Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 12

DECEMBER

  Szczękając zębami już po raz setny, siedziałam na schodach przed budynkiem, czekając aż mój nowy szef, otworzy drzwi. Powiedział, że miałam być rano, tak więc już od półgodziny siedziałam, obejmując nogi ramionami, co chwila je pocierając, by trochę się rozgrzać. Na zewnątrz oprócz mnie nie było żywej duszy, wiedziałam, że było dosyć wcześnie i zaczęłam się zastanawiać, dlaczego miałam przyjść akurat o tej godzinie.

Obróciłam głowę w stronę drzwi wejściowych i spojrzałam na kartkę z godzinami otwarcia. Jednak powieszona była obok recepcji, dlatego też musiałam wstać, aby zobaczyć, co było na niej napisane. Kiedy podeszłam do drzwi, wytężyłam wzrok, by dokładnie zobaczyć, ale kiedy udało mi się odczytać zapisane na niej informacje, zamiast zimna wezbrała się we mnie złość. Czułam, jak rozpala mnie od środka, gdy tak stałam, patrząc na godzinę otwarcia zapisaną na kartce. Godzina ósma rano.

Wyciągnęłam telefon z kieszeni i natychmiast spojrzałam na ekran. Dochodziła szósta, co znaczyło, że byłam o dwie godziny za wcześnie. Opuściłam rękę z telefonem i opadłam z powrotem na schodek przed drzwiami. Co ja sobie myślałam. Nikt o zdrowych zmysłach nie dałby mi pracy od ręki i to jeszcze w takim miejscu. Przecież praktycznie nie miałam doświadczenia, a szczególnie na recepcji. Dundee mnie wystawił i teraz pewnie się zaśmiewał z tego, że naiwna dziewczyna była pewna, iż dostała tę pracę.

Już zamierzałam się podnosić i iść z powrotem do domu, gdy nagle zobaczyłam idącego spacerkiem mężczyznę. Trzymał w ręku teczkę, którą co chwilę machał w przód i w tył. Wzrokiem pojechałam wyżej, patrząc na jego beżowy płaszcz, sięgający do połowy łydki. W końcu trafiłam na twarz, którą zakrywały jasne kosmyki włosów. W momencie, gdy uniósł głowę, nasze spojrzenia się skrzyżowały, a na jego twarzy zagościł promienny uśmiech.

- Witam panienkę – Dundee stanął na pierwszym stopniu, powodując, że spokojnie mogłam patrzeć na niego z góry. Wyciągnął lewą rękę przed siebie, odsłaniając rękaw płaszcza i spoglądając na zegarek. Jego mina wyrażała zadowolenie, kiedy z powrotem przeniósł na mnie swój wzrok. – Punktualna. Bardzo mnie to cieszy, a teraz zapraszam do środka, bo mi pani jeszcze zamarznie.

- Dlaczego miałam przyjść tak wcześnie, skoro kartka z godzinami otwarcia wyraźnie wskazuję na godzinę ósmą? – zapytałam, nadal nie mogąc pozbyć się gniewu, jaki się we mnie zgromadził. Chociaż mimo wszystko, czułam się spokojniejsza w momencie, gdy zobaczyłam doktora Dundee'ego.

- Chciałem jedynie zobaczyć, czy traktuje pani poważnie moją propozycję – Doktor włożył klucz w zamek i przekręcił dwa razy, następnie ciągnąc drzwi do siebie. Przepuścił mnie w drzwiach, a ja nie czekałam ani chwili dłużej. Kiedy weszłam do pomieszczenia, zaczęło mi się robić coraz cieplej.

- Propozycje? – zapytałam, odwracając się do mężczyzny, który zdjął płaszcz i powiesił go na wieszaku, stojącym obok.

- Propozycję pracy, rzecz jasna – Podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy. – Na stoliku za panią leży formularz. Proszę go wypełnić i zanieść do mojego gabinetu – Zanim zdążyłam się odwrócić, żeby to sprawdzić, doktor zaczął kontynuować – Tam są wszystkie ważne informacje, dotyczące tego stanowiska. Myślę, że nie będzie z tym kłopotu. Ma pani ochotę się czegoś napić?

- Tak, dziękuje – Lekko oszołomiona, odwróciłam się za siebie, patrząc na stolik, gdzie leżały trzy kartki zapełnione drukiem. Dundee ominął mnie, idąc korytarzem w stronę swojego gabinetu.

- Proszę się tu poczuć jak u siebie. Ekspres jest za drzwiami po prawej stronie od recepcji – Zatrzymał się przed drzwiami i ponownie na mnie spojrzał. – Czarną bez cukru, poproszę.

Wszedł do gabinetu, nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź. Zmarszczyłam brwi i rozejrzałam się po poczekalni. Niby nic nadzwyczajnego, ale teraz to była moja nowa praca. Pozwoliłam sobie na chwile szczęścia i wyrzuciłam ręce do góry, bezgłośnie krzycząc z radości.

Od razu zabrałam się za wypisywanie formularza i przeczytanie wszystkich informacji, jakie musiałam wiedzieć. Nie była to wyczerpująca praca. Miałam jedynie odbierać telefony, powiadamiać ludzi, kiedy mają wejść i oczywiście wypełniać daty następnych wizyt. Po zapoznaniu się ze wszystkim złożyłam końcowy podpis na dole kartki i razem z kawą w drugiej ręce dziarskim krokiem ruszyłam do gabinetu Dundee'go.

Nie chciałam pognieść dokumentów ani wylać kawy, dlatego lekko kopnęłam w drzwi, zamiast pukać. To był mój pierwszy dzień i nie chciałam go zawalić. Jeszcze nie dzisiaj.

Po drugiej stronie usłyszałam donośny głos, pozwalający mi wejść do środka. Uchyliłam drzwi, starając się nie wyglądać jak ofiara, która nie radzi sobie z najprostszym zadaniem, jakim było przyniesienie kawy i dokumentów. Podeszłam do biurka, nad którym pochylony doktor sprawdzał jakieś zapiski. Położyłam kawę na miejsce, które było wolne od kartek różnego rodzaju i odwróciłam się do doktora, trzymając papiery w ręku.

- Dobrze, dziękuje – Zabrał ode mnie dokumenty, tylko przez moment rzucając na nie spojrzenie, a następnie wyjął długopis z fartucha i złożył na nich swój podpis. – Zaraz obok mojego gabinetu, jest szatnia. Proszę znaleźć tam swój rozmiar i przebrać się w strój, jaki tu obowiązuje.

Skinęłam głową, chociaż mężczyzna nawet nie zaszczycił mnie swoim spojrzeniem. Ruszyłam do drzwi, ale głośne uderzenia czegoś ciężkiego na blat biurka mnie zatrzymało.

- Pani Laredo, chciałbym, żeby pani wiedziała, iż miałem przyjemność rozmawiać wczoraj z doktorem Crovnerem – Odwróciłam się i nasze spojrzenia się skrzyżowały. – Jest mi niezmiernie miło, mieć za pracownika jedną z lepszych studentek. Bardzo się cieszę na tę współpracę.

Odetchnęłam z ulgą, gdy tylko te słowa opuściły jego usta. Z Crovnerem nie zawsze się dogadywaliśmy, a szczególnie przy zakończeniu naszej znajomości. Nie wiedziałam, co zmusiło go do tego, żeby wystawić mi tak dobrą opinię. Zanim zdążyłam powstrzymać myśli od drogi w tamtą stronę, przed oczami natychmiast stanęła mi matka, wręczająca kopertę doktorowi. Miałam tylko nadzieje, że wyobraźnia płata mi figle.

- Dziękuje, ja również bardzo się cieszę – Odwzajemniłam uśmiech i wyszłam za drzwi, starając się wyrzucić obraz sztucznie uśmiechającej się matki z głowy.

*****

Po kilku godzinach spędzonych za recepcją, zrozumiałam, że jednak nie jest tak łatwo, jak mi się wydawało na początku. Od razu po otwarciu, przez drzwi przewinęło się kilka osób. Zadawały masę pytań, gdzie na połowę nie mogłam znaleźć odpowiedzi, dlatego szukałam po papierach, które leżały na recepcji. Nie dawno starannie ułożone, teraz porozwalane dosłownie wszędzie. Prześwitująca biała bluzka przyległa do mojego ciała niczym smoła, a na moje nieszczęście ubrałam dzisiaj czarny stanik. Spodnie niemiłosiernie opinające się na mojej pupie, też nie mogły poszczycić się wygodą.

- Czy ja mogę już wejść do gabinetu doktora? Byłam umówiona godzinę temu, a do tej pory nie mogę wejść – Kobieta, stanęła naprzeciwko mnie, trzymając za rękę małą dziewczynkę, która wydawała się tak samo nieprzyjemna, jak jej matka. Obie miały miny, jakbym była odpowiedzialna za całe zło świata.

- Przykro mi, ale u doktora jest jeszcze pacjent – powiedziałam i natychmiast obróciłam się do telefonu, który rozdzwonił się na blacie. Gdy podnosiłam słuchawkę, dzwonek nagle ustał.

- Nie, to mi przykro, ale nie będę tyle czekała – Już miałam zamiar oddzwonić na numer, gdy kobieta ruszyła przez korytarz w stronę gabinetu.

- Tam nie wolno wchodzić! – Krzyknęłam za nią, ale w momencie, jak już wychodziłam zza recepcji, telefon ponownie się rozdzwonił. – Słucham?

Wiedziałam, że zapomniałam formułki, której powinnam użyć, za każdym razem, gdy odbiorę telefon, ale teraz było to nieistotne. Spojrzałam na osoby, siedzące w poczekalni, niektórzy mówili do siebie, a inni rozglądali się dookoła, jakby wyglądali potencjalnych zabójców. Dwie kobiety siedzące naprzeciwko recepcji, rozmawiały tak głośno, że nawet nie słyszałam swoich myśli.

Odłożyłam słuchawkę z powrotem i już chciałam dogonić tamtą kobietę, ale wychodząc zza recepcji, zahaczyłam biodrem o szafkę, z której wysypało się kilka teczek. Szlag by to trafił! Pochyliłam się, czując jak obcisłe spodnie, protestują, bym schylała się jeszcze bardziej. Jeszcze tego brakowało, bym paradowała z gołym tyłkiem w pracy, którą miałam zaledwie od paru godzin.

Szybko oglądając się na kobietę, która już była pod drzwiami, wpakowałam wszystkie teczki z powrotem do szafki i już chciałam ją zamknąć, gdy cienka teczka ponownie wypadła z szafy. Jej zawartość rozsypała się na ziemię, a ja siarczyście zaklęłam.

Wzięłam wszystkie kartki, które wypadły i wepchnęłam je do teczki, gdy nagle mój wzrok przykuło zdjęcie do niej przyczepione. Wzięłam je do ręki i spojrzałam w intensywnie niebieski oczy, które wydawały mi się bardzo znajome. Wszystkie wątpliwość natychmiast zniknęły, jak zobaczyłam nie równo ścięte włosy, ułożone w delikatnego irokeza.

Spojrzałam na informacje, jakie były zawarte w jego teczce, ale nie znalazłam w niej nic, oprócz wiadomości o jego urodzeniu i tym, że cierpi na zespół stresu pourazowego. Żadnych wzmianek o tym, gdzie mieszka, czy co mu się przydarzyło. Notatki tylko to potwierdzały, zupełnie jakby nic tu nie było. Jednak zanim zdążyłam się nad tym zastanowić, usłyszałam, jak kobieta swoją ogromną dłonią zaczyna uderzać w drzwi, wykrzykując wulgaryzmy pod adresem doktora.

Wrzuciłam teczkę z powrotem do szafki, postanawiając, że przejrzę to w wolniej chwili. Teraz jednak ruszyłam biegiem w stronę nachalnej kobiety, modląc się w duchu, żeby nie zmiażdżyła mnie swoich wielkim cielskiem. December, witaj w nowej pracy.  

  Bardzo przepraszam za tak długą nieobecność. Niestety zbombardowali nas sprawdzianami i nie miałam czasu, by napisać nowy rozdział.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro