🌸 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟑𝟎 🌸
🌸
Nicky jęknął niezadowolony, obracając się na drugi bok, słysząc głośne szczekanie Promyka. Uniósł głowę do góry i zobaczył smacznie śpiącą Madeline, wtuloną w niego.
Nie chcąc jej budzić, ostrożnie wstał z kanapy, okrywając dziewczynę kocem. Pogłaskał Promyka za uchem i szybko skierował się do pokoju Kenzie, która głośno płakała. Wszedł do pomieszczenia, zauważając córkę w kołysce. Zdał sobie sprawę z tego, że jest godzina druga w nocy, czyli spali ponad kilka godzin.
— Moja mała dziewczynka jest głodna?— zapytał czule Nicky, biorąc córkę na ręce. Kenzie wtuliła się w klatkę piersiową ojca, stopniowo przestając płakać.
Kiedy już się uspokoiła, Nicky usiadł na fotelu Madeline, a pod nos podstawił jej butelkę. Zerknął na nią, a szeroki uśmiech zagościł na jego twarzy. Nigdy nie miał dość patrzenia się na jej słodką twarzyczkę i piękne, niebieskie oczka. Nie mógł się napatrzeć.
— O nie...
Wyszeptał, czując okropny smród wydobywający się z pampersa córki. Otworzył usta ze zdumienia. Kto teraz zmieni jej pieluchę, kiedy Madeline śpi?
Nicky zobaczył, jak wargi małej zaczynają drgać, a ona zaciska rączki w małe piąstki. Pokręcił głową, szepcząc:
— Nie, nie. Tylko nie pła–
Przerwał mu głośny płacz Kenzie. Odchylił głowę do tyłu, załamany. Nawet nie wiedział, że Madeline stoi za drzwiami i nagrywa wszystko swoim telefonem, śmiejąc się z niego. Było to bardzo zabawne, jednak było jej szkoda Kenzie, która głośno płakała.
— Wytrzymasz do rana z pampersem? Proszę, Kenziula.— wyszeptał, a dziewczynka kopnęła go w brzuch swoją nóżką.— Cholera...
Przeklął i podniósł się z fotela. Skierował się w stronę przewijaka. Po drodze wziął pampersa i chusteczki higieniczne. Zmarszczył nos, odkładając Kenzie na przewijak. Zdjął jej body, aby ubrać nowe, ponieważ te były upaćkane mlekiem z butelki, a później rozpiął pampersa.
Wziął głęboki wdech i wydech, zaciskając powieki. Wykrzywił usta w grymasie, wyciągając chusteczkę higieniczną z plastikowego opakowania.
Po skończonej robocie Madeline nie wiedziała, co było brudniejsze – Nicky, czy przewijak. Brunet prawie się tam popłakał, ale (chociaż było z tym naprawdę wiele trudu) udało mu się przebrać córkę.
— Udało się, Kenziula. Czaisz?— zapytał podekscytowany z szerokim uśmiechem, gdy ubrał córce inne body, a brudnego pampersa wyrzucił do kosza na śmieci.
Wziął Kenzie na ręce, zaczynając ją kołysać. Zaśpiewał jakąś kołysankę, a dziewczynka szybko zasnęła. Dzieci w jej wieku przesypiały praktycznie całą noc, dlatego nie było problemu z uspaniem jej.
Odetchnął z ulgą, siadając na fotelu, jednak po chwili usłyszał chichot Madeline, która nie mogła już tego zatrzymać. Nie była pewna, czy przypadkiem nie pękło jej żebro od powstrzymywania śmiechu. Było to naprawdę zabawne.
— Jak cię złapię, to tego pożałujesz.— warknął Nicky, wybiegając z pokoju córki, biegnąc za Madeline.
— O nie! Najpierw pójdziesz pod prysznic!— wrzasnęła, zamykając się na klucz w sypialni – Nicky naprawdę śmierdział. Brunet pokiwał głową i ruszył pod prysznic.
Nicky usłyszał niedługo później, jak drzwi do łazienki otwierają się, a do środka wchodzi Madeline z piżamą w ręku. Uśmiechnęła się słodko, rozbierając. Kiedy była już naga, weszła do kabiny, w której stał Nicky.
Złapał ją w talii, przyciągając do siebie. Madeline zachichotała, opierając dłoń o jego klatkę piersiową, jednak po chwili usłyszała huk.
— Japiernicze, Nicky.— zaśmiała się, widząc męża, który siedział aktualnie na płytkach, masując guza na głowie. Uniósł wzrok i zerknął na nią, śmiejąc się cicho.
Szybko jednak wstał i złapał Madeline od tyłu, dając jej klapsa i całując jej szyję.
🌸
Madeline obudziła się następnego dnia przez zapach naleśników dochodzący z kuchni. Uśmiechnęła się delikatnie, przeciągając i ziewając szeroko.
Po chwili leżenia wstała z łóżka, zakładając kapcie i wychodząc z pokoju. Zeszła po schodach, słysząc rozmowę:
— Dada!— pisnęła Kenzie na rękach Nicky'ego, który próbował obrócić naleśnika jedną ręką.
— Tak, smrodku?— odpowiedział Nicky, zerkając na córkę opierającą się o jego biodra, gdy on podpierał blat, trzymając ją na rękach. Potarł policzek córki swoim kciukiem, a Kenzie zachichotała.
— Nie mów tak do niej...
Mruknęła oburzona Madeline, schodząc ze schodów. Zerknęła na Nicky'ego i Kenzie, którzy chichotali.
— Podoba jej się to przezwisko. Mój smrodek.— odpowiedział Nicky, unosząc wzrok na żonę, a chwilę później ucałował jej policzek.
— Smrodkiem, to jesteś ty. Myślisz, że nie wiem, że masz w szafie brudne ubrania, a twoje bokserki i skarpety walają się po podłodze na dole w łazience?— zapytała, również opierając się o blat.
— Zapomniałem je wziąć. Już nie bądź taka...— mruknął, sadzając Kenzie na blacie kuchennym. Zniżył się lekko do jej poziomu i ucałował jej czoło. Jeżeli chodziło o relację Kenzie i Nicky'ego – była to zdecydowanie najlepsza relacja ojca z córką. Nicky był do niej bardzo przywiązany, a ona do niego.
— Widzę, że zrobiłeś śniadanko...— zachichotała, zerkając na patelnię.
— Taak... Miało być śniadanie do łóżka, dlatego wracaj do sypialni. Za chwilkę przyniosę ci naleśniki.— odpowiedział z delikatnym uśmiechem, przyglądając się córce, a różowowłosa podeszła do niego i ucałowała znów jego policzek, wracając na górę, jak jej kazał.
— Wezmę Kenziulę.— dodała jeszcze, odwracając się w jego stronę. Wzięła córkę na ręce, a Nicky odetchnął z ulgą, bo dłonie naprawdę już go bolały.
Na talerzu położył dwa naleśniki posmarowane nutellą z bananami, truskawkami i bitą śmietaną. Dla siebie również przygotował porcję, a dla Kenzie zrobił jogurt z truskawkami. Zaparzył pyszną kawę, wszystko położył na tacy, niosąc na górę.
Wszedł do środka, otwierając drzwi stopą, zauważając Madeline siedzącą na łóżku. Kenzie raczkowała po całej pościeli, głośno się śmiejąc.
— Dada!
Usłyszał, gdy odłożył tackę na szafkę nocną. Uśmiechnął się czule w stronę córki, biorąc ją na ręce. Usiadł na łóżku i usadowił ją na swoich kolanach.
— Auu!— zawył, gdy Kenzie pacnęła go grzechotką, którą ściskała w małych rączkach. Zaczął masować obolałe miejsce, a Madeline chichotała, próbując nie zadławić się naleśnikiem.
— Będzie siniak...— stwierdziła, a Nicky pokiwał głową.— Mackenzie, nie wolno bić tatusia.
Pogroziła córce palcem, a ta tylko zachichotała, skacząc po kolanach Nicky'ego, opierając rączki o jego klatkę piersiową.
— Dada! Dada! Dada!— piszczała z każdym podskokiem, a Nicky złapał ją pod pachami, żeby się nie przewróciła lub spadła z łóżka.
— Ślicznie, księżniczko.— pochwalił ją, a Madeline założyła ręce na krzyż, oburzona.
— A kiedy zaczniesz mówić „mama”?— zapytała różowowłosa, a Nicky parsknął śmiechem z powodu jej oburzonej miny.
— Idziemy na spacer?— zapytał się bardziej Kenzie niż Madeline. Różowowłosa pokiwała głową, o czymś sobie przypominając.
— Dzisiaj Michael przyjeżdża na dwa tygodnie. Zapomniałam.— wyszeptała, uderzając się w czoło. Pokój, w którym spędzał czas, gdy u nich nocował, był zawalony pudłami z nowymi kosmetykami i ubraniami. Dawno nie było tutaj blondyna, który wolał w wakacje przygotowywać się na następny rok szkolny.
— Zawsze zapominasz, ale żeby tak o bracie zapomnieć...— Nicky pokręcił głową, zaczynając karmić głodną Kenzie, która już była cała upaćkana.
— Po śniadaniu pójdę tam posprzątać. A tak przy okazji, dziękuję za pyszne śniadanie.— odpowiedziała, a Nicky uśmiechnął się triumfalnie.— Ale będę gruba...
— Hej, nie mów tak! Nie będziesz gruba, tym się nie przejmuj.— pocieszył ją, kładąc rękę na jej ramieniu. Różowowłosa uśmiechnęła się delikatnie, wstając z łóżka. Chciała wyjść z pokoju, ale położyła rękę na klamce i wyszeptała:
— Lepiej jej nie przebieraj, bo skończysz tak, jak w nocy.
🌸
Madeline otworzyła drzwi wejściowe, witając Michaela z walizką, w której zapewne były jego ubrania i wszystkie inne potrzebne rzeczy.
— Cześć, Michael. Cześć, mamo.— przywitała matkę i brata, tuląc ich do siebie. Zdecydowanie udało im się nadrobić te jedenaście lat, gdy ich nie było.
— Cześć, Mad.— odpowiedział blondyn, głaszcząc Promyka za uchem.— Mamuś, nie zapomnij karmić Kartofla oraz dawać mu wody? Dobrze?
— Jasne jak słońce, skarbie. Nie bój się, Kartofel jest z nami bezpieczny.— odpowiedziała Aurelie, uśmiechając się czule w stronę syna.
Pożegnali się, a Michael poszedł rozpakować się do „swojego” pokoju. Kiedy skończył, zszedł na dół, zastając Nicky'ego z małą Kenzie na rękach.
— Mogę?— zapytał, wskazując na bruneta, który skinął głową, podchodząc do chłopaka. Podał mu córkę, a ona wtuliła się do jego klatki piersiowej.
— O, matko.— wyszeptała Madeline, pojawiając się w progu. Otarła pot z czoła, ściągając ubrudzone ziemią rękawice. Przez ostatnią godzinę plewiła w ogródku, ponieważ bardzo się zarósł. Wcześniej jakoś nie było czasu.
Chłopcy wybuchnęli śmiechem na ten widok, ponieważ była cała ubrudzona. Madeline prychnęła, wchodząc do pomieszczenia.
— Idę się wykąpać. Nicky, ty idź, umyj Kenzie, a ty, Michael, idź do łazienki w swoim pokoju, bo już jest godzina dwudziesta pierwsza, zdecydowanie za późno dla Kenzie.— oznajmiła Madeline, a obaj chłopcy pokiwali głowami, wywracając oczami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro