🌸 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟐 🌸
🌸
Madeline zamruczała cicho, czując, jak Nicky składa mokre pocałunki na jej brzuchu, piersiach, dekolcie, szyi... Zawsze tak robił, by ją obudzić.
— Cześć.— powiedziała uśmiechnięta i skrzyżowała nadgarstki na karku bruneta, który podniósł wzrok i również się uśmiechnął. Sam widok Madeline sprawiał, że szeroki uśmiech gościł na jego twarzy.
— Dzień dobry, słońce.— zamruczał i zostawił malinkę na jej szyi, przez co ta jęknęła. Nicky za każdym razem był zdziwiony, ale i zadowolony tym, że wprawia ją w taki stan.
— Nicky...— mruknęła roześmiana, a chłopak wybuchnął śmiechem i położył się obok niej.— Mogę wiedzieć, po co budzisz mnie o godzinie siódmej rano? Jest weekend.
— Obudziłem cię, ponieważ o dziewiątej będzie wujek Erik z Jackiem, a przecież musimy iść na zakupy. Sama tak powiedziałaś. Gdybym cię nie obudził, miałabyś pretensje.— odpowiedział, a Madeline szeroko ziewnęła, przeciągając się.
— Jeszcze chwilkę...— mruknęła i ponownie zamknęła oczy, ale poczuła, jak Nicky uszczypnął ją w udo. Kolejna rzecz, którą nałogowo robił. Kochał jej ciało.— Cholera, Nicky!— pisnęła zdenerwowana, a chłopak się zaśmiał.
— Muszę cię jakoś wyciągnąć z łóżka.— wzruszył ramionami, a Madeline podniosła się do pozycji siedzącej. Włosy miała roztrzepane na każdą stronę, przez co brunet cicho zachichotał. Nie mogła nic poradzić na to, że jej włosy były z rana niesforne.
— Teraz, to jestem obrażona.— oznajmiła i wyszła z pomieszczenia oburzona. Nicky prychnął i kręcąc głową, wyszeptał:
— Oho, ktoś tutaj ma okres.
🌸
Nicky zakluczył drzwi domu i schował klucze do kieszeni swoich czarnych spodni, co dla różowowłosej było oczywiście absurdem, ponieważ było lato, a on chodził w długich spodniach. Ona była ubrana w bardzo krótką, różową koszulkę top bez ramiączek oraz różowe, pasujące do koszulki, spodenki. Włosy miała związane oczywiście w dwa warkocze oraz miała pełny makijaż.
Ujął rękę Madeline, która w drugiej dłoni trzymała smycz przypiętą do obroży Promyka, który wesoło dreptał po rozgrzanym przez słońce chodniku.
— Dzwoniła do mnie Dawn i powiedziała, że wszystkie dekoracje są już kupione, przelałam jej odpowiednią kwotę. Zapewniła mnie również, że ona, Mae, Avery i Natlee oraz chłopcy się tym zajmą.— oznajmiła Madeline, zerkając na Nicky'ego, który pokiwał głową. Ich ślub zbliżał się wielkimi krokami, a oni stresowali się coraz bardziej z każdym dniem.
— To dobrze. Musimy wysłać jeszcze do organizatorów dokładną listę gości, by wiedzieli, ile porcji przygotować.
— Dobrze, zajmę się tym później.— odpowiedziała, a po chwili byli już przy sklepie. Różowowłosa wzięła wózek sklepowy (Nicky przystał na to, aby ona go prowadziła, choć zawsze obijała się o obcych ludzi i półki). On sam wziął Promyka na ręce, aby nie przeszkadzać innym (bardziej, aby go nie podeptali, bo był małym psiakiem, którego trudno było zauważyć w tłumie).
— Ty czytasz, ja pakuję.— zażądał Nicky, a Madeline wyciągnęła listę zakupów ze swojej torebki. Rozłożyła ją i zaczęła czytać:
— Więc tak: pieczywo, masło, ser żółty i wędlina. Z warzyw: pomidory, ogórek zielony i ogórki kiszone, sałatę lodową, weź też jakąś surówkę. Z warzyw to tyle. Owoce: banany, jabłka, cytryna, maliny, truskawki, ananasy i winogrona. Weź składniki na pieczonego kurczaka. Wszystko. O, jeszcze herbata i zgrzewka wody mineralnej. Masz wszystko?
— Czekaj, zgubiłem się.— oznajmił Nicky, rozglądając się. Madeline uderzyła się w czoło, ale jeszcze raz podyktowała Nicky'emu, co ma włożyć do wózka.
— Masz już wszystko?— zapytała, a chłopak kiwnął głową, przyglądając się zawartości wózka. Przeszedł obok półek ze słodyczami obojętnie, ale oczywiście Madeline się zatrzymała.
— Nie, Madeline.— powiedział Nicky, opierając się o wózek.
— Madeline, tak.— odpowiedziała, a jej oczy zaświeciły się od ilości słodyczy. Wzięła cztery czekolady, dwie paczki chipsów, kilka batoników, żelki kwaśne i zwykłe oraz miętowe gumy do żucia.
— Coś mi się wydaje, że to już trzeci okres w tym miesiącu.— stwierdził Nicky, gdy różowowłosa wpakowała wszystko do wózka. Wywróciła oczami i prychnęła.
— Teraz naprawdę zawitał, więc potrzebuję dużo słodyczy.— mruknęła z oburzoną miną, zakładając ręce na krzyż. Nicky nie lubił, gdy Madeline miała ten czas w miesiącu, ale starał się być wyrozumiały, bo wiedział, że Madeline przechodzi to bardzo koszmarnie.
— I dużo przytulasków i całusków, prawda?— zapytał Nicky, obejmując ją w talii, poruszając zabawnie brwiami.
— To też.— zachichotała i zaczęła wyciągać zakupy na kasę.
Po powrocie do domu zaczęli rozpakowywać zakupy. Nicky położył dwie ciężkie siatki na blat kuchenny, a Madeline w międzyczasie nalała wody Promykowi, który na pewno się zmęczył. Podeszła do zakupów i zaczęła je wypakowywać z pomocą Nicky'ego. Kiedy miała włożyć cytrynę do lodówki, ta niespodziewanie spadła, dlatego schyliła się, aby ją podnieść. Zamiast tego, Nicky uderzył ją w tyłek, przez co jęknęła cicho, odwracając się w jego stronę.
Wiele razy dostawała klapsy w tyłek, nie była to żadna nowość, ale za każdym razem ją to denerwowało. Nicky zaczepiał ją, chciał pokazać jej, kto tutaj rządzi, i kto dominuje.
— Nicky, pamiętaj o tym, że mam długie paznokcie i gdybym wbiła ci je w ramię, to zwijałbyś się z bólu.— uśmiechnęła się niewinnie w jego stronę, podnosząc ową cytrynę.
Nicky, jak gdyby nigdy nic, złapał ją za pośladek, zaciskając palce, przez co ta westchnęła ciężko, powstrzymując jęk. Odwróciła się w jego stronę ponownie, a brunet z delikatnym uśmiechem wziął jabłko z reklamówki, umył pod wodą i zaczął jeść.
— Kiedyś się doigrasz i już nie odpuszczę.— oznajmiła dziewczyna z wściekłym wyrazem twarzy, a zielonooki parsknął śmiechem.
Po wypakowaniu wszystkich zakupów usłyszeli dzwonek do drzwi, dlatego Nicky szybko poszedł je otworzyć.
— Cześć, wujku.— powiedział z szerokim uśmiechem, ściskając rękę Erika. Obok niego stał dziewięcioletni Jack. Wyglądał tak samo, jak wtedy, gdy ostatni raz się spotkali, tylko włosy bardziej mu sterczały i były dłuższe. Wiele razy się nim opiekowali, ponieważ Jack bardzo lubił Nicky'ego i Madeline.
— Cześć, Nicky. Dziękuję, że się nim zaopiekujecie. Opiekunka nie da rady przyjść, a nie miałem co z nim zrobić.— wskazał na syna, który uśmiechnął się szeroko.
— To żaden problem.— Nicky machnął ręką i uśmiechnął się w stronę chłopca.
— W sprawie twojego i Madeline ślubu – oczywiście będziemy z Emily i Jackiem.— powiedział Erik, a Jack zaczął ściągać buty, wkładając je do szafek w komodzie.
— To wspaniale.— odpowiedział Nicky, przyglądając się poczynaniom blondyna.— Wszystkie potrzebne informacje są na zaproszeniu, ale gdyby były jakieś pytania, śmiało dzwoń.
— Wszystko jasne.— Erik zaśmiał się i podał Nicky'emu torbę z rzeczami Jacka.
— Może kawę?— zaproponował Nicky, wskazując palcem w głąb domu.
— Niestety się śpieszę. Kiedy indziej wpadnę z Emily, dobrze? Jeszcze raz dziękuję, odbiorę Jacka jutro rano.— oznajmił, a Nicky ponownie skinął głową. Pożegnał się z wujkiem i zamknął drzwi.
— Wyrosłeś, młody.— stwierdził brunet, gdy szli do kuchni, gdzie czekała Madeline z ciepłą herbatą.
— Ty też. Masz zarost i wyglądasz bardziej jak mężczyzna.— odpowiedział Jack, Madeline parsknęła śmiechem, a Nickym się oburzył, jednak szybko się uśmiechnął.
— Uznam to za komplement.— zaśmiał się i usiadł na kanapie, włączając telewizor.
— Hej, nie, nie, nie!— zaczął Jack, łapiąc Nicky'ego za rękę.— Wziąłem piłkę do nogi, idziemy grać!— oznajmił z szerokim uśmiechem, a brunet jęknął niezadowolony, ale wstał z kanapy i poszedł grać z chłopcem w piłkę, którą przecież kiedyś tak bardzo uwielbiał.
Madeline zajęła się rozpakowywaniem reszty ubrań, kosmetyków i innych swoich pierdół, natomiast Nicky i Jack cały czas grali w piłkę nożną, ponieważ chłopiec ciągle nie miał dość i trzeba było przecież skorzystać z ładnej pogody.
Różowowłosa usłyszała dzwonek do drzwi, dlatego wyszła z sypialni, zbiegła na dół i otworzyła drzwi, uprzednio biorąc pieniądze z kominka.
— Dzień dobry.— zaczęła z uśmiechem, przyjmując pudełko z ciepłą pizzą od dostawcy.— Tutaj są pieniądze.
— Dziękuję, życzę smacznego. Do widzenia.— odpowiedział mężczyzna i zniknął tak szybko, jak się pojawił.
Madeline postawiła pizzę na stole w jadalni, przygotowała talerze, szklanki z czymś do picia oraz ketchup.
Przez drzwi tarasowe wyszła na ogród, gdzie chłopcy grali w piłkę. Nicky był ubrany w białe spodenki, czarną koszulkę i czarne korki. Oparła się o ścianę, przyglądając się im z uśmiechem.
Nicky kopnął piłkę, która odbiła się od ściany domu i uderzyła prosto w głowę zdezorientowanego Jacka. Przez swoją niską wagę ten upadł na trawę. Madeline zaczęła chichotać, a lekko przestraszony Nicky podszedł do chłopca, który również skręcał się ze śmiechu.
— Gdybyś ty widział swoją minę!— zaśmiał się blondyn, wskazując palcem na zielonookiego, który położył się na trawie tuż obok niego.
— Co robicie?— zapytała Madeline, stając nad chłopakami.
— Tak właściwe, to nie wiem.— odpowiedział brunet i wzruszył ramionami.— Dobra, zaraz to słońce mi oczy wypali...— mruknął, wstając.
— Pizza już jest.— oznajmiła Madeline, a Jack zerwał się z trawnika i pobiegł do domu, w biegu ściągając swoje korki.
— Ten dzieciak jest niemożliwy.— powiedział Nicky, śmiejąc się, a Madeline chcąc się zrewanżować, chwyciła go za pośladek, a później lekko w niego klepnęła.
— Bardzo seksownie wyglądasz w tym stroju.— szepnęła do jego ucha, a ten zachichotał, rumieniąc się.
Weszli do środka i skierowali się w stronę jadalni, gdzie siedział Jack, zajadając się pizzą. Usiedli do stołu i nałożyli sobie po kawałku.
— Kto wygrał?— zagadnęła Madeline, polewając swój kawałek ketchupem.
— Nicky.— mruknął Jack, udając obrażonego. Wziął łyka herbaty, a brunet uśmiechnął się pod nosem.
— Ty już chodzisz do drugiej klasy, prawda?— zagadnął Nicky, gdy blondyn odłożył swoją szklankę na stół.
— Mhm, niestety.— odpowiedział cicho, a Madeline zaśmiała się z jego niechęci.
— A podoba ci się jakaś koleżanka?— zapytał Nicky, poruszając zabawnie brwiami.
— Co?! Nie! Dziewczyny są fuj!— stwierdził Jack, a teraz to Madeline była oburzona.
— Chyba trzeba ją jakoś udobruchać.— zaśmiał się Nicky, szturchając chrześniaka ramieniem, przez co ten wybuchnął śmiechem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro