Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział VI

N-nie. - wyrwałam się z jego ucisku tak bym nie miała styczności z jego odsłoniętym ciałem.

-Dziękuję. - ukłoniłam się i szybko pobiegłam do swojego pokoju, wciąż czując jego rażący wzrok na swoim ciele. Miałam jedynie nadzieje, że przez te kilka sekund nie wyczuł niczego co by mogło być wykorzystane wobec mnie.

**

-Wooo zazdroszczę Ci… - Jiso jak zawsze czuła się jak u siebie w domu, bez pytania weszła do mojego pokoju.

-Czego niby?

-Tego jak Tomoe cię złapał, gdyby nie on leżałabyś na ziemi z grymasem na buzi. - lubi się droczyć.

-Idę wziąć prysznic. - bez większych wyjaśnień ruszyłam do łazienki.

Gorąca woda koiła moje ciało i umysł, który miał już dosłownie dość dzisiejszego dnia. Gdy stanęłam przed lusterkiem dopiero dostrzegłam to, czego wcześniej nie widziałam. Na ramionach miałam czerwone ślady pozostawione od dłoni wampira, na samą myśl o nim poczułam jak ciecz płynąca w moich żyłach buzuje ukazując swój niebieski kolor. Każda żyłka, nawet ta pojedyncza w tej chwili była widoczna, mieniąca się błękitem.

Nie byłam tego świadoma, iż moja moc może na niego działać tak mocno, nawet przez materiał bluzy.

Nastała noc. Wciąż się zastanawiam dlaczego zostałam przydzielona do dziennych, choć tak naprawdę dopiero w nocy czuję, że żyję lecz nie mnie to oceniać, w sumie jeżeli miałabym codziennie widywać nocnych zwariowałabym. Chęć tego by wyjść z pokoju i przejść się po parku nocą zawładnęła moim ciałem, lecz to nie było takie łatwe jakby się wydawało – był zakaz na wychodzenie z pokoi po godzinie 22:00, z powodu życia codziennego nocnych, czyli wyszło na to, że moje plany poszły w niepamięć.

Otworzyłam więc okno i zasiadłam na parapet, tak by mieć dobry widok na piękny księżyc. Miliony mieniących się gwiazd dodawały uroku niebu. Zawsze powtarzałam sobie, że gdzie bym nie była, niebo zawsze będzie takie same, ono się nie zmieni.

-A co, jeśli spadniesz? - nagle usłyszałam głos z dołu przez co straciłam równowagę lecz w ostatniej chwili złapałam się parapetu chroniąc się przy tym przed upadkiem.

-Ostrzegałem. - ten głos.

-A ciebie chyba tu nie powinno być. - powiedziałam starając się nie spojrzeć w dół.

-Nikt nie musi wiedzieć, że tu jestem.

-Boisz się mnie? - nagle wypalił bez zamysłu, głupie pytanie.

-Skąd to pytanie? - co we mnie wstępuje, że w ogóle z nim rozmawiam? Już zdążył rzucić na mnie te swoje zaklęcia?

-Jak cię złapałem uciekłaś w popłochu a w dodatku nawet nie byłaś w stanie spojrzeć mi w oczy. - hah, coś w tym było, miał trochę racji.

-Twój gatunek trochę mnie przeraża, a też nie kipisz czymś w rodzaju ’’zaufanie’’.

-Mylisz się, źle mnie oceniasz. - te słowa nie padły już z dołu lecz za mną, lekko spięłam się czując że jest za mną.

-Przekonaj mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro