Rozdział XIX
Obudziłam się w nieznanym mi jeszcze miejscu, było tu dość jasno, a przynajmniej takie wrażenie dawały pomalowane na biało ściany. Kilka razy pomrugałam oczami by móc wyostrzyć obraz, dopiero teraz zdałam sobie sprawę gdzie jestem – był to szpital szkolny, wiele łóżek ustawionych po kolei, a na niektórych z nich ludzie leżący z jakimś urazem.
Lekko podniosłam swoje ciało do siadu gdy usłyszałam głośny krzyk Jiso.
-Alie! Jeju w końcu się obudziłaś! Tak się martwiłam… - dziewczyna mówiła to przez łzy, chwytając za moją prawą dłoń i siadając na krzesełku obok łóżka szpitalnego, w mgnieniu oka znalazł się obok niej Calv, patrząc na mnie zatroskanym i smutnym wzrokiem.
-Możecie mi powiedzieć co się stało? - czułam jak moje gardło rwało się przy każdym wypowiedzianym przeze mnie słowem. Spojrzeli się na siebie, wymieniając między sobą porozumiewawcze spojrzenie, po czym spojrzeli na mnie, a Jiso zaczęła mówić.
- Alie, jedyne co wiemy to to, że wpadłaś w jakiś trans z którego było cię ciężko wyciągnąć, krzyczałaś i wręcz płonęłaś żywym ogniem jakkolwiek uspokoił cię Tomoe, lecz… - tu dziewczyna zaprzestała mówić, tak jakby sprawiało jej to ból. Wiedziałam do czego jestem zdolna, wiedziałam jak mój dotyk działa na wampiry.
- Co z nim!? - krzyknęłam czując znów jak moje ciało płonie.
- Obecnie leży u siebie w pokoju nadal nieprzytomny… Jego ciało w ogóle się nie regeneruje, krew wciąż jest mu dostarczana, jednak to nie przynosi pozytywnych skutków, wręcz jego stan się pogarsza, nikt nie jest pewien czy przeżyje, a strata Króla Wampirów buntuje innych, przez co w szkole nie da się żyć, wszystkie zajęcia zostały odwołane do czasu nieokreślonego… - to moja wina, to przeze mnie jest w tak ciężkim stanie, nie wybaczę sobie tego jeżeli zginie, nie wybaczę!
Bez żadnego namysłu zerwałam wszystkie kabelki z mojego ciała z zamiarem pójścia do Tomoe, wszyscy starali się mnie zatrzymać, jednak nie dałam za wygraną. Wiedziałam, że jeżeli wejdę do nocnego wiele wampirów wręcz żuci się na mnie z zamiarem zabicia mnie, nie dziwiłam się im – to właśnie ja sprawiłam, że ich król obecnie leży w dość ciężkim stanie.
Pierwsze postawione przeze mnie kroki w nocnym, zwołały setki wampirów, jednak żaden z nich nie miał odwagi do mnie podejść. Nie zwracałam na nich uwagi szłam prosto przed siebie sama nie wiedząc gdzie idę, lecz miałam przeczucie, że nieistniejące serce prowadzi mnie prosto do niego.
Lisi Ogień wręcz się we mnie gotował, przez co ciemne korytarze zostały zastąpione niebieskim błyskiem. Szłam bacznie docierając do pokoju przed którym stało kilka wampirów – wiedziałam, że dobrze trafiłam. Widząc mnie stanęli prosto przede mną chcąc uniemożliwić mi przejście, zatrzymałam się.
- Jeżeli nie chcecie skończyć gorzej niż wasz Pan przepuście mnie. - powiedziawszy to spojrzałam prosto w ich lśniące czerwienią oczy, długo nie musiałam czekać na to by ustąpili mi miejsca. Pchnęłam drzwi wchodząc do czarnego wręcz pokoju, w którym świeciła się delikatnie lampka nocna przy łóżku chłopaka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro