7. Rozpieszczeni za murami
Test skończył się akurat przed porą obiadową. Kadeci, którzy zdali z wyraźną ulga na twarzach ruszyli w stronę drewnianego budynku, służącego za jadalnie. Wszyscy mieli dobre nastroje i byli dumni z siebie, że nie zostali wyrzuceni.
Naprawdę było się z czego cieszyć. W tym roku wielu nastolatków odesłano. Okazało się, że ponad połowa dzieciaków nie miała ani krzty talentu do trójwymiarowego manewru, a dowódcy nie mieli zamiaru wystawiać do walki bezużytecznych żołnierzy. Nawet najlepiej wyszkolony i z naturalnymi predyspozycjami do walki mundurowy, nie miał gwarancji, że nie zginie z rąk tytanów.
Hestia, Ahiko oraz Mark, po nałożeniu sobie na tacki tak zwanego jedzenia, przysiedli się do grupki, składającej się z trzech chłopców i jednej dziewczyny. Kadetka z dwoma rudymi kucykami wpatrywała się smętnym wzrokiem niebieskich oczu w zawartość swojej miski. Jeden z jej towarzyszy, siedzący po lewej stronie, usiłował się ją nakłonić do zjedzenia porcji. Jeśli się przyjrzeć byli do siebie bardzo podobni. Chłopak również miał pomarańczowe włosy, oraz lazurowe tęczówki, a twarz zdobiło parę piegów.
Nastolatek siedzący obok mówiącego kadeta, opierał kwadratową szczękę na ręce. Przymknięte oczy dodatkowo zasłaniały mu niesforne kosmyki czarnych włosów, przez co nie sposób było zobaczyć ich kolor. Wyglądał na znudzonego próbami namówienia dziewczyny do jedzenia i starał się ignorować wszystko wokół siebie.
Ostatni ich towarzysz z nietęgą miną włożył łyżkę z prawdopodobnie gulaszem do ust i szybko zagryzł to wielkim kawałkiem chleba, który był chyba jedyną jadalną rzeczą, którą kadeci mogli się posilić. Gdy udało mu się z trudem przełknąć pierwszy kęs wzdrygnął się z nieskrywanego obrzydzenia, przez co brązowe włosy opadły mu na czoło, a brwi zmarszczyły się, niemal całkowicie przysłaniając niesamowite, żółte tęczówki.
Trójka przyjaciół, nie zważając na irytujące zachowanie tej czwórki, zaczęła jeść. Dziewczyny, dzięki Markowi, nauczyły się cieszyć z każdego posiłku, nie ważne, jak ohydny by był.
-Jak wy możecie to tak spokojnie jeść?- Odezwała się z niedowierzaniem rudowłosa, podnosząc na nich wzrok.
Mimo tego, że byli w obozie treningowym już dłuższy czas, nie potrafiła przyzwyczaić się do dań podawanych w wojskowej stołówce. Hestia i Ahiko spojrzały z wyczekiwaniem na Marka. Tylko on mógł w tej kwestii przemówić do rozumu wybrednym nastolatkom. Chłopak westchnął, ale uśmiechnął się do dziewczyny.
-Lepsze to niż nic. Nie powinnaś narzekać.- Wzruszył ramionami. Rudowłosa przewróciła oczami.
-Chyba wolałabym głodować.- Słysząc to, Mark od razu spoważniał. Nie znosił, kiedy ktoś, kto nigdy nie poznał prawdziwego głody, mówił takie rzaczy.
-Nie, nie wolałabyś.- Powiedział tylko, patrząc na nią spode łba.
Dziewczyna zmarszczyła lekko brwi. Czarnowłosy otworzył oczy, ciekawy dalszego rozwoju sytuacji, a chłopak z trudem przełykający gulasz, odłożył łyżkę. Hestia i Ahiko wymieniły cwaniackie spojrzenia. Zdążyły już zauważyć już, że przyjaciel jest bardzo wrażliwy na punkcie głodu. Nigdy go o to nie pytały, ale domyśliły się, że nie miał łatwego życia.
Chociaż zazwyczaj łagodny i uśmiechnięty, kiedy widział, że ktoś narzeka na jakość posiłków, albo co gorsza, wyrzuca je, jego humor drastycznie się zmieniał. Popadał w melancholię, a czasem nawet, co już zupełnie do niego nie pasowało, złościł się. To właśnie stało się w tej chwili.
-Głód, albo ta papka? Uwierz, jakoś bym to wytrzymała.- Wskazała palcem na tackę.
Mark już doszczętnie zdenerwowany zachowaniem rozpuszczonej dziewczyny, uderzył pięścią w stół. Przyjaciółki jeszcze nigdy nie widziały go w takim stanie. Zawsze niebieski, niczym spokojny ocean, oczy, teraz wyrażały gniew. Sztorm na oceanie.
-Czy ty kiedykolwiek...- Zaczął, ale chłopak podobny do rudowłosej, zasłonił ją ręką.
-Hej, spokojnie.- Odezwał się.- Wybacz mojej siostrze. Całe życie żyliśmy w centrum stolicy i nie jest przyzwyczajona do takich warunków.
Piegowata, słysząc to, zaczęła ciskać pioruny z oczu w stronę brata.
-Też tam mieszkałeś idioto, a zachowujesz się, jakby te okropieństwa ci nie przeszkadzały.- Założyła ręce na piersi.- Dobrze wiemy, że też masz już dość mieszkania w tym miejscu.
-Martha...- Odwrócił się w stronę siostry i zaczął coś mówić, ale Mark już tego nie słyszał.
Nie miał zamiary wykłócać się z osobą, która przez urodzenie w stolicy uważa, że nie powinna być traktowana lepiej. Wziął tackę, wstał i wyszedł z jadalni. Usiadł na ławce przed budynkiem, w spokoju kończąc posiłek. Nie rozumiał. Nie mógł zrozumieć, jak niektórzy mogą być tak rozpieszczeni, że nie zważali na to, iż inni ludzie dali by wszystko, żeby znaleźć się na ich miejscu. Ci najbiedniejsi oddali by nawet życie, byle by chociaż na krańcu życia skosztować czegoś jadalnego. Poza tym pozostawała również kwestia szacunku. Ktoś zrobił ten posiłek i nie ważne, jak smakował należało z czystej kultury przemóc się i nie narzekając, zjeść to, co dostali.
Jego rozmyślenia przerwał trzask drzwi po prawej stronie i już po chwili dołączyły do niego obie przyjaciółki. Usiadł obok tak, że znajdował się teraz pośrodku. Podniósł wzrok i spojrzał najpierw na Hestię, a później na Ahiko. Obie miały zadowolone uśmiechy na twarzach, a źrenice blondynki były niepokojąco rozszerzone.
-Coście zrobiły?- Zapytał zaniepokojony aurą, która od nich biła.
-Można powiedzieć, że Martha bardzo blisko zapoznała się z dzisiejszym obiadem.- Odpowiedziała Hestia, krzyżując ręce na piersi i wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z Ahiko.
Mark nadal nie do końca rozumiał, o co chodzi dziewczynom, ale nie zdążył zapytać o nic więcej, bo drzwi znowu trzasnęły i wypadła z nich zdenerwowana rudowłosa. Na pierwszy rzut oka nic jej nie było, ale po chwili chłopak dostrzegł ogromną brązowo-szarą plamę z dziwnymi grudkami, zajmującą niemal całą powierzchnię, kiedyś białej koszuli.
-Dostanie wam się za to!- Krzyknęła cała czerwona ze złości, po czym odwróciła się i poszła w tylko sobie znanym kierunku.
Hestia oraz Ahiko, która do tej pory ledwo powstrzymywały śmiech, wypuściły wszystkie jego pokłady. Mark również nie mogąc się powstrzymać, mimowolnie się uśmiechnął. Był wdzięczny przyjaciółkom, że stanęły w jego obronie, chociaż Martha na pewno doniesie na nich kapralowi. Mówi się trudno. Nie zawsze trzeba świecić przykładem.
Po chwili przed oczami ich trójki, pojawili się chłopcy, którzy wcześniej towarzyszyli rudej przy posiłku. Brat dziewczyny stał, trzymając się pod boki z kamienną twarzą. Hestia zmarszczyła brwi i już chciała mu coś wygarnąć, jednak chłopak zaczął się śmiać, całkowicie zbijając ją z tropu.
-Powinien wam podziękować za utarcie nosa mojej bliźniaczce.- Powiedział, kiedy przeszedł mu atak śmiechu. Spojrzał w stronę, w która wcześniej poszła dziewczyna.- Martha naprawdę potrafi czasami dać popalić.
Jego głos wyrażał czułość, a w oczach widać było nieskrywane pokłady miłości do siostry. Ahiko wzdrygnęła się, kiedy napadły ją niechciane wspomnienia, ale od razu odsunęła się od siebie. Hestia, która nigdy nie miała rodzeństwa, nie rozumiała, jak można być miłym dla tak irytującej osoby, ale zignorowała to.
-Jestem Bard.- Wskazał na siebie kciukiem.- To jest Michael, a to Ian.
Najpierw chłopak z czarnymi włosami do ramion kiwnął im głową, a następnie żółtooki machnął ręką. Wszyscy się uśmiechali, więc trójka przyjaciół uznała, że można im zaufać.
-Hestia, Mark, Ahiko.- Przedstawiła wszystkich po kolei kruczowłosa.
-Ciebie już wszyscy znają Hestio, nie musiałaś się przedstawiać.- Zakpiła z przyjaciółki blondynka.
Zielonooka znów zmarszczyła brwi.
-Niby czemu?- Zapytała.
Wszyscy włącznie z nowo poznanymi chłopakami parsknęli śmiechem. W końcu Ian, widząc, że koleżanka nie żartuje, wyjaśnił:
-Hestia Fraiheistern. Kadetka, która spóźniła się pierwszego dnia, a następnego prawie została wywalona. Naprawdę myślałaś, że nie wzbudzisz zainteresowania?
-To było dla mnie naturalne zachowanie.- Wzruszyła ramionami.
-Więc naturalnie spędzisz wieczór na sprzątaniu toalet.- Ich uszu dobiegł głos kaprala. Chłopcy odwrócili się i zasalutowali, a trójka przyjaciół wstała.- Razem z kadetką Boothy oraz kadetem Piscus.
Hestia skrzyżowała ręce na piersi zirytowana tym, że znów będzie musiała sprzątać. Mark, zadziwiając wszystkich, wyszedł na kroki do przodu.
-To nie jest ich wina, kapralu. Gdyby nie ja, do niczego by nie doszło.- Odezwał się lekko błagalnym głosem.
Nie chciał, aby dziewczynom dostało się za to, że go broniły. Nie były niczemu winne. Levi zmierzył całą trójkę kobaltowymi oczami. Kadetka, która zawiadomiła go o to, co stało się na stołówce, dość dokładnie przedstawiła mu sytuację.
Szczerze mówiąc, nawet zbyt dokładnie. Wpadła do jego kwatery ze szklanymi oczami i zaczęła żalić się na swój wygląd i trójkę kadetów, którzy bez przyczyny zaatakowali ją obiadem, który był dobrze widoczny na jej koszuli. Oczywiście przez swoją nadmierną gestykulację zabrudziła mu cały korytarz.
Spodobała mu się teraz postawa blond włosego kadeta. Chciał obronić swoje przyjaciółki, jednak, widząc wyzywający wzrok Hestii oraz rozszerzone źrenice drugiej dziewczyny i porównując do łagodnych oczu chłopaka, od razu było widać, że nie był zdolny do czegoś takiego. W odróżnieniu od swoich koleżanek.
-Czyli to nie one wylały gulasz do koleżankę z oddziału?- Zapytał.
-No...- Mark podrapał się ręką po karku. Zupełnie nie potrafił kłamać.
Hestia przewróciła oczami, nie mogąc dłużej tego słuchać.
-Posprzątamy. Razem pójdzie nam przynajmniej szybciej.
-Zajmie wam to jeszcze mniej czasu, bo pomoże wam kadetka Olinberg.
Martha, która do tej pory stała zadowolona za plecami kaprala, wytrzeszczyła oczy.
-Co?! Niby czemu ja...- Zaczęła zgłaszać sprzeciw, ale Ackermann jej przerwał.
-Zaraz po sprzątnięciu kibli, macie stawić się w mojej kwaterze i posprzątać sos, który przyniosłaś.- Odparł, patrząc na nią z ukosa, po czym odszedł.
Bard od razu doskoczył do siostry i powiesił się jej na ramieniu.
-No to dostałaś za swoje.- Powiedział ze śmiechem. Dostał od niej łokciem w brzuch, przez co lekko się skrzywił, ale w oczach nadal miał iskierki rozbawienia.
Trójka przyjaciół z triumfem na twarzach ruszyła w kierunku baraków, aby przygotować się do poobiedniego treningu. Hestia, nie mogąc się powstrzymać, mijając Marthę chwyciła ją za ramię w imitacji kumpelskiego gestu.
-Widzimy się wieczorem.- Rzuciła na odchodne.
Usłyszała, jak chłopcy znów się śmieją, a dziewczyna im się odgraża, jednak nie zwracała na nich uwagi. Założyła ręce za głowę i dogoniła przyjaciół.
----------------------------------------------------------------
Nawet nie wiecie, jakie problemy miałam z tym rozdziałem ;-;
Naprawdę, kompletnie nie miałam na niego pomysłu i w końcu powstało to... nie wiem, czy jest ciekawy, czy co, ale w końcu dodałam trochę więcej postaci ^^
Wybaczcie, że się ociągałam z tym rozdziałem, ale jak już wspomniałam, nie miałam na niego pomysłu. Na szczęście na następne już mam koncepcję, dodatkowo są święta, więc będę miała postaram się znaleźć czas, żeby pisać <33
xoxo
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro