Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Nie dam się ignorować!

Po najprawdopodobniej najszybszym przebraniu się w mundur korpusu treningowego, rzuceniu torby z ubraniami przed baraki, pobiegła czym prędzej na plac treningowy. Na rozległym, oświetlonym przez popołudniowe słońce, ziemistym terenie, stało dumnie wyprostowanych około czterystu kadetów. Wszyscy w standardowym uniformie; brązowej, skórzanej kurtce, koszuli, spodni oraz długich za kolano kozaków, amortyzujących upadki.

Wszyscy starali się wyglądać na wyluzowanych. Niektórzy rozmawiali za sobą, inni stali i mierzyli się wzrokiem z osobami naprzeciwko. Jedynie drobne gesty, takie jak rozbiegany wzrok, wystukiwanie tylko sobie znanego rytmu palcami w udo, czy wymuszony uśmiech, zdradzały prawdziwe nastroje zebranych.

Jasne, że wojsko nie było obowiązkowe. Rząd nie zmuszałby obywateli, aby tracili życie bez swojej zgody. Jednak tylko nieliczni dołączyli do jednostki z własnej woli. Niektórzy mogli zrobić to pod przymusem, presją, albo jeszcze innym czynnikami zewnętrznymi, które nie pozwoliły im odmówić. Bez względu na przyczynę dołączenia do wojska, pozostawała jedna kwestia, która łączyła ich wszystkich: żaden kadet nigdy nie widział tytana. To naturalne, że się bali.

Hestia, stojąc i obserwując, po paru minutach wypatrzyła sobie wolne miejsce w szeregu, jedynie kilkadziesiąt metrów dalej. Ruszyła w tamtym kierunku dziarskim krokiem z uśmiechem na twarzy. Z podniesioną brodą nie zwracała uwagi na spojrzenia reszty kadetów. Piękna, kruczowłosa, spóźniona jako jedyna dziewczyna. Oczywiste, że zwracała na siebie uwagę.

Nagle wzrok wszystkich padł na coś ponad ramieniem dziewczyny, a na placu rozległ się dźwięk szurania butami i uderzeń w pierś. Hestia zatrzymała się w pół kroku. Spojrzała tęsknie na upatrzone wcześniej miejsce, które było już tylko parę metrów dalej. Szybko przejechała wzrokiem po wyprostowanych sylwetkach rówieśników. Na pewno nie salutowali jej, więc marzenie o spokojnym pierwszym dniu, właśnie legło w gruzach. Przybrała na twarz opanowany wyraz, odwróciła i przyłożyła prawą pięść do serca.

Zobaczyła przed sobą ciemnowłosego chłopaka, parę cali wyższego od niej, w mundurze z herbem korpusy zwiadowców na lewej klapie kurtki. Podniosła oczy nieco wyżej i, kiedy skrzyżowała spojrzenie z kobaltowymi tęczówkami, kąciki ust mimowolnie uniosły jej się w kpiarskim uśmiechu. Wcześniej widziała go tylko raz, ale dobrze pamiętała te znudzone oczy.

-Możesz mi wyjaśnić, co robisz?- Odezwał się po chwili silnym głosem.

Hestii wydawało się, że wszyscy wokół wstrzymali oddechy. Nastała pełna napięcia cisza, którą zamierzała przerwać w swoim stylu. Podniosła brodę jeszcze wyżej.

-Salutuję przed, jak się domyślam, moim przełożonym.- Odparła bez chwili wahania, a uśmiech nie schodził jej z twarzy.

Nie chciała przesadzić, więc ograniczyła się tylko do tego prostego stwierdzenia. Mimo całej jej pewności siebie, nie chciała stąd wylecieć. Miała cel i on był na pierwszym planie, z instruktora będzie mogła się pośmiać później w barakach. Zwłaszcza, że chłopak nie wyglądał na wiele starszego od niej.

Nadzieja na to, że sprowokuje go do dalszej wymiany zdań prysnęła, kiedy przeleciał po sylwetce dziewczyny nadal znudzonym wzrokiem. Zmrużył oczy, przez co pomiędzy brwiami utworzyła mu się mała zmarszczka.

-Jak masz na imię?- Zapytał.

-Hestia Fraiheistern.

-Świetnie.- Rzucił pod nosem, po czym wyminął ją i poszedł dalej. Zdezorientowana dziewczyny odwróciła się i patrzyła razem z innymi na kroczącego między rzędami.- Możecie podziękować kadetce Fraiheistern. Dzisiejszy wieczór spędzicie na sprzątaniu baraków.

Po tych słowach wszyscy, jak jeden mąż odwrócili spojrzenia, ciskające iskry w stronę dziewczyny. Hestia, starając się zachować dumę i godność, zacisnęła pięści i stanęła na wcześniej upatrzonym miejscu.

Instruktor przez następną godzinę przechadzał się pomiędzy salutującymi nastolatkami. Przy niektórych zatrzymywał się, pytał o nazwisko, po czym wyłapywał jakiś ich zły gest, zawahanie, kiedy mówili i najczęściej wyolbrzymiał te drobne elementy, aby wyśmiać, złamać na duchu przyszłych żołnierzy, czy jakie jeszcze miał w tym intencje. Pomimo niskiego wzrostu pod jego spojrzeniem, wyrażającym w większym stopniu pogardę do wszystkiego, co go otacza, wielu większych i bardziej umięśnionych śmiałkom zaczynały trząść się ze zdenerwowania ręce.

Hestia cały czas śledziła go wzrokiem, mając nadzieje, że siłą woli zmusi go, aby na nią spojrzał. Postawiła sobie za punkt honoru, że udowodni mu, iż nie jest kolejnym człowiekiem, który zginie na pierwszej lepszej misji i nie powinien jej tak ignorować. Już ona mu pokaże! Jeszcze zacznie przeklinać dzień, w którym postanowił szkolić kadetów!

Po skończonej tyradzie kurdupla, jak Hestia zaczęła nazywać go w myślach, ponieważ nie raczył im się przedstawić, kadetów odesłano do baraków, gdzie czekały już na nich środki czystości. Najwidoczniej wszyscy mieli cichą nadzieję, że instruktor żartuje, bo widząc stojącą na środku pomieszczenia pełnego drewnianych łóżek, niespodziankę, znów spojrzeli w kierunku dziewczyny, przez którą teraz, zamiast odpoczywać, musieli sprzątać.

Hestia niezrażona niczym, wzruszyła ramionami i z dumą ruszyła przed siebie. Wzięła do ręki zimne, metalowe wiadro pełne wody oraz ściereczkę, po czym zaczęła wycierać ramę pierwszego łóżka z brzegu. Idąc za jej przykładem, po chwili wszyscy wzięli się do roboty i już po paru minutach w barakach rozbrzmiewały rozmowy, a czasami nawet śmiechy. Dziewczyna odwróciła się za siebie, aby na nich spojrzeć. Uśmiechnęła się do siebie, widząc, że raczej nikt nie będzie trzymał do niej urazy.

-Zgłupiałaś do reszty?!- Usłyszała karcący, ale miły głos, a po chwili poczuła uderzenie w twarz, czymś miękkim.

Zmarszczyła brwi, podniosła gąbkę z podłogi i rzuciła w stronę, z której, jak się domyślała pochodził głos. Złapała ją wysoka blondynka z oczami koloru turkusu, która po chwili klękła koło niej, jednocześnie zaczynając wycierać ramę łóżka.

-O czym ty mówisz?- Spytała swoim zwykłym, lekko aroganckim tonem.

-Czy masz w ogóle jakiekolwiek pojęcie, kim jest nasz instruktor?- Zadała to pytanie cicho, ale z taką mocą, że Hestia bała się odpowiedzieć na nie przecząco, co bardzo rzadko jej się zdarzało. Widząc spojrzenie dziewczyny, blondynka chwyciła ją za ramiona i patrząc głęboko w oczy, wyjaśniła poważnym i pełnym podziwu głosem:

-To młodszy kapral Levi, jeden z kapitanów w Korpusie Zwiadowców i dowódca Oddziału Specjalnego Zwiadowców.

Patrzyły na siebie przez chwilę w milczeniu, po czym Hestia zaśmiała się kpiąco. Blondynka puściła jej ramiona, nie wiedząc, jak interpretować zachowanie tamtej.

-Nie ważne, kim jest. Nikt nie będzie traktował mnie tak lekceważąco.- Stwierdziła z przekonaniem. To była prawda, mimo że sama dość często zachowywała się całkiem wyniośle, sama nie miała zamiaru tego znosić. Może to hipokryzja, ale taki już miała charakter.

Słysząc moc w głosie koleżanki i jej pełne determinacji spojrzenie, blondynka zaśmiała się serdecznie.

-Tylko, żebyś pilnowała się przed wyższymi rangą, proszę. Naprawdę, nie chcę spędzić kolejnego wieczoru sprzątając to chlew.- Obrzuciła wzrokiem pomieszczenie, po którym szwędali się inni kadeci. Wyciągnęła rękę do czarnowłosej.- Jestem Ahiko.

-Hestia.- Uścisnęła dłoń nowej koleżance i obie uśmiechnęły się do siebie przyjacielsko.

Po paru godzinach żmudnej roboty, wszyscy zadowoleni z efektów, stanęli w szeregu przed zamkniętymi drzwiami baraku. Instruktor ogłosił, że sprawdzi stan pomieszczeń jeszcze przed kolacją. Kadetom zaczynało już burczeć w brzuchach, kiedy wejście uchyliło się i wszedł przez nie czarnowłosy chłopak.

Obrzucił ich szybkim spojrzeniem, po czym zaczął przyglądać się meblom, podłodze, przesuwał palcami po wszystkich zakamarkach, w których mógł ukryć się kurz.

Ahiko i Hestia stały, jak na szpilkach za każdym razem, kiedy podchodził w miejsca, gdzie coś robiły. W końcu dotarł do najbardziej oddalonych łóżek. Podrapał dwoma palcami spód materaca, leżącego na piętrze, a z niego usypał się brud. Popatrzył chwilę na grudki zebrane na opuszkach. Nie podnosząc głowy, zapytał:

-Kto zajmował się tym miejscem?

Hestia usłyszała, że Ahiko przełyka ślinę. Faktycznie, podzieliły się tak, że ona zmywała dolne łóżka, a blondynka górne. Westchnęła. Dziewczyna chciała już wyjść przed szereg, ale kruczowłosa ją w tym uprzedziła, znów przyjmując na twarz arogancki wyraz i krzyżując ręce na piersi. Stwierdziła, że już i tak ma przechlapane u instruktora, a nie da mu satysfakcji, aby za jej błędy płacili przyjaciele. Łagodniejszą karą było, aby ona to posprzątała, a nie odpowiadali inni.

Levi spojrzał na nią z ukosa.

-Mogłem się domyślić.- Odwrócił się do kadetów.- Fraiheistern, zostajesz tutaj i czyścisz wszystko od nowa. Reszta może iść na kolację.

-Czemu to zrobiłaś?- Od razu po wyjściu wszystkich, odezwała się Ahiko.

Hestia po raz kolejny wzięła wiadro z wodą do ręki i przerzuciła sobie ścierkę przez ramię.

-Nie pytaj, tylko idź, zanim zabiorą najlepsze jedzenie.- Odparła, podpierając rękę na biodrze. Ahiko patrzyła na nią z niedowierzaniem. Kruczowłosa westchnęła.- Wiem, że wydaję się arogancka, ale nie pozwolę, aby inni mieli przechlapane przeze mnie.- Wywróciła oczami.- Idź już i skołuj dla mnie chociaż jakąś kromkę chleba.

Blondynka uśmiechnęła się z wdzięcznością. Nie spodziewała się, że ta dumna, pewna siebie dziewczyna jest aż tak miła i troskliwa. Przytaknęła głową, po czym wyszła, a Hestia wróciła do sprzątania.

--------------------------------------------------------------------------------

xAkatsukiCloudx jako, że nie zrobiłam z głównej bohaterki blondynki, tak jak chciałaś, dostajesz ode mnie niespodziankę w postaci wkręcenia w fabułę twojej Ahiko <3 Mam nadzieję, że spodoba ci się jak nią pokieruję oraz, że innym czytelnikom również przypadnie do gustu ^^

Dajcie znać, jakie wrażenia po rozdziale, w którym w końcu pojawił się Levi. Mam nadzieję, że uda mi się go dobrze odwzorować , co nie będzie dla mnie łatwe, bo sama jestem z natury głupkowatą optymistką (przynajmniej zazwyczaj), a wiecie... Levi i wygłupy mają do siebie mniej więcej tyle, co poduszka i aligator...

Na zakończenie art mojej kochanej Hestii:

xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro