Rozdział X
-Ostatnio dość często się widujemy, nie sądzisz? - zapytałam dalej się bujając.
-Nie moja wina, że wszędzie gdzie mam ochotę pójść jesteś ty. - powiedział opierając się o belkę huśtawki. Zatrzymałam się.
-Rany się już zagoiły?
-Jak widzisz, tak. Nie wiem czemu się tak o to martwisz, chyba wiesz że wampiry szybko się regenerują.
-To dobrze, cieszy mnie to.
-Mogę cię o coś zapytać? - kiwnęłam głową.
-Zastanawia mnie jedna rzecz, mianowicie to że nie słyszę bicia Twojego serca. - te słowa zmroziły moją nieistniejącą krew w żyłach. Wiedziałam, że spotkanie z jakimkolwiek wampirem nie przyniesie nic dobrego.
-Wydaje Ci się. - huśtawka lekko nadal się bujała, zapadła cisza z którą sobie nie radziłam.
-Sądzę, że mam dobry słuch więc to nie może być pomyłka, dodatkowo zauważyłem, że Twoja krew nie ma barwy czerwonej, a niebieskiej. Dochodzi do tego jeszcze wręcz biała porcelanowa skóra, która rani. Jest coś o czym nikt nie wie, prawda? - trafił w sedno, zauważył wiele szczegółów w tak krótkim czasie, nie mógł być przeciętnym wampirem. Ścisnęłam łańcuchy huśtawki zbyt mocno przez co stopiły się a ja wylądowałam na równych nogach, całe moje ciało kipiało od niebieskiej cieczy, wręcz czułam to, że zaczynam niebezpiecznie świecić, zbyt wiele o mnie wiedział – zagrażało mi to.
-Nie interesuj się nie swoimi sprawami, rozumiesz? To może się dla ciebie źle skończyć ostrzegam cię, a kiedy dojdzie do konfrontacji Twoje wampirze zdolności nic Ci nie pomogą. - ostatni raz spojrzałam mu prosto w oczy, odwróciłam się na pięcie i wróciłam do pokoju. Nie miałam z czego mu się tłumaczyć, sytuacja tego nie wymagała, lecz dziwiłam się, że tyle zauważył. Miałam wrażenie, że stanowi jakiegoś rodzaju władzę wśród wampirów – świadczyło o tym nawet zdarzenie ubiegłej nocy, gdy wymusił na wampirzycy przeprosiny.
Ostatnie dni spędzone w pensjonacie minęły szybko, nastał czas powrotu do uczelni. Przez następny tydzień nie spotkałam się ani razu z Tomoe, dziwiło mnie to lecz i było mi na rękę – nie drążył tematu.
**
Rozpoczął się czas zawodów, o czym mowa? Uczniowie z innych wymiarów przybyli do nas aby dosłownie się naparzać. Wybrano trojga najlepszych uczniów ze szkoły, którzy mieli za zadanie współpracując ze sobą pokonać przeciwników w walce wręcz. Grup było łącznie z naszą uczelnią pięć więc zawody rozpoczęły się o świcie, aby wieczorem można było je uczcić zabawą do rana.
Miały się one odbyć w specjalnie przygotowanym pomieszczeniu, które przedstawiało normalną polanę, konkurs nie mógł być realizowany na świeżym powietrzu w słoneczny dzień z powodu ras uczestników, znajdowali się tam przedstawiciele wampirów. Z tego co powiedziała mi Jiso naszą szkołę reprezentowali Fergus Zamy (wilkołak), Rare Cebil (wróżka) i Tomoe co dziwiło mnie najbardziej.
Zasady walki ograniczały się jedynie do braku używanie narzędzi ostrych zagrażających życiu, reszta chwytów była dozwolona. Osoba, która padła na podłogę i po upływie pięciu sekund nie podniosła się była eliminowana z gry – drużyna przegrywała po stracie wszystkich uczestników. Pole walki było ogrodzone specjalnymi falami, które alarmowały o wyjściu spoza pola. Było ono na tyle duże żeby można było popisać się swoimi umiejętnościami.
Razem z Jiso zajęłyśmy wygodne miejsce tuż przed polami walki, aby mieć dobry widok na przebieg wydarzeń. Na dwóch polach zaczęły się pierwsze rozgrywki, na jednym z nich walczyli uczniowie wymiaru 4 i 3, a na drugim 1 i 2 czyli naszego. Wymiary nigdy nie były nazywane słownie, wiedziano o nich jedynie kiedy powstały – wymiar 1 był najstarszym, mającym już ponad siedem tysięcy lat, nasz natomiast powstał 2000 lat po wymiarze pierwszym.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro