Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🌸 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟐𝟕 🌸

🌸

Niedługo później nadeszły święta Bożego Narodzenia.

Nicky wylegiwał się na łóżku, bawiąc się telefonem, a Madeline i Michael (który przyjechał do nich na święta, które wszyscy mieli w tym roku spędzić u Madeline i Nicky'ego) przygotowywali śniadanie.

Madeline położyła gotowego tosta na talerz, który zaniosła do jadalni wraz z kubkiem parującej herbaty. Postawiła wszystko na stole, miała już zawołać Nicky'ego, ale poczuła skurcz oraz dziwną ciecz pomiędzy nogami.

— Madeline, wszystko dobrze?— zapytał Michael, wchodząc do jadalni, niosąc jeden talerz. Otworzył usta ze zdumienia, rozszerzając oczy w przerażeniu.— Nicky!

Wrzasnął, widząc kałużę, w której stała blada ze strachu Madeline. Nicky jak oparzony zerwał się z łóżka i pobiegł na dół, w biegu zakładając spodnie, wiedząc, o co może chodzić.

— Zaczęło się?!— zapytał, zapinając ostatni guzik swojej koszuli. Madeline pokiwała głową, ale po chwili pisnęła płaczliwie:

— Wody mi odeszły!

— Mad, chodź. Pojedziemy do szpitala, Michael, pakuj się do samochodu. Wszystko będzie dobrze, nie martw się.— pocieszył blondyna, jednak ten wiedział, co zrobić w takim przypadku. Był mentalnie przygotowany.

Pobiegł do sypialni Madeline i Nicky'ego, wyciągając z szafy torbę przygotowaną specjalnie na poród.

— Och, dobrze, że pomyślałeś.— odetchnął Nicky, zawiązując buty Madeline, później zakładając kurtkę na jej ramiona.

— Auu!— zawyła, a kilka łez bólu przeleciało po jej policzkach. Nicky delikatnie wziął ją na ręce, niosąc w stronę samochodu.

Posadził ją na tylnym siedzeniu, a sam usiadł na miejscu kierowcy. Michael usiadł obok Madeline, łapiąc ją za rękę, głaszcząc po policzkach, aby choć trochę ją uspokoić.

— Nie bój się, wszystko będzie dobrze, zaraz będziemy.— szeptał Nicky, łapiąc rękę Madeline, która zaciskała palce na jego przedramieniu.

Nicky chodził niespokojnie po całym korytarzu w szpitalu, a Michael siedział na krześle z założonymi rękami, machając nogami.

— Nie stresuj się tak, bo ci żyłka pęknie.— mruknął blondyn, zerkając na Nicky'ego, który posłał mu sarkastyczny uśmiech.

— Gdyby twoja żona rodziła, też byś się stresował.— odpowiedział zgryźliwie i oparł się o ścianę, odchylając głowę do tyłu.

— Dobrze, przepraszam. Po prostu nie możesz się aż tak stresować. Za niedługo urodzi i będzie po wszystkim. Wiem, że bardzo się stresujesz, bo w końcu zaraz twoja córka przyjdzie na świat, ale musisz się uspokoić. Madeline nie chciałaby, żebyś się denerwował.— pocieszył go Michael, podchodząc do bruneta, który przyciągnął go do siebie, mocno ściskając.

— Zawsze wiesz, co powiedzieć.— zaśmiał się, a po chwili usłyszeli kolejny pisk Madeline. Nicky westchnął i usiadł na krześle.— To aż tak boli?

— No, bardzo. Och, współczuję jej.— wyszeptał, kręcąc głową, a gdy spotkał się z rozdrażnionym spojrzeniem bruneta, dodał szybko.— Mam na myśli... Hej, nie może być aż tak źle...

Dopowiedział z delikatnym uśmiechem, a Nicky potarł skronie palcami, prostując się.

— Kup jej wodę i coś do jedzenia. Jeżeli urodzi, będzie okropnie zmęczona i pewnie głodna.— zaproponował Michael, a Nicky pokiwał głową.

— Co ja bym bez ciebie zrobił?— mruknął i roześmiał się.— Chcesz coś do picia? Jedzenia?

— Jakbyś mógł, weź mi wodę.

— Jasne.— odpowiedział Nicky i skierował się do windy, aby zjechać na dół do bufetu szpitalnego.

Wrócił po chwili z dwoma butelkami wody i bułką. Podał jedną wodę mineralną Michaelowi i z powrotem usiadł na krześle.

— Coś się działo?— spytał, odwracając się w stronę blondyna, który właśnie odkręcał zakrętkę.

— Jakaś pielęgniarka wychodziła, ale sam słyszysz. Dalej rodzi.— odpowiedział i wziął łyk wody.

Nicky poklepał nerwowo w kolana i westchnął ciężko, przymykając lekko oczy.

— Nicky? Michael?— oboje usłyszeli głos Dawn, dlatego odwrócili się w tamtą stronę. Zobaczyli Ricky'ego, Avery, Dicky'ego, Natlee, Macka, Anne, Toma, Aurelie i Alberta. Wszyscy wyglądali na zdenerwowanych.

— Madeline rodzi?— zapytała Aurelie, kładąc rękę na usta, podchodząc do przeszklonych drzwi prowadzących do sali, w której rodziła różowowłosa.

— No tak.— odpowiedział Nicky, zagryzając wargę, zerkając na ojca, który posłał mu pocieszający uśmiech.

Tom i Albert stanęli przed Nickym, który ze stresu gryzł środki swoich policzków, a jego ręce się pociły. Cały trząsł się ze strachu.

— Ile już rodzi?— zapytał Tom. Chciał jakkolwiek uspokoić syna, aby nie stresował się aż tak bardzo. Chciał dla niego dobrze.

— Trochę ponad dwie godziny.— odpowiedział Nicky, zerkając na zegarek na swojej lewej ręce.

— Właśnie. Aurelie rodziła całą dobę.— mruknął Albert, a brunet jęknął niezadowolony, mrużąc oczy.

— A Anne jedenaście godzin. Daj jej czas... Nicky, słuchaj. Nie możesz się tak stresować, musisz się uspokoić. Najlepiej idź, przemyj twarz zimną wodą. Pomoże.— zaproponował Tom, ale Nicky pokręcił przecząco głową.

— Podziękuję.

Nagle z sali, w której leżała Madeline, wydobył się głośny pisk, a później cisza. Było słychać jedynie płacz dziecka. Nicky jak oparzony wstał z krzesła i podbiegł do drzwi, prawie przewracając oniemiałego Toma i Alberta.

Obok niego stanęła Dawn, równie zdziwiona. Wszyscy zaczęli zastanawiać się, czy urodziła, aż po chwili drzwi zaczęła się otwierać.

— Pani Harper urodziła. Ojciec może wejść do środka.— oznajmiła położna z delikatnym uśmiechem na twarzy, ale oniemiały Nicky nie mógł ruszyć się z miejsca.

Dopiero gdy Dicky popchnął go w stronę sali, opamiętał się i powolnym krokiem podszedł do łóżka, na którym leżała Madeline i jego córka, Mackenzie.

— Urodziłaś, skarbie.— złapał różowowłosą za rękę i ucałował jej knykcie. Kilka łez wzruszenia przeleciało po jego policzku. Zauważył, że Madeline była cała spocona i zmęczona, a tusz do rzęs miała rozmazany pod oczami.

— Och, nie płacz, Nicky.— zaśmiała się, uniosła drżącą rękę i starła z policzków jego łzy. Zacisnął swoją rękę na jej i uśmiechnął się czule w jej stronę. Potarł kciukiem policzek Kenzie, rozczulając się.

— Jesteś taka dzielna, kochanie.— wyszeptał wzruszony i ucałował czule jej czoło.— Jestem z ciebie taki dumny...

— Och, przestań.— zachichotała i zerknęła na Kenzie, która zacisnęła swoją piąstkę wokół palca Nicky'ego.

— Jest taka słodka.— uśmiechnął się jeszcze szerzej, drugą ręką delikatnie głaszcząc jej policzek. Był przeszczęśliwy, że Kenzie w końcu jest z nimi, że już mogą ją zobaczyć.

— I taka podobna do ciebie.— dodała Madeline, jednak jej oczy były zamknięte. Była wycieńczona, rodziła tylko dwie godziny, ale było to bardzo bolesne i męczące.

— Mogę?— zapytał, a gdy różowowłosa skinęła głową, delikatnie podniósł córkę i ułożył ją wygodnie w swoich ramionach.

— Nie obrazisz się, gdy utnę sobie krótką drzemkę?— zapytała, lekko odwracając się na bok, poprawiając poduszkę.

— Oczywiście, że nie. Prześpij się, skarbie. Tego teraz potrzebujesz. Jeżeli będę potrzebował pomocy, to pójdę do pielęgniarek.— odpowiedział i jeszcze raz ucałował jej usta.

🌸

Madeline ułożyła Kenzie wygodnie w jej foteliku, a Nicky przełożył przez ramię torbę. Następnego wyszły ze szpitala na święta, Kenzie była zdrowa, dostała maksimum punktów na badaniach, dlatego wypuścili ją wcześniej.

— Wszystko masz, skarbie?— zapytał Nicky, zapinając suwak torby. Madeline rozejrzała się i pokiwała głową, biorąc torbę w swoje dłonie.

Nicky wziął fotelik ze smacznie śpiącą Kenzie i zerknął na Michaela, który podał różowowłosej butelkę z wodą.

Był z nimi, ponieważ dzisiaj był pierwszy dzień świąt, które Aurelie i Albert spędzali wraz z Nickym i Madeline.

— Matko, jak dobrze w końcu nie mieć brzucha...— westchnęła Madeline, przeciągając się. Nicky zachichotał i skierował się w stronę wyjścia, wciąż trzymając w rękach fotelik z małą Kenzie.

Wyszli ze szpitala, uprzednio pokazując wypis w recepcji. Doszli do samochodu, a Nicky delikatnie położył fotelik na tylnym siedzeniu, zapinając pasami. Madeline usiadła na środkowym siedzeniu, również się zapinając, a obok niej Michael. Brunet odpalił silnik samochodu i ruszył z parkingu.

Kiedy dojechali do domu, Madeline niemal wyskoczyła z samochodu i, pomimo trudności w chodzeniu, wbiegła do domu.

— Ach, domek!— pisnęła, zaciągając się powietrzem. Chwilę później do pomieszczenia wszedł Michael i Nicky z Kenzie.

Położył fotelik na podłodze, ściągnął buty i rozpiął zapięcie. Wyciągnął córkę z fotelika i zaniósł do salonu, aby ją rozebrać.

— Czekaj, chcę spróbować sam.— powiedział, widząc, jak Madeline podchodzi do nich, zapewne, aby przebrać dziewczynkę.

Ułożył ją delikatnie na kanapie, ściągnął jej kurteczkę, czapeczkę, szalik, rękawiczki i małe buciki. Wszystko oczywiście było w kolorach fioletowych.

Udało mu się nawet przebrać jej pampersa. Kiedy zrobił wszystko, co musiał, wziął ją na ręce i zaniósł do jej pokoju. Położył ją w kołysce, a w międzyczasie Madeline przyszła, aby zerknąć, jak sobie radzi.

— Będziesz świetnym ojcem.

Wyszeptała i ucałowała jego policzek, a on objął ją w talii, przyglądając się swojej córce. Kenzie Harper.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro