Chapter 2
- Czego chcecie? - spytałam patrząc na Matt'a, lidera paczki w której znajdowała się Jade i reszta tych "popularnych".
Matt jest wysokim blondynem z masą tatuaży i kupą mięśni. Nie wiem, czemu tacy faceci podobają się dziewczynom. Oprócz wyglądu nie ma w nim nic, wartego uwagi. Wiedzy on posiada tyle co nic. Zresztą jak prawie wszyscy w tej całej "Elicie".
Stoją wokół mnie, tak bym nie miała drogi ucieczki. Najgorsze jest to, że jesteśmy w korytarzu, którym nikt nie przechodzi.
Po jakie licho, musiałam pójść akurat tą drogą?
- Czego chcemy? - Udawał, że się zastanawia, pocierając podbródek. - Chcemy czegoś, a raczej kogoś z kogo będziemy się mogli trochę pośmiać.
Nic nie powiedziałam. Bo niby co? Tyle razy już się nim stawiałam, że teraz już w ogóle nie mam na to siły. Prawda jest taka, że na nich nic nie działa. Nawet czyjeś łzy.
Nawet czyjeś cierpienie.
Blondyn podszedł do mnie i mnie popchnął. Poleciałam na chłopaka za moimi plecami, który pokierował mnie w inną stronę. Nie miałam jak się zatrzymać. Nie miałam jak się bronić.
Prawda jest taka, że nie umiem się przed nimi bronić. Jestem za słaba.
Ktoś popchnął mnie tak, że upadłam na podłogę, a z mojego plecaka wyleciały wszystkie książki. Prędko zaczęłam je zbierać i znów wkładać do plecaka. Moje oczy zaszkliły się od łez.
Czasami zastanawiam się, dlaczego oni to robią. Dlaczego się nade mną znęcają. Nic nie przychodzi mi do głowy. Co ja im takiego zrobiłam?
Od początku liceum jestem tak zwaną 'cichą myszką'. Nie odzywałam się do nikogo. Nigdy o nic nie prosiłam. Bywało też tak, że pewnego dnia w szkole, nie zamieniłam z nikim ani słowa. Nawet z nauczycielem. Tak kazali mi rodzice, a kiedy spytałam czemu, to oni odpowiedzieli, że jestem za młoda, aby to zrozumieć. No i tak robiłam. Teraz widać tego skutki.
- No i co teraz będziesz ryczeć? - Spytał inny chłopak, po czym wszyscy wybuchnęli głośnym śmiechem. Wszyscy, oczywiście, oprócz mnie.
Wstałam z podłogi i zasłoniłam twarz włosami. Nie chciałam, by wiedzieli jak na mnie działają ich docinki. Nie chcę, by znali moje słabości. Moje słabe punkty. Bo wtedy wykorzystają je przeciwko mnie.
- Nie jesteś brzydka, ale myślę, że coś dodało by uroku tej twojej twarzyczce. - Powiedział nagle, a wszyscy ucichli. Spojrzałam na niego przestraszona. Już się boję tego, co on wymyślił.
Powoli kierował się w moją stronę. Popatrzył mi w oczy, po czym zamachnął się pięścią i uderzył mnie w policzek. Upadłam na podłogę i drżącą ręką dotknęłam zranionego miejsca.
Bolało jak cholera.
Łzy mimowolnie zaczęły się powoli sączyć po mich policzkach. Nikt dotąd, jeszcze mnie nie uderzył. Nikt nie podniósł na mnie ręki.
- Co tu się dzieję? - Usłyszałam głos Luke'a.
Podniosłam głowę napotykając jego zdezorientowane spojrzenie. Gdy nasze oczy się spotkały, ujrzałam w nich smutek, zrozumienie i złość. Szczególnie to trzecie. Skierował swój wzrok na Matt'a, który patrzył na niego z kpiącym uśmieszkiem.
- To ty jesteś ten nowy? Chcesz się dołączyć? - Z wzroku bruneta dało się wyczytać tylko jedną emocję.
Nienawiść.
- Do czego? Do bicia innych? I ciebie to śmieszy? - Zachłysnął się powietrzem.
- Tak śmieszy mnie. - Potwierdził. - Czemu jej tak bronisz, co? Przecież to główne pośmiewisko szkoły. Nikt się tu do niej nie odzywa. Wszyscy mają ją gdzieś. Popatrz na nią. - Wskazał na mnie palcem. - Popatrz jak się ubiera. Popatrz jak wygląda. Ona jest nikim. Taka jest czysta prawda - spojrzałam na Luke'a. Widziałam w jego oczach współczucie, zwątpienie.
Czym prędzej wstałam i pobiegłam do damskiej toalety. Zamknęłam się w jednej z kabin i pozwoliłam łzom płynąć.
Przez chwile miałam nadzieję. Nadzieję na to, że być może on jest inny od tych wszystkich osób. Liczyłam na to, co niemożliwe. Przez chwilę myślałam, że mi pomoże. Że się za mnie wstawi, ale on jest taki sam jak inny. Taki sam. Pokręciłam głową na swoją głupotę. Tylko raz z nim rozmawiałam. I już miałam jakąś tam głupią nadzieję.
Wyciągnęłam z dna mojego plecaka małą żyletkę. Przyjrzałam się jej dokładnie. Ostrze lśniło w blasku lamp łazienkowych.
Powoli odsunęłam rękaw mojej czarnej bluzy i przystawiłam żyletkę do nadgarstka. Powoli przesunęłam ją po powierzchni skóry. Ból był duży, ale o to przecież chodziło. O to, żebym choć przez chwilę myślała o czymś innym. Udało się.
Zawsze się udaję.
Patrzyłam na strużkę krwi, wypływającej z mojej rany i powoli skapującej na podłogę.
To mnie uspokaja.
Urwałam papier toaletowy i przyłożyłam go do rany. Po upewnieniu się, że nie ma już nigdzie żadnych śladów krwi, wyszłam z kabiny i podstawiłam nadgarstek pod zimną wodę, by zatamowała krwawienie.
Po kilku minutach wyszłam z łazienki i skierowałam się w stronę drzwi wyjściowych.
Nie miałam już dzisiaj, więcej lekcji. Choć nawet jakbym miała, to bym na nie na pewno nie poszła. Jeszcze ktoś by zobaczył moją nową ranę i wtedy to by się dopiero zaczęło. Mimo, że moja sytuacja jest w tej szkole beznadziejna, to wtedy, normalnie, nie miałabym życia.
Wyszłam z budynku i od razu zobaczyłam Luke'a. Stał przy swoim czarnym BMW i ewidentnie na kogoś czekał. Nie patrząc w jego stronę skierowałam się w stronę mojego domu.
- Poczekaj! - Usłyszałam jego krzyk, po którym przyśpieszyłam kroku, niemal biegnąc.
Nie było mi to dane, ponieważ poczułam uścisk na ramieniu, w skutek czego musiałam przystanąć i się odwrócić.
- Czego chcesz?! - Krzyknęłam tak jak on, a w moich oczach znów pojawiły się lżył dzisiaj płakałam. - Ty też chcesz mnie uderzyć? Ponabijać się? To to zrób! A potem zostaw mnie w spokoju.
Ostatnie zdania wyszeptałam, nie mając siły krzyczeć. Nie mam już na nic siły.
Ten, bez żadnego słowa przyciągnął mnie do siebie i zamknął w niedźwiedzim uścisku. Kiedy nasze skóry się zetknęły zobaczyłam to :
Brunet idzie korytarzem, przez nikogo nie zauważany. Jest to może 1-2 gimnazjum. Podchodzi do swojej szafki i wyjmuje z niej książki. W pewnym momencie podchodzi do niego jakiś starszy uczeń. Wytrąca mu wszystkie podręczniki z ręki i popycha go na szafki. Luke się nie broni. Patrzy na niego ze strachem w oczach. Starszak mówi coś do niego, lecz ja tego nie słyszę. Brunet kiwa głową. Potem wszyscy zgromadzeni wokół zaczynają się śmiać. Patrzy na nich ze smutkiem i wychodzi ze szkoły.
Zamrugałam dwa razy oczami.
On wie jak to jest.
+!+
Jest drugi :)
Ewoxxx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro