Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

27. Coś, czego nikt się nie spodziewał

Uwaga! 

Jeśli jest tu ktoś, kto nie oglądał drugiej serii lub "Zagubionych dziewczyn" czyta na własną odpowiedzialność. Starałam się nie spojlerować, jednak jeśli nie jesteś pewny to nie czytaj. :)

Wyglądało to tak, jakby Matka Natura nie zdawała sobie sprawy z tragedii, jaka właśnie się toczyła. Tytani napierali w coraz większych ilościach do zniszczonej bramy, a mimo tego wokół panowała piękna pogoda. Krew lała się ulicami w blasku słońca, żołnierze walczyli muskani delikatnym wiatrem, chmury płynęły po niebie swoim leniwym rytmem. Po zażegnaniu kryzysu z gburowatym handlarzem ewakuacja cywilów przebiegała sprawnie i szybko, już tylko resztka obywateli musiała opuścić swój rodzimy dystrykt.

Hestia przelatywała pomiędzy kolejnymi ulicami, powalając wrogów, w pewnym momencie znacznie oddaliła się od reszty oddziału. Jej czarne włosy lśniły, gdy odbijały promienie słońca, a zielone oczy skrzyły się od ekscytacji, mimo to popadała w coraz większą złość i żałość. Podczas wstępowania do wojska jej głównym celem było wyrwanie się zza murów, pomoc ludzkości, aby mogła uciec z klatki, a co się działo? Po raz kolejny stracili część, swojego i tak małego, terytorium. I dlaczego? Dlaczego świat po raz kolejny ich karał? Następne śmierci, ofiary, sieroty, głód, ból po stracie, cierpienie, tęsknota. Ile złego może znieść człowiek?

Potrząsnęła głową, aby odpędzić ponure myśli, jednak one nie chciały jej tak łatwo opuścić. Przystanęła na jednym z brudno-brązowych dachów budynków, aby przez sekundę uspokoić się i nie popaść w depresję. Na to będzie czas później. Teraz wszyscy musieli walczyć, dać z siebie wszystko.

Oparła się plecami o komin budynku i rozglądnęła po okolicy. Żołnierze latali w tą i z powrotem, tytani przechodzili swoim powolnym krokiem przez kolejne ulice. Nie było możliwości, aby odbili Trost z ich brudnych łap, ale musieli wytrzymać, aż ewakuacja się zakończy. Odetchnęła głęboko, zamykając oczy. Nagle usłyszała głośny, przeraźliwy krzyk. Przeniknął ją, aż do kości. Nie zastanawiając się długo ruszyła w jego kierunku.

Nie musiała szukać daleko, już po dwóch zakrętach zobaczyła scenę, którą najchętniej wyrzuciłaby z pamięci. Trzymając się jedną ręką za rynnę budynku, nogami mocno zapierając się o ścianę, z hakami w nią wbitymi, była zmuszona oglądać śmierć kolejnego żołnierza. Mignęły jej strzępki kurtki na jego rozoranych plecach, skrzyżowane miecze. Kadet. Zacisnęła mocniej dłonie na mieczach. Nie było już dla niego ratunku. Mogła jedynie zabić tytana, który za to odpowiadał.

W kakofonii krzyków ofiary wzbiła się w powietrze, po czym przebiła ostrzami kark potwora. Ciało młodego kadeta upadło na ziemię. Z połowy, która nie utonęła w żołądku monstra, lała się krew. Podniosła wzrok. Zobaczyła trójkę osób, stojących na dachu, patrzących z góry w oszołomieniu na zaistniałą scenę. Albo wcześniej ich nie zauważyła, albo dopiero przybyli. Nie ważne.

-Znaliście go?- Spytała nastolatków, widząc tarczę ze skrzyżowanymi mieczami na ich ramionach.

-Był z nami w korpusie szkoleniowym.-Odparł wysoki chłopak, drżącym głosem. Miał krótkie, czarne włosy i oczy przez traumatyczną scenę, wychodzące z orbit.

-Więc lepiej idźcie go pomścić, zamiast stać, jak wryci.-Rzuciła ostro, nie miała humoru, aby okazać im współczucie za poległego kolegę. Niech się ruszą i coś robią, na pewno widzieli już dziś wiele śmierci. Poza tym miała dość złe przeczucie, które jeszcze urosło, kiedy odezwał się barczysty chłopak o blond włosach. Chwilę wcześniej wyglądał na równie wstrząśniętego, jak ten wysoki oraz drobna dziewczyna, która z nimi była, a teraz jego głos nie zdradzał ani odrobiny strachu, czy gniewu. Był stanowczy i rzeczowy.

-Masz rację, idziemy.- Z tymi słowami, pociągnął swoich towarzyszy. Dziewczyna rzuciła jeszcze Hestii ponure spojrzenie, po czym całą trójką odlecieli przy użyciu sprzętu. Kruczowłosa z burzą myśli w głowie, również odeszła.

W pewnym momencie pogoda się zmieniła. Paradoksalnie przy końcu ewakuacji. Niebieskie niebo zaszło szarością, a po chwili lunął deszcz. Czyżby na koniec wszechświat chciał opłakać poległych?

Gdy pozostałe niedobitki ludzi opuszczały bramu Trostu Ahiko dostała pozwolenie na dołączenie przedniej straży, więc teraz przelatywała pomiędzy budynkami, powalając kolejnych tytanów, jednocześnie chroniąc plecy swoich przyjaciół. Całą trójką wykonywali manewry przestrzenne, odbijając się od ściany do ściany w zastraszającym tempie. Byli w swoim żywiole. Mimo zmęczenia i desperacji, która dopadała po kolei każdego, widząc poległych żołnierzy, wciąż walczyli. Nie mogli się poddać.

W końcu przez szum deszczu przebił się głośny dźwięk dzwonów. Odwrót. Spojrzeli sobie porozumiewawczo w oczy, po czym wylądowali na najbliższym dachu.

-Chyba w końcu zdecydowali się odpuścić.-Powiedziała z głośnym westchnieniem Hestia. Miała wrażenie, jakby to wszystko było fikcją. Tyle walki, tyle strat w żołnierzach i cywilach. Tyle poległych. A teraz mieli po prostu wykonać odwrót. Co za farsa.

-Trzeba się pospieszyć, za nim skończą się nam zapasy gazu.- Usłyszeli głos Barda, który właśnie dołączył do nich razem z Eriko. Może to było jedynie złudzenie lub zmęczenie, ale wydawało się, że stoją trochę bliżej siebie niż zazwyczaj, są jakby mniej zdystansowani. Może wspólna walka wreszcie pozwoliła im się pogodzić. Ale nie to było teraz ważne.

-Faktycznie.- Odparł Mark, sprawdzając swój zapas.- Gdzie zespół zaopatrzeniowy?

Całą piątką spojrzeli sobie w oczy. Było pewne, że skoro przestały nadchodzić dostawy, musiało się stać coś poważnego. Nie czekając na nic ruszyli w kierunku bazy, do której i tak musieli się dostać po ogłoszeniu odwrotu. Aby oszczędzać, częściej biegali po dachach, niż używali sprzętów do manewrów. Obok nich przemykali kolejni żołnierze, również słuchający rozkazu. Omijali tytanów, chyba że któryś z nich zagrażał ich życiu lub życiu ich towarzyszy. Mknęli przed siebie, aby jak najszybciej spotkać się z dowódcą i dostać dalsze instrukcje.

Zbliżając się do coraz lepiej rysował im się głowie obraz tego, co się stało, dlaczego dostawy się zatrzymały. Wokół masywnego, strzelistego budynku, grasowała horda tytanów. Kilku- kilkunastometrowce, kłębiły się przy murach bazy, wchodząc na niego. Niektóre były już wysoko na wieżach. Widząc całą tą scenę, coraz więcej żołnierzy zaczęło zatrzymywać się w drodze. W końcu i Mark stanął, nie mówiąc nic nikomu. Idąc za jego przykładem, lekko podirytowani i zniecierpliwieni, zrobili to również Hestia, Bard, Ahiko i Eriko. Jedynie ta ostatnia rozumiała, że faktycznie bezsensu lecieli dalej. Nie mieli szans, aby szturmem dostać się do środka. Wrogów było zbyt wielu, a ich gazu zbyt mało. Musieli obmyśleć jakiś plan.

-Mark w tej sekundzie masz mi wyjaśnić, dlaczego się zatrzymaliśmy.-Wypaliła Ahiko, która po raz kolejny tego dnia została powstrzymana od walki. Naprawdę, już gotowała miecze, aby rozorać karki tych paskudztw. Jej turkusowe oczy zionęły żądzą zabijania.- Może byśmy zginęli, ale przynajmniej zabralibyśmy ze sobą parę sztuk.

-W sumie, jeśli dostali się do magazynu i tak nie mamy szans, aby ich pokonać. Chodźmy.-Hestia z zadziornym uśmiechem poparła przyjaciółkę i chwyciła ją za rękę, aby razem popełnić samobójstwo. Niestety Mark stanął im na drodze.

-Co ja z wami mam...- Westchnął zrezygnowany blondyn, patrząc z iskierkami rozbawienia, ale i lekkim strachem w oczach na dziewczyny. Miał pewne wątpliwości, czy naprawdę by tego nie zrobiły. - Zresztą, jeśli już mamy ginąć to kiedy, kapitan Levi zorientuje się, że nie dołączyliśmy do porannego wymarszu.

-Tym bardziej nas przepuść. - Hestia spróbowała go ominąć, jednak oczywiście jej niski wzrost jej w tym nie pomógł. Mark podniósł ja lekko i obrócił w stronę Eriko i Barda, którzy patrzyli na tą scenę próbując się nie zaśmiać.

-Dobra, teraz już stuprocentowo poważnie. Co robimy? Reszta żołnierzy najwidoczniej też jest w kropce.- Stwierdziła Ahiko, rozglądając się po towarzyszach stojących na pobliskich dachach.

To było dobre podsumowanie sytuacji. Byli w kropce. Wszyscy. Cała ludzkość była w kropce! Nie mieli szans na przebicie się do bazy, wokół gromadziło się coraz więcej tytanów, prawie nie mieli gazu. Wprost fenomenalnie. Jedyną pozytywną rzeczą był fakt, że przestało padać. Umrą nie będą przemoczonymi, hura! Nie ma to jak zginąć na sucho!

Wszyscy żołnierze stali zastanawiając się, co zrobić. Nic nie przychodziło nikomu do głowy. Do bazy nie mieli się jak dostać. Jedynym wyjściem byłaby ewakuacja z Trostu, jednak byli zbyt daleko od wewnętrznego muru, aby do niego dotrzeć. Kolejny powód, dla którego musieli odzyskać dostęp do magazynu. Nie mieli pojęcia, ile osobników zdołało się już przebić do środka. Nie wiedzieli, czy ktokolwiek z oddziału zaopatrzeniowego jeszcze żyje. Stanęli w martwym punkcie.

Nagle w ciszy, która zapadła wśród zdesperowanych mundurowych rozległ się głośny ryk. Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku. Zamarli. Z przeciwległej części miasta w kierunku bazy biegł tytan, na oko piętnastometrowiec. Nie wyglądał normalnie. Miał rozczochrane włosy, wpadające do oczu, które wyrażały największą chęć mordu, jaką kiedykolwiek widzieli, co już samo w sobie było dziwne. Tytani nie wyrażali żadnych emocji. Używali oczu jedynie do patrzenia, nie było w nich ani krzty inteligencji. Dalej, postura jego ciała również się różniła. Biegł z rękami poruszającymi się po bokach, jak... jak człowiek? Niemożliwe. To musiał być odmieniec. Poprostu odmieniec.

Wszyscy niepewnie chwycili za ostrza, jednak niepotrzebnie. Tytan nie biegł w ich kierunku, nawet na nich nie spojrzał. Dotarł do bazy, a gdy już tam był stała się rzecz, na którą ludzkość nie była gotowa. Zaczął walczyć ze swoimi pobratymcami. To było o czym nikt nigdy by nie pomyślał. Rzecz, która nie występowała nawet w najśmielszych snach. Tytan walczący z tytanami.

------------------------------------------------------------------------------

To tak na początek małe sprostowanie. Na pewno jeśli ktoś jest bardzo zaznajomiony z serią zauważył, że przesunęłam śmierć jednej postaci (tak tak, nadal staram się nie spojlerować, kto to, ale zapewne wszyscy już wiedzą po pewnym charakterystycznym elemencie xD), ale myślę, że nie jest to duże przewinienie, a potrzebowałam tej sytuacji do fabuły.

Piszcie, jak wam się podobał rozdział i czy bardzo widać, że zaniedbywałam pisanie przez pół roku! <3

xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro