Rozdział 3
DECEMBER
Mocniej zacisnęłam ręce na kierownicy i westchnęłam, spuszczając z płuc długo wstrzymywane powietrze, jakbym w końcu mogła odetchnąć. Ulica rozciągająca się przede mną wyglądała znajomo- betonowe drogi naznaczone dziurami, gdzie można było spokojnie skręcić kostkę, jeżeli się nie uważało. Gdzieniegdzie przy domkach jednorodzinnych, przerdzewiałe siatki, powyginane krzewy i tak metr za metrem. Ten właśnie monotonny krajobraz działał na mnie uspokajająco, nawet jeżeli tego nie chciałam. Wiedziałam, że to jedyne miejsce, gdzie mogłam się tak poczuć. Każdy domek zbliżał mnie do miejsca, gdzie nie byłam od wieków, dlatego byłam lekko poddenerwowana tym, że mogę nie być tu mile widziana. Jednak nie miałam gdzie się zatrzymać i wolałam zrobić to od razu niż odwlekać w nieskończoność.
Zatrzymałam starego chevroleta, przed trochę podstarzałym i zdezelowanym ogródkiem. Z zakamarków mojej pamięci, wygrzebałam obraz, tego samego ogródka przed laty. Zupełnie nie przypominał tego, który teraz miałam przed oczami. Niegdyś kwiaty ułożone w piękne kompozycje, teraz zostały tylko wysokimi chaszczami, które do tego zagradzały drogę do drzwi wejściowych. Płotek zawsze dokładnie pomalowany na biały kolor, teraz przypominał stos desek wyżartych przez termity, leżący w wysokiej trawie. O samym domu szkoda było gadać. Dach gdzieniegdzie miał dziury, a z desek na zewnątrz odpadały płaty farby, które teraz leżały przed drzwiami.
Dobrze znałam swoją babcię i chociaż nigdy nie dbała o to, co pomyślą o niej ludzie, tym razem poziom jej braku wstydu musiał być absolutnie wysoki. Mieszkała tu od zawsze, ale kiedy dziadek odszedł, przestała wychodzić z domu. W głębi duszy bałam się wejść do środka i zobaczyć co za widok na mnie czeka, ale mimo to zrobiłam krok do przodu, zatrzymując się obok przekrzywionej skrzynki na listy. Jeden z inicjałów wygrawerowanych w zardzewiałej skrzynce, wywołał u mnie ogromny ból.
Po śmierci dziadka nikt nie potrafił myśleć jasno, a szczególnie ja. Był jedyną osobą, która zarażała mnie optymizmem do dalszego życia, ale potem to się zmieniło. Ja się zmieniłam.
Wyciągnęłam z tylnego siedzenia samochodu walizkę i czerwoną torbę, którą zarzuciłam sobie na ramię. Rozejrzałam się dookoła i westchnęłam z myślą, że tu mogę zacząć od nowa. Miałam jedynie nadzieje, że tym razem będę podejmowała jedynie dobre decyzje. Takie, dzięki którym będę mogła uniknąć mojego największego wroga. Kłamstwa.
Przeszłam przez wysokie trawy i pokonałam drewniane schody, stając przed drzwiami. Przez chwile się zawahałam, czy zapukać, czy może od razu wejść, ale jednak padło na to pierwsze. W końcu to nie jest mój dom i nigdy nie będzie, choć by nie wiadomo jak bardzo tego chciała.
Zapukałam, ale spotkałam się z martwą ciszą. Uderzyłam w drzwi trochę mocniej, obawiając się, że gdy zrobię to za mocno, drzwi wlecą razem z futryną do wewnątrz. Kiedy i tym razem odpowiedziała mi cisza, przeszłam kawałek, zaglądając do środka, przez okno, które było otwarte. Patrzyłam przez chwile, ale było zbyt ciemno, bym mogła zobaczyć cokolwiek. Gdy będę już w środku, pierwszą rzeczą, jaką zrobię to odsłonie wszystkie zasłony, jakie były.
-Babciu?- zapytałam, wciąż trzymając głowę w ramię okna. Zirytowana tym, że nikt mi nie odpowiedział, jęknęłam. Przecież ona nie wychodziła z domu, to było nie możliwe, żeby akurat teraz jej nie było. Poza tym zostawiła otwarte okno, ale wątpię, że ktoś chciałby się włamać.
Bez zbędnych przemyśleń, wrzuciłam torbę przez okno, następnie przyszła kolej na moją walizkę. Kiedy leżały już spokojnie na podłodze, jedną nogę przerzuciłam przez ramę i schyliłam głowę, żeby w spokoju wsunąć się do środka. Wciągnęłam drugą nogę i stanęłam na podłodze, która pod moim ciężarem zaczęła skrzypieć.
Rozejrzałam się dookoła i ręką zaczęłam krążyć po ścianie, szukając włącznika, żebym mogła zapalić światło. Kiedy w końcu znalazłam, poczułam jak na moich palcach, zaczął zbierać się kurz. Pomieszczenie wypełniło się jasnym światłem, a ja nareszcie mogłam zobaczyć, jak wygląda tu po tych wszystkich latach.
Przede mną stał stary, zakurzony fortepian, na którym kiedyś grał dziadek, żeby rozluźnić atmosferę panującą między nami. Konflikt zawsze był w naszej rodzinie i jak dobrze pamiętam, nigdy się nie skończył.
Obok niego było wejście do pokoju, w którym zazwyczaj wszyscy się zbierali, żeby obejrzeć telewizje. Kiedy spojrzałam na lewo, o mało co nie zadławiłam się powietrzem. Pod ścianą były poustawiane najpiękniejsze kwiaty, jaki widziałam w życiu. Miały takie żywe kolory, a doniczki, w których były powsadzane, błyszczały, niektóre z pięknymi ozdobami inne z kolorowymi tasiemkami dookoła. Kiedy podeszłam, żeby je dotknąć, podłoga za mną zaskrzypiała, a na moim ramieniu wylądowała drobna, koścista dłoń.
-December, dziecko, dlaczego się tu zakradasz? Chcesz, żebym zawału dostała?- Odwróciłam się i pochyliłam głowę, żeby móc zobaczyć babcie. Musiała trzymać się bardzo dobrze, bo kiedy po raz ostatni ją widziałam, była nieobecna, teraz znowu mogłam zobaczyć u niej błysk w oku. Siwe włosy miała związane na czubku głowy, a na sobie letnią sukienkę w kwiaty. Pomimo kilku dodatkowych zmarszczek, nic a nic się nie zmieniła.
-Przepraszam, pukałam, ale chyba nie słyszałaś- powiedziałam, czując, jak mierzy mnie spojrzeniem od góry do dołu.
-To, w jaki sposób się tu dostałaś?- Znacząco zerknęłam na otwarte okno, a babcia zawędrowała za moim spojrzeniem i głęboko westchnęła.
-Musisz uważać, babciu. Nigdy nie wiesz, co komu strzeli do głowy- Odwróciłam się z powrotem do kwiatów, a za sobą usłyszałam, jak babcia zamyka okno. Kiedy nie dawała sobie rady, podeszłam, żeby jej pomóc. Najwyraźniej musiało być zepsute, bo ledwo co się domykało, ale ostatecznie udało nam się je zamknąć, dostawiając do niego jedno z krzeseł.- Masz piękne kwiaty, zaczęłaś wychodzić z domu?
-Nie, sąsiadki przynoszą, kiedy ich kwiaty zaczynają więdnąć. U mnie dostają nowe życie.- Otworzyłam usta, żeby coś odpowiedzieć, ale babci zniknęła już, wychodząc z pokoju. Chcąc nawiązać z nią lepszy kontakt, poszłam w jej ślady. Będę tu mieszkała przez jakiś czas, więc lepiej mieć babcie po swojej stronie, nawet jeżeli musiałabym się bardzo postarać, żeby odzyskać jej zaufanie.
Weszłam do ciemnego pokoju, ale natychmiast znalazłam włącznik światła, na lekko przybrudzonej ścianie. Tu nic, a nic się nie zmieniło. Każdy element wyglądał tak samo, jak przed laty, kiedy byłam jeszcze dzieckiem. Pomarańczowe ściany, trochę wypłowiały, ale za to bordowa kanapa wciąż trzymała niezłą formę. Także i w tym pokoju nie zabrakło kwiatów, wisiały powieszony na linkach, a niektóre stały na podłodze, albo komodzie, która stała pod ścianą. Jednak to, co stało naprzeciwko kanapy, najbardziej przyciągnęło moją uwagę. Stary telewizor, pamiętający jeszcze początek lata dziewięćdziesiątych. Przejechałam dłonią po jego czarnej obudowie i uśmiechnęłam się, przypominając sobie, jak siedziałam przed nim, pochłaniając płatki śniadaniowe. Stał wtedy na małym stoliku, ale teraz zmienił miejsce, stojąc na pewnie nowej szafce, w kolorze mahoniu.
-Twoja matka dzwoniła- Uśmiech natychmiast zniknął z mojej twarzy, pozostawiając na niej zaledwie grymas.
-Czego chciała?- Zabrzmiało to, jakbym warknęła, wręcz jak drapieżnik pilnujący swojego terytorium. Znając moją matkę, próbowała nagadać babci, żeby nawet nie wpuszczała mnie do domu, a od razu pogoniła miotłą.
-Kazała ci wracać. - Bardzo rozbawiona tą sugestią, wróciłam do oglądanie pokoju. Nie miała prawa, na pewno nie po tym, co zrobiła. Kilka tygodni temu podjęła decyzję o wyrzuceniu mnie z domu, bez jakiegokolwiek zabezpieczenia finansowego. Najwyraźniej teraz jej się odwidziało, ale ja miałam dobrą pamięć i byłam pewna, że nie zapomnę jej tej decyzji.
-Nie wrócę tam- odparłam, krzyżując ręce na piersiach. Przez chwile babcia uważnie mi się przyglądała, ale kiedy zdała sobie z tego sprawę, natychmiast odwróciła się do mnie plecami.
-Nie musisz tam wracać, ale myślę, że powinnaś porozmawiać z matką- Westchnęła, ale nie patrzyła na mnie, wpatrzona w jeden punkt przed sobą.- Nie można wiecznie żywić do kogoś urazy, December. Musisz nauczyć się wybaczać.
-Jasne, ale tylko wtedy kiedy ona zrobi to pierwsza- powiedziałam z odrazą, jakby to w ogóle było możliwe. Moja matka i wybaczania? Prędzej zdechnie, niż to zrobi. - Pójdę się rozpakować- oznajmiłam i szybkim krokiem przeszłam przez pokój, biorąc moje bagaże. Nie miałam tam zbyt wiele. Za pieniądze, które miałam uzbierane, kupiłam parę nowych rzeczy, ale musiałam też myśleć o tym, żeby starczyło mi paliwa, na drogę, którą musiałam przebyć. Na szczęście udało mi się dobrze obliczyć, chociaż nigdy nie byłam dobra z matematyki.
-Wiesz, gdzie jest twój pokój?- Kiwnęłam twierdząco głową, kiedy przechodziłam obok babci. Nie patrzyła na mnie, podświadomie obawiałam się, że ona również chowa do mnie urazę.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam łóżko, które zajmowało prawie cały pokój. Nie był on duży, bo kiedyś był to schowek, na różne sprzęty dziadka, ale sąsiad pomógł babci przerobić go na mały pokoik. Nie wybrzydzałam, nie było mi wiele potrzeba, chociaż jeszcze nie dawno miałam większe mieszkanie, niż cały ten dom.
Rzuciłam walizkę na łóżko, a sama wczołgałam się na nie, bo nie było praktycznie żadnej innej opcji, żeby wypakować się na stojąco. Kiedy złapałam za zamek, od torby, żeby wyciągnąć ubrania, telefon w mojej kieszeni, rozdzwonił się, powodując, że podskoczyłam przestraszona.
-Halo?- zapytałam, próbując uspokoić szaleńcze bicie serca.
-Hej, L. Nawet się nie pożegnałaś- Kiedy po drugiej stronie usłyszałam znajomy głos, mój oddech się uspokoił, a ja oparłam się o ścianę, wygodnie siadając na łóżku.
-Wiem, przepraszam, miałam ostatnio dużo na głowie- odpowiedziałam, czekając na jego reakcje. W międzyczasie złapałam za torbę i zaczęłam wykładać z niej powrzucane byle jak ubrania. Usłyszałam westchnięcie i ciche słowa, które nie były skierowane do mnie.
-Rozumiem, bez ciebie mamy tu niezły bajzel. Jesteś pewna, że nie chcesz wrócić?- Kiedy usłyszałam to pytanie, moja ręka zamarła na jaskrawo czerwonej koszulce.
-Mike, przecież dobrze wiesz, że nie. Chcę zacząć od nowa- Zamknęłam oczy, a kiedy je otworzyłam, zobaczyłam babcie, która najwyraźniej postanowiła podsłuchać moją rozmowę. Szybko wstałam z łóżka i zamknęłam drzwi, wracając do poprzedniej pozycji.
-Jasne, L. Tylko tym razem uważaj, żeby nie wpaść w jakieś gówno. Pamiętaj, ja zawsze wierzyłem, że jesteś zdolna do czegoś lepszego - Zrobiło mi się ciepło na sercu, a pod powiekami poczułam nagromadzone łzy. To było miłe, a przede wszystkim szczere, dlatego tak bardzo mnie wzruszyło. Jednak szybko się wyprostowałam, hamując łzy i uśmiechnęłam się, najszerzej jak mogłam.
- Wiem. Nie martw się, ja zawsze sobie poradzę, prawda?- Włożyłam kilka koszulek i parę spodni do szafki nad łóżkiem i rzuciłam pustą torbę w kąt pokoju.
- Prawda. Słuchaj L, miło się gada, ale robota wzywa. Pogadamy później. - Zanim zdążyłam się odezwać, rozłączył się, zostawiając mnie samą.
Rzuciłam telefon na pościelone łóżko i przez chwile zatrzymałam wzrok na tapecie. To wszystko było już bez znaczenia. Skończyło się w chwili kiedy po wielokrotnych kłamstwach powiedziałam rodzinie prawdę. Jak się okazało bolesną prawdę. Nie mogli na mnie patrzeć, brzydzili się mną, gardzili. Zostałam osądzona, nawet bez wyjaśnienia, dlaczego to zrobiłam, jaki miałam w tym cel. Zostałam sama, bez możliwości naprawy tego wszystkiego, bo to było jasne, że czasu nie cofnę, nie cofnę tego wszystkiego, co się stało.
Teraz zostałam samą z babcią, która najwyraźniej nie chciała mieć ze mną do czynienia. Z nienormalną matką, która przetrząśnie pół stanu, żeby sprowadzić mnie z powrotem na uczelnie, żeby tylko jej znajomi niczego się nie domyślili. Zostałam sama z każdym kłamstwem, które przyległo do mnie jak mokre ubranie. Najgorsze było to, że nie potrafiłam się ich pozbyć, zdobywając się na szczerość. Na samą prawdę i tylko prawdę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro