Rozdział XII
-Nie wypowiadaj tego zaklęcia!
-I tak kiedyś zostanie ono wypowiedziane, więc co za różnica czy dziś czy jutro? - spojrzałam w zielone oczy kobiety, która nie wiedziała co ma powiedzieć, jak ma mi pomóc – nie oczekiwałam pomocy, ani słów pocieszenia, już dawno pogodziłam się z tym co mnie czeka.
-Nikt nie widział tego zdarzenia poza polem, więc nie masz o co się martwić, że ktoś cię rozpozna. Uczniowie z innych wymiarów to zdarzenie mieli wymazane…
Kobieta dała mi na zmianę czerwoną bluzę, którą założyłam i wróciłam do swojego pokoju. Usiadłam wygodnie na parapecie opierając się o zamknięte okno, w które biły krople deszczu. Brzydka pogoda nie przeszkadzała mi, a jedynie pomagała w myśleniu i rozważaniu wielu kwestii. Chciałam zostać sama ze sobą, jednak to nie było możliwe. Ktoś zapukał do mych drzwi. Otworzyły się i cicho zamknęły.
-Jak się czujesz? - usłyszałam za plecami znajomy głos. W pomieszczeniu nadal panowała grobowa cisza, chłopak podszedł łapiąc mnie za rękę i przyciągając ją lekko do siebie. Moje niebieskie oczy spotkały się z jego, czerwonymi tęczówkami. Widziałam w nich ból i troskę.
-Nic mi nie jest i puść moją dłoń bo znowu się poparzysz…
-Nie chcę. - odpowiedział stanowczo.
-Puszczę dopiero wtedy, jak zejdziesz z tego parapetu i pójdziesz ze mną na bal. - zaskoczył mnie.
-Nigdzie nie idę, nie lubię takich imprez.
-W takim razie zostaję u ciebie. - spojrzałam na niego jak na idiotę.
-Jaja sobie robisz?
-W żadnym wypadku. - pokręcił stanowczo głową. Zeszłam z parapetu siadając tym razem na łóżku po turecku. Chłopak zrobił to samo.
-Przesadzasz. - szarpnęłam dłonią starając się ją wyrwać z jego uścisku. Widząc, że to na nic przewróciłam oczami i dałam za wygraną.
-Ale wiesz, że nie powinno cię tu być? Nocny jest po drugiej stronie. - nagle się położył zajmując większą część łóżka. Kompletnie mnie olewał. Postanowiłam czuć się jak ’’u siebie w pokoju’’, położyłam więc nogi na jego brzuch wiercąc się przy tym.
-Nie za wygodnie Ci? - dodał gdy ’’przypadkiem’’ walnęłam go w buzię.
-Ja jestem u siebie, to ty jesteś nieproszonym gościem, nawet nie znam twojego imienia.- lekko zachichotał podnosząc się do siadu.
-Myślę, że moje imię jest Ci dobrze znane.
-I jak, wygraliście? - zapytałam przykrywając się szczelnie kocykiem oraz pomijając jego odpowiedz dotyczącą imienia.
-Po tym jak Harry cię zaatakował, zostali usunięci przez co wygraliśmy. - eh musiał przypomnieć to zdarzenie.
-Zauważyłam że coś z nim jest nie tak, więc zareagowałam.
-Ryzykując życiem? Przecież mi by się nic nie stało, jestem wampirem rany się zagoją na moim ciele… - powiedział jak do idioty patrzeć się tymi czerwonymi oczami, przez które lekko się bałam bo panował półmrok w pokoju, jedynie oświetlał pomieszczenie księżyc zaglądający przez okno.
-Na moim też się zagoją, a też i tak przyjdzie czas, w którym zostanę zabita.
-Tak, widać jak się goją. - wskazał palcem na moją bluzę, która była już cała przemoczona przez ognistą ciecz.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro