Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

32. Pytania, na które nikt nie zna odpowiedzi (koniec)

Żołnierze przygotowywali się do kolejnej próby wykorzystania formacji szerokiego rozpoznania w podczas nadchodzącej wielkimi krokami wyprawy. Była to 57. ekspedycja. Była piękna pogoda, słońce świeciło swoimi jasnymi promieniami, białe obłoki poruszały się delikatnie po błękitnym niebie, a pod nimi przelatywały w tylko sobie znanym kierunku, gromady ptaków.

Wszystko odbywało się swoim codziennym rytmem. Generał Erwin stał na czele oddziału. Według planu, który dostała Hestia, która cudownym trafem była w oddziale wraz z Markiem oraz Ahiko, a przewodziła im Eriko, sam Smith miał jechać w drugiej linii pośrodku, aby mieć najlepszy widok na wysyłane sygnały od innych konnych. Bard dostał przydział do lewego zwiadu, a reszta jego przyjaciół do prawego. Eren oraz Levi z oddziałem do zadań specjalnych byli w tylnych szeregach.

Wszyscy byli bardzo czujni, pomimo że były to jedynie ćwiczenia i od razu po otwarciu bram i rozkazie rozpoczęcia kolejnej wyprawy, konie ruszyły wzbijając w powietrze kłęby kurzy i kamyków oraz kakofonię stuków kopyt o podłoże. Wyjeżdżając poza mur zobaczyli połacie zieleni, pojedyncze drzewa i ich grupy, a jadąc coraz dalej, co jakiś czas mijali opuszczone teraz domu lub ruiny dawnych budowli.

Hestia przy każdej ekspedycji odczuwała tą samą ekscytację. Poczucie ucieczki poza wyznaczone granice, chociaż od kilku lat i tak mniejsze niż na samym początku jej służby. Każdy kolejny krok był dla niej mentalnym triumfem nad tytanami. Mogła się poczuć wtedy niczym ptak, który od urodzenia żył w klatce i wreszcie został wypuszczony na wolność. Smutnym momentem było, kiedy ptak znów musiał powrócić do klatki.

-Hestia, znowu się zamyśliłaś!-Usłyszała głos Ahiko, wyrywający ją z zadumy. Blondynka patrzała na nią turkusowymi oczami. Uśmiechnęła się wrednie.- Mogłabyś chociaż teraz nie myśleć o kapralu!

-Myślałam, że gdy znajdziesz sobie partnera, wyrośniesz z wymyślania sobie fałszywych par!-Odszczekała się.

Jechali dalej. Czarne, niczym węgiel włosy Hestii rozwiały się przez szybkość konia, na którego grzbiecie siedziała. Zaraz pod nimi powiewała zielona, jak jej oczy peleryna ze Skrzydłami Wolności.

Pędzili, czym prędzej omijając większość tytanów, których mijali po drodze. Od czasu do czasu zmieniali kierunek jazdy, kiedy po wysłaniu w niebo czerwonej flary uzyskali odpowiedź w postaci zielonej wstęgi dymu, posłanej przez Erwina. Mieli zakaz powalania wrogów, wyjątek stanowili jedynie odmieńcy, których sygnalizowali czarną flarą, o ile udało się któremu przebić przez ich szyk.

Mijały kolejne minuty i godziny żmudnej, ale przyjemnej jazdy. Hestia w międzyczasie wciąż zastanawiała się nad dręczącym ją od dłuższego czasu przeczuciem, które umocniła jeszcze rozmowa z Arminem. Chociaż nie chciała, aby przypuszczenia chłopaka się sprawdziły, miała nadzieję, że ktoś wyżej postawiony również zauważył dziwne rzeczy, które ostatnio się działy i złożył wszystko do kupy. Bo jeśli nie, ludzkość będzie miała naprawdę wielkie problemy w przyszłości.

Nie podzieliła się informacjami i spostrzeżeniami z przyjaciółmi. Nie chciała ich niepokoić, ani podjudzać do drążenia tych spraw. To mogłoby się źle dla nich skończyć. Albo źle dla jakieś postronnej osoby, jeśli Ahiko uznałaby, że mogła być w coś zamieszana lub coś wiedzieć. Tak, lepiej chronić niewinnych.

Gdy jechali, każdy pogrążony we własnych myślach, rozglądając się po okolicy, Mark spostrzegł grupę ptaków lecącą w zastraszającym tempie. Obejrzał się w kierunku, z którego uciekały. Wytężając wzrok, zobaczył nadbiegającego w ich kierunku tytana. Poruszał się o wiele szybciej niż normalne osobniki.

-Eriko, odmieniec!-Krzyknął do dziewczyny jadącej na szczycie ich drużyny.

Odwróciła się, odgarniając bursztynowe włosy z oczu.

-Niech się zbliży, wtedy to powalimy!-Zawyrokowała, zwracając się do wszystkich, kiedy na nią spojrzeli.- Wiecie, co robić!

Skinęli głowami i pociągnęli wodze, aby konie lekko zwolniły. Kłusowali jeszcze kilkaset metrów dalej, aż poczuli wstrząsy ziemi, spowodowane mocnymi krokami tytana. Odwrócili się w jego kierunku. Od razu spostrzegli, że coś jest nie w porządku. Na oko mniej więcej czternasto- piętnastometrowiec, splątane blond włosy. Wydawał się, jakby nie miała na sobie skóry, a jedynie pokrywały go same mięśnie. Najdziwniejsze były jednak jego kształty, wydawały się... kobiece?

-To nie skończy się dobrze.-Mruknęła Hestia pod nosem.

Intuicja jej podpowiadała, że nawet jak na odmieńca ten tytan wyglądał dziwacznie. Przypominał bardziej Kolosa, który dwukrotnie zniszczył bramy dystryktów, jeden raz skutecznie.

-Nie marudź, tylko działaj!-Krzyknęła Ahiko ruszając naprzeciw wrogowi.

Z jej szybkością i zwinnością zawsze zaczynała ich akcje. Nie miała sobie równych w wykorzystywaniu manewru przestrzennego, nawet w pustym i płaskim terenie. Zawsze znajdowała jakiś sposób, aby w mgnieniu oka przylgnąć do tytana. W najlepszym wypadku od razu go powalała, w najgorszym robił on jakiś nieprzewidziany ruch i haki tego nie wytrzymywały.

Tak jak w tym momencie. Była już przyczepiona do jego stóp, kiedy nagle przeciwnik podniósł nogę i gwałtownie ją opuścił, wzbijając Ahiko w powietrze. Na szczęście, nie wiedzieć dlaczego, gdy tylko spojrzał na dziewczynę zignorował ją i biegł dalej. Boothy udało się bezpiecznie wylądować na ziemi.

Kiedy przyjaciółka pozbierała się, dosiadła wcześniej opuszczonego i zaczęła gonić przeciwnika, reszta ruszyła do ataku. Hestia cwałowała środkiem, a Mark oraz Eriko po bokach, tak aby w ostateczności okrążyć tytana.

Biegnący wróg jakby mało interesował się poczynaniami całej czwórki. Biegł wciąż przed siebie. Dopiero, gdy żołnierze jednocześnie wbili haki w boki jego nóg pięty oraz podbrzusze, zaczął się nimi interesować. Skoczył, aby odczepić od swoich kończyn upartych mundurowych.

Hestia, której udało się utrzymać na miejscu pomyślała, że ich walka z każdą sekundą staje się coraz dziwniejsza. Ten tytan zachowywał się tak, jakby... myślał.

Zignorowała jednak tę myśl. Nie było teraz czasu na bezsensowne spekulacje. Trzeba było działaś, a nie się zastanawiać. W końcu niepokojący, ale to jednak tytan. Nie mógł myśleć, co to w ogóle za pomysł. Uśmiechnęła się łobuzerko, podnoszą wzrok z zamiarem wyjęcia haków z ciała przeciwnika i przybicia ich w wyższą partię ciała. Wtedy zmroził ją strach.

Teraz z bliska widziała twarz tego potwora. Miał, a raczej miała, bo w ostateczności Hestia postanowiła ochrzcić go mianem kobiety, lekko spiczastą brodę, zaciśnięte blade usta, duży, krzywy nos, a oczy... Oczy były najstraszniejsze... i znajome. W ogromnych niebiesko-szarych tęczówkach tliło się znudzenie i pogarda. Nie były bezrozumne, jak każdego innego osobnika, była w nich inteligencja.

Te sekunda zawahania między rozszerzeniem się jej źrenic, a powróceniem do rzeczywistości przesądziła o wszystkim. W jednej chwili znalazła w olbrzymiej dłoni tytanki, idealnie na wysokości tych przerażających oczy.

-HESTIA!-Usłyszała głosy przyjaciół i spojrzała na ich marne próby ataków, jednak wiedziała, że to już nic nie da. Wróciła wzrokiem do przeciwnika.

-I co teraz, Annie? Zabijesz mnie?-Warknęła najzajadlej, jak potrafiła w tej sytuacji, jednak nie mogła do końca ukryć drżenia głosu.

Wszystko zostało przesądzone w momencie, kiedy zobaczyła ją oraz dwójkę chłopaków na dachu tamtego budynku w Troście. Nawet nie. Kiedy usłyszała krzyk tamtego kadeta i postanowiła ruszyć mu na ratunek, chociaż wiedziała, że taki krzyk oznacza stuprocentową śmierć towarzysza. To była głupia decyzja.

Teraz wiedziała, że stojąca wtedy blondynka, która uraczyła ją dość nieprzychylnym spojrzeniem posiadała taką samą moc, jak Eren. To ona była w ciele tego tytana, który teraz ją trzymał. Tak, jak podejrzewał Armin. Wszystko się zgadzało.

Dla niej nie było już ratunku. Jedyna rzecz, jaką teraz może zrobić to powiadomić innych.

-AHIKO! CZARNA FLARA! TEN TYTAN TO ANNIE LEONHART!-Krzyknęła z całych sił, nie rozglądając się za siebie, patrząc cały czas w przenikliwe jasne oczy swojego zabójcy.

Głowa tytanki pochyliła się w dół. Zobaczyła, że jedna z żołnierek, blondynka sięga do boku, po pistolet na flary. Nie myśląc wiele, jedynym ruchem nogi powaliła dziewczynę, która wylądowała na ziemi parę metrów dalej.

Hestia zacisnęła zęby, próbując z całych sił wydostać się jakoś z mocnego chwytu przeciwnika, ale nie mogła. Nie miała szans na uratowanie siebie, ani swoich przyjaciół. Gdy Annie znów na nią spojrzała wiedziała, że nadszedł już jej czas.

Czas na chwilę się dla niej zatrzymał. Jakaś część jej duszy nie chciała uwierzyć, że jej egzystencja za sekundę się skończy. Po głowie latały jej myśli. Czy tak to wszystko ma wyglądać? Czy to naprawdę koniec? Co się stanie z resztą? Co będzie, jeśli nikt nie poinformuje dowództwa? Czy ludzkość kiedykolwiek zwycięży? Czy po drugiej stronie coś jest? A jeśli tak, co to? Czy będą tam tytani? Mury?

Czy w końcu będę wolna?

W następnej chwili poczuła, jak bezwładnie opada. W ostatniej chwili swojego życia poczuła obezwładniający ją spokój. A później runęła na ziemię.

---------------------------------------------------------------------------

Kto chce mnie zabić może się przyznać, nie będę zła :>

W końcu dotarliśmy do kresu przygód Hestii i jej przyjaciół. To była świetna przygoda i na dowód tego powiem, że pierwotnie nasza kruczowłosa żołnierka miała umrzeć o wiele wcześniej, ale za bardzo ją polubiłam. XD

Mam nadzieję, że cała historia się wam podobała, napiszcie mi proszę tutaj, jakie macie po niej odczucia i wrażenia!

Na moim profilu pojawiły się dwa nowe shoty, więc serdecznie do nich zapraszam.

Cóż... zostały mi jeszcze "Rozdzielone" do dokończenia, ale kończą mi się ferie, więc ich historia będzie się ciągnęła długo, ale mam nadzieję, że znajdę czas chociaż raz w tygodniu na pisanie! <3

Więc tymi słowami żegnam moją kochaną Hestię, Ahiko, Marka, Barda, Eriko i innych, którzy tu wystąpili, ale byli epizodyczni lub umarli (wiecie, o kim mówię xD).

see ya!

xox

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro