Rozdział VIII
Niebezpiecznie zbliżyła się do mojej szyi z zamiarem jej ukąszenia, jednak coś nie poszło zgodnie z jej planem. W jednej sekundzie odsunęła się jak poparzona, w sumie nie dziwiłam się taki był specyfik mojej skóry. Każde niebezpieczne i niewyjaśnione spotkania z moją skórą przez wampira nie kończyło się dla niego dobrze, dlatego właśnie gdy Tomoe złapał mnie za ramiona zastanawiałam się czy i on miał na dłoniach rany i zaczerwienienie spowodowane trucizną, co do czego nie potrafiłam wyjaśnić czemu to właśnie ja miałam zaczerwienienie.
-Co to do cholery miało być?! - zaczęła krzyczeć, a ja jedynie czułam przypływ adrenaliny i złości.
-Fewan, mogę zapytać co ty tu robisz? Chyba dokładnie wiesz o tym, że zakazane jest kąsać dziennych? - wspomniany przeze mnie wcześniej Tomoe znalazł się tuż obok mnie, chwytając za ramiona i przyciągając do swojego ciała, narażając się na kolejne rany. Nie wiem czemu, ale nie bałam się go, a bardziej tego czy nie zrobi sobie krzywdy przeze mnie.
-Przepraszam. - powiedziała dziewczyna upadając przed nim na kolana, czemu?
-Przeproś Alie. - Fewan spojrzała na mnie i jedynie zamruczała pod nosem.
-Powtórz! - krzyknął tak, że aż zadrżałam.
-Przepraszam! Nie chciałam cię skrzywdzić… - szybko wstała z kolan i znikła rozpływając się jak mgła.
-Nic Ci nie zrobiła? - zapytał zabierając moje opadające włosy z szyi, przyglądając się jej uważnie. Zauważyłam jego zdziwienie, co spowodowało że szybko odsunęłam się od niego.
-Bardziej martwię się o Twoje dłonie, możesz mi je pokazać? - zapytałam oczekując na jego ruch bądź odpowiedz. Bez żadnych pytań pokazał mi swoje dłonie na których widać było wiele ran. Skrzywiłam się na ten widok, czułam ból, który sprawiał mi smutek.
-Przepraszam, nie chciałam cię zranić. - po raz pierwszy spojrzałam w jego oczy, które były w odcieniu pięknego brązu, mieniące się czerwienią. W jego oczach było coś magicznego, coś czego nie potrafiłam wyjaśnić.
-Rany się zagoją, większą radość sprawia mi to, że po raz pierwszy spojrzałaś w moje oczy, wcześniej ich unikałaś. - czyli to zauważył. Lekko się speszyłam, spuszczając głowę w dół.
-Dziękuję, że się pojawiłeś. Będę już wracać do pokoju.
-Odprowadzę cię, chce mieć pewność, że nikt już nie będzie stanowić zagrożenia. - lekko uśmiechnęłam się na znak tak miłych słów.
Obudziłam się rano z zamiarem wzięcia prysznica i przygotowania się na śniadanie. Ubrałam czarne rajstopy, zieloną plisowaną spódniczkę i czarną bluzę przez głowę. Dochodziła 8 rano więc wyszłam z pokoju zamykając go na klucz i udałam się na stołówkę, gdzie już czekali na mnie Calv i Jiso. Nałożyłam na talerz warzywną sałatkę oraz wzięłam mrożoną herbatę, po czym ruszyłam do swojego stołu.
-Jak się spało? - od razu przywitał mnie pytaniem Calv.
-Mhm, nawet nawet.
-Jedziesz z nami? - wypaliła pytaniem Jiso.
-Gdzie?
-To ty nic nie wiesz? Znowu to samo… Ty to cały czas jesteś w innym świecie… Dziś jest wieczorny wyjazd na dwa dni do skansenu z wodami termalnymi. Będzie cała placówka, dosłownie! Nawet nocni.
-I to mnie właśnie martwi. - dodał Calv, na jego słowa przytaknęłam.
-Trzeba brać udział w tym wyjeździe? - spojrzeli na mnie pytająco w tym samym czasie.
-Ty tak serio? Halo dziewczyno to jedyny taki miły wyjazd! - czy to naprawdę tak trudne do zrozumienia że nie lubię się rozbierać i nie lubie tłumów? Hmmm, teraz wiem dlaczego w mojej szafie znalazł się ubogi strój kąpielowy – cóż, niby jednoczęściowy jednak i tak za dużo odsłaniał.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro