Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Chapter 1

Siedzę w przedostatniej ławce, czekając aż zadzwoni dzwonek, zwiastujący rozpoczęcie się lekcji.

Jestem ubrana w koszulkę z logiem Nirvany, do tego czarne rurki i czarne trampki. Włosy mam rozpuszczone. Tak jak zawsze.

Nagle mój piórnik i cała jego zawartość wylądowała na ziemi. Długopisy, kredki i reszta przyborów, rozsypały się na podłodze.

Spojrzałam na winowajcę. A raczej winowajczynię. Obok mojej ławki, z głupawym uśmieszkiem na ustach, stała farbowana blondyneczka o imieniu Jade.

- Oj, przepraszam. Nie chciałam. - Powiedziała z sarkazmem, a jej paczka zwijała się ze śmiechu po drugiej stronie klasy.

Obdarzyłam ją, jedynie piorunującym spojrzeniem i schyliłam się. Zaczęłam zbierać swoje rzeczy z podłogi.

Właśnie w tym momencie, zadzwonił dzwonek i uczniowie zaczęli wchodzić do klasy.

Można powiedzieć, że w tej klasie każdy ma przydzielone swoje własne miejsce. Ci "popularni" siedzą zawsze pod oknem. "Kujoni", jak można się domyślić, w pierwszych ławkach. A tacy jak ja, siedzą zazwyczaj pod ścianą, albo po prostu tam, gdzie jest wolne miejsce.

Prędko wstałam z moim piórnikiem i usiadłam na krześle. Gdy wszyscy już byli w swoich ławkach, nauczycielka matematyki weszła do klasy i zaczęła prowadzić, jak zwykle nudną lekcję.

Bawiłam się długopisem co jakiś czas rysując różne szlaczki w swoim zeszycie, nie przejmując się gadaniną nauczycielki.

Pani Linn jest bardzo miłą osobą, ale uczyć nie potrafi. Dobrze przynajmniej, że lubię matematykę i jestem z niej całkiem dobra, bo tak to, to pewnie miałabym same jedynki z każdego sprawdzianu.

Nagle drzwi zostały otwarte i do sali wszedł dyrektor i jakiś chłopak. Musi być nowy, ale nie rozumiem jak ktoś mógł się przeprowadzić na to zadupie.

W Montrose, nie ma żadnych sklepów. Nawet z żywnością. Na zakupy, moja mama jeździ do Fox, które jest oddalone o pół godziny drogi od nas. Czasami to jest dla nas prawdziwa męczarnia, ale jakoś dajemy radę.

Trzeba przyznać, że nowy chłopak jest przystojny. Ma brązowe włosy i kolczyka w wardze. Czarna, dopasowana koszulka uwydatnia jego mięśnie. Można by go było uznać za marzenie każdej jednej dziewczyny.

Dlatego, on nie jest dla mnie.

Zauważyłam jak Jade się do niego ślini, wraz z jej wszystkimi "przyjaciółeczkami". Patrzą się na niego jak zaczarowane. Czasami nie mogę zrozumieć co podoba się im w kupie mięśni.

No właśnie. Tylko, że jest mały problem. Ten chłopak to nie jest kupa mięśni. Ma bardzo ładnie zarysowane ramiona, ale nie aż tak, jak niektórzy chłopaki z mojej szkoły. Cóż to dużo mówić.

Po prostu to jest najprzystojniejszy chłopak jakiego w życiu widziałam. Nic dodać nic ująć. Istny ideał.

Dlatego, go nie chcę.

- W waszej klasie od dzisiaj będzie nowy uczeń, Luke White. - Nawet nie spojrzałam na dyrektora, który, znając życie zaraz zacznie swoje przedstawienie. - Przywitaj się i powiedz nam coś o sobie.

Zdziwiona podniosłam wzrok.

Ostatnio, gdy do naszej klasy trafił nowy uczeń, dyrektor około pół godziny mówił o tym, jak bardzo się wszyscy cieszymy z powodu nowego kolegi. Opowiadał o całej szkole, o osiągnięciach i tym podobnych rzeczach. Wtedy, nawet nauczycielka patrzyła się na niego wzrokiem zabójcy.

- No więc tak ... Mam na imię Luke, jestem nieziemsko przystojny i przedwczoraj przeprowadziłem się do Montrose* Lubię grać w koszykówkę, oraz uwielbiam słuchać muzyki. Nic nadzwyczajnego.

"Co prawda, to prawda." Pomyślałam.

- To zabawne. Mamy uczennicę Black, a teraz mamy ucznia White. - Słysząc swoje nazwisko, z ust nauczycielki, kolejny raz podniosłam głowę i napotkałam wzrok, niejakiego, Luke'a.

Po chwili wpatrywania się w niego, odwróciłam wzrok.

- Usiądź tam, gdzie jest wolne miejsce i postaraj się nadrobić zaległości. - Powiedziała jeszcze, po czym wróciła do prowadzenia lekcji.

Usłyszałam jeszcze jak drzwi zostają otwarte i dyrektor wychodzi z klasy. Krzesło obok mnie zostało odsunięte i ktoś w nim siada. Spojrzałam w lewo i napotkałam piękne liliowe tęczówki bruneta. Jak mogłam nie zauważyć tego cudnego koloru?

- A może tu jest zajęte? - Spytałam, prowokująco unosząc brwi.

- Lekcja się już dawno zaczęła. Poza tym nigdzie nie ma wolnego miejsca. - Chłopak powiedział z przekąsem.

Rozglądnęłam się po klasie. Ma rację. W oprócz mojej ławce, nigdzie nie było wolnego miejsca. Zacisnęłam wargi. Będę musiała to przeżyć.

- Luke. - Wyciągnął w moją stronę rękę, której nie ujęłam, a znów zaczęłam tworzyć rozmaite rysunki w zeszycie.

- Wiem. - Usłyszałam jego prychnięcie.

- Nie jesteś zbytnio towarzyska. - Stwierdził - Ale i tak cię lubię.

- Niby czemu? - Spytałam od niechcenia, a ten wskazał ręką na moją koszulkę.

No tak. Mogłam się tego domyślić. Przecież niezbyt dużo dziewczyn lubi słuchać rock'a. Większość raczej preferuje pop i tym podobne.

- To jak masz na imię? - Uparcie ciągnął rozmowę.

Szczerze mówiąc już dość mam tego chłopaka. Jednak jest w nim coś, co mnie do niego ciągnie. A tym, że nie chcę mi dać spokoju... Trochę mi zaimponował.

- Nie powinno cię to obchodzić. Znajdź sobie kogoś lepszego na przyjaciela. - Mruknęłam, nie podnosząc wzroku.

- A może chcę ciebie? - spojrzałam na niego, by ujrzeć cwaniacki uśmieszek.

Przewróciłam oczami.

Wszyscy faceci są tacy sami.

- Lepiej nie, bo nie będziesz mieć życia w tej szkole. - Zmarszczył brwi w zdezorientowaniu.

- Skąd to możesz wiedzieć?

- Nie mam tu żadnych przyjaciół. Nikt się do mnie nie odzywa. W całej szkole jestem tylko pośmiewiskiem. Wszyscy się ze mnie nabijają. Jestem nikim i nie ma we mnie nic szczególnego, co mogłoby cię zainteresować. Więc, łaskawie sobie odpuść. - Po tych słowach zadzwonił dzwonek, a ja czym prędzej spakowałam książki i wyszłam z klasy, czując na sobie palący wzrok bruneta.

+!+

* miasteczko, które wymyśliłam (no chyba, że takie jest) na potrzeby książki

Mamy rozdział pierwszy :)

Ewoxxx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro