Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🌸 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟔 🌸

🌸

Nicky obudził się następnego dnia rano z okropnym bólem głowy. Podniósł lekko głowę, rozejrzał się po pomieszczeniu i zobaczył Madeline, która robiła sobie makijaż, siedząc przy swojej toaletce.

— Kac morderca nie ma serca, mam rację?— zapytała i zachichotała, a chłopak westchnął ciężko i kiwnął głową. Z powrotem się położył, a różowowłosa, która skończyła makijaż, usiadła na łóżku i potarła czule jego czoło.

— Po co się malujesz?— zapytał cicho, marszcząc brwi.

— Dzisiaj jadę wybrać suknię ślubną! Jestem taka podekscytowana!— pisnęła szczęśliwa, klaszcząc w dłonie, przez co Nicky się skrzywił, rozchylając usta.

— Proszę, ciszej.— jęknął i złapał się za skronie, odchylając głowę do tyłu. Madeline ucałowała jego czoło i pogłaskała opiekuńczo po policzku.— Hej, hej, hej, czy to moja ulubiona koszula?

— Um... tak jakby wczoraj wieczorem ją rozerwałeś...— wytłumaczyła, a chłopak westchnął ciężko i znów się położył.— Co będziesz robił, kiedy mnie nie będzie? Masz jakieś konkretne plany? Ktoś do ciebie przychodzi?

— Kanapa i konsola. Będę sam w domu.— zaśmiał się po raz kolejny, zamykając oczy. Cieszył się, że będzie cały dzień mógł grać na konsoli, leżąc na kanapie w dresach.

— Ja już się zbieram, śniadanie masz gotowe na blacie kuchennym, przykryte tym białym talerzem. Postaram się być jak najwcześniej. Pa, skarbie.— nachyliła się i pocałowała go w policzek na pożegnanie. Ten tylko skinął głową i szczelniej okrył się swoją kołdrą.

Zeszła na dół, uprzednio biorąc torebkę z kartą płatniczą i telefonem. Była ubrana w różową koszulkę z długim rękawem i jasne jeansy z przetarciami. Zrobiła swoją ulubioną fryzurę – dwa koczki z połowy włosów, podczas gdy reszta była rozpuszczona. Miała na sobie również mocny makijaż.

Wzięła łyk swojej kawy, która była już zimna i niedobra, a po chwili usłyszała dzwonek do drzwi.

— Już idę!— krzyknęła i odłożyła kawę na spodeczek, który stał na szklanym stole.

Powędrowała do holu, ubrała białe trampki, poprawiła torebkę, która spoczywała na jej ramieniu, i wyszła z domu, zamykając drzwi swoimi kluczami, bo wiedziała, że Nicky zasnął ponownie.

— Cześć wam.— uśmiechnęła się szeroko i przytuliła każdą z dziewczyn.

— Madeline, jak ty się czujesz po pobycie w szpitalu? Kto ci to zrobił, w ogóle? Nicky nie chciał nic powiedzieć...— zapytała przejęta Anne, ciągle pocierając jej ramię.

— E tam, wszystko było dobrze.— odpowiedziała i machnęła ręką. Tylko Dawn i Mack wiedzieli, co tak naprawdę się stało, ale Madeline wiedziała, że będzie musiała tłumaczyć się także reszcie.

— Ale dlaczego byłaś w tym szpitalu?— dopytywała Anne, a Madeline westchnęła ciężko i obejrzała się, sprawdzając, czy nie ma nikogo w pobliżu. Wiele razy reporterzy i paparazzi śledzili ją i dowiadywali się rzeczy, których nie powinni.

— Taki jeden kolega ze szkoły porwał mnie i uderzył, ale to nic takiego. Wszystko sobie wyjaśniliśmy wczoraj na spokojnie i już więcej nie będzie nikomu z nas zagrażał.— wyjaśniła, a Anne kiwała głową z otwartą buzią.

— Co to za drań?— zapytała, marszcząc brwi. Madeline zawahała się, ale po chwili wyszeptała:

— Dustin.

— Chyba sobie żartujesz!— pisnęła Natlee, a Madeline pokręciła przecząco głową.— Ten dupek znalazł cię po pięciu latach i ma czelność w ogóle z tobą rozmawiać?!— mówiła oburzona, podniesionym tonem. Żadna z dziewczyn nie lubiła Dustina – był podrywaczem, kobieciarzem i bardzo często wdawał się w bójki.

— Właśnie!— poparły ją Mae i Avery, również oburzone.

— Wczoraj przyszedł do mnie i przyniósł mi kwiaty, przeprosił... Musiałam mu wybaczyć. Nicky zaprosił go na kawę, a skończyło się tym, że Dustin wyszedł bez szwanku, a Nicky był pijany.— opowiedziała roześmiana. Wczoraj Nicky i Dustin dogadywali się jak przyjaciele.

— Dustin się zmienił?— zapytała Dawn, marszcząc brwi, a Madeline skinęła głową.

— Jak widać.— odpowiedziała.— Powiedział nam, że chce się zmienić. Miał koszmarne dzieciństwo. Nie dziwię się, że tak postąpił. Dobrze, nie rozmawiajmy już o tym. Było, minęło.

Po prawie piętnastu minutach dotarły do salonu z sukniami ślubnymi, gdzie miały umówioną wizytę z najlepszą projektantką mody w mieście.

Weszły do środka i podeszły do lady, gdzie stała wysoka brunetka ubrana w białą koszulę z plakietką przypiętą na piersi i czarne jeansy.

— Dzień dobry, w czym mogę paniom pomóc?— zapytała z miłym uśmiechem, ze wzrokiem wbitym w ekran komputera, ciągle poruszając myszką.

— Była rezerwacja do pani Franceski na godzinę dziewiątą.— odpowiedziała Madeline, a recepcjonistka zaczęła grzebać w komputerze.

— Jak się pani nazywa?— zapytała, jak wiadomo Madeline, Juliet, unosząc wzrok znad komputera.

— Madeline Smith.— odpowiedziała różowowłosa, opierając się o ladę, poprawiając niesforny kosmyk włosów.

— Jest. Pani Franceska zaraz powinna przyjść, proszę się rozgościć i sobie usiąść. Może kawy? Herbaty?— zapytała, a Madeline obejrzała się za siebie, patrząc na siedzące na fotelach dziewczyny, które pokręciły przecząco głowami.

— Poproszę wody.— odpowiedziała Madeline z delikatnym uśmiechem, a Juliet skinęła głową i zniknęła na zapleczu.

— Proszę.— powiedziała Julie, stawiając na ladzie przed Madeline plastikowy kubek z wodą.

— Dziękuję.— odpowiedziała Madeline, wzięła kubek w dłonie i chciała odejść, ale zatrzymał ją głos recepcjonistki.

— Czy mogłabym prosić autograf?— zapytała niepewnie, a Madeline odwróciła się w jej stronę z szerokim uśmiechem.

— Jasne, masz długopis?— zapytała, podchodząc z powrotem do lady. Juliet podała Madeline kartkę i długopis, a różowowłosa się podpisała:

Od Madeline Smith dla Juliet ♡.

— Dzięki!— pisnęła uśmiechnięta od ucha do ucha Juliet. Madeline tylko kiwnęła głową i odeszła od lady, siadając na wolnym fotelu.

— Jesteśmy tutaj dopiero dwie minuty, a ty już zdążyłaś rozdać autograf.— szepnęła Dawn, a Madeline tylko machnęła lekceważąco ręką. Nie była to żadna nowość, codziennie rozdawała pierdyliard autografów, to na ulicy, to w sklepie...

Do pomieszczenia weszła projektantka – Franceska. Była to starsza kobieta, około czterdziestki. Na nosie miała okulary i była ubrana w czarną sukienkę, która była idealnie dopasowana do jej obcasów. Madeline już wiedziała, że dobrze trafiła.

— Zapraszam do mojego gabinetu.— z szerokim uśmiechem zaprosiła dziewczyny ręką, drugą podnosząc okulary, dokładniej przyglądając się Madeline.

Po chwili wszystkie siedziały w gabinecie Franceski. Anne, Dawn, Mae, Natlee i Avery siedziały na mniejszych fotelach, natomiast Madeline stała na podeście, a wokół niej krążyła kobieta. Gdzieś tam w rogu stała jej asystentka, czekając na polecenie.

— Więc tak: śliczne wcięcie w talii, idealny, duży biust, długie nogi. Powiedz, skarbeńku, ile masz wzrostu?— zwróciła się do Madeline tak, jak do małego dziecka, przez co różowowłosa z trudem hamowała śmiech.

— Sto sześćdziesiąt siedem centymetrów.— odpowiedziała roześmiana Madeline, a Franceska usiadła za swoim biurkiem, notując coś w złotym notesie.

— Dobrze. Rebeco, proszę, przynieś suknię, którą przygotowałam.— poprosiła, wstając z krzesła, z powrotem podchodząc do Madeline, która zagryzała wargi, patrząc na dziewczyny, które trzymały kciuki z szerokimi uśmiechami.

Rebeca podała Madeline ogromną suknię, a różowowłosa zniknęła za białym parawanem. Cudem wcisnęła się w sukienkę, która miała mnóstwo cekinów i falbanek, z małą pomocą Dawn, która pomogła zawiązać jej gorset. Wyszła zza parawanu, a niezadowolona Franceska pokręciła głową.

— Następna.

Tym razem Madeline dostała o wiele mniejszą sukienkę, ale było więcej ozdób i falbanek, co w ogóle nie podobało się różowowłosej. Na dodatek ledwo zmieściła się w biuście.

— Dawn, nie wyjdę w tym do nich! Ta suknia to jedne wielkie pośmiewisko!— krzyknęła szeptem, gdy Dawn zapinała suwak sukni.

— Nie przesadzaj, nie wygląda to tak źle.— blondynka wzruszyła ramionami, a Madeline westchnęła, przeglądając się w lustrze.

— Jest okro–

— Dziewczynki, idziecie?!— usłyszały podekscytowany pisk Franceski. Jeszcze chwilka, a Madeline by oszalała. Była to już piąta suknia, którą przymierzyła w ciągu pół godziny.

— Jeszcze chwilka!— odpowiedziała Dawn, a Madeline uderzyła się w czoło. Po wielu namowach blondynki wyszła zza parawanu i okręciła się.

— Nie. Mhm, ta nie pasuje, absolutnie.— słyszała niezadowolenie Franceski, kiedy wychodziła z gabinetu ze zniesmaczoną miną.

Wróciła po chwili z cudną suknią, która idealnie pasowała do Madeline. Była rozkloszowana z koronkami, materiał był w dotyku niczym chmurka. Była idealnie dopasowana do jej talii, ale jedyne, co było w niej złego to to, że Madeline znów nie mogła zmieścić się w biuście – to był jej odwieczny problem w ubraniach małego rozmiaru.

— Idealna!— stwierdziła Franceska, klaszcząc w dłonie, a Madeline pokiwała głową z szerokim uśmiechem na twarzy, okręcając się.

Dziewczyny wyszły z salonu z sukniami o godzinie dwunastej (spędziły tam trzy godziny, a Madeline przymierzyła jedenaście sukienek). Umówiły się z Franceską, że dzień przed ślubem odbiorą suknię, która musiała przejść drobne poprawki.

— To co? Idziemy kupić jakieś zajebiste szpilki?— zapytała Dawn, ale została skarcona przez Anne.— No co? Jesteśmy dorosłe, przecież. Możemy przeklinać.

— Nieważne. Madeline, a Nicky, kiedy będzie kupował garnitur?— zapytała Anne.

— Jutro. Jadą z chłopakami, mówił mi, że później jadą na pizzę, czy coś. Czyli możemy zrobić sobie babski wieczór.— powiedziała z uśmiechem.

— Maseczki, peelingi, będzie super!— stwierdziła Mae, a reszta pokiwała głowami. Każdej z nich przydałby się taki wieczór. Każda z nich na co dzień była zabiegana.

— Madeline, jaki masz prezent dla Nicky'ego na urodziny?— zagadnęła Dawn, a różowowłosa zbliżyła się do niej i wyszeptała coś na ucho. Blondynka zachichotała, a szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy.— Zarąbisty pomysł!

— Wiem. Kupiłam mu jeszcze ten nowy zegarek, bardzo drogi, co chciał ostatnio.— przytaknęła Madeline, ciesząc się z własnej kreatywności. Chciała zrobić coś, czego jeszcze nigdy nie robiła.

— Hej, Mad, widzisz?— zapytała zdenerwowana Mae, wskazując palcem na całującą się parę, stojącą przy jakiejś ścianie. Madeline od razu mogłaby poznać, kto to jest.

— Czy to jest Nicky?— zapytała oniemiała Madeline ze łzami w oczach.— Jak mu zaraz pokażę, to mu się odechce! Jak on mógł?!— pisnęła, ale została zatrzymana przez Dawn.

— Zadzwoń.— poleciła, a Madeline wyciągnęła telefon z kieszeni jeansów i wykręciła numer do Nicky'ego.

— Cześć, Mad, czy coś się stało?

— Jak mogłeś to zrobić, gnoju!?

— Hej, hej, hej. O co chodzi? I czemu nazwałaś mnie gnojem?

Dopiero teraz Madeline zauważyła, że „Nicky” ciągle całuje się z tamtą dziewczyną. Nie mógłby przecież robić dwóch rzeczy naraz. Chyba że ma klona.

— Przecież... ale jak? O cholera, chyba właśnie widzę twojego klona całującego się z jakąś laską.

— Ej, zajebiście. Chcę go poznać.

— W takim ra–

— Naprawdę myślałaś, że mógłbym cię zdradzić? Wolę chillowanie z konsolą w ręce.

— Um... wiesz...

— Porozmawiamy, jak wrócisz. Kiedy będziesz?

— Godzinka... może dwie.

— Okej, to czekam. Pa, skarbie.

— Papa.

— No i co?— zapytała Natlee, zaciskając ręce w pięści.— Mam spuścić mu łomot i wysłać do szpitala z połamanymi kośćmi?

— Nie, nie. To nie Nicky. No patrz! Całkiem inny wyraz twarzy!— wskazała na chłopaka. Fakt, od tyłu był bardzo podobny do Nicky'ego, ale na pewno nim nie był.

— A już się bałam.— westchnęła Anne, przecierając czoło z zimnego potu. Gdyby to naprawdę był Nicky i zdradziłby Madeline, Anne zrobiłaby mu wielką, ale to naprawdę wielką, awanturę. Kochała Madeline niczym własną córkę.

— W takim razie idziemy na zakupy!— pisnęła szczęśliwa Dawn, klaszcząc w dłonie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro