🌸 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟔 🌸
🌸
Nicky obudził się następnego dnia rano z okropnym bólem głowy. Podniósł lekko głowę, rozejrzał się po pomieszczeniu i zobaczył Madeline, która robiła sobie makijaż, siedząc przy swojej toaletce.
— Kac morderca nie ma serca, mam rację?— zapytała i zachichotała, a chłopak westchnął ciężko i kiwnął głową. Z powrotem się położył, a różowowłosa, która skończyła makijaż, usiadła na łóżku i potarła czule jego czoło.
— Po co się malujesz?— zapytał cicho, marszcząc brwi.
— Dzisiaj jadę wybrać suknię ślubną! Jestem taka podekscytowana!— pisnęła szczęśliwa, klaszcząc w dłonie, przez co Nicky się skrzywił, rozchylając usta.
— Proszę, ciszej.— jęknął i złapał się za skronie, odchylając głowę do tyłu. Madeline ucałowała jego czoło i pogłaskała opiekuńczo po policzku.— Hej, hej, hej, czy to moja ulubiona koszula?
— Um... tak jakby wczoraj wieczorem ją rozerwałeś...— wytłumaczyła, a chłopak westchnął ciężko i znów się położył.— Co będziesz robił, kiedy mnie nie będzie? Masz jakieś konkretne plany? Ktoś do ciebie przychodzi?
— Kanapa i konsola. Będę sam w domu.— zaśmiał się po raz kolejny, zamykając oczy. Cieszył się, że będzie cały dzień mógł grać na konsoli, leżąc na kanapie w dresach.
— Ja już się zbieram, śniadanie masz gotowe na blacie kuchennym, przykryte tym białym talerzem. Postaram się być jak najwcześniej. Pa, skarbie.— nachyliła się i pocałowała go w policzek na pożegnanie. Ten tylko skinął głową i szczelniej okrył się swoją kołdrą.
Zeszła na dół, uprzednio biorąc torebkę z kartą płatniczą i telefonem. Była ubrana w różową koszulkę z długim rękawem i jasne jeansy z przetarciami. Zrobiła swoją ulubioną fryzurę – dwa koczki z połowy włosów, podczas gdy reszta była rozpuszczona. Miała na sobie również mocny makijaż.
Wzięła łyk swojej kawy, która była już zimna i niedobra, a po chwili usłyszała dzwonek do drzwi.
— Już idę!— krzyknęła i odłożyła kawę na spodeczek, który stał na szklanym stole.
Powędrowała do holu, ubrała białe trampki, poprawiła torebkę, która spoczywała na jej ramieniu, i wyszła z domu, zamykając drzwi swoimi kluczami, bo wiedziała, że Nicky zasnął ponownie.
— Cześć wam.— uśmiechnęła się szeroko i przytuliła każdą z dziewczyn.
— Madeline, jak ty się czujesz po pobycie w szpitalu? Kto ci to zrobił, w ogóle? Nicky nie chciał nic powiedzieć...— zapytała przejęta Anne, ciągle pocierając jej ramię.
— E tam, wszystko było dobrze.— odpowiedziała i machnęła ręką. Tylko Dawn i Mack wiedzieli, co tak naprawdę się stało, ale Madeline wiedziała, że będzie musiała tłumaczyć się także reszcie.
— Ale dlaczego byłaś w tym szpitalu?— dopytywała Anne, a Madeline westchnęła ciężko i obejrzała się, sprawdzając, czy nie ma nikogo w pobliżu. Wiele razy reporterzy i paparazzi śledzili ją i dowiadywali się rzeczy, których nie powinni.
— Taki jeden kolega ze szkoły porwał mnie i uderzył, ale to nic takiego. Wszystko sobie wyjaśniliśmy wczoraj na spokojnie i już więcej nie będzie nikomu z nas zagrażał.— wyjaśniła, a Anne kiwała głową z otwartą buzią.
— Co to za drań?— zapytała, marszcząc brwi. Madeline zawahała się, ale po chwili wyszeptała:
— Dustin.
— Chyba sobie żartujesz!— pisnęła Natlee, a Madeline pokręciła przecząco głową.— Ten dupek znalazł cię po pięciu latach i ma czelność w ogóle z tobą rozmawiać?!— mówiła oburzona, podniesionym tonem. Żadna z dziewczyn nie lubiła Dustina – był podrywaczem, kobieciarzem i bardzo często wdawał się w bójki.
— Właśnie!— poparły ją Mae i Avery, również oburzone.
— Wczoraj przyszedł do mnie i przyniósł mi kwiaty, przeprosił... Musiałam mu wybaczyć. Nicky zaprosił go na kawę, a skończyło się tym, że Dustin wyszedł bez szwanku, a Nicky był pijany.— opowiedziała roześmiana. Wczoraj Nicky i Dustin dogadywali się jak przyjaciele.
— Dustin się zmienił?— zapytała Dawn, marszcząc brwi, a Madeline skinęła głową.
— Jak widać.— odpowiedziała.— Powiedział nam, że chce się zmienić. Miał koszmarne dzieciństwo. Nie dziwię się, że tak postąpił. Dobrze, nie rozmawiajmy już o tym. Było, minęło.
Po prawie piętnastu minutach dotarły do salonu z sukniami ślubnymi, gdzie miały umówioną wizytę z najlepszą projektantką mody w mieście.
Weszły do środka i podeszły do lady, gdzie stała wysoka brunetka ubrana w białą koszulę z plakietką przypiętą na piersi i czarne jeansy.
— Dzień dobry, w czym mogę paniom pomóc?— zapytała z miłym uśmiechem, ze wzrokiem wbitym w ekran komputera, ciągle poruszając myszką.
— Była rezerwacja do pani Franceski na godzinę dziewiątą.— odpowiedziała Madeline, a recepcjonistka zaczęła grzebać w komputerze.
— Jak się pani nazywa?— zapytała, jak wiadomo Madeline, Juliet, unosząc wzrok znad komputera.
— Madeline Smith.— odpowiedziała różowowłosa, opierając się o ladę, poprawiając niesforny kosmyk włosów.
— Jest. Pani Franceska zaraz powinna przyjść, proszę się rozgościć i sobie usiąść. Może kawy? Herbaty?— zapytała, a Madeline obejrzała się za siebie, patrząc na siedzące na fotelach dziewczyny, które pokręciły przecząco głowami.
— Poproszę wody.— odpowiedziała Madeline z delikatnym uśmiechem, a Juliet skinęła głową i zniknęła na zapleczu.
— Proszę.— powiedziała Julie, stawiając na ladzie przed Madeline plastikowy kubek z wodą.
— Dziękuję.— odpowiedziała Madeline, wzięła kubek w dłonie i chciała odejść, ale zatrzymał ją głos recepcjonistki.
— Czy mogłabym prosić autograf?— zapytała niepewnie, a Madeline odwróciła się w jej stronę z szerokim uśmiechem.
— Jasne, masz długopis?— zapytała, podchodząc z powrotem do lady. Juliet podała Madeline kartkę i długopis, a różowowłosa się podpisała:
Od Madeline Smith dla Juliet ♡.
— Dzięki!— pisnęła uśmiechnięta od ucha do ucha Juliet. Madeline tylko kiwnęła głową i odeszła od lady, siadając na wolnym fotelu.
— Jesteśmy tutaj dopiero dwie minuty, a ty już zdążyłaś rozdać autograf.— szepnęła Dawn, a Madeline tylko machnęła lekceważąco ręką. Nie była to żadna nowość, codziennie rozdawała pierdyliard autografów, to na ulicy, to w sklepie...
Do pomieszczenia weszła projektantka – Franceska. Była to starsza kobieta, około czterdziestki. Na nosie miała okulary i była ubrana w czarną sukienkę, która była idealnie dopasowana do jej obcasów. Madeline już wiedziała, że dobrze trafiła.
— Zapraszam do mojego gabinetu.— z szerokim uśmiechem zaprosiła dziewczyny ręką, drugą podnosząc okulary, dokładniej przyglądając się Madeline.
Po chwili wszystkie siedziały w gabinecie Franceski. Anne, Dawn, Mae, Natlee i Avery siedziały na mniejszych fotelach, natomiast Madeline stała na podeście, a wokół niej krążyła kobieta. Gdzieś tam w rogu stała jej asystentka, czekając na polecenie.
— Więc tak: śliczne wcięcie w talii, idealny, duży biust, długie nogi. Powiedz, skarbeńku, ile masz wzrostu?— zwróciła się do Madeline tak, jak do małego dziecka, przez co różowowłosa z trudem hamowała śmiech.
— Sto sześćdziesiąt siedem centymetrów.— odpowiedziała roześmiana Madeline, a Franceska usiadła za swoim biurkiem, notując coś w złotym notesie.
— Dobrze. Rebeco, proszę, przynieś suknię, którą przygotowałam.— poprosiła, wstając z krzesła, z powrotem podchodząc do Madeline, która zagryzała wargi, patrząc na dziewczyny, które trzymały kciuki z szerokimi uśmiechami.
Rebeca podała Madeline ogromną suknię, a różowowłosa zniknęła za białym parawanem. Cudem wcisnęła się w sukienkę, która miała mnóstwo cekinów i falbanek, z małą pomocą Dawn, która pomogła zawiązać jej gorset. Wyszła zza parawanu, a niezadowolona Franceska pokręciła głową.
— Następna.
Tym razem Madeline dostała o wiele mniejszą sukienkę, ale było więcej ozdób i falbanek, co w ogóle nie podobało się różowowłosej. Na dodatek ledwo zmieściła się w biuście.
— Dawn, nie wyjdę w tym do nich! Ta suknia to jedne wielkie pośmiewisko!— krzyknęła szeptem, gdy Dawn zapinała suwak sukni.
— Nie przesadzaj, nie wygląda to tak źle.— blondynka wzruszyła ramionami, a Madeline westchnęła, przeglądając się w lustrze.
— Jest okro–
— Dziewczynki, idziecie?!— usłyszały podekscytowany pisk Franceski. Jeszcze chwilka, a Madeline by oszalała. Była to już piąta suknia, którą przymierzyła w ciągu pół godziny.
— Jeszcze chwilka!— odpowiedziała Dawn, a Madeline uderzyła się w czoło. Po wielu namowach blondynki wyszła zza parawanu i okręciła się.
— Nie. Mhm, ta nie pasuje, absolutnie.— słyszała niezadowolenie Franceski, kiedy wychodziła z gabinetu ze zniesmaczoną miną.
Wróciła po chwili z cudną suknią, która idealnie pasowała do Madeline. Była rozkloszowana z koronkami, materiał był w dotyku niczym chmurka. Była idealnie dopasowana do jej talii, ale jedyne, co było w niej złego to to, że Madeline znów nie mogła zmieścić się w biuście – to był jej odwieczny problem w ubraniach małego rozmiaru.
— Idealna!— stwierdziła Franceska, klaszcząc w dłonie, a Madeline pokiwała głową z szerokim uśmiechem na twarzy, okręcając się.
Dziewczyny wyszły z salonu z sukniami o godzinie dwunastej (spędziły tam trzy godziny, a Madeline przymierzyła jedenaście sukienek). Umówiły się z Franceską, że dzień przed ślubem odbiorą suknię, która musiała przejść drobne poprawki.
— To co? Idziemy kupić jakieś zajebiste szpilki?— zapytała Dawn, ale została skarcona przez Anne.— No co? Jesteśmy dorosłe, przecież. Możemy przeklinać.
— Nieważne. Madeline, a Nicky, kiedy będzie kupował garnitur?— zapytała Anne.
— Jutro. Jadą z chłopakami, mówił mi, że później jadą na pizzę, czy coś. Czyli możemy zrobić sobie babski wieczór.— powiedziała z uśmiechem.
— Maseczki, peelingi, będzie super!— stwierdziła Mae, a reszta pokiwała głowami. Każdej z nich przydałby się taki wieczór. Każda z nich na co dzień była zabiegana.
— Madeline, jaki masz prezent dla Nicky'ego na urodziny?— zagadnęła Dawn, a różowowłosa zbliżyła się do niej i wyszeptała coś na ucho. Blondynka zachichotała, a szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy.— Zarąbisty pomysł!
— Wiem. Kupiłam mu jeszcze ten nowy zegarek, bardzo drogi, co chciał ostatnio.— przytaknęła Madeline, ciesząc się z własnej kreatywności. Chciała zrobić coś, czego jeszcze nigdy nie robiła.
— Hej, Mad, widzisz?— zapytała zdenerwowana Mae, wskazując palcem na całującą się parę, stojącą przy jakiejś ścianie. Madeline od razu mogłaby poznać, kto to jest.
— Czy to jest Nicky?— zapytała oniemiała Madeline ze łzami w oczach.— Jak mu zaraz pokażę, to mu się odechce! Jak on mógł?!— pisnęła, ale została zatrzymana przez Dawn.
— Zadzwoń.— poleciła, a Madeline wyciągnęła telefon z kieszeni jeansów i wykręciła numer do Nicky'ego.
— Cześć, Mad, czy coś się stało?
— Jak mogłeś to zrobić, gnoju!?
— Hej, hej, hej. O co chodzi? I czemu nazwałaś mnie gnojem?
Dopiero teraz Madeline zauważyła, że „Nicky” ciągle całuje się z tamtą dziewczyną. Nie mógłby przecież robić dwóch rzeczy naraz. Chyba że ma klona.
— Przecież... ale jak? O cholera, chyba właśnie widzę twojego klona całującego się z jakąś laską.
— Ej, zajebiście. Chcę go poznać.
— W takim ra–
— Naprawdę myślałaś, że mógłbym cię zdradzić? Wolę chillowanie z konsolą w ręce.
— Um... wiesz...
— Porozmawiamy, jak wrócisz. Kiedy będziesz?
— Godzinka... może dwie.
— Okej, to czekam. Pa, skarbie.
— Papa.
— No i co?— zapytała Natlee, zaciskając ręce w pięści.— Mam spuścić mu łomot i wysłać do szpitala z połamanymi kośćmi?
— Nie, nie. To nie Nicky. No patrz! Całkiem inny wyraz twarzy!— wskazała na chłopaka. Fakt, od tyłu był bardzo podobny do Nicky'ego, ale na pewno nim nie był.
— A już się bałam.— westchnęła Anne, przecierając czoło z zimnego potu. Gdyby to naprawdę był Nicky i zdradziłby Madeline, Anne zrobiłaby mu wielką, ale to naprawdę wielką, awanturę. Kochała Madeline niczym własną córkę.
— W takim razie idziemy na zakupy!— pisnęła szczęśliwa Dawn, klaszcząc w dłonie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro