Chapter 37
Obudziłam się i otworzyłam szeroko oczy. Spojrzałam na zegarek. Szósta rano.
Dokładnie tak, jak powiedziała Sylvia.
Spojrzałam na osobę śpiącą obok mnie. Luke miał lekko rozchylone usta, zamknięte oczy, przez co mogłam przyjrzeć się jego długim, czarnym rzęsom. Jego włosy sterczały na wszystkie strony, a ja nie mogąc się oprzeć, przejechałam po nich palcami.
Chłopak mruknął coś pod nosem, a ja od razu zabrałam rękę. Otworzył oczy, i jeszcze zasypanym wzrokiem wpatrywał się we mnie.
- Ana? - Mruknął cicho.
- Jestem tutaj, Luke. - Szepnęłam.
- Chyba jeszcze śpię. - Powiedział, po czym przewrócił się na drugi bok i znów zapadł w głęboki sen, na co się cicho zaśmiałam.
Niepewnie podniosłam się to pozycji siedzącej i tak, by nie obudzić bruneta, wstałam z łóżka i wyszłam na korytarz. Mimo, że jest dopiero szósta rano, już słyszałam głosy dochodzące z kuchni, gdzie się skierowałam. Zeszłam po schodach i weszłam do pomieszczenia. Mama, razem z Elizą krzątają się po kuchni, ale mnie nie widzą, ponieważ stoją tyłem do mojej osoby.
- A co, jeśli się w ogóle nie obudzi? - Spytała mama zmęczonym głosem.
- Nie musisz się o to martwić, mamo. - Powiedziałam, a kobiety jak na zawołanie, odwróciły się w moją stronę i spojrzały na mnie wytrzeszczonymi oczami.
- Annabeth. - Rodzicielka podbiegła do mnie, zamykając w żelaznym uścisku. - Obudziłaś się. Nic ci nie jest? Co się stało? Dlaczego nie mogliśmy cię obudzić?
Mama zbombardowała mnie pytaniami. Nie mam co się jej dziwić. Gdyby moja córka zapadła w sen na kilka dni, pewnie zrobiłabym dokładnie tak samo.
- Rozmawiałam z Sylvią... - Odsunęłam się od rodzicielki i wskazałam ręką byśmy wszystkie usiadły przy stole. Kobiety skinęły głową i posłusznie usiadły na krzesłach.
- A na mnie nie poczekacie? - Usłyszałam pytanie.
Obróciłam się i dosłownie wpadłam w objęcia Luke'a. Wtuliłam się w chłopaka i wciągnęłam nosem jego zapach, który mnie uspokaja.
- Tak bardzo się o ciebie martwiłem. - Wyszeptał mi do ucha. - Już nigdy nie rób mi czegoś takiego, bo normalnie zawału dostanę.
Zaśmialiśmy się cicho, po czym również usiedliśmy przy stole, a ja mogłam zacząć swoją opowieść:
- Więc... tak jak mówiłam, rozmawiałam z Sylvią. Na początku nie pałała do mnie przyjaźnią, ale potem atmosfera się bardziej rozluźniła. Ona też nic nie wie na temat leku, za to powiedziała mi co nieco na temat lilii. To, że pojawiają się ona na moim tatuażu i gdziekolwiek by nie spojrzeć, to nie jest przypadek. Tak jak powiedziałaś, Elizo oznaczają one miłość, kłamstwo i księżyc. Sylvia wytłumaczyła mi co oznacza "miłość" i "księżyc", ale nie znała odpowiedzi na to, co oznacza "kłamstwo".
- I tylko tyle? To, dlaczego popadłaś, w aż tak długi sen?
- Który dzisiaj jest?
- Dwudziesty pierwszy marca. - Zamknęłam oczy.
Nie kłamała. Tak jak powiedziała Sylvia, obudziłam się dzień przed nocą, podczas której odbędzie się wojna. Ale dalej nie mogę pojąć, dlaczego to zrobiła. I kim są ci cali oni?
- Sylvia dała mi naszyjnik. - Wyjęłam z pod koszulki łańcuszek, na którym znajdował się półksiężyc. - Powiedziała, że jak tylko będę potrzebować pomocy, albo gdy będę chciała z nią porozmawiać, to mam dotknąć wisiorka i wypowiedzieć trzy razy jej imię.
- No dobrze, ale nie odpowiedziałaś na pytanie Amelii. Dlaczego nie mogliśmy cię obudzić? - Spytała Eliza.
- Ponieważ rzuciła na mnie jakiś czar. Powiedziała, że oni jej kazali.
- Kim są oni?
- Właśnie tego nie wiem. - Odparłam.
***
"Adamie, chciałabym z tobą porozmawiać." Przekazałam myśl zwierzęciu, które być może wcale nie jest zwierzęciem, tylko zaklętą w jego środku człowiekiem.
Stoję koło placu zabaw, a dokładniej koło rzeki. Wpatruję się w wolno płynącą wodę i zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam nie mówiąc nikomu o jednorożcu.
O klątwie.
"Słucham cię, Ano." Spojrzałam w prawo, gdzie stała magiczna istota, tyle że tym razem zauważyłam coś, czego nie zauważyłam wcześniej.
Koło ucha jednorożca, znajduję się mała czarna plama, która formuje się w półksiężyc. Gdyby przyjrzeć się dokładniej, widnieje na nim małe białe serduszko.
Przynajmniej nie lilia.
"Rozmawiałam z niejaką Sylvią White i ona powiedziała mi bardzo ciekawe informacje na temat twojej osoby."
"Co masz na myśli?" Spytało zwierzę.
"Mam na myśli to, że ciąży nad tobą klątwa. Tyle, że nie mam pojęcia jaka. Wydaję mi się również, że ty i chłopak, z którym bawiłam się w piaskownicy, to jedna i ta sama osoba."
Zapadło milczenie. Wpatruję się badawczo w Adama, który tępo patrzy się przed siebie, jakby zastanawiając się, czy powiedzieć mi prawdę, czy też skłamać.
"Wiesz, że możesz mi zaufać." Zwierzę spojrzało w moja stronę i staliśmy tak, wpatrując się w swoje oczy. On w moje niebieskie, a ja w jego czarne.
"Wiem, Ano tylko... To nie jest takie proste, jak się może wydawać, ale masz rację. Ja i Adam z twojego dzieciństwa to jedna i ta sama osoba. Tyle, że w innych ciałach." Odparło zwierzę.
"Co masz na myśli?" Tym razem to ja, zadałam to pytanie.
"Owszem. Ciąży nade mną klątwa. Kiedy się wyprowadziłaś, szukałem cię. Znalazła mnie pewna kobieta. Teraz wiem, że to była czarownica. Powiedziała, że jeśli cię znajdę to przepowiednia nie spełni się. Rzuciła na mnie czar, klątwę jakkolwiek to nazwiesz. Powiedziała, że pozbawić mnie zaklęcia, może tylko prawdziwa miłość."
Prawdziwa miłość. To oznacza, że Adam prawdopodobnie musiał się błąkać po całym świecie w poszukiwaniu tej jedynej.
"Muszę powiedzieć ci o czymś jeszcze." Słucham uważnie to, co zwierzę ma mi jeszcze do powiedzenia. "Zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego nigdy wcześniej nie poznałaś Luke'a? W sensie, kiedy byliście dziećmi, a wasze mamy się przyjaźniły?"
Pokręciłam głową zgodnie z prawda. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Jednak, jakby teraz na to spojrzeć, to to faktycznie nie ma sensu. No bo mama opuściła miasto, jeszcze wtedy, kiedy znała Elizę i się przyjaźniły. To, dlaczego ja nie poznałam Luke'a, skoro jesteśmy w tym samym wieku, a na dodatek nasze mamy były najlepszymi przyjaciółkami?
"Ponieważ Luke był bardzo chorowity i nie mógł praktycznie wychodzić z własnego pokoju." Odparł.
"Rozumiem, ale nie sądzę, abyś właśnie o tym chciał mi powiedzieć."
"I masz rację. Skąd mnie znasz?"
Te pytania, powoli zaczynają mnie wkurzać. Czy Adam nie może powiedzieć o co mu chodzi? Nie może tego powiedzieć prosto z mostu?
"Zakładam, że z przedszkola." Odpowiedziałam ironicznie.
"I tu się mylisz. Nasze mamy się przyjaźniły. Nadal się przyjaźnią." Zmarszczyłam brwi. Do czego on dąży?
"Mama czasami wychodziła z domu, mówiąc, że idzie do znajomych. Może ja nawet znam twoją mamę?"
"Nie o to chodzi. Połącz fakty, Annabeth."
Znamy się od dziecka. Nasze mamy się przyjaźniły i podobno nadal się przyjaźnią. Tyle, że rodzicielka mówiła mi, że jej przyjaciółką od zawsze była Eliza. Wytrzeszczyłam oczy.
O mój Boże.
"Ty chcesz mi powiedzieć, że..."
"Że Luke jest moim bratem, a Eliza moją matką."
+!+
Kochani, nawet nie zauważyłam kiedy wskoczyło 50 tys. wyświetleń, a dzisiaj jest już ponad 60 tys.! Dziękuję wam bardzo!
W tym rozdziale jest ponad 1 tys. słów, a mimo to wydaję mi się, że jest jakiś taki krótki. No ale trudno!
Mam nadzieję, że się podoba! X
Ewoxxx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro