Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26. W oku cyklonu

Po roku 845 nikt nie spodziewał się, że wszystko wydarzy się ponownie. Chaos, ból, cierpienie, rozłąka, śmierć, wszystko właśnie powracało. Nikt nie wiedział, z jakiego powodu, ani czym na to zasłużyli. Ludzie nigdy nie myślą o tym, że może im przydarzyć się coś złego, kiedy żyją swoją codzienną rutyną. Nawet jeśli codziennie moją świadomość istnienia kolosalnych bestii błąkających się poza „bezpiecznymi murami". Dobrze, katastrofa mogła zdarzyć się raz, raz wybryk natury mógł zmieść z powierzchni ziemi jeden z dystryktów. Jak więc to możliwe, że znów się to wydarzyło?

Wszystko działo się w zastraszającym tempie. Po zniknięciu tytana kolosalnego, wszystkie oddziały żołnierzy, które znajdowały się w Troście przystąpiły do działania. Ustawiono barykady wokół zniszczonej już teraz bramy, ludzi zaczęto ewakuować łodziami transportowymi, a jednostki, które nie brały udział w żadnym jeszcze zadaniu zebrały się w bazie, aby dostać swoje przydziały.

Żołnierzy podzielono na trzy grupy: przednią straż, której celem jest walka z tytanami, i do której przydzielono Barda, Eriko, Marka oraz Hestię, następnie była druga linia tworzona głównie przez kadetów, mających wykonać kontratak i dostarczać zaopatrzenie, a na końcu elitarna jednostka, utworzona z samych najlepszych, odpowiedzialnych za ewakuację cywili, mundurowych.

Ahiko była lekko mówiąc niezadowolona z zadania polegającego na ładowaniu ludzi na statki, zamiast zabijania wrogów razem z przyjaciółmi. Nie dość, że będzie musiała użerać się z irytującymi, obcymi żołnierzami, to jeszcze będzie musiała robić to bez Hestii, wprost cudownie. Przed wymknięciem się do przedniej straży powstrzymał ją tylko fakt, że razem z nią była tu również jedna z nowych kadetek. Przecież nie zostawi życia ludzi w rękach jakiegoś kota! Zabijanie tytanów, zabijaniem tytanów, ale cywile też są ważni i nie miała pojęcia, dlaczego dali kogoś tak niedoświadczonego do takiego zadania.

W czasie, kiedy niezadowolona blondynka przyglądała się tabunowi ludzi, kierowanych na statki oraz przez wewnętrzną bramę, przez innych mundurowych, reszta przyjaciół przelatywała od domu domu umiejscowionych najbliżej barykad i co rusz kładła na łopatki przeciwników. Ta część formacji miała zdecydowanie najtrudniejsze zadanie, a im więcej tytanów przedzierało się przez fortyfikację, tym mniej żołnierzy zasilało ich szeregi. Mimo trudności, walczyli z całych sił, aby środkowa straż miała miejsce roznosić zaopatrzenie. Jednak tytanów ciągle przybywało, lecieli w stronę zniszczonej bramy, w stronę ludzkości niczym myszy do sera. Tylko w tym wypadku wyglądało to trochę gorzej. Myszy o wiele prościej wpadały w pułapki.

-Cholera jasna, Mark! - Krzyknęła Hestia, kiedy powalając kolejnego wroga, zauważyła bestię zbliżającą się do przyjaciela.

Chłopak obrócił się w jej stronę w sama porę, bo kolejna sekunda zwłoki kosztowałaby go życie. Odskoczył na bok i odbijając się od ściany budynku natarł w kierunku zbliżającego się przeciwnika, przeciął mu kark. Hestia westchnęła z ulgą, kiedy przelotnie się do niej uśmiechnął.

Kilka godzin monotonnej walki, coraz większa liczba poległych żołnierzy, kolejni tytani przedzierający się do jednostki kadetów. Śmierć za każdym rogiem. Im dłużej to wszystko trwało tym mniej było szans, aby ocalić dystrykt Trost. Mimo to wszyscy dawali z siebie wszystko.

W pewnym momencie Bard mknący przez kolejne zakręty, zauważył nieprawdopodobną scenę. Wszystko odegrało się w przeciągu kilku sekund. W pewnym momencie zbliżył się do drugiej linii frontu, nie wiedział nawet w której chwili, powalał jedynie kolejnych wrogów, nie zwracając uwagi na to, gdzie się kieruje. Mijał ciała poległych kadetów przykryte strzępkami skórzanych kurtek z symbolem skrzyżowanych mieczy. Starał się nie wspominać siostry. Musiał skupić się na chwili obecnej, nie mógł się rozproszyć. Musiał żyć za nią. Chociaż on.

Kiedy wczepiał haki w kolejne ściany, kątem oka zauważył kolejnego tytana. Zatrzymał się, aby skręcić w jego stronę i zamarł, kiedy zobaczył, że ten chwycił jednego z młodszych żołnierzy z swoje wielkie łapska. Czym prędzej ruszył w jego kierunku, mając nikłą nadzieję na uratowanie towarzysza. Był już prawie przy nim, dosłownie metry dzieliły go od miejsca tragedii, kiedy przemknął przed nim niczym wiatr inny żołnierz. Zobaczył jedynie znak korpusu kadetów na plecach, a w następnej sekundzie jego sylwetka zniknęła we wnętrznościach tytana, wyciągając jego poprzednią ofiarę z wielkich ust.

Przyspieszył jeszcze bardziej, aby czym prędzej zapobiec kolejnej śmierci. Przeciął obrzydliwy kark tytana, a ten upadł na ziemię, rozsypując wokół siebie białe pukle brody. Nikt nigdy nie pytał, dlaczego tytani mogą mieć różny wygląd, a i teraz nie było czasu na takie rozważania.

Bard wskoczył na dach, na którym został uratowany dzieciak. Zobaczył go całego trzęsącego się i wpatrującego w odgryzioną rękę, prawdopodobnie pozostałość po pożartym kadecie. Sądząc po desperacji, jaka zionęła z oczu klęczącego na dachu blondyna, poległy był jego przyjacielem, a przynajmniej kimś bardzo bliskim. Samotny bliźniak dał mu sekundę, nie demaskując swojej pozycji za jego plecami, jednak nie mieli teraz czasu na odbycie żałoby. Westchnął, kładąc dłoń na ramieniu chłopaka.

-Później będzie czas na rozpamiętywanie przyjaciół. - Rzucił tylko, po czym ruszył, aby dołączyć do swojego oddziału. Nie był nawet pewny, czy roztrzęsiony chłopak zwrócił na niego uwagę, ale to nie było ważne. Został żołnierzem, będzie musiał poradzić sobie ze stratą. Bard nie mógł tracić tu dłużej czasu.

Walki toczyły się dalej. Coraz więcej krwi pokrywało kamienne ulice i ściany. Tytani z coraz większą siłą szturmowali dystrykt Trost. Gdyby sytuacja już nie była dramatyczna, z jakiegoś powodu przestały być dostarczane kapsuły gazu, a zapasy w oddziałach z każdą sekundą malały.

Tym problemem nie musiała martwić się jeszcze tylna jednostka, która w minimalnym stopniu musiała zużywać swoje zapasy. Reszta żołnierzy dobrze się spisywała, ponieważ do ich rewiru docierały jedynie pojedyncze osobniki do poskromienia. Ahiko myślała, że zanudzi się tam na śmierć. To dopiero byłby fenomen! W świecie opanowanym przez kilku-kilkunastometrowe monstra umrzeć z powodu braku atrakcji. Istna rewelacja!

Boothy stała na dachu patrolując okolicę. Tłumy ludzi przepychały się pomału w kierunku rzeki lub bramy. Bardzo pomału. Zastanawiała się, ilu tytanów w tym czasie zdążyła już pokonać Hestia i jak bardzo będzie jej dogryzać przez to, że ona nie powaliła ani jednego. Musiała przyszykować sobie na tę okazję całą listę ripost.

Oglądając małe postaci krążące w oddali pomiędzy budynkami, nagle usłyszała krzyki. Odwróciła się w stronę, z której pochodziły i zmarszczyła brwi z irytacji. Jakiś imbecyl, zapewne jeden z bogatszych mieszkańców Trostu, wjechał niewyobrażalnie wielką przyczepą w bramę, i jak się zdawało, nie dawał przejść przez nią reszcie cywilów. Kącik ust blondynki lekko uniósł się w górę. Wspaniale. W końcu coś się dzieje. Będzie mogła skopać komuś tyłek. Może nie tytanowi, ale lepsze to niż nic, prawda? Z groźbami krążącymi z tyłu głowy, ruszyła w stronę zakorkowanego przejścia.

Kiedy przedarła się przez tłum zniecierpliwionych cywili, pomyślała, że zabijanie idiotów powinno być legalne. Naprawdę. Jak mały iloraz inteligencji trzeba posiadać (lub właśnie na odwrót), żeby w chwili zagłady ludzkości po pierwsze blokować jedną z dwóch dróg ucieczki, a po drugie jeszcze denerwować się na ludzi, którzy chcą cię od tego powstrzymać? Patrząc z niedowierzaniem na kupca, krzyczącego na ludzi, aby pomogli mu z transportem towaru, miała ochotę wystawić go jako przekąskę tytanów. Chociaż było całkiem prawdopodobne, że nawet te bestie nie będą chciały dotknąć takiego buraka. Cóż, mógł być pewny, że przynajmniej oni go nie zabiją. Co innego pewna blondwłosa żołnierka.

Już miała sprać temu idiocie cztery litery, kiedy gniewny tłum wyrzucił przed siebie innego żołnierza. Może nie będzie musiała interweniować. Już chciała się odwrócić i odejść, aby ewentualnie na osobności porozmawiać z kupcem, żeby czegoś się nauczył, ale kiedy usłyszała, że ten zaczął wywyższać się, krzycząc coś o tym, że przewodzi całemu handlowi w mieście, przez co wysunięty żołnierz ustąpił, poczuła jak zaczyna jej pulsować żyłka na czole. Wróciła się i stanęła prosto przed kupcem z irytacją pocierając czoło.

-Dobrze, żebyśmy się dobrze zrozumieli.- Zaczęła pomału mówić. Spokojnie. Nie straszmy go od razu.- W tej sekundzie zabierasz ten pieprzony wóz, a za każdą chwilę zwłoki odcinam ci po jednym palcu. To chyba dobry układ, prawda?

Negocjacje jednak nie były jej najlepszą stroną. Źrenice kupca rozszerzyły się, ale nadal twardo patrzył jej w oczy.

-Nic nie możesz mi zrobić! Tylko dzięki mnie ci ludzie mają jedzenie!-Krzyknął swoim piskliwym głosem.

Ahiko chciała mu coś odwarknąć, ale nie zdążyła, ponieważ ziemia pod nimi nagle zaczęła się trząść. Wszyscy jak jeden mąż odwrócili się i spostrzegli kilkumetrowego tytana biegnącego w ich kierunku. Panika była nieunikniona. Matki wzięły swoje dzieci na ręce i razem z mężczyznami podbiegli, aby spróbować przepchać barykadujący drogę wóz. Dookoła rozległy się krzyki i płacze.

Blondynka spojrzała tylko morderczym wzrokiem na nieudolnego żołnierza. Później się z nim policzy. Jednocześnie wystrzelili haki, wzbili się w powietrze i wylądowali na pobliskich budynkach. Zaczęła biec po dachu w kierunku przeciwnika, wzbijając tumany kurzu w powietrze. Jednak za nim zdążyła się do niego dobrać, uprzedziła ją inna żołnierka, ubrana w mundur ze skrzyżowanymi mieczami na plecach. W mgnieniu oka przecięła kark tytana, którego ciało upadło pośród zdesperowanego tłumu.

Pięknie. Najpierw Hestia oblewa ją wodą, później dostaje przydział do najnudniejszej jednostki, musi patrzeć, jak jakiś idiota blokuje wyjście z dystryktu, a kiedy już coś zaczyna się dziać, uprzedza ją kadetka. To chyba naprawdę nie był dzień Ahiko.

-----------------------------------------------------------------------

Guess, who's back! Miałam plan, żeby pisać w ferie, kiedy w końcu nie będę 3/4 dnia w szkole, ale stwierdziłam, że i wam się należy, a mi nie chce się uczyć, a każda wymówka jest dobra, także voila! 

Proszę! PROSZĘ! Skopcie mi dupę, żebym pisała w tym tygodniu i w ferie, bo nie wiem, czy sama się zmuszę do tego xD

Więc tak... oficjalnie odwieszam to opowiadanie! *fanfary i wiwaty*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro