Chapter 28
Dzisiaj wypuścili mnie ze szpitala, po dwóch dniach obserwacji, które były dla mnie istną torturą.
Luke praktycznie cały czas był przy mnie. Nie opuszczał mnie na krok. Tak samo mama i Eliza. Z chłopakiem zdecydowaliśmy, że nie powiemy im o tym, co się stało w szpitalu. Nie chcę jeszcze bardziej martwić mamy.
Minęło pięć dni od wypadku.
Zostało dziewięć dni do wojny.
Teraz, siedzę na łóżku w moim pokoju, a naprzeciwko mnie znajduje się Luke. Przyszedł dosłownie minutę temu i od tego czasu nic nie powiedział. Jest zamyślony. Mam wrażenie, że wiem o czym tak zacięcie myśli.
- Dlaczego się samookaleczasz ? - Zadał pytanie, którego tak bardzo się bałam. Wiedziałam, że w końcu dojdzie do tej rozmowy. Luke nie odpuścił by mi, tak ważnego tematu.
Zamknęłam oczy, zastanawiając się nad odpowiedzią. Nie chcę, żeby mnie źle zrozumiał. Nie chcę, żeby się do mnie zraził.
- To dawało mi ukojenie. Mogłam zapomnieć o wszystkich problemach. - Odparłam, po kilku minutach ciszy.
- Jak to się zaczęło ? - Szepnął.
Wzięłam głęboki wdech, po czym zaczęłam swoją opowieść:
- Byłam w pierwszej liceum. Nie znalazłam w klasie, ani w szkole żadnych przyjaciół. Nie ubierałam się jak inne dziewczyny i się tak nie zachowywałam. Stałam się typem cichej myszki. Całkowicie się w sobie zamknęłam. Pewnego dnia podpadłam szkolnej Elicie.
Zrobiłam cudzysłów, przy słowie "Elita", po czym kontynuowałam dalej:
- Postawiłam im się, kiedy śmiali się ze słabszego. Wtedy się zaczęło. - Przełknęłam ślinę. Nie lubię do tego wracać. - Zaczęli mnie wyzywać, nabijać się... Robili wszystko, aby mnie upokorzyć. Zrobiłam to raz. Na próbę. A potem zaczęłam to robić regularnie. Za każdym razem powtarzałam sobie, że już nigdy więcej tego nie zrobię. Jednak wracałam do tego. Zawsze.
- Kiedy zrobiłaś to, po raz ostatni ? - Zapytał.
- W twoim pierwszym dniu w szkole. - Powiedziałam.
Brunet chwilę się zastanawiał, po czym odparł:
- Kiedy popychali cię ? Wtedy, kiedy się im postawiłem ? - Pokiwałam głową. Luke zamknął oczy, lecz po chwili znów je otworzył. Widziałam w nich determinację. - Obiecaj mi, że już nigdy w życiu tego nie zrobisz, Annabeth.
Spuściłam głowę i posłusznie kiwnęłam głową.
- Nie. Powiedz to na głos. I patrz mi w oczy. - Spojrzałam w te piękne liliowe tęczówki i powiedziałam ciche "obiecuję". Chłopak przyciągnął mnie do siebie i zamknął w niedźwiedzim uścisku.
Tak się cieszę, że go mam.
***
Luke po kilku godzinach siedzenia razem, za moją namową poszedł do domu. Powiedziałam mu, że musi opiekować się również swoją mamą. Przecież nie mogę zabierać Elizie syna.
Aktualnie znajduję się w lesie. W tym samym miejscu, w którym znalazłam liska. Prawdę mówiąc, nie mam pojęcie gdzie on jest, ponieważ nie było go w moim pokoju. Być może jest gdzieś w domu, lecz nie mam jak tego sprawdzić, bo mama ciągle jest w pobliżu.
Usiadłam na ogromnym głazie, którego za pierwszym razem w ogóle nie zauważyłam. W sumie, nie ma co się dziwić. Cały jest obrośnięty pięknym, zielonym mchem, który idealnie go ukrywa. Każdy kto by się mu nie przyjrzał, pomyślałby, że to po prostu kupka ziemi.
Nie wiem ile tu siedziałam i rozmyślałam o wszystkim i o niczym, lecz w pewnym momencie poczułam się nieswojo. Jakbym była bacznie przez kogoś obserwowana.
Dyskretnie rozejrzałam się wokół siebie. Niczego nie zauważyłam, jednak przeczucie, że nie jestem tu sama, nie znikało.
- Witaj, Annabeth Black. - Gwałtownie odwróciłam się i ujrzałam pięknego, młodego mężczyznę, który ubrany był w idealnie wyprasowaną białą koszulę i lniane białe spodnie. Biła od niego dziwna jasność, która wręcz raziła mnie w oczy.
- Kim jesteś ? - Cieszyłam się z tego, że mój głos nie zadrżał.
- Archanioł Gabriel we własnej osobie. - Uśmiechnął się szeroko i ukłonił, jak na prawdziwego dżentelmena przystało.
- To Aniołowie nie mają skrzydeł ? - Spytałam z przekąsem. Mężczyzna zaśmiał się cicho. No chyba, nie myślał, że od tak mu uwierzę.
- Nie bój nic. Są schowane. Jak bym wyglądał chodząc po mieście z dwu metrowymi na szerokość, skrzydłami ? - Powiedzmy, że mu wierzę. Przecież, nie każdy człowiek ma tak piękne, jasne niebieskie oczy, które można by było uznać wręcz za białe i niekoniecznie od każdego człowieka bije oślepiające białe światło.
Tak. On jest aniołem.
- Skąd wiesz jak się nazywam ? - Spytałam cicho. Moja pewność siebie nieco opadła. Nie zdziwiłabym się, gdyby mnie nie usłyszał.
- Tam, na górze. - Wskazał ręką niebo. - I prawdopodobnie również na dole, każdy cię zna. Przecież to od ciebie zależą losy całego świata, nieprawdaż ?
- Czego chcesz ? - Niepewnie zadałam nurtujące mnie pytanie.
- Mój pan kazał ci to przekazać. - Wyjął z kieszeni spodni małą buteleczkę, w której połyskiwał kolorowy płyn. - Jeśli to wypijesz, staniesz się w całkowitym stopniu Niebiańską Istotą.
Zmarszczyłam brwi. On kłamie. I co z tego, że jest aniołem ? To przecież nie może być takie proste. No chyba, że...
No chyba, że on chce czegoś w zamian.
- Uwierz mi, nie chcę niczego w zamian. - W tych czasach, to już chyba wszyscy umieją czytać w myślach. - Chcę, abyś była po naszej stronie. Aby dobro wygrało. Nie oczekuję od ciebie niczego więcej. Weź to.
Podszedł do mnie i wcisnął mi w dłoń buteleczkę. Obejrzałam ją dokładnie. Płyn, który się w niej znajdował miał przeróżne kolory. Jak odcienie galaktyki.
Przeniosłam z powrotem wzrok na archanioła.
Dlaczego mam wrażenie, że on kłamie ?
- Wypij to, tylko w ostateczności. Jeśli nie będziesz musiała tego użyć, to nie używaj. Jest możliwość na znalezienie innego sposobu. I ja go znam. Ty również go znasz i cały czas o nim myślisz.
On mówi o krwi. Mówi, że to się uda.
- Jednak nie znasz konsekwencji, które mogłyby cię strasznie dotknąć. Prawda jest taka, że możesz je poznać, dopiero gdy będzie już po wszystkim. Jednak nic nie wiadomo. Jesteś inna, Ano. Jesteś początkiem nowego gatunku. Gatunku, w którym każdy kolejny potomek będzie miał wybór. Dobrze wiesz jaki wybór. I dobrze wiesz, że przyszłość twoich dzieci zależy od ciebie. Wszystko zależy od ciebie.
Pokiwałam głową, anioł zniknął. Tak o prostu. Rozpłynął się w powietrzu. Wydęłam wargi.
Myślałam, że pokaże mi te skrzydła.
+!+
Trala la la coś się dzieję !
Do następnego xxx
Ewoxxx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro