Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział I

Jak co dzień wybrałam się do miasta, gdzie kupowałam potrzebne przyprawy i nasiona do uprawy. Ludność przyzwyczaiła się już do mojego wyglądu – mowa tu o długim białym płaszczu z kapturem zasłaniającym całą moją głowę – moja tożsamość musiała nadal pozostać w ukryciu, tu nie było miejsca dla takich jak ja.

Wróciwszy do domu przygotowałam sobie posiłek, a potem zabrałam się do odchwaszczania ogrodu – lubiłam to zajęcie. Nieopodal znajdowało się jezioro, z którego często czerpałam wodę by podlać grunt. Wykonywana przeze mnie praca dawała mi wiele radości, której nie dostałam od nikogo, od najmłodszych lat mojego dzieciństwa. Wracając do domu poczułam zapach palącego się drzewa, to nie mogło wróżyć nic dobrego. Zaczęłam biec w pośpiechu kierując się do chatki, która…płonęła żywym ogniem. Stałam przerażona i nie wierzyłam własnym oczom. Koszyk, który trzymałam w dłoni upuściłam – wszystkie nasiona i warzywa rozsypały się po trawie.

-Patrz, to ona! - o nie, tylko nie to, to nie może być prawda.

Widząc jak dwóch mężczyzn zbliża się do mnie w bardzo szybkim tempie, zaczęłam uciekać, biec ile miałam sił w nogach nie patrząc na to, że krzaki ranią moją skórę, która zaczynała płonąć od złości, smutku i bólu. Co chwilę odwracałam się za siebie, by upewnić się, że już nikt mnie nie goni i tak też było. Spowolniłam kroku, dysząc szybko i nieregularnie. Przystanęłam przy drzewie opierając się o nie. Łzy ściekały po moich policzkach, a opadały przemieniając się w malutkie srebrne kamyki.

**
Obudziły mnie jasne promienie słońca przebijające się przez liście drzew. Głodna i spragniona postanowiłam wstać i pójść w nieznaną mi stronę. Błąkając się tak przez kolejną godzinę w upalny dzień z kapturem na głowie, zaczęło robić mi się słabo, lecz determinacja nie dawała mojemu zmęczonemu ciału odpocząć. Idąc tak napotkałam na strumień wody, lecz nie tak zwykłej jakby mogło się wydawać. Mieniła się ona na różne kolory, a gdy się nad nim pochyliłam nie byłam w stanie ujrzeć swojego odbicia, co wydało się dla mnie bardzo dziwne.

Wyciągnęłam prawą dłoń z zamiarem dotknięcia wody, lecz z sekundą w której moja ręka spotkała się z cieczą, zostałam wciągnięta przez nią. Niepewna tego co właśnie się stało i czy w ogóle żyję otworzyłam oczy, a widok który ujrzałam zapierał dech w piersiach. Piękny las, a tuż za nim polana i wielki budynek wyglądający jak pałac, a wokół niego? Wielu ludzi, nieznanych mi jak ten świat jeżeli mogę tak nazwać to miejsce, w którym się znalazłam.

Powoli wstałam na równe nogi, otrzepując się z piachu. Podeszłam bliżej ostatniego drzewa, zatrzymując się tuż przed początkiem polany. Kiedy tak wyglądałam obserwując ludzi, usłyszałam za sobą głos który mnie wystraszył.

-Kim jesteś? Zgubiłaś się? - zapytał nieznajomy. Jego ton nie był mi wrogi, nie czułam zła kipiącego z jego głosu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro