Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Ćwiczenie, po którym wszystko się okaże

Dni ciągnęły się niemiłosiernie długo. Wszyscy zaczynali już popadać w schemat trening-jedzenie-trening. Kadeci, przynajmniej w większości, przyzwyczaili się już do bezkształtnych papek, które zmuszeni byli nazywać jedzeniem. Niestety nie mieli jednak wielkiego wyboru. Szczerze mówiąc, nie mieli żadnego. Jesz to, co dają, albo głodujesz. Prosta zasada. Takie były uroki życia w wojsku.

Miłą odmianą była dość nagła zmiana zachowania kaprala. Chociaż surowy i bezkompromisowy, Levi Ackermann okazał się cierpliwym instruktorem. Oczywiście, jeżeli zauważył, że ktoś bezwstydnie się obija, błyskawicznie stawiał go do pionu i karał, jak należy.

Sprzątanie baraków, zmywania naczyń, rąbanie drewna... Levi wolał dawać im praktyczne nauczki, które w większym lub mniejszym stopniu przyczyniają się do funkcjonowania w ich treningowej społeczności. Nie raz zdarzało się, że pracujący na terenie ośrodka cywile oraz żołnierze byli wyręczani w swoich obowiązkach przez leniwych kadetów.

Hestia i Ahiko parę razy prawie podpadły kapralowi, jednak Mark okazał się w tej kwestii nieoceniony. Był niczym anioł stróż, czuwającym nad temperamentem dwóch przyjaciółek. Jego łagodność i pozytywne nastawienie do dosłownie wszystkiego idealnie kontrastowały z buntowniczością Hestii oraz szurniętym charakterem Ahiko. Razem stworzyli całkiem zgraną paczkę.

Był piękny, bezchmurny poranek. Promienie słoneczne odbijały się od metalowych elementów wysokich, trójnogich konstrukcji, które starsi żołnierze wystawili na ziemisty plac poprzedniego wieczoru. Kadeci ze zniecierpliwieniem wypisanym na twarzach podziwiali drewniane bele oraz liny, które w przeciągu kilku następnych godzin zdecydują, kto obrał dobrą ścieżkę życia, wstępując do wojska, a kto niekoniecznie.

Trójwymiarowy manewr był zdecydowanie najważniejszym elementem w umiejętnościach żołnierza, więc jeśli nie masz do niego talentu, niestety, ale musisz odejść. Nie ma od tego odstępstw. Do walki z tytanami nie wystarczy poruszanie się po ziemi, nawet z pomocą idealnie wytrzymałych koni Oddziału Zwiadowców. Przez ogromne rozmiary tych bestii ludzkość musiała nauczyć się poruszania w trzech wymiarach, wykorzystywania każdej powierzchni, aby uciec przed ich monstrualnymi łapami, a także, aby w końcu ich zabić.

Samo unikanie starcia z tytanami nic nie da. Należy dzięki linom, wysuwanym z kapsuł przy pasie wzlecieć na wysokość ich karków i za pomocą ostrzy, które wchodzą w skład całego sprzętu, rozciąć je na odpowiednią głębokość. To, jak na razie, jedyny znany słaby punk pogromców ludzkości.

Hestia przeczytała kiedyś o niejakim Achillesie w zbiorze mitów swojego, nieżyjącego już, dziadka. Jedynym sposobem, aby go pokonać był dźgnięcie w piętę, co w gruncie rzeczy w końcu nastąpiło. Sprawa z tytanami wyglądała mniej więcej podobnie. Każda część ich ciała regenerowała się w błyskawicznym tempie, prócz właśnie karku. Oprócz znacznych różnic w wielkości i sile, pozostawała jedna, zasadnicza kwestia, Achilles był jeden, a tytanów, chociaż nie wiadomo było nawet, skąd się brali, był niezliczona ilość.

Kruczowłosa kadetka błądziła myślami pomiędzy mitologią, a monstrami zza murów, nie zwracając uwagi na odbywający się przed jej oczami test. Musiała bardzo mocno odpłynąć, bo kiedy znów skupiła wzrok na scenie odgrywanej kilka metrów dalej, Ahiko właśnie została uwolniona z lin i z dumną miną oraz iskierkami szczęścia w oczach, szła w jej kierunku. Mark, stojący tuż obok dziewczyny wyciągną rękę, a rozbawiona blondynka przybiła mu piątkę.

-Teraz twoja kolej.- Wskazała kciukiem kierunek, z którego przyszła.

Chłopak przełknął nerwowo ślinę, ale z głupkowatym uśmiechem na twarzy, ruszył we skazane miejsce. Dziewczyny odprowadziły go wzrokiem, po czym Ahiko, zakładając ręce na piesi, zwróciła się z przekomarzaniem do Hestii:

-Nie pochwalisz mnie za to, że tak dobrze mi poszło?

-Ja... byłam pewna, że wypadniesz wspaniale, więc nie mam powodu, aby ci gratulować.- Po lekkim zawahaniu na początku, zdołała skleić zdanie na tyle prawdziwe i wymijające, aby nie zdradzić, że ominęła ją próba przyjaciółki.

Blondynka chwyciła się palcami za brodę, spoglądając przenikliwie w zielone tęczówki. Hestia starała się wyglądać wyniośle, jak zawsze, jednak po kilku sekundach Ahiko prychnęła i przeniosła wzrok na przygotowującego się chłopaka.

-Pewnie nawet nie zauważyłaś, kiedy to zrobiłam.- Rzekła z udawanym wyrzutem, jednak jej prawdziwy humor zdradzał błąkający się na ustach uśmieszek. Kruczowłosa uderzyła ją przyjacielsko w ramię i również skupiła się na blondwłosym kadecie.

Mark z nietęgą miną założył pas, do którego jeden z pomagających żołnierzy przypiął linki, umocowane w dwóch belkach konstrukcji. Widząc wspierające spojrzenia koleżanek, uśmiechnął się niepewnie i pomachał im lekko. To mógł być swego rodzaju rodzaj tik nerwowy. Chłopak już parę razy wcześniej, zazwyczaj, kiedy powstrzymywał dziewczyny od wpadnięcia w kolejne tarapaty, machał nawet głównemu instruktorowi, Leviemu, nie wspominając już o pomniejszych mundurowych, czy kolegach z baraków. Na szczęście żaden mundurowy nie zwracał na to większej uwagi, jednak w szeregach oddziału stało się to jego poniekąd znakiem rozpoznawczym. Wszyscy kadeci, którzy go mijali, a nie znali na tyle, żeby się odezwać witali go, po prostu machając ręką.

Przyjaciółki kiwnęły mu jednocześnie głowami, pokazując, że w niego wierzą, a żołnierz zacząć kręcić metalową korbą z boku urządzenia, wprawiając w ruch linki, na których wisiał. Sznurki zaczęły się napinać, a stopy Marka coraz bardziej oddalały się od podłoża. Kiedy całkowicie przestał czuć grunt pod nogami, mimowolnie zamknął oczy.

Kołysał się delikatnie w przód i tył. Zacisnął szczękę oraz zmarszczył brwi, próbując przenieść swój środek ciężkości na przód ciała. Dla lepszej równowagi, rozłożył ręce po bokach i ku własnemu zdziwieniu, już po paru sekundach bujanie ustało. Otworzył oczy i dopiero po chwili spostrzegł, że zebrani na placu kadeci są kilkadziesiąt centymetrów niżej niż jeszcze minutę wcześniej.

Uśmiechnął się radośnie, czując ulgę. Nie był mistrzem sztuk walk, o czym przekonał się bardzo wiele razy, podczas dotychczasowych treningów. Oprócz Hestii, która pomimo swojego niskiego wzrostu, we wcześniejszych latach trenowała samoobronę, wiele innych kadetek także go pokonywało.

Szczerze mówiąc, mało obchodziły do walki wręcz. Starał się, jak mógł, ale nigdy nie lubił bezsensownych bijatyk. Swoje nieudane sparingi zbywał śmiechem i żartami, bo nie zależało mu, aż tak bardzo, aby dostać się do wojska. Nie został żołnierzem w poszukiwaniu odwetu na tytanach, wolności, czy nawet bezpieczeństwa w szeregach Żandarmerii, ale zapewnionego dachu nad głową oraz regularnych posiłków. Nie zależało mu na konkretnej dywizji, bo mógł dostać to w każdej, a nawet w razie niepowodzenia, zostałby odesłany do konkretnego dystryktu i tam żyłby z pensji rolnika.

To by mu wystarczyło, jednak teraz, że przynajmniej nie będzie kompletnym darmozjadem. Jeśli nauczy się idealnie wykonywać trójwymiarowy manewr, będzie mógł ryzykować nawet swoim życiem, aby odwdzięczyć się za dane mu rzeczy, o których w poprzednich latach mógł jedynie pomarzyć.

Jednocześnie z nadejściem tej myśli, jego stopy ponownie dotknęły ziemi. Jeden z mundurowych podszedł i pomógł mu odpiąć pas. Mark nie zwracał na niego większej uwagi. Zadowolony z siebie i postanowienia, jakie sobie ustalił podczas tych kilku krótkich minut, podszedł do dziewczyn.

Zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, usłyszeli rozkazujący głos kaprala, wyczytującego nazwisko Hestii. Uśmiechnął się do niej przyjacielsko i poklepał pokrzepiająco po ramieniu. Kruczowłosa z dumnym wyrazem twarzy oddaliła się w kierunku imitacji sprzętu do trójwymiarowego manewru.

Dwójka przyjaciół z zapartym tchem patrzyła na oddalający się herb w postaci dwóch skrzyżowanych ze sobą mieczy, widniejący na plecach dziewczyny. Hestia była ostatnim kadetem przystępującym do ćwiczenia. Przed nią dość wielu nastolatków odpadła, ponieważ nie potrafili utrzymać równowagi w powietrzu.

Po swojej porażce nakazano im od razu spakować się i zostali wysłani w niewielkich grupkach, powozami do poszczególnych dystryktów. Teraz jedynym zajęciem, jakie będą wykonywać będzie praca na polu, bo tam nigdy nie jest za mało rąk do pracy.

W zielonych oczach Hestii błąkały się iskierki determinacji, gdy mundurowy przekręcał korbę, tym samym unosząc ją z ziemi. Jednak jej pewność siebie zgasła, kiedy podeszwami butów przestała czuć podłoże. Mimowolnie chwyciła rękami dwie linki przyczepione ukośnie od jej pasa do wysokich bel.

Przełknęła ślinę, podnosząc wzrok i widząc zaniepokojone spojrzenia przyjaciół. Nie chcąc się dodatkowo dołować, przekręciła głowę w bok. Zdębiała. Kobaltowe tęczówki instruktora, jak zwykle wyrażały głębokie znudzenie, pomieszane ze zmęczeniem, ale dało się w nich wyczytać coś jeszcze innego. Jakby zażenowanie, a może... zawód? Nie była pewna, ale nabrała ochoty, aby utrzeć kapralowi nosa, pokazując na co ją stać.

Niewiele myśląc, puściła linki i skrzyżowała ręce na piersi. Zachwiała się delikatnie, ale prawie od razu odzyskała równowagę. Uśmiechnęła się zadziornie, wracając wzrokiem do przyjaciół. Ahiko również miała założone ręce i patrzyła na nią zadowolona, że jej się udało. Mark natomiast oparł prawą dłoń na biodrze i czuł niezmierną ulgę, że wszyscy troje będą mogli kontynuować szkolenie.

--------------------------------------------------------------------------------------

Muszę przyznać, że ten rozdział pisało mi się bardzo przyjemnie i jestem z niego w 100% zadowolona. Przybliżyłam wam trochę postać Marka i muszę przyznać, że mimo, iż wymyśliłam go spontanicznie, całkiem podoba mi się, w jakim kierunku zmierza, a wy co myślicie? Dajcie znać w komentarzach, ah... i xAkatsukiCloudx , nie martw się, o Ahiko będzie więcej w przyszłych rozdziałach :*

xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro