Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Niespodzianki

Hestia założyła ręce na głowę, opierając się lędźwiami o kilka kolorowych poduszek ułożonych przy wezgłowiu drewnianego łóżka. Przyglądała się temu dość obszernemu pokojowi, wspominając ile czasu kiedyś w nim spędzała.

Zabawy lalkami w dzieciństwie na wyblakłym już, brązowym dywanie, układanie książek według kolorów na regale, zajmującym jedną ze ścian, krzyki matki Mei, kiedy stłukły parę cennych, szklanych figurek z kolekcji kobiety, podczas bitwy na poduszki...

Odwróciła wzrok od komody z figurkami, kiedy poczuła, że przyjaciółka w końcu do niej dołączyła, siadając na miękkiej, białej pościeli. Spojrzała w niebieskie tęczówki dziewczyny, ale ta odwróciła wzrok. Hestia zmarszczyła brwi. Od kiedy stały się sobie takie obce?

-Cieszę się, że wróciłaś.- Zaczęła cichym głosem Mei, ale kruczowłosa tylko prychnęła i przewróciła oczami.

-Dyrdymały. Lepiej powiedz, co cię ostatnio napadło.- Nie lubiła owijać w bawełnę, o czym Mei doskonale wiedziała, więc to bezkompromisowa wypowiedź jej nie zdziwiła.

Mimo wszystko spojrzała w końcu na przyjaciółkę. Jednak co miała powiedzieć? Że dla niej wstąpienie do wojska jest równoznaczne z wyrokiem? Stacjonarni oraz Żandarmeria to jedynie pijaki, hazardziści, albo to i to w jednym. Miała przykład jednego z nich w swoim domu. Ojciec bez przerwy szczycił się tym, jak ważne stanowisko obejmuje, że służy bezpośrednio królowi... Ale jaki to ma sens, skoro przez większość alkohol przyćmiewa mu umysł? Oczywiście nie jest zły. Martwi się o nią i o matkę, ale czy nie mógłby być taki sam na trzeźwo? Gdyby to od niej zależało, mogłaby żyć nawet w najbardziej wysuniętych dystryktach, byleby ojciec nie był wojskowym.

A Zwiadowcy? Banda oszołomów, którzy nie cenią własnego życia i jeżdżą na samobójcze misje. Co z tego, że wyjadą poza mury, ukatrupią paru tytanów, tracąc przy tym trzy czwarte oddziału? To się przecież nie kalkuluje. Po jaką cholerę nadal organizowane są wyprawy, w dodatku za pieniądze obywateli, które nie dają nawet minimalnych rezultatów? Kompletny idiotyzm i egoizm. Chcą na siłę pokazać, że są bohaterami, którzy nie boją się potyczki z naturalnymi wrogami ludzkości, nie patrząc na to, że większość tych niby śmiałków ginie przy pierwszej okazji, razem z podatkami obywateli.

Patrzała w zielone tęczówki przyjaciółki i nie wiedziała, co powiedzieć. Hestia była dla niej prawie, jak starsza siostra. Były w tym samym wieku, jednak to kruczowłosa zawsze wydawała się tą odważniejszą, bardziej otwartą, która starała się wnieść w jej życie radość. W dzieciństwie nie było dnia, aby nie wymyśliła jakiejś zabawy, po której później dostawały ostrą reprymendę od rodziców, czy Żandarmów, którzy akurat ich złapali.

Tak, jak tego dnia, gdy znalazły zejście do Podziemi i Hestia uparła się, aby się tam zakraść. Gdyby nie wysokie stanowisko jej ojca oraz upodobaniu szlachciców do książek z biblioteki Freihastiern, na pewno nie skończyłoby się na upomnieniu. Dzięki tym szalonym i czasem niebezpiecznym wybrykom życie Mei byłoby niesamowicie nudne.

-To może ja odpowiem, skoro się do tego nie kwapisz.- Powiedziała Hestia z lekkim uśmiechem na twarzy po dłuższej chwili milczenia, krzyżując ręce na piersi.- Uważasz Zwiadowców za kretynów, którzy niepotrzebnie ryzykują za pieniądze podatników.

W tym momencie Mei odebrało mowę. To było, aż tak oczywiste? Tyle się głowiła, żeby nie urazić przyjaciółki swoim punktem widzenia, a ona powiedziała to ot tak! Bez żadnego wyrzutu, pretensji, czy innych negatywnych emocji, których się spodziewała. Dodatkowo w jej zielonych tęczówkach widać była nikłe rozbawienie tą sytuacją, a na ustach nadal błąkał się nikły uśmiech. Przez myśli Mei przeleciało, że dzięki policzkom zaróżowionym przez wiatr wygląda bardzo niewinnie. Przekrzywiła lekko głowę, aby jeszcze raz przyjrzeć się kruczowłosej.

-Piłaś?- Zapytała, aby upewnić się w swoich podejrzeniach. Dziewczyna była zbyt rozkojarzona, reagowała zbyt słabo, jak na siebie, a poza tym... Przecież rumieńce od wiatru już dawno by zniknęły.

-Jak ty mnie dobrze znasz!- Krzyknęła, nie zważając na ostre spojrzenie przyjaciółki, ani na to, że w pokoju obok śpią jej rodzice.- Chociaż nie sądziłam, że to będzie pierwsze, o co się mnie zapytasz po trzech latach. Naprawdę, Mei... Tęskniłam za tobą, a ty nawet nie raczyłaś odpowiedzieć na moje pytanie.

Blondynka pokręciła głową, sprawiając, że jeszcze więcej włosów opadły jej na ramiona i białą koszulę nocną. Oparła się rękami o łóżko za plecami i spojrzała w sufit. Odetchnęła głęboko, aby zebrać w sobie odwagę i znów wróciła wzrokiem do Hestii.

-Co mam ci powiedzieć? Masz rację. Takie jest moje zdanie.- Powiedziała wprost na jednym wydechu, żeby w trakcie wypowiedzi się nie zawahać.- I nie podoba mi się, że dołączysz do tych samobójców.

Hestia roześmiała się, słysząc to. Nie wiedziała, że przyjaciółce, aż tak nie podobają się intencje Zwiadowców. Poza tym trochę też nie mieściło się jej to w głowie. Oni poświęcają się, aby ludzkość w przyszłości wyrwała się spod jarzma tytanów, a ludzie jeszcze potrafią ich obrażać i narzekać. Ciekawe, co zrobią ci najbardziej zagorzali przeciwnicy wypraw, kiedy w przyszłości jakiś olbrzym cudem, bo cudem, ale przebije się przez mur. Kto wtedy będzie taki cwany? Dałaby sobie rękę uciąć, że to oni pierwsi z podkulonymi ogonami poszliby do Zwiadowców błagać o wybaczenie i ratunek.

-Ci, jak ich nazwałaś, „samobójcy", oddają życia, abyś ty mogła spokojnie mieszkać sobie za tym cholernym murem.- Odezwała się, gdy przeszedł jej napad śmiechu.

-Jakim kosztem? Ich wyprawy nic nie dają, żołnierze giną bez sensu, a wraz z nimi pieniądze obywateli.- Wreszcie wyrzuciła z siebie zdanie, jakie miała o tych bzdurnych misjach.

Kiedyś może i by to przemilczała, ale nie teraz. Nie po trzech latach samotnych rozmyślań i rozważań. Nie, gdy całe wojsko było zepsute przez pijaństwo i chęć wykazania się.

Hetia, która na chwilę odwróciła wzrok od twarzy przyjaciółki, znów do niej powróciła. Uśmiech, który do tej pory gościł na jej ustach, opuścił swoje miejsce na rzecz dziwnego grymasu. Mei, aż przeszły ciarki. Nie widziała jeszcze przyjaciółki w takim stanie. Chociaż... chyba nigdy wcześniej nie rozmawiały na tak delikatne tematy,

-Więc o to ci chodzi? Przecież nikt nikogo nie zmusza do bycia żołnierzem, a pieniądze nie wezmą się znikąd. Chyba lepiej wydawać je na te niby bezsensowne wyprawy, niż niczym Żandarmeria przepuszczać w kasynach.

Mei zacisnęła usta i pięści. Jak można wytłumaczyć komuś, kto od zawsze jest wpatrzony w mundurowych, że oni wcale nie są święci? Od kiedy Hestia oznajmiła, że zostanie kadetką nie mogła w to uwierzyć. Latami ignorowała jej wywody na ten temat, myśląc, że jest to jedynie błahe gadanie. Jednak Hestia od zawsze mówiła w stu procentach poważnie.

-Wszystkie korpusy są zepsute i powinny zostać usunięte.- W końcu to z siebie wydusiła.

Przyjaciółka spojrzała na blondynkę z niedowierzaniem. Czy ta drobna osóbka, patrząca na nią niewinnymi, błękitnymi oczami, naprawdę tak uważa? Wojsko miałoby być niepotrzebne? Nonsens. To prawda, że żaden odział nie był idealny. Lata spokoju zrobiły swoje. Jednak oprócz obrony przed tytanami, ludzi trzeba chronić również przed innymi ludźmi. Gdyby panowało bezprawie, bez mundurowych, którzy mimo wszystko, wykonują swoją pracę, zapanowałby chaos. Brak straży przy murach, brak odpowiedzialności dla złodziei, wandali, czy jeszcze gorszych bandytów. Ludzie robiliby, co by im się rzewnie podobało, a to nie zawsze jest dobre.

-Większej bzdury chyba w życiu nie słyszałam.- Odpowiedziała, uśmiechając się kpiarsko. Nie miała zamiaru obrazić w jakikolwiek sposób przyjaciółki, jednak jej pomysł był tak bezsensowny i głupi, że aż zabawny.- Jak to sobie wyobrażasz? Totalne bezprawie? Ludzie nie są na tyle inteligentni, aby nawet na granicy wymarcia nie podkładać sobie nawzajem kłód pod nogami. Nawet ci cholerni Stacjonarni pilnują, abyśmy nie zaczęli się nawzajem wybijać!

-Naprawdę masz taką małą wiarę w ludzkość? Przecież w obliczu zagrożenia umiemy się trzymać razem.

-Nie sądziłam, że masz taką wybujałą wyobraźnię, Mei.- Pokręciła niezadowolona głową, po czym wstała.- Człowiek nie jest idealną istotą. Zawsze znajdzie się ktoś, komu podpadniesz i wtedy kto cię uratuje? Świstek papieru, na którym zostały wypisane prawa człowieka? Przecież w twoim świecie nie będzie osób, które by tego pilnowały. Ludzkie sumienie? Bez żartów.

-Hestio naczytałaś się bajek o starych wojnach.- Spojrzała z determinacją na stojącą brunetkę.- To już nie są czasy, w których ludzie walczą między sobą.

-Dobre sobie.- Podeszła do okna, aby je otworzyć. Chłodny wiatr przyjemnie musnął jej policzki i rozwiał krótkie pasma włosów. Przymknęła oczy, aby na chwilę zatracić się w błogostanie. Świat niestety nie był taki, jakim Mei go sobie wyobrażała. Od zawsze żyła w stolicy, a tu ludzie zawsze chcą pokazać się od najlepszej strony. Jednak są miejsca w królestwie, gdzie panuje mrok, a każdy musi walczyć, aby przetrwać do kolejnego dnia.- Ludzka natura nigdy się nie zmieni.

-W genach żadnego z nas nie ma zapisanej rywalizacji. Nikt nie rodzi się zły. Wystarczy być dla siebie dobrym, żeby zarazić tym innych.

Hestia otworzyła oczy i nie zważając na słowa przyjaciółki, przerzuciła nogi przez paraper.

-Marzenia małej dziewczynki.- Powiedziała jedynie na pożegnanie, po czym zeskoczyła z daszku i ruszyła ciemnymi ulicami prosto przed siebie. Nie miała konkretnego celu.

Po chwili jej uszu dobiegł charakterystyczny dźwięk zamykanego okna, a następnie okiennic. Odwróciła się i zdążyła zobaczyć jeszcze, jak światła w pokoju przyjaciółki gasną. Westchnęła. Idąc dalej zastanawiała się, czy Mei zawsze była taka naiwna. Nigdy wcześniej nie wydawało się, aby była aż tak negatywnie nastawiona do wojskowych. Nie podziwiała ich, owszem, ale nie przejawiała chęci pozbycia się mundurowych z życia codziennego. Przecież to kompletny absurd!

Potrząsnęła głową, aby przestać o tym myśleć. Zobaczyła, że stoi idealnie naprzeciwko wejścia do biblioteki ojca. Miała przez chwilę plan, aby jeszcze raz odwiedzić Paula, jednak nagle poczuła się zmęczona. Chyba nawet gwiazdy chciały, aby w końcu odpoczęła po ciężkim dniu. Podeszła do masywnych drzwi i chwyciła za klamkę. Wiedziała, że będą otwarte. Ojciec nigdy ich nie zamykał, dopóki nie wróciła do domu. Weszła do środka i od razu skierowała się po schodach do swojego pokoju. Mimo obszerności biblioteki i labiryntu regałów, bez problemu, nawet w ciemności odnalazła do niego drogę.

Po szybkim marszu korytarzem, dotarła w końcu do pokoju. Otworzyła go i nawet się nie rozglądając opadła na łóżko. Jakie była jej zdziwienie, kiedy zamiast miękkich poduszek, poczuła pod sobą coś twardego. Nie rozumiejąc, o co chodzi, wstała i spojrzała na posłanie. Zacisnęła pięści, gdy spostrzegła, że na śnieżnobiałej pościeli śpią w najlepsze Mark oraz Ahiko. Szybkim ruchem wyjęła poduszkę spod głowy blondynki i cisnęła w nich z całej siły.

-Kto wam pozwolił spać w moim łóżku?!- Krzyknęła, krzyżując ręce na piersi, kiedy wielmożni państwo w końcu otworzyli oczy.

-Przecież powiedziałaś, że możemy tu przenocować.- Odpowiedziała zaspana Ahiko, nie rozumiejąc zdenerwowania przyjaciółki.

-W domu! W domu, a nie w łóżku!- Zaczęła masować sobie skronie, aby się uspokoić i nagle coś przykuło jej uwagę. Uśmiechnęła się cwaniacko i uniosła jednoznacznie brew do góry.- Chwila. Dlaczego oboje tu spaliście?

Mark podziękował w duchu za to, że jest ciemno i nie widać jego rumieńców. Od początku mówił Ahiko, że to beznadziejny pomysł, że może się położyć na ziemi. Jednak dziewczyna się uparła, że po trzech latach spania w pryczach należy im się choć odrobina wygody. Nie miał innego wyjścia, jak położyć się obok blondynki. Teraz jednak żałował tej decyzji, widząc reakcję Hestii.

-Nie chciałam, aby Mark spał na podłodze, dobra?- Odparła Ahiko, krzyżując ręce na piersi.

Hestia roześmiała się. Nie potrafiła wyobrazić sobie tej dwójki, jako pary. Ahiko była zbyt nienormalna, a Mark zbyt niewinny. Przynajmniej nie było zagrożenia, że chłopak zachowa się niestosowanie. Chociaż w sumie... Nawet, gdyby spróbował Boothy nie puściła by mu tego płazem. Tylko współczuć biedakowi, który spojrzałby na nią w zły sposób! Po chwili jednak, znów wpadło jej coś do głowy.

-Przecież w salonie jest kanapa.- Stwierdziła, jakby nigdy nic, wskazując kciukiem wyjście z pokoju. Ahiko już otwierała usta, aby coś powiedzieć, jednak w tym momencie ktoś wszedł do pokoju.

-Czy wy zawsze musicie narobić tyle hałasu? Spać się nie da w takich warunkach!- Hestia oniemiała na dźwięk znajomego głosu. Odwróciła się szybko i zobaczyła Marthę w całej swojej okazałości, a za nią Barda z przepraszającym wyrazem twarzy. Zignorowała chłopaka i spojrzała na jego siostrę. Żyłka znów zaczęła jej pulsować pod czarnymi kosmykami.

-A ty czego tu szukasz?!

Zanim rudowłosa zdążyła coś odpowiedzieć, brat zasłonił jej usta ręką.

-Wybacz Hestio. Martha uparła się, że nie będzie spała u nas w domu. O tej porze nie ma już miejsc w karczmach i nie mieliśmy się gdzie podziać.- Wyjaśnił szybko ich aktualną sytuację. Kruczowłosa wróciła wzrokiem do dwójki przyjaciół.

-Pozwoliliście jej na to?

-Na mnie nie patrz! To on jest zbyt miły dla wszystkich.- Ahiko od razu zaczęła się bronić i pstryknęła Marka w ramię. Jak dla niej, Martha mogłaby spać na gołej ziemi na dworze, jednak ten dureń się uparł, że nie można ich tak zostawić. Cholerna uprzejmość.

Hestia westchnęła bezsilnie. Nie miała już nawet chęci, aby się kłócić, a dodatkowo błagalne wzroki Barda oraz Marka nie dawały jej wielkiego wyboru. Podeszła do łóżka i po zdjęciu butów ułożyła się obok Ahiko. Położyła rękę pod głowę i zamknęła oczy.

-Czyli możemy zostać?- Zapytał bliźniak, niepewny, co teraz mają robić.

-Tak, tak.- Kruczowłosa machnęła na nich ręką, aby w końcu wyszli i dali jej spokój.

Bard uśmiechnął się i odsunął w końcu dłoń od ust siostry. Ta spiorunowała go wzrokiem i uderzyła w tył głowy.

-Idiota.- Skwitowała jego zachowanie i wróciła do swojego posłania w salonie.

----------------------------------------------------------------------------

Trochę smutku, trochę wkurzania się, trochę śmiechu, a w sumie wyszło ponad 2tyś słów i mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z rozdziału tak, jak ja ^^

Poza tym bawiłam się w gimpie i stworzyłam nową okładkę. Wiem, że nie jest doskonała, jednak podoba mi się. Na początku historia miała być nieco nostalgiczna, trochę smutna itd., jednak okazało się, że nie potrafię przez cały czas pisać smutów, więc tak spokojna i stonowana okładka, jaką miałam wcześniej, przestała mi odpowiadać. Dajcie znać, co sądzicie o nowej :*

xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro