4. Nowy przyjaciel i wróg
-HESTIA!- Głośny krzyk prosto do ucha wybudził dziewczynę z błogiego snu o mistycznych krainach, wolnych od murów i innych problemów rzeczywistego świata.
Skrzywiła się, otwierając oczy. Pierwszym, co zobaczyła były turkusowe oczy Ahiko parę centymetrów od jej własnych. Właśnie nabierała powietrza, aby po raz kolejny zawołać przyjaciółkę, więc kruczowłosa szybko i sprawnie zareagowała. Wyjęła poduszkę spod głowy, po czym przyłożyła do ust blondynki.
-Istnieją łatwiejsze sposoby, aby mnie obudzić.- Odezwała się, przewieszając nogi przez krawędź piętrowego łóżka. Odłożyła poduszkę na miejsce, które przed chwilą zajmowała jej głowa. Przeciągnęła się, prostując ręce ponad głową.- Która godzina?
-Twoja ostatnia, jeśli się nie pośpieszysz. Za dziesięć minut mamy być na placu treningowym.
To obudziło ją do reszty. Rzuciła Ahiko pełne wyrzutu spojrzenie za to, że nie raczyła wstrząsnąć nią wcześniej, a ta uśmiechnęła się szyderczo. Nie mając czasu na wykłócanie się, Hestia szybko zaskoczyła z łóżka i zaczęła się przebierać.
Na szczęście w pomieszczeniu prócz ich dwójki, nie było nikogo. Baraki było koedukacyjne, więc w przypadku obecności jakiegoś chłopaka, musiałaby iść do toalety, a w tym przypadku zyskała kilka dodatkowych sekund. Swoją drogą, ona przeżyłaby przebieranie się przy chłopcach, ale nie chciała nawet myśleć, co by się stało, gdyby jakiś kadet zobaczył jej piękne, nagie ciało. To mogłoby być dla nich za wiele. Zaśmiała się na tę myśl.
Po założeniu pełnego mundury, obie wybiegły na dwór i już po paru minutach były na miejscu. W akompaniamencie śpiewu ptaków, oświetlone promieniami wschodzącego słońca, dumnym krokiem weszły na ziemisty plac. Kadeci wyglądali na zdenerwowanych tak samo, jak wczoraj, ale głównie na ich twarzach widniała ciekawość, co kapral wymyślił na pierwszy dzień treningów.
Hestia i Ahiko stanęły pomiędzy rówieśnikami w przednim rzędzie. Kruczowłosa z ulgą zauważyła, że od wczorajszego wieczoru nikt nie rzuca jej nienawistnych spojrzeń. Jeśli już, to paru chłopców przyglądało się jej walorom, które odsłoniła przez niezapięcie kilku górnych guzików koszuli. Uśmiechnęła się zadziornie, odgarniając włosy na plecy. W tym momencie oczy wszystkich zwróciły się na lewo, skąd dobiegł ich uszu dźwięk kroków. Widząc niską postać instruktora, zasalutowali jednocześnie.
Levi nie zwracając większej uwagi na kadetów, stanął przed nimi na środku i zaczął mówić znudzonym głosem:
-Nie będę od was wymagał wykonywania bezsensownych ćwiczeń. Jeśli ktokolwiek chce poprawić swoją kondycję, niech robi to we własnym zakresie w czasie wolnym.- Kilka osób westchnęło z rezygnacją. Hestia przewróciła oczami, słysząc to, a kapral puścił to mimo uszu.- Zaczniemy od podstaw walki wręcz. Pokaże wam parę ciosów i uników, a później sami będziecie ćwiczyć.- Przeleciał wzrokiem tłum nastolatków.- Jest ktoś chętny, abym mógł wam to zaprezentować?
Mimo tego, że wydawał się dziś dość miły, a przynajmniej mniej zirytowany niż poprzedniego dnia, nikt nie miał odwagi stanąć przeciwko kapitanowi Oddziału Zwiadowców. Wszyscy uciekli wzrokiem od jego kobaltowych oczu.
Lustrując grupę przenikliwym spojrzeniem, napotkał w końcu jedyne, zielone tęczówki, które ciągle wpatrywały się w niego, jakby rzucając wyzwanie. Jedną rękę oparł na biodrze, a drugą wskazał miejsce obok siebie.
-Fraihestern, zapraszam.- Bez chwili wahania, dziewczyna ruszyła w wyznaczone miejsce.
Stanęła naprzeciwko kaprala, bokiem do reszty zebranych, aby mogli dobrze ich obserwować. Oboje w lekkim rozkroku, podnieśli pięści do góry, trzymając gardę. Hestia w duchu podziękowała ojcu za to, że nauczył ją podstaw samoobrony. Według niego wszyscy, nie ważne, cywil czy wojskowy, powinien umieć się bronić.
-Musicie pamiętać, aby wyprowadzać ciosy całym ciałem, a nie tylko pięściami, czy stopami.- Zaczął mówić, jednocześnie celując w twarz dziewczyny lewym sierpowym. Hestia uniosła wyżej ręce, krzywiąc się lekko. Był silniejszy, niż wyglądał. Kolejne dwa szybkie ciosy sprawiły, że musiała odsunąć kilka kroków.- Kolejna rada, trzymajcie gardę.
Zanim się zorientowała, dostała silną pięścią w brzuch. Skuliła się, ale nadal nie spuszczała oczu z przeciwnika. Usłyszała, jak po lewej stronie ktoś wciąga ze świstem powietrze. Zobaczyła, że Levi stoi i patrzy na nią z wyższością. Tego było już za wiele.
Wyprostowała się, celując jedną ręką w głowę, a drugą, sekundę później w bok przeciwnika. Kapral jednak, jak można było się spodziewać, był szybszy o bez problemu zablokował ciosy, chwytając oba nadgarstki dziewczyny. Niezrażona, wyciągnęła nogę, starając się go kopnąć, ale to też dało marny skutek.
-Najważniejsza zasada!- Krzyknął, aby wszyscy dobrze słyszeli, trzymając ręce Hestii nad jej głową.- W walce liczy się spryt. Wykorzystujcie swoje atuty. Jeśli jesteście mali, jesteście zwinni. Jeśli jesteście słabi, wykorzystujcie łokcie i kolana. Jeżeli zdacie się na instynkt pójdzie wam o wiele łatwiej. Pamiętajcie, że w walce z tytanami nie obowiązują żadne zasady.
Pociągnął ręce dziewczyny do góry tak, że teraz ledwo dotykała palcami podłoża. Następnie kopnął mocno ścięgna kolanowe, jednocześnie puszczając, co spowodowało spektakularny upadek. Zdążyła tylko ukryć twarz z gięciu łokci, aby na niej nie wylądować. Mimo to, całe jej ubranie pokryło się kurzem, a nogi zaczęły lekko pulsować.
Nie zważając na ból, odwróciła się do instruktora. Ze zdziwieniem spostrzegła, że wyciągnął rękę, jakby chciał pomóc jej wstać. Może było to miłe, ale Hestia po kolejnym upokorzeniu z jego strony, nie miała zamiaru przyjmować jego łaski. Rzuciła mu zimne spojrzenie, po czym wstała, otrzepując się z kurzu. Chwilę mierzyli się wzrokiem, a po chwili chłopak odwrócił się do tłumu.
-Teraz wasza kolej.
Wróciła na swoje poprzednie miejsce, a Ahiko od razu zarzuciła jej rękę na ramię.
-Mam łopatę i liny. Jeśli zaatakujemy jednocześnie to nas nie powstrzyma.- Powiedziała, patrząc przyjaciółce w oczy, a to zobaczyła w nich dziwny błysk. Miała nadzieję, że dziewczyna nie mówi poważnie, choć brzmiało to bardzo kusząco.
-To byłoby zbyt łatwe. Dam mu jeszcze popalić.- Odszepnęła z mocą w głosie.
-Lepiej tak nie stójcie, bo już wam się przygląda.- Usłyszały i poczuły na sobie ciężar
Niebieskooki chłopak zarzucił jedną rękę na ramię Hestii, a drugą na Ahiko. Blond włosami delikatnie łaskotał policzki obu dziewczyn, a wzrok utkwiony miał w instruktorze, który mierzył spojrzeniem ich małą grupkę. Z głupkowatym uśmiechem pomachał mu, po czym pchnął dwie przyjaciółki z kierunku ćwiczących kadetów.
-Kim ty w ogóle jesteś?- Zapytała Hestia, kiedy w końcu stanęli, a chłopak rozglądał się, aby sprawdzić, czy kapral przypadkiem ich nie śledzi. Na szczęście nigdzie go nie było. Blondyn westchnął z ulgą.
-Jeszcze chwila, a znów miałabyś problemy. Jestem Mark, śpię parę łóżek dalej.- Zaśmiał się.
-Dzięki za troskę.- Prychnęła kruczowłosa w odpowiedzi. Nie lubiła, gdy ktoś obcy się o nią martwił.
Mark tylko podrapał się z głupim uśmiechem po karku. Dziewczyny spojrzały na siebie o również się uśmiechnęły.
Po tej krótkiej wymianie zdań, zaczęli ćwiczyć. Walki minęły im dość szybko i w miłej atmosferze. Wymieniali cios, śmiejąc się przy tym. Okazało się, że Ahiko idealnie odnajduje się w tym ćwiczeniu. Kiedy raz po raz, zamachiwała się, była jakby w transie i ciężko było uniknąć jej ataków. Hestię od obrażeń uratowały treningi treningi odbywane z ojcem, za to Mark, jak się okazało nigdy wcześniej nie miał do czynienia z żadnymi sztukami walki.
Kilka razy dostał mocniej niż się spodziewał i upadł, ale zbywał swoje porażki śmiechem. Na pierwszy rzut oka widać było, że jest niepoprawnym optymistą. Wydawał się tak niewinny, że przyjaciółki zastanawiały się, skąd wziął się u niego pomysł dołączenia do wojska.
Parę godzin później Levi pozwolił kadetom iść wreszcie na śniadanie, ale wcześniej mieli się wykąpać. Zrobili, jak kazał bez żadnych narzekań, ponieważ wszystkim zaczynało już burczeć w brzuchach.
Po prysznicach udali się do ogromnego, drewnianego budynku, mieszczącego się paręset metrów dalej od baraków. Wewnątrz pomieszczenie wyglądało niemal identycznie, co sypialnie, tyle, ze zamiast łóżek były stoły. Kadeci wzięli tacki i, stojąc w kolejce przy ladzie, po kolei nakładali sobie na talerze różne papki.
Ahiko i Hestia skrzywiły się na widok niezidentyfikowanych grudek w czymś, co miało być najprawdopodobniej gulaszem. Mark natomiast z zapałem pałaszował jedzenie. Dziewczyny nie wierzyły własnym oczom.
-Jak ty możesz to jeść?- Zapytała czarnowłosa, kiedy otrząsnęła się z pierwszego szoku.
Chłopak spojrzał na nią, marszcząc brwi, ale od razu spuścił wzrok. Dopiero teraz Hestia dostrzegła, że jest wyjątkowo chudy. Miał cienie pod oczami, a kości policzkowy były nienaturalne ostre. Przełknęła ślinę. Nie wiedziała, skąd Mark pochodzi, ani w jakich warunkach żył do tej pory. Nie pytając o nic więcej, również zaczęła jeść. Ahiko przewróciła oczami, ale po chwili głód zwyciężył.
Po skończonym posiłku, aż do wieczora ćwiczyli to samo co rano, z krótką przerwą na obiad. Levi ich nie oszczędzał. Przechadzał się między walczącymi kadetami, a kiedy zauważył, że ktoś się leni w dość niemiły sposób, jeśli można tak określić kopanie nieszczęsnych nastolatków, stawiał ich do pionu.
W końcu doszedł do Hestii, która ćwiczyła z dwójką przyjaciół. Stanął kilka kroków dalej, a przez to, że kruczowłosa przelotnie na niego spojrzała, dostała od Ahiko prosto w szczękę. Blondynka zaśmiała się z triumfem.
-Nareszcie!- Zacisnęła pięść z zadowoleniem, a oczy zabłysły jej radośnie.
Dziewczyna niemal od razu się pozbierała i z zacięciem zaatakowała turkusowooką. Niestety przez wpatrywanie się w niesamowite tęczówki, zupełnie zapomniała o Marku, który sprawnie wykorzystując ten moment, podciął jej nogi. Hestia upadła. Zobaczyła oddalającą się sylwetkę instruktora i usłyszała, jak dwójka przyjaciół przybija sobie piątki z zadowoleniem.
Tego było dla niej za wiele. Zacisnęła żeby. Po raz kolejny została upokorzona. Jej duma tego nie wytrzymała. Nie zważając na konsekwencję, pod wpływem impulsu chwyciła leżący na ziemi kamień. Wstała i cisnęła nim z całej siły w czarnowłosego. Ku jej zdziwieniu, Levi nawet się nie odwracając, złapał kawałek skały. Przekręcił go parę razy w palcach, po czym odezwał się:
-Fraiheistern za mną.
Z dumą już kompletnie kulejącą, czego wcześniejsza sytuacja była skutkiem, przełknęła ślinę. Widząc ciekawskie spojrzenia reszty kadetów, wyprostowała się i uśmiechnęła arogancko. Włożyła ręce do kieszeni skórzanej kurtki, ruszyła śladami instruktora.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Hestia chyba nagrabiła sobie bardziej niż chciała xD
Dajcie znać, jakie wrażenie zrobił na was Mark :*
Macie trochę artów na osłodę życia ^^ ostatnia jest Ahiko, a Marka niestety jeszcze nie zdążyłam poszukać, bo chciałam dodać ten rozdział dzisiaj, a zaraz wybywam z domu C:
xoxo
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro