Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 38

- Ano, to już dzisiaj. Dzisiaj podejmiesz najważniejsze decyzję w swoim życiu. - Szmaragdowe tęczówki wypalały dziurę w moim ciele, kiedy nie chciałam podnieść wzroku.

- Tak. Zdaję sobie z tego sprawę, tato. - Odparłam.

- To już jest nasze ostatnie spotkanie. - Powiedział, a nasze spojrzenia się skrzyżowały. - Już nie będziemy się widywać w snach.

- Dlaczego? - Zapytałam. - Odzyskałam cię, a teraz znowu chcesz odejść?

Tata pokręcił głową.

- To nie tak, że chcę odejść. Kiedy staniesz się demonem, albo Niebiańską Istotą twój umysł będzie całkowicie zamknięty. Nie dam rady do ciebie dotrzeć.

- A ja? Nie dałabym rady coś z tym zrobić?

- Niestety nie, Annabeth. Taki jest już los. To nie my wybieramy co przyniesie przyszłość, mimo że bardzo byśmy tego chcieli. Będzie tak, jak ma być. Nie zmienisz losu, ani go nie oszukasz.

- Ale mogę zmienić przeznaczenie, więc dlaczego nie mogę zmienić losu?

- Ty nie możesz zmienić przeznaczenia. To przeznaczenie pozwala ci na zmiany.

- To jest strasznie poplątane. - Zmarszczyłam nos. - Więc... To jest nasze ostatnie spotkanie, tak?

- Tak, córeczko. Chodź tu do mnie. - Ojciec rozłożył ręce, a ja do niego podeszłam i wtuliłam się w wyrzeźbiony tors taty. - Sylvia dała ci wisior. Mimo tego, co ci zrobiła... użyj go. Kiedy naprawdę będziesz potrzebować pomocy, nie wahaj się. Ona ci pomoże.

- Kocham cię, tato. - Szepnęłam.

- Ja ciebie też, Ano.

- Obiecałam mamie, że znajdę sposób, abyście się spotkali. Jest to w ogóle możliwe?

- Wszystko jest możliwe, córeczko. Zapamiętaj moje słowa.

- Ona cię kocha. - Powiedziałam ze łzami w oczach.

- Przekaż jej, że ja kocham ją bardziej. - Złożył pocałunek na moim policzku i powoli zaczął się oddalać. Albo to ja zaczęłam się oddalać od niego.

***

Leżę na łóżku i tępo wpatruję się w sufit. Rozmyślam nad tym co powiedział mi Adam. Jeśli Luke jest jego bratem, to oznacza, że on sam również jest Niebiańską Istotą.

A przynajmniej tak mi się wydaję.

Usłyszałam jak drzwi od mojego pokoju zostają otwarte. Przekręciłam głowę, by zobaczyć kto zaszczycił mnie swoją obecnością. Luke. Spojrzałam na zegarek, który stoi na szafce obok biurka. Jest dopiero siódma rano. Nie spodziewałam się go, o tak wczesnej porze.

- Co tu robisz? - Spytałam, a chłopak podszedł do mojego łóżka i położył się koło mnie. Objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego ciepłe ciało.

- Już nie mogę odwiedzić swojej dziewczyny?

- Możesz, ale nie o siódmej rano! - Jęknęłam.

- Zostało nam mało czasu. Wolę wykorzystać każdą minutę, zanim to się skończy. - Chłopak nawinął sobie na rękę kosmyk moich włosów.

- Coś się skończy, a coś się zacznie. - Odparłam, unosząc głowę, by spojrzeć mu w oczy. - Skończy się moje życie na krawędzi, a rozpocznie się moje... nasze życie. Bez żadnych wojen, duchów i rzeczy tego typu. Będziemy mieli wieczny spokój.

- A co jeśli to się nie uda? Co jeśli Archanioł kłamie? Jeśli nie ma żadnego sposobu? Co jeśli... - Wpiłam się w jego wargi, nie dając mu dokończyć.

Wplotłam ręce w jego miękkie i puszyste włosy, a ten objął mnie ręką w talii, jeszcze bardziej przysuwając do siebie. Nasze języki toczyły ze sobą wojnę, a ręce wędrowały po całych naszych ciałach. Po kilku minutach oderwałam się od Luke'a, nabierając powietrza i cicho dysząc. Oparłam swoje czoło o jego i tak wpatrywałam się w jego oczy.

- Być może masz rację. Może się coś nie udać, ale teraz się tym nie przejmuję. I ty też tego nie rób. Kocham cię, Luke. Zawszę będę cię kochać, nieważne co się stanie. Oddałam ci moje serce, które na początku było zepsute, a ty je naprawiłeś. Uratowałeś. Po prostu... Kocham cię.

Brunet wpatrywał się we mnie z troską, miłością i jeszcze innymi, przeróżnymi uczuciami.

- Też cię kocham, Ano.

Uśmiechnęłam się i z powrotem położyłam swoją głowę na jego torsie. Chłopak znowu zaczął się bawić moimi włosami, a ja nawet nie wiem kiedy, zasnęłam.

***

Obudziłam się, poprzez miłe smyranie na policzku, które szczerze mówiąc mnie łaskotało. Otworzyłam oczy i pierwsze co zobaczyłam, to roześmiane fioletowe tęczówki Luke'a.

- Jak długo spałam? - Zapytałam z tak zwaną "poranną chrypką".

- Cztery godziny. Już jest jedenasta. - Jęknęłam i z powrotem zamknęłam oczy, przewracając się na drugi bok i jednocześnie schodząc z chłopaka. - Nie ma tak dobrze, kochanie. Trzeba wstawać, przygotować się, porozmawiać... Jest jeszcze tyle rzeczy do zrobienia, więc nie ma mowy o spaniu.

- Mhm... - Mruknęłam i bardziej wtuliłam się w poduszkę.

- Ano, jeśli teraz nie wstaniesz to zjem ci wszystkie lody waniliowe, jakie są w twojej zamrażarce.

To się nazywa szantaż.

- Nie odważysz się. - Powiedziałam, spoglądając na niego, a ten w mgnieniu oka z uśmiechem na twarzy, znalazł się koło drzwi i powoli zaczął je otwierać.

- Chcesz się założyć?

- Luke, proszę... Jeszcze tylko dwie minutki i już wstaję.

Chłopak otworzył drzwi na oścież i wybiegł z mojego pokoju. Dopiero po chwili zrozumiałam co on zrobił, lub ma zamiar zrobić.

Zerwałam się jak poparzona z łóżka i pędem udałam się w stronę kuchni, poprzednio schodząc schodami.

- Luke! - Wydarłam się na cały dom. - Nie waż się zjadać mi lodów waniliowych, bo nie będę się do ciebie odzywać przez tydzień!

Wpadłam do pomieszczenia i pierwsze co przykuło moją uwagę, to trzy osoby, które siedzą sobie na krzesłach i zwijają się ze śmiechu.

- Wy to ukartowaliście! - Wskazałam palcem na rodzicielkę, która próbowała się opanować, ale nie za bardzo jej to wychodziło.

- I tak nas kochasz. - Powiedział Luke, który do mnie podszedł i położył swoje ręce na moich biodrach. Zaplotłam ramiona na piersi i wpatrywałam się w podłogę, udając obrażoną. - Ana, kochanie. Przecież wiesz, że zrobiłbym dla ciebie wszystko. I przysięgam, że nigdy nie zjadłbym twoich lodów, ponieważ już wiem jak by się to skończyło.

Podniosłam szybko głowę i pocałowałam bruneta w nos.

- Masz rację. I tak was kocham. - Powiedziałam i dokładnie w tym samym momencie przypomniałam sobie o Adamie.

- Tu masz śniadanie, słoneczko. Jedz, bo jesteś strasznie chudziutka. - Powiedziała Eliza.

Posłusznie usiadłam przy stole i zajęłam się zjadaniem swoich trzech kanapek z szynką i serem. Luke usiadł koło mnie i wszyscy bez słowa wpatrywali się we mnie, kiedy tak jadłam swoje śniadanie. Szczerze mówiąc to uczucie, gdy ktoś cię cały czas obserwuje jest nie do zniesienia.

- Zamiast wpatrywać się we mnie, to nie moglibyście się wpatrywać w... - Zacięłam się na moment, szukając jakiegoś ciekawego przedmiotu. - Na przykład w ten zegar?

- Jesteś ładniejsza od zegara. - Powiedział Luke, na co pacnęłam go w ramię. - No co? Mówię tylko prawdę.

Zarumieniłam się lekko i spuściłam głowę. Mam nadzieje, że nikt tego nie zauważył.

Gdy skończyłam swoje śniadanie, włożyłam talerz do zmywarki i znowu usiadłam przy stole.

- Dlaczego mam wrażenie, jakbyś chciała nam o czymś powiedzieć? - Spytała Eliza.

Westchnęłam cicho. Przecież oni muszą się o tym dowiedzieć. Luke musi się dowiedzieć, że magiczny jednorożec, jest jego bratem. A tym bardziej Eliza. Przecież, to jest jej drug syn.

- Mówiłam wam o moich spotkaniach z jednorożcem. - Wszyscy kiwnęli głowami. - Dowiedziałam się, że ma on na imię Adam. Właśnie, dlatego spytałam się ciebie, czy kojarzysz to imię, mamo. Podczas spotkania z Sylvią, ona powiedziała mi, że Adam-jednorożec, jest tym samym Adamem, z którym bawiłam się w dzieciństwie. A on sam, powiedział mi wczoraj, że jest on twoim bratem, Luke. A jednocześnie twoim drugim synem, Elizo.

Eliza i Luke wpatrywali się we mnie wytrzeszczonymi oczami.

- To nie może być prawdą. - Wyszeptała kobieta z niedowierzaniem. - Anna powiedziała mi, że zginął. To nie może być mój mały Adaś.

- Kim jest Anna? - Zapytałam ostrożnie.

- Czarodziejką. Kiedy Adam nie wracał kilka dni do domu, po waszym wyjeździe, poszłam do niej, aby ujrzeć przeszłość Adama. Pokazała mi wypadek motocyklowy. W którym umarł mój pierwszy syn. Więc... to na sto procent nie jest on.

- Oczywiście, że jest. - Powiedziałam spokojnie. - Adam powiedział mi, że czarodziejka rzuciła na niego klątwę. Dopóki nie znajdzie swojej prawdziwej miłości, jego ciało się nie zmieni. Pozostanie zwierzęciem. A kiedy już ją znajdzie, zmieni się z powrotem w człowieka.

- Anna by mi tego nie zrobiła.

- Skąd to wiesz? - Eliza popatrzyła na mnie, a w jej oczach widać było przede wszystkim stanowczość.

- Ponieważ jest ona moją matką.


+!+


No widzicie! Już ostatnie kilka rozdziałów, a ja jeszcze potrafię was zaskoczyć.

Przynajmniej mam taką nadzieję xD


Ewoxxx


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro