Chapter 8
Nauczyciele poinformowali nas, że w przyszły piątek odbędzie się impreza, z okazji wiosny.
Nasza szkoła urządza dużo takich balów, nawet bardzo dużo. Z okazji halloween, pór roku, faz księżyca i różnych, przedziwnych rzeczy. Jednak, z drugiej strony to jest fajne. Zawsze musimy mieć maski, więc zazwyczaj nie mam pojęcia z kim rozmawiam.
A raczej, to oni nie mają pojęcia z kim rozmawiają.
Uwielbiam wtedy przychodzić do szkoły.
Teraz siedzę na biologi i bazgrze coś w zeszycie. Pani ma wadę wzroku i nie widzi zbyt dobrze ostatnich ławek, więc tak naprawdę mogę robić co chce. Obok mnie siedzi Luke, który słucha muzyki.
Co jakiś czas przychodzi mi na myśl czy na pewno dobrze zrobiłam. Jednak życie jest tylko jedno. Jeśli postąpiłam źle, to przyszłość to pokaże.
Tego akurat mogę być pewna.
Między nami układ się bardzo dobrze. Lepiej się nawzajem poznaliśmy i dalej poznajemy. Mamy bardzo dużo wspólnych tematów. Między innymi muzyka, czy sport. Ja na przykład uwielbiam oglądać mecze piłki nożnej, lub koszykowej, tak samo jak Luke.
Dalej mu niczego nie powiedziałam, a on nie naciska, za co mu jestem dozgonnie wdzięczna. Myślę, że zaufałam mu na tyle, by powiedzieć prawdę, ale jednak coś mnie w tym wstrzymuję. Mój wewnętrzny głos mówi, że jest za wcześnie, że się ode mnie odwróci, lub że mnie wyśmieje.
Wole już tę drugą opcję, niż trzecią.
- Masz już sukienkę na imprezę?
Zapytał, ni z tąd, ni z owąd, chłopak. Oczywiście, że nie mam. Ta w której byłam dwa miesiące temu jest potargana. Tamtego wieczoru, Matt się na mnie wyżył.
- Nie, nie mam.
Wzruszyłam ramionami, po czym przyjrzałam się swojemu dziełu. Ta kartka cała pomaziana, jest tak piękna, że aż ją wyrwę.
- To jedziemy do Fox. - Zmarszczyłam brwi.
- Niby czym, ciołku?
- Samochodem, ćwoku.
Od jakiegoś czasu tak do siebie mówimy. Ja do niego ciołku, a on do mnie ćwoku. W naszym wydaniu, nie jest to ani trochę obraźliwe.
- A skąd go weźmiesz, co?
- Mam swój samochód, ale nim nie jeżdzę, bo nie mam gdzie, a to jest idealna okazja, aby go ruszyć.
- Tylko, że ja nie mam pieniędzy na sukienkę, więc sorry, ale nie ruszysz swojej maszyny z garażu. - Zaczęłam rysować postać człowieka.
- Ale ja mam, więc ci kupię. I nie przyjmuje odmowy.
Nie miałam co się z nim kłócić. Gdy on coś chcę, to dostanie to i nie ma sprzeciw.
To jest właśnie Luke.
- Kiedy? - spojrzałam na niego pytająco.
- Dzisiaj, zaraz. - Powiedział, gdy zadzwonił dzwonek.
To była nasza ostatnia lekcja, więc spakowaliśmy swoje rzeczy i wyszliśmy z klasy.
- Za pół godziny pod szkołą?
- Okej. - Zgodził się po czym on ruszył w swoją stronę, a ja w swoją.
Weszłam domu, gdzie w kuchni zobaczyłam karteczkę.
Kolejny raz.
Jestem u znajomych. Zostawiłam ci pieniądze na ladzie, żebyś sobie zamówiła coś do jedzenia. Nie wrócę późno, ale tak naprawdę to nigdy nic nie wiadomo.
Mama <3
Spojrzałam na ladę. Mama zostawiła mi 50 złotych. Ja mam w portfelu około 100 zł, więc powinno mi wystarczyć na jakąś sukienkę.
Zamknęłam dom i na powrót zaczęłam kierować się w stronę szkoły. Luke już czekał.
- Ile można na ciebie czekać?! - Wydarł się. - Spóźniłaś się o całe... - Spojrzał na zegarek. - 30 sekund!
- Zamknij się i lepiej już jedźmy.
Nie chciało mi się z nim kłócić. To jest chyba nie mój dzień.
- Dobra, już dobra.
Powiedział, po czym zaczęliśmy się kierować w stronę jego BMW. Jaki ten samochód jest piękny.
Luke otworzył mi drzwi, co było dla mnie dużym zaskoczeniem, a ja zaczęłam się rozglądać po wnętrzu. Chyba się nie obrazi, gdy ukradnę mu go, nie?
-Podoba się, co? - Zapytał z chytrym uśmieszkiem.
- No. Kup mi takie na urodziny! - Wyszczerzyłam się.
- Ło ho ho, dziewczyno. Nie mam tyle kasy.
Tak upłynęła nam mniej więcej cała podróż. Przekomarzaliśmy się i śmialiśmy. On mnie idealnie rozumie. Właśnie, dlatego lubię spędzać z nim czas. Teraz w ogóle nie żałuję tego, że się zgodziłam.
Wręcz przeciwnie.
Teraz dopiero wiem co to znaczy szczęście.
***
-Luke, mam już dość. - Jęczałam. Chodzimy już jakieś dwie godziny po sklepach, a dalej nic nie znaleźliśmy. Mam już tego po dziurki w nosie.
- To będzie nasz ostatni sklep. - Wskazał ręką na jeden z najdroższych sklepów w Fox.
- O nie. Nie ma mowy. - Zdecydowanie pokręciłam głową.
- Oj tak. -
Chłopak zaczął mnie ciągnąć w stronę sklepu, a mi się nie chciało z nim kłócić, więc posłusznie ruszyłam za nim.
Weszliśmy, po czym zaczęłam się rozglądać. Nie miałam zamiaru nic tu kupować, ale popatrzeć nie zaszkodzi. Szczególnie spodobała mi się, taka śliczna czarna sukienka do połowy ud. Była bez ramiączek i z małym trójkątem pod biustem. Łatwiej mówiąc - była śliczna.
Nie wiem ile się w nią wpatrywałam, ale po pewnym czasie usłyszałam obok siebie głos.
- Przymierz ją. - Obróciłam się w stronę Luke'a, który wpatrywał się we mnie intensywnie.
- Niby co? - Udawałam głupią.
- Sukienkę, ciołku, sukienkę.
Pokręcił głową, po czym wcisnął mi ją do rąk i popchnął w stronę przymierzalni. Zaczęłam się przebierać i na koniec przeglądnęłam się w lustrze. Wyglądałam całkiem znośnie.
- I jak?
Zasłona została odsunięta i do środka wszedł Luke. Na mój widok stanął jak wryty. - Wy-wyglądasz pięknie.
Obróciłam się w jego stronę i skrzyżowałam spojrzenie z jego tęczówkami.
Mówił prawdę. Widziałam to w jego oczach.
Luke zaczął powoli się do mnie przybliżać. Nasze twarzy dzieliło, tylko kilka centymetrów. Spojrzał na moje usta, a potem znów w moje oczy. Prawie niezauważalnie skinęłam głową. Nasze usta się spotkały. Ten pocałunek przekazywał miliony uczuć. Wszystko co nas trawiło. Był zachłanny, ale jednocześnie delikatny. Wplątałam palce w jego włosy, a on położył swoje na mojej talii.
Po kilku minutach oderwaliśmy się od siebie, by zaczerpnąć powietrza. Luke oparł swoje czoło o moje, dysząc lekko. Wpatrywaliśmy się w siebie bez słowa.
- Bierzemy ją. - Powiedział.
+!+
Wreszcie coś się zaczyna dziać pomiędzy Luke'iem a Aną !
Tu mamy taki zwyczajny rozdział, a w następnym będzie impreza !
Kto się nie może doczekać ? Ja ! xD
Ewoxxx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro