Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

28. Połączenie

Wszyscy stali niczym kamienne posągi, patrząc na odgrywająca się przed nimi scenę. Było nie do pomyślenia, aby coś takiego działo się w ich, już i tak popieprzonym, świecie. Nikt nie wiedział, jak mają zareagować. Hestia również wpatrywała się w potwora, który powalał po kolei swoich pobratymców. Zielonymi oczami próbowała ogarnąć całą sytuację, ale mózg nie mógł pozbierać do kupy wszystkich tych informacji, były zbyt abstrakcyjne. Przypatrując się dalej, zobaczyła postaci, które podążały za tym nietypowym odmieńcem. Zauważyła błysk słońca odbity od ostrzy mieczy, a w następnym momencie rozsypujące się fragmenty szkła od rozbitych szyb. Udało im się dostać do środka bazy. Musieli im pomóc.

-Musimy pomóc reszcie, ruszcie się!- Krzyknęła do reszty towarzyszy, nie do końca wiedząc, jakich inny słów użyć, aby dotrzeć do oszołomionych żołnierzy. Sekundę później leciała między budynkami, wykorzystując resztki gazu, a za nią, po chwili wahania reszta mundurowych.

Po ominięciu tytanów, którzy stali bezpośrednio na drodze, nie zważając na ofiary, bez których oczywiście się nie obyło, już po chwili cała piątka przyjaciół i kilkunastu niedobitków wleciało do bazy, rozbijając okna i ignorując rany, które zadały im fragmenty szyb.

Wnętrze wyglądało standardowo. Masywne, kamienne ściany, świece w kinkietach, wełniane dywany, które wcale nie umilały widoków, na podłogach. Nad nimi rozciągało się długie sklepienie krzyżowo-żebrowe. Pomiędzy pilastrami w równych odległościach ustawiono okna, teraz w większości rozbite.

Nie zastanawiając się długo, wszyscy ruszyli w kierunku najbliższych schodów prowadzących w dół. Żołnierze, którzy dostali się tam wcześniej, na pewno również tam będą. Musieli odzyskać dostęp do gazu. To był warunek ich przeżycia. Biegli przez kolejne długie korytarze i klatki schodowe, rozglądając się za towarzyszami. Niestety nadal nikogo nie widzieli, reszta musiała wejść dokładnie przeciwną częścią bazy. Nie ważne. I tak musieli się spieszyć.

W końcu, kiedy byli na szczycie kolejnej klatki schodowej usłyszeli ciche rozmowy. Byli blisko. Pozostałe odziały musiały być w tym pomieszczeniu. Przyspieszyli kroku.

Znaleźli się w pomieszczeniu pełnym żołnierzy, w większości kadetów. Cholera, to źle wróżyło. Jak mogło polec tyle doświadczonych członków korpusów? W tej chwili to jednak nie było ważne. Wszyscy skupili się w jedną, ciasną grupę na podłodze. Pochylali się nad chłopakiem o blond włosach, który coś im pokazywał na prawdopodobnie planie budynku. W rękach trzymali starą broń, wykorzystywaną jedynie przez Żandarmerię. Pistolety były bezużyteczne, jeśli chodzi o tytanów, ale skutecznie straszyły obywateli. Oczywiście w czasach, kiedy jest się oblężonym przez krwiożercze potwory, trzeba również trzymać w ryzach niedobitki mieszkańców wewnętrznego dystryktu. Typowe, bardzo potrzebne zadania elitarnego korpusu.

-Wreszcie widzimy jakichś żywych żołnierzy!-Wyrwała się Hestia, aby zwrócili na nich uwagę.

Cała grupa podniosła na nich wzrok, a kilka osób westchnęło z ulgą, widząc tarcze ze skrzydłami wolności. Hestia i reszta przyjaciół prawie zapomnieli, że są jedynymi członkami Zwiadowców biorącymi udział w tej bitwie, reszta jeszcze nie wróciła z podpisywania papierów. Nie wiadomo nawet, czy już dotarły do nich wieści. Wybrali sobie bardzo zły moment, aby wyjeżdżać z Trostu. Widząc, że chłopak o ciemno-blond włosach z wygolonymi bokami i dość końską szczęką zaczerpnął tchu, aby się odezwać, stwierdziła, że ostudzi zapał ich wszystkich.

-Zanim cokolwiek powiecie, ze Zwiadowców jest tylko nasza piątka. Reszta przybędzie później, jeśli w ogóle dotarła do nich wieść o ataku.- Powiedziała Hestia z kamienną miną. Oczywiście nie wspomniała o tym, że ich też nie powinno tu być, a są jedynie przez pijańską noc. Przecież muszą dobrze wypaść przed kadetami. Nagle, patrząc w oczy chłopaka, coś jej zaświtało. Na usta wkradł jej się złowieszczy uśmieszek. Zwróciła się do przyjaciółki.-Ej, Ahiko, czy to nie jest twój przyszły narzeczony? Au!

Od razu, kiedy skończyła mówić dostała od blondynki mocnego kuksańca w tył głowy. Trochę zabolało. Niczego nie żałowała. Ignorując speszonego chłopaka, minęła go i przykucnęła naprzeciwko blondyna, który nadal przyglądał się mapie.

-Macie jakiś plan?

O dziwo mieli. Był dość prosty, ale po pierwsze jedyny jaki dało się wymyślić, po drugie wydawał się skuteczny. Przy użyciu strzelb Żandarmerii, oddział jak największej liczby osób miał zostać spuszczony windą do środka magazyny, a kiedy tytaniu zbliża się do nich, oślepić ich wystrzałami. W tym momencie do akcji wchodziły najzwinniejsi i najszybsi mundurowi, którzy wcześniej zostali ustawieni na belkach podtrzymujących sufit. Ich zadaniem było przeciąć karki oślepionych wrogów. Koniec. Dwa kroki do wykonania. Nie mogło się nie udać.

Oczywiście w międzyczasie mówienia Armin, który jak się dowiedzieli wymyślił cały plan miał chwilę zwątpienia we własne możliwości analityczne i strategiczne, ale na szczęście jego przyjaciołom udało mu się przemówić do rozumu. Później Ahiko zaczęła kłócić się z nim, że ona również powinna być w oddziale, który miał wyeliminować tytanów. Po wymianie zabójczych spojrzeń z dziewczyną o krótkich, czarnych włosach, która z jakiego powodu miała na sobie czerwony szalik, Mark stwierdził, że przydałoby się trochę retoryki zamiast agresji. Udało mu się przekonać kadetów, aby im zaufali, że są doświadczeni i faktycznie powinni wziąć większy udział w tym przedsięwzięciu.

Tak naprawdę był również jeszcze jeden powód, ale jego nie mogli powiedzieć, aby nie urazić młodszych żołnierzy. Po prostu nie chcieli, aby kolejni kadeci zginęli. Nie mogli dopuścić do tego, aby osoby, które nawet nie zdążyły wybrać swoich korpusów, narażały życie, kiedy są przy nich doświadczeni żołnierze.

Na szczęście Armin podszedł do tego wszystkiego na spokojnie. Kiedy wysłuchał, jakie mają umiejętności skompletował pełny skład ekipy eliminującej, w której skład weszli Mikasa, czyli ta dziwna z szalikiem, Ahiko, która zdążyła sobie przypomnieć, że to ta pierwsze wcześniej pokonała jej przeciwnika i teraz miała ochotę jej przyłożyć, Reiner-mięśniak, którego wcześniej spotkała Hestia i nadal mu nie ufała, Berthold-jego wysoki kolega, Annie-wciąż przyglądająca się podejrzliwie Hestii, Jean-luby Ahiko oraz Bard. Hestia miała stać z boku wszystkiego i obserwować, czy w międzyczasie nie pojawili się kolejni tytani, a cała reszta będąc w windzie oślepić wrogów.

Po ustaleniu całego planu i składów drużyn, reszta już poszła jak z płatka. Okazało się, że dzięki prostemu planowi oraz umiejętnościom całej głównej siódemki obyło się bez żadnych nieprzyjemnych incydentów. W mgnieniu oka zjechali windą do ciemnego magazynu, gdzie bez celu krążyli wrogowie. Sekundę później rozległ się huk wystrzałów i syk, kiedy oczy tytanów zaczęły odrastać w chmurze pary. Na szczęście nie zdążyły się zregenerować. W zastraszającym tempie zostali powaleni przez żołnierzy, a ich ciała leżąc na podłodze powoli zaczęły znikać w przestrzeni. Zwyciężyli.

Ciesząc się z triumfu wszyscy zaczęli czym prędzej napełniać gazem sprzęt do manewrów i wymieniać zużyte ostrza. Osoby z oddziału zaopatrzeniowego ze skruchą przyznały, że dowódca zdążył opuścić bazę i udał się na mur, zostawiając ich samych, a gdy tytani wtargnęli do środku byli w potrzasku. Nie wiedzieli, co robić. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że nie warto o tym mówić, dyscyplinę dostaną od przełożonych, a na razie niech się cieszą, że żyją.

-Możesz mi wyjaśnić, dlaczego ciągle lustrujesz tą blondynę?- Spytała Ahiko, lekko unosząc brew.- Kapitan Kurdupel będzie zazdrosny.

-Mogłam cię zrzucić z tej belki prosto do paszczy tytana. Mam wyrzuty, że tego nie zrobiłam.-Zironizowała Hestia, jednak widząc naglące spojrzenie przyjaciółki, trochę bardziej spoważniała.- Wcześniej w mieście, widziałam, jak przyglądała się śmierci towarzysza. Coś nie daje mi spokoju w tej sytuacji.

-Na pewno wrzuciła go do jego paszczy!-Blondynka się zaśmiała.- Zawsze dramatyzujesz.

-Mówię poważnie.-Przewróciła zielonymi oczami.- Mam złe przeczucie.

Zanim Ahiko zdążyła odpowiedzieć do ich samotnego kącika, wrócił Mark informując, że wszyscy są już gotowi i mogą wychodzić. Znaleźli jeszcze Barda i Eriko, po czym razem zaczęli wspinać się schodami na dach. Teraz spokojnie mogli udać się w stronę murów, gdzie czekał dowódca i reszta żołnierzy, którzy zdążyli uciec.

Przywitały ich ciepłe promienie słońca. Rozpogodziło się. Triumf w magazynie został ukoronowany piękną pogodą. Jednak to nadal była rzeczywistość. Wokół walały się teraz, prócz szczątków ciał poległych żołnierzy również znikające powoli ciała martwych tytanów. Piętnastometrowiec, który z niewiadomych przyczyn gromił swoich pobratymców nadal z nimi walczył, a co dziwniejsze oni go atakowali. Ignorowali stojących żołnierzy na rzecz jednego ze swoich. Niespotykane. Odmieniec, teraz bez rąk, z których kikutów wylatywała para, nadal zabijał.

-Właśnie Armin, możecie nam w końcu powiedzieć, o co z tym chodzi?-Hestia uwiesiła się młodszemu koledze na ramieniu, a ten aż się wzdrygnął, jednak szybko odpowiedział.

-Sami nie wiemy, pojawił się znikąd i nad ignorował. Wykorzystaliśmy go, żeby wejść do środka.

-Powinniśmy mu pomóc, jeszcze się nam przyda.-Odezwała się niska blondynka, Annie, która przyglądała się beznamiętnym spojrzeniem w stronę miejsca walki.

Cała piątka przyjaciół u boku kadetów wciąż przyglądała się tej niebywałej scenie, ignorując wymianę zdań paru żołnierzy z tyłu. Tytan był niemal manifestacją uczuć ludzkości. Powalał olbrzymy jeden po drugim, nie zważając na swoje zmęczeni, czy obrażenia. Może faktycznie powinni coś zrobić, ale kto to widział, aby ludzie pomagali wrogowi. Ale czy na pewno on był wrogiem? W końcu zabijał ich przeciwników. Może nie był ich sprzymierzeńcem, ale tamtych również.

W końcu po paru minutach upadł na kolana, a następnie całym ciałem padł na ziemię, wzbijając w powietrze kłęby kurzu. Opadł z sił. Musiało się to stać prędzej czy później.

Nagle wszyscy stanęli jak wryci. Po raz kolejny tego dnia. Gdy ciało tytana zaczęło parować, co oznaczało, że powoli znika, na jego karku zauważyli coś dziwnego. Niestety nie widzieli tego dobrze. Jakby... człowiek? Nie, nie możliwe.

Jednak faktycznie. Po chwili postać lekko się podniosła. To musiał być człowiek. Nagle Mikasa nic nie mówiąc wystrzeliła haki, a Armin po chwili wahania polecał zaraz za nią i oboje wylądowali na ciele tytana. Reszta wciąż stała na bazie.

-Przecież to jest...-Zaczął Bard, jednak nadal nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Mrugnął oczami, aby upewnić się, że to nie jest sen.

-Co?-Ponagliła go Ahiko, rzucając iskry z oczu. Czy on musiał jeszcze bardziej udziwniać całą sytuację? Bard przełknął rosnącą gulę w gardle, po czym się odezwał.

-Wcześniej widziałem, jak tego chłopaka pożera tytan.

--------------------------------------------------------------------------------------

Powiem wam, że naprawdę ciężko jest pisać tak, żeby nie zepsuć fabuły anime. Tylko tyle. xD

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro