Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🌸 𝐂𝐇𝐀𝐏𝐓𝐄𝐑 𝟐 🌸

🌸

Madeline zamruczała cicho, czując, jak Nicky składa mokre pocałunki na jej brzuchu, piersiach, dekolcie, szyi... Zawsze tak robił, by ją obudzić.

— Cześć.— powiedziała uśmiechnięta i skrzyżowała nadgarstki na karku bruneta, który podniósł wzrok i również się uśmiechnął. Sam widok Madeline sprawiał, że szeroki uśmiech gościł na jego twarzy.

— Dzień dobry, słońce.— zamruczał i zostawił malinkę na jej szyi, przez co ta jęknęła. Nicky za każdym razem był zdziwiony, ale i zadowolony tym, że wprawia ją w taki stan.

— Nicky...— mruknęła roześmiana, a chłopak wybuchnął śmiechem i położył się obok niej.— Mogę wiedzieć, po co budzisz mnie o godzinie siódmej rano? Jest weekend.

— Obudziłem cię, ponieważ o dziewiątej będzie wujek Erik z Jackiem, a przecież musimy iść na zakupy. Sama tak powiedziałaś. Gdybym cię nie obudził, miałabyś pretensje.— odpowiedział, a Madeline szeroko ziewnęła, przeciągając się.

— Jeszcze chwilkę...— mruknęła i ponownie zamknęła oczy, ale poczuła, jak Nicky uszczypnął ją w udo. Kolejna rzecz, którą nałogowo robił. Kochał jej ciało.— Cholera, Nicky!— pisnęła zdenerwowana, a chłopak się zaśmiał.

— Muszę cię jakoś wyciągnąć z łóżka.— wzruszył ramionami, a Madeline podniosła się do pozycji siedzącej. Włosy miała roztrzepane na każdą stronę, przez co brunet cicho zachichotał. Nie mogła nic poradzić na to, że jej włosy były z rana niesforne.

— Teraz, to jestem obrażona.— oznajmiła i wyszła z pomieszczenia oburzona. Nicky prychnął i kręcąc głową, wyszeptał:

— Oho, ktoś tutaj ma okres.

🌸

Nicky zakluczył drzwi domu i schował klucze do kieszeni swoich czarnych spodni, co dla różowowłosej było oczywiście absurdem, ponieważ było lato, a on chodził w długich spodniach. Ona była ubrana w bardzo krótką, różową koszulkę top bez ramiączek oraz różowe, pasujące do koszulki, spodenki. Włosy miała związane oczywiście w dwa warkocze oraz miała pełny makijaż.

Ujął rękę Madeline, która w drugiej dłoni trzymała smycz przypiętą do obroży Promyka, który wesoło dreptał po rozgrzanym przez słońce chodniku.

— Dzwoniła do mnie Dawn i powiedziała, że wszystkie dekoracje są już kupione, przelałam jej odpowiednią kwotę. Zapewniła mnie również, że ona, Mae, Avery i Natlee oraz chłopcy się tym zajmą.— oznajmiła Madeline, zerkając na Nicky'ego, który pokiwał głową. Ich ślub zbliżał się wielkimi krokami, a oni stresowali się coraz bardziej z każdym dniem.

— To dobrze. Musimy wysłać jeszcze do organizatorów dokładną listę gości, by wiedzieli, ile porcji przygotować.

— Dobrze, zajmę się tym później.— odpowiedziała, a po chwili byli już przy sklepie. Różowowłosa wzięła wózek sklepowy (Nicky przystał na to, aby ona go prowadziła, choć zawsze obijała się o obcych ludzi i półki). On sam wziął Promyka na ręce, aby nie przeszkadzać innym (bardziej, aby go nie podeptali, bo był małym psiakiem, którego trudno było zauważyć w tłumie).

— Ty czytasz, ja pakuję.— zażądał Nicky, a Madeline wyciągnęła listę zakupów ze swojej torebki. Rozłożyła ją i zaczęła czytać:

— Więc tak: pieczywo, masło, ser żółty i wędlina. Z warzyw: pomidory, ogórek zielony i ogórki kiszone, sałatę lodową, weź też jakąś surówkę. Z warzyw to tyle. Owoce: banany, jabłka, cytryna, maliny, truskawki, ananasy i winogrona. Weź składniki na pieczonego kurczaka. Wszystko. O, jeszcze herbata i zgrzewka wody mineralnej. Masz wszystko?

— Czekaj, zgubiłem się.— oznajmił Nicky, rozglądając się. Madeline uderzyła się w czoło, ale jeszcze raz podyktowała Nicky'emu, co ma włożyć do wózka.

— Masz już wszystko?— zapytała, a chłopak kiwnął głową, przyglądając się zawartości wózka. Przeszedł obok półek ze słodyczami obojętnie, ale oczywiście Madeline się zatrzymała.

— Nie, Madeline.— powiedział Nicky, opierając się o wózek.

— Madeline, tak.— odpowiedziała, a jej oczy zaświeciły się od ilości słodyczy. Wzięła cztery czekolady, dwie paczki chipsów, kilka batoników, żelki kwaśne i zwykłe oraz miętowe gumy do żucia.

— Coś mi się wydaje, że to już trzeci okres w tym miesiącu.— stwierdził Nicky, gdy różowowłosa wpakowała wszystko do wózka. Wywróciła oczami i prychnęła.

— Teraz naprawdę zawitał, więc potrzebuję dużo słodyczy.— mruknęła z oburzoną miną, zakładając ręce na krzyż. Nicky nie lubił, gdy Madeline miała ten czas w miesiącu, ale starał się być wyrozumiały, bo wiedział, że Madeline przechodzi to bardzo koszmarnie.

— I dużo przytulasków i całusków, prawda?— zapytał Nicky, obejmując ją w talii, poruszając zabawnie brwiami.

— To też.— zachichotała i zaczęła wyciągać zakupy na kasę.

Po powrocie do domu zaczęli rozpakowywać zakupy. Nicky położył dwie ciężkie siatki na blat kuchenny, a Madeline w międzyczasie nalała wody Promykowi, który na pewno się zmęczył. Podeszła do zakupów i zaczęła je wypakowywać z pomocą Nicky'ego. Kiedy miała włożyć cytrynę do lodówki, ta niespodziewanie spadła, dlatego schyliła się, aby ją podnieść. Zamiast tego, Nicky uderzył ją w tyłek, przez co jęknęła cicho, odwracając się w jego stronę.

Wiele razy dostawała klapsy w tyłek, nie była to żadna nowość, ale za każdym razem ją to denerwowało. Nicky zaczepiał ją, chciał pokazać jej, kto tutaj rządzi, i kto dominuje.

— Nicky, pamiętaj o tym, że mam długie paznokcie i gdybym wbiła ci je w ramię, to zwijałbyś się z bólu.— uśmiechnęła się niewinnie w jego stronę, podnosząc ową cytrynę.

Nicky, jak gdyby nigdy nic, złapał ją za pośladek, zaciskając palce, przez co ta westchnęła ciężko, powstrzymując jęk. Odwróciła się w jego stronę ponownie, a brunet z delikatnym uśmiechem wziął jabłko z reklamówki, umył pod wodą i zaczął jeść.

— Kiedyś się doigrasz i już nie odpuszczę.— oznajmiła dziewczyna z wściekłym wyrazem twarzy, a zielonooki parsknął śmiechem.

Po wypakowaniu wszystkich zakupów usłyszeli dzwonek do drzwi, dlatego Nicky szybko poszedł je otworzyć.

— Cześć, wujku.— powiedział z szerokim uśmiechem, ściskając rękę Erika. Obok niego stał dziewięcioletni Jack. Wyglądał tak samo, jak wtedy, gdy ostatni raz się spotkali, tylko włosy bardziej mu sterczały i były dłuższe. Wiele razy się nim opiekowali, ponieważ Jack bardzo lubił Nicky'ego i Madeline.

— Cześć, Nicky. Dziękuję, że się nim zaopiekujecie. Opiekunka nie da rady przyjść, a nie miałem co z nim zrobić.— wskazał na syna, który uśmiechnął się szeroko.

— To żaden problem.— Nicky machnął ręką i uśmiechnął się w stronę chłopca.

— W sprawie twojego i Madeline ślubu – oczywiście będziemy z Emily i Jackiem.— powiedział Erik, a Jack zaczął ściągać buty, wkładając je do szafek w komodzie.

— To wspaniale.— odpowiedział Nicky, przyglądając się poczynaniom blondyna.— Wszystkie potrzebne informacje są na zaproszeniu, ale gdyby były jakieś pytania, śmiało dzwoń.

— Wszystko jasne.— Erik zaśmiał się i podał Nicky'emu torbę z rzeczami Jacka.

— Może kawę?— zaproponował Nicky, wskazując palcem w głąb domu.

— Niestety się śpieszę. Kiedy indziej wpadnę z Emily, dobrze? Jeszcze raz dziękuję, odbiorę Jacka jutro rano.— oznajmił, a Nicky ponownie skinął głową. Pożegnał się z wujkiem i zamknął drzwi.

— Wyrosłeś, młody.— stwierdził brunet, gdy szli do kuchni, gdzie czekała Madeline z ciepłą herbatą.

— Ty też. Masz zarost i wyglądasz bardziej jak mężczyzna.— odpowiedział Jack, Madeline parsknęła śmiechem, a Nickym się oburzył, jednak szybko się uśmiechnął.

— Uznam to za komplement.— zaśmiał się i usiadł na kanapie, włączając telewizor.

— Hej, nie, nie, nie!— zaczął Jack, łapiąc Nicky'ego za rękę.— Wziąłem piłkę do nogi, idziemy grać!— oznajmił z szerokim uśmiechem, a brunet jęknął niezadowolony, ale wstał z kanapy i poszedł grać z chłopcem w piłkę, którą przecież kiedyś tak bardzo uwielbiał.

Madeline zajęła się rozpakowywaniem reszty ubrań, kosmetyków i innych swoich pierdół, natomiast Nicky i Jack cały czas grali w piłkę nożną, ponieważ chłopiec ciągle nie miał dość i trzeba było przecież skorzystać z ładnej pogody.

Różowowłosa usłyszała dzwonek do drzwi, dlatego wyszła z sypialni, zbiegła na dół i otworzyła drzwi, uprzednio biorąc pieniądze z kominka.

— Dzień dobry.— zaczęła z uśmiechem, przyjmując pudełko z ciepłą pizzą od dostawcy.— Tutaj są pieniądze.

— Dziękuję, życzę smacznego. Do widzenia.— odpowiedział mężczyzna i zniknął tak szybko, jak się pojawił.

Madeline postawiła pizzę na stole w jadalni, przygotowała talerze, szklanki z czymś do picia oraz ketchup.

Przez drzwi tarasowe wyszła na ogród, gdzie chłopcy grali w piłkę. Nicky był ubrany w białe spodenki, czarną koszulkę i czarne korki. Oparła się o ścianę, przyglądając się im z uśmiechem.

Nicky kopnął piłkę, która odbiła się od ściany domu i uderzyła prosto w głowę zdezorientowanego Jacka. Przez swoją niską wagę ten upadł na trawę. Madeline zaczęła chichotać, a lekko przestraszony Nicky podszedł do chłopca, który również skręcał się ze śmiechu.

— Gdybyś ty widział swoją minę!— zaśmiał się blondyn, wskazując palcem na zielonookiego, który położył się na trawie tuż obok niego.

— Co robicie?— zapytała Madeline, stając nad chłopakami.

— Tak właściwe, to nie wiem.— odpowiedział brunet i wzruszył ramionami.— Dobra, zaraz to słońce mi oczy wypali...— mruknął, wstając.

— Pizza już jest.— oznajmiła Madeline, a Jack zerwał się z trawnika i pobiegł do domu, w biegu ściągając swoje korki.

— Ten dzieciak jest niemożliwy.— powiedział Nicky, śmiejąc się, a Madeline chcąc się zrewanżować, chwyciła go za pośladek, a później lekko w niego klepnęła.

— Bardzo seksownie wyglądasz w tym stroju.— szepnęła do jego ucha, a ten zachichotał, rumieniąc się.

Weszli do środka i skierowali się w stronę jadalni, gdzie siedział Jack, zajadając się pizzą. Usiedli do stołu i nałożyli sobie po kawałku.

— Kto wygrał?— zagadnęła Madeline, polewając swój kawałek ketchupem.

— Nicky.— mruknął Jack, udając obrażonego. Wziął łyka herbaty, a brunet uśmiechnął się pod nosem.

— Ty już chodzisz do drugiej klasy, prawda?— zagadnął Nicky, gdy blondyn odłożył swoją szklankę na stół.

— Mhm, niestety.— odpowiedział cicho, a Madeline zaśmiała się z jego niechęci.

— A podoba ci się jakaś koleżanka?— zapytał Nicky, poruszając zabawnie brwiami.

— Co?! Nie! Dziewczyny są fuj!— stwierdził Jack, a teraz to Madeline była oburzona.

— Chyba trzeba ją jakoś udobruchać.— zaśmiał się Nicky, szturchając chrześniaka ramieniem, przez co ten wybuchnął śmiechem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro