kiedy samochód zniknął z mojego pola widzenia, ja w dalszym ciągu byłam oszołomiona. Spojrzałam na buty trzymane w ręku. Nie wyglądały jakoś specjalnie, zwykłe czarne buty od garnituru. Zazwyczaj w takich chodziło się do kościoła, wypastowane, czyste, bez żadnego zadrapania. A w dodatku, o wiele za duże. Ale co ja będę wybrzydzała. Lepiej wyglądać jak chodzący klaun niż poobcierać sobie całe stopy.
Włożyłam buty, w duchu modląc się, żebym nie dostała od nich jakiejś grzybicy. Zaraz jednak porzuciłam te myśli i zaczęłam iść w kierunku domu wujka. Iść to mało powiedziane, ja bardziej przyczłapałam do tego domu.
Piasek, który wleciał do butów, zaczął mnie obcierać, dlatego już przed drzwiami dobudówki, je ściągnęłam. Zapukałam kilka razy, mając nadzieje, że Red wczorajszego wieczoru przyjechał do domu, a nie zaczął się włóczyć ze swoim zespołem. Kiedy tak stałam, zaczęłam się zastanawiać, czy babcia choć przez chwile się o mnie martwiła, gdy nie wróciłam na noc. Chociaż, byłam już dorosła, a babcia nie prosiła się o to bym u niej zamieszkała, więc myślę, że zbagatelizowała ten fakt.
Drzwi otworzyły się, a w nich stanął Red, trzymający kubek z kawą w dłoni. Przez chwile wydawał się nieprzytomny, kilka razy zamrugał, a potem spojrzał na mnie. Zobaczyłam jak z każdą mijającą sekundą pełną ciszy, jego gniew narasta.
- Hej, Red, zobacz, co ci przyniosłam - Uśmiechnęłam się i wyciągnęłam przed siebie buty, mając nadzieje, że zmniejszy to gniew Reda. Jednak z każdą kolejną chwilą, mój uśmiech się zmniejszał, a nadzieja odchodziła w siną dal.
- Gdzie ty się podziewałaś? - zapytał, biorąc łyk kawy. Wiedziałam, że był zły, ale tego nie okazywał. Chyba jedynie to upodabniało go do mojej matki. Ona także, nie okazywał najpierw złości, wolała poczekać, aż zostaniemy same i dopiero wtedy wychodził z niej najgorszy demon.
- Nie martw się, trafiłam w dobre ręce - powiedziałam, przypominając sobie troskliwą opiekę Eda, jaką otoczył mnie poprzedniego wieczoru. Red nie zbyt przekonany moimi słowami, zmierzył mnie wzrokiem od bosych stóp, po czubek głowy.
Jego wyraz twarzy zmienił się w niezadowolony grymas, ale zaraz z powrotem przyjął kamienną twarz.
- Widziałaś ty się w lustrze? - Prychnął i odwrócił się do mnie plecami, zostawiając mi otwarte drzwi. Nie czekając, aż się rozmyśli, przeszłam przez nie, nadal trzymając parę butów i moją brudną sukienkę.
- Nie miałam okazji... - Urwałam w połowie zdania, gdy zobaczyłam moje odbicie. Zdawałam sobie sprawę, że jest źle, ale nie miałam pojęcia, że aż tak bardzo. Mój makijaż to porażka, którą nawet najtańsza dziwka by się brzydziła. Włosy wyglądały jak u bezdomnego i nawet zobaczyłam w nich parę zaplątanych liści. Ze zdziwienia otworzyłam usta, a wtedy zobaczyłam coś okropnego. Nie miałam pojęcia, jak to się stało, ale na moich zębach znalazła się czerwona szminka. Po prostu chodząca beznadzieja
- Dobrze się czujesz? Bo nie dość, że wyglądasz fatalnie, to jaszcze masz taką dziwną minę - Ocknęłam się i przeszłam przez korytarz, siadając na stołku, na którym siedziałam ostatnio. Nie czułam się dobrze, a przynajmniej w tej chwili. Wcale nie dziwiłam się mężczyźnie w aucie, że patrzył na mnie, jakbym spędziła co najmniej miesiąc w jakimś buszu.
- Daj mi coś do picia - powiedziałam i wyciągnęłam rękę w jego stronę. Po kilku sekundach Red włożył mi w dłoń butelkę wody, którą natychmiast odkręciłam i upiłam łyka.
- Więc, w czyje dobre ręce trafiłaś? - zapytał, odwracając się do mnie plecami. Wyciągał z lodówki dżem i zaczął go jeść łyżeczką. Chwile zastanawiałam się nad odpowiedzią, żeby nie palnąć czegoś, co mogłoby mnie jedynie pogrążyć.
- Poznałam w klubie pewnego chłopaka... - Zaczęłam, patrząc, jak ręka Reda zamiera w pół ruchu. - Kiedy ja piłam, on cały czas, miał mnie na oku, a kiedy nie powiedziałam mu, gdzie mieszkam, zabrał mnie do siebie. Wiem, jak to brzmi, ale musisz mi uwierzyć, że Ed jest dobrym gościem i by mnie nie skrzywdził. W każdym razie ten dzień zaczął się naprawdę dziwacznie i mam nadzieję, że zakończy się już spokojnie.
- Tak, ja też mam nadzieję, że zakończy się spokojnie - mruknął, biorąc kolejną łyżkę pełną dżemu do ust. - Ja i źródełko się o ciebie martwiliśmy. Bardziej źródełko, bo ja wiem, że jesteś już dorosła i chodzisz własnymi drogami, a ona nie może chyba tego zrozumieć. Jej móżdżek nie nadaje na tych samych falach co nasz.
- Martwiła się o mnie? - zapytałam niedowierzająco. Jeżeli to był żart ze strony wujka, to z pewnością nie był śmieszny. A szczególnie dla mnie.
- Jasne, cały czas była ze mną na linii, kiedy powiedziałem jej, że ze mną nie wróciłaś - Skrzywił się i pokręcił głową, przypominając sobie te chwile. Patrząc na niego, domyślałam się, że babcia musiała mu dać nieźle w kość, tylko zastanawiało mnie jedno. Skąd, do jasne cholery babcia miała telefon?
- Od kogo dzwoniła? Przecież jej jedyny telefon, zepsuł się niedługo po moim przyjeździe - Red machnął ręką i odstawił dżem na blat za nim.
- Zaangażowała w to swoje sąsiadki. Zrobiła się rzeźnia, kiedy próbowały rozgryźć, jak działa smartfon, jednej z wnuczek. Maskara - Jęknął, a ja poczułam uśmiech tworzący się na moich ustach. A jednak babcia o mnie nie zapomniała.
- Tak, masakra - potwierdziłam, a mimo to uśmiech nie mógł zejść mi z twarzy. Pomyślałam o tych wszystkich chwilach, gdy babcia była dla mnie matką, gdzie ta prawdziwa załatwiała sprawy dotyczące swojej kariery.
- A tak przy okazji, jakiego rozmiaru są te buty? Nie ukrywam, przydałyby się nowe - Wybuchłam śmiechem i wzruszyłam ramionami. Redowi z pewnością przydadzą się bardziej niż mnie.
Siedzieliśmy przez resztę dnia na ganku domu, którego drzwi były zamknięte. Przypominaliśmy sobie najlepsze chwile z dzieciństwa. Jedna szczególnie przypadła mi do gustu, a zupełnie jej nie pamiętałam. Podobno ujeżdżałam jednego z koni, które kiedyś stały w stajni. Był tak duży i silny, że spadłam z siodła, zanim nawet ujechałam kawałek. Moja noga zaczepiła się o siodło, a ja zwisałam do góry głową, czekając, aż ktoś mnie uwolni. Z opowieści Reda wywnioskowałam, że wyglądało to tragicznie, ale gdyby naprawdę tak było, pewnie bym o tym pamiętała.
Potem rozmawialiśmy o trudniejszych tematach i całe szczęście, jakie odczuwałam, natychmiast ze mnie uleciało. Prawdą było to, że w końcu trzeba zmierzyć się ze swoimi problemami, a nie tylko patrzeć na to, na co mieliśmy ochotę.
- Drzwi trzeba zamknąć, jeżeli zaczynają prowadzić donikąd, December. Nawet jeśli to przysporzy nam wiele bólu, którego nie chcemy - Red zapatrzony przed siebie, na miejsce, które kiedyś tętniło życiem, posmutniał, uzmysławiając sobie, że teraz zostało jedynie zapomnianym domem na poboczu.
Przez resztę popołudnia zastanawiałam się nad znaczeniem tych słów. Moje drzwi przestały dokądś prowadzić już, kiedy postanowiłam je otworzyć, a mimo to byłam zaślepiona nadzieją, że czeka mnie za nimi jakaś przyszłość. Teraz byłam już pewna, że je zamknęłam. Ale nie wiedziałam, czy znowu nie poczuje nagłej chęci otworzenia ich po raz drugi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro