Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13. Biblioteka

Mijali kolejne nieliczne drzewa oraz budynki, biegnąc czym prędzej do mieszkania ojca Hestii. Odliczając czas, jaki będą musieli poświęcić na dotarcie na plac zamkowy, na którym miało odbyć się ogłoszenie wyników, zostało jej naprawdę niewiele czasu na przywitanie się z ojcem. Dziewczynie ogromnie zależało na tym, aby się z nim zobaczyć, bo po wstąpieniu do Zwiadowców obowiązki wezmą górę i ich spotkania będą ograniczone do minimum, a po zebraniu chciała poświęcić resztę wieczoru na świętowanie z przyjaciółmi. Nie mogła sobie odpuścić odwiedzenia ulubionego baru.

Ich szybkie kroki stawiane na płytach z piaskowca, z których zrobiony był chodnik, odbijały się echem od ceglanych ścian wysokich budynków. Czerwone dachówki odbijały promienie popołudniowego słońca, tworząc piękną aurę nad stolicą. Grupka nie zwracała uwagi na gapiów, którzy stojącą po obu stronach ulicy, co rusz im się przyglądali. Nie mieli czasu, ani chęci, aby przejmować się tymi błahostkami.

W końcu dotarli przed wejście sporych wielkości budynku z szarej cegły. Ahiko oraz Mark stanęli przed nim i gapili się z rozdziawionymi ustami. Dom Hestii faktycznie mógł robić wrażenie. Rynny ozdobione były kamiennymi rzygaczami, przybierającymi przeróżne formy, jednak w głównej mierze przeważały głowy zwierząt. Po obu bokach ogromnych, drewnianych drzwi widniały maszkarony, to jest płaskorzeźby przypominające twarze mitycznych istot. Liczne okna zdobiły kolorowe, dwuczęściowe okiennice oraz kwiaty wystawione na zewnętrznych parapetach.

Budynek miał trzy piętra. Na parterze mieściła się biblioteka, którą rodzina Freihaistern przez wieki kolekcjonowała. Liczne regały po brzegi wypełnione były starymi, zakurzonymi woluminami. Po pojawieniu się tytanów udało się ocalić jedynie niewielką część zbiorów, jednak ilość pozostałych książek i tak mogła wywoływać zawroty głowy. Dzięki tym labiryntom regałów pradziadek Hestii znalazł sposób, jak wyżywić rodzinę i przebłagał ówczesnego króla, aby otworzyć księgarnię. W ten sposób powstał ten budynek, który z roku na rok odwiedzany był przez coraz większą liczbę ludzi. Okazało się bowiem, że gdy wokół panuje spokój, bestie nie próbują wtargnąć na ich teren, obywatele zaczynają się nudzić i sięgają po dzieła napisane przez ich przodków. Sam monarcha również lubił spędzać nudne godziny w pałacu na ciekawej lekturze, więc budynek postawiono w stolicy.

Książki, które nie mieściły się w głównej sali, albo były zbyt cenne, aby je sprzedawać lub wymieniać na inne, trzymane były na strychu, zajmującym całe drugie piętro. Stosy i kartony przyozdobione misternymi wzorami z pajęczyn, lśniących w niewielkim blasku słońca, wpadającym przez kilka małych okienek. Mimo ogromu kurzu i myszy, czających się po kątach, miejsce miało ogromny klimat. Hestia, jako mała dziewczynka uwielbiała zamykać się tam, siadać na drewnianej podłodze przy szybie i godzinami uciekać do krain zapisanych na cienkim już ze starości papierze.

Nie zważając na zdziwione spojrzenia towarzyszy, Hestia od razu chwyciła za klamkę i ruszyła w głąb biblioteki. Skierowała się do schodów z ciemnych desek i ruszyła nimi na pierwsze piętro. Znajdowało się tam ich mieszkanie. Dwa pokoje, salon, łazienka oraz kuchnia. Wszystko utrzymane w klimacie starości. Jak można było się domyśleć na półkach w praktycznie każdym pomieszczeniu walały się książki, niektóre otwarte, inne zamknięte. Na ścianach widniało parę obrazów, głównie przedstawiających niesamowite, górskie pejzaże lub łąki. W powietrzu unosił się zapach świeżej kawy, więc dziewczyna ruszyła do ich małego saloniku.

Tak, jak myślała ojciec siedział w przetartym, czerwonym fotelu i popijał swój ulubiony napój, trzymając w jednej ręce białą filiżankę, a w drugiej gruby wolumin. Oczy za szkiełkami okularów śledziły pilnie tekst. Brązowe włosy były w lekkim nieładzie. Bordowa kamizelka odznaczała się od koszuli koloru kwiatów czereśni. Prawą nogę miał założoną na lewą, a na kolanie opierał nadgarstek, aby ułatwić sobie czytanie. Słysząc czyjeś kroki w korytarzu, podniósł wzrok znad lektury, a widząc swoją córkę w drzwiach zupełnie odebrało mu mowę.

-Wróciłam!- Krzyknęła uradowana Hestia, kiedy spostrzegła zdumione spojrzenie mężczyzny.

-Moja bogini ogniska domowego w końcu jest w domu.- Wyrzucił z siebie, jednocześnie podbiegając do dziewczyny i przytulając. Z tego wszystkiego zupełnie zapomniał o trzymanej wcześniej filiżance, która rozbiła się z impetem o podłogę i plamiąc swoją zawartością perski dywan, leżący na ziemi.

-Tato, kawa...- Zaczęła dziewczyna, martwiąc się o zabytkowy kobierzec i odwzajemniając uścisk ojca, jednak przerwał jej głośny śmiech Ahiko.

-Bogini ogniska domowego? To znaczy jej imię? Wcześniej nie chciała się tym pochwalić!- Mówiła, nie zważając na iskry ciskane w nią przez zielone tęczówki przyjaciółki.

Faktycznie, kilka razy zadawano jej pytanie o niecodzienne imię, jednak nie chciała o tym mówić. Imię wybrała jej matka w nadziei, że córka nie zapała chęcią poznania świata poza murami i po jej śmierci dziewczyna zajmie się domem oraz rodziną. Jednak wyszło, jak wyszło. Hestia nie pamiętała kobiety, która ją urodziła, ale starała się pokochać jej obraz, który przez lata ukształtowała sobie z opowieści ojca. Dobrze ułożona, dobrotliwa, piękna, ale skromna... czasami zdawało jej się, że po matce odziedziczyła jedynie urodę.

-To są twoi przyjaciele?- Spytał pan Freihaistern, przyglądając się pozostałej dwójce ponad głową córki.

Dziewczyna, blondynka o turkusowych oczach, w których widać było dziwne ogniki oraz chłopak, o kolorze włosów takim samym, jak towarzyszka, ale tęczówkach idealnie błękitnych. Oboje uśmiechali się do niego, jedno odważnie, a drugie trochę nerwowo.

-Tak, to Ahiko oraz Mark.- Przedstawiła ich Hestia. Piscus machnął rękę w geście powitania, a Boothy uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Oboje wydawali się bardzo sympatyczni i miał ochotę poznać ich bliżej, zwłaszcza, że przez trzy lata przebywali z jego córką.

-Macie czas, aby zostać na herbatę?- Zapytał, przenosząc wzrok na kruczowłosą.

-Niestety.- Pokręciła przecząco głową.- Za chwilę ogłoszenie wyników. Przyszliśmy tylko się przywitać.

Objęła ojca, który od razu odwzajemnił gest. Zrobiło mu się smutno, że nie będzie miał okazji bliżej poznać przyjaciół córki, jednak rozumiał, że mieli teraz masę obowiązków. Jako żołnierze nie mogli sobie pozwolić na zbyt długie chwilę z rodziną, gdy mieli wyznaczone zadanie. Odsunął się od niej po chwili i spojrzał z powagą w oczach, ale łagodnym uśmiechem na ustach, w zielone tęczówki.

-Więc lepiej już lećcie, żeby się nie spóźnić.

Cała trójka zachichotała na wspomnienie ich pierwszego dnia w obozie. Znając życie, gdyby nie Mark, Hestia nie skończyłaby na tym jednym wybryku, a dodając do tego Ahiko... Tak, na sto procent te trzy lata spędziłyby na polach, a życie żołnierzy pozostałoby w świecie marzeń.

Zasalutowali jednocześnie, aby pokazać, że nie mają zamiaru narobić sobie kłopotów w dzień przed zostaniem Zwiadowcami. Ich spojrzenia wyrażały pełną determinację. Ojcu Hesti zrobiło się lżej na sercu, widząc taką postawę córki. Jeszcze trzy lata wcześniej był pewny, że dziewczyna w pierwszej kolejności poszłaby do baru, a następnie w stanie nietrzeźwości ruszyła na zebranie i nagadała coś kapitanom z każdego korpusu. Miała taki charakter i nie było sensu z tym walczyć. Kochał ją wtedy i kocha teraz tak samo. Jednak był zadowolony, że jej buntowniczość została w jakimś stopniu zdarta. Czuł, jak rozpiera go duma.

Poklepał dziewczynę po ramieniu, aby dodać wsparcia, po czym cała trójka wszyła z salonu.

-Czemu nie powiedziałaś ojcu, że zostało nam piętnaście minut?!- Spytał Mark, biegnąc ile sił w nogach.

To prawda, że nie zamierzali robić sobie kłopotów, ani jakkolwiek się narażać. Jednak to, że nie zamierzali, nie znaczyło, że im się uda. Słońce już zachodziło, a został im jeszcze kawał drogi do placu. Dodatkowo wszystko utrudniał fakt, że pałac zbudowany był na górze. Bieg pod górę, pod presją czasu... cudownie.

-Nie chciałam go martwić! Zamknij się i biegnij!- Odkrzyknęła szybko, skręcając w kolejną uliczkę.

Znała trasę na pamięć, ale trafiła im się ta cudowna godzina, w której wszyscy wracają z pracy do domu. Na ulicach tłoczyli się mieszkańcy stolicy. Kobiety, mężczyźni, dzieci, ludzie starsi. Dalczego akurat teraz musieli wybrać sobie moment na spacery po mieście?!

-Czemu nie możemy używać tutaj trójwymiarowego manewru?!- Marudziła Ahiko, prawie wpadając na kolejnego obywatela. Była zdecydowanie słaba w unikach. W sumie, co się dziwić? Podczas treningów z atrapami nie unikała ich, tylko leciała prosto na nich.

-Nie masz nawet sprzętu, idiotko!- Przypomniała jej kruczowłosa. Czując wiatr na plecach, pogratulowała sobie w duchu pomysłu, aby rano związać włosy w wysoką kitkę. Teraz przynajmniej nie przeszkadzały jej, ani dodatkowo nie ogrzewały.

Blondynka chciała już coś odpowiedzieć, ale nareszcie dotarli na plac. Miejsce przed pałacem oświetlone było tuzinem pochodni, ustawionych dookoła szeregów kadetów. Przed nastolatkami stała drewniana scena, zasłaniająca ogromny gmach zamku. Gdzieniegdzie szwendały się gromadki starszych mundurowych z różnych oddziałów, jednak na podwyższeniu jeszcze nikogo nie było.

Cała trójka westchnęła z ulgą i ruszyła przed siebie, aby znaleźć wolne miejsca w szeregu.

----------------------------------------------------------------

Rozpieszczam was w dalszym ciągu <33

Ilit015 OtakuDoAtakuu zdążyłam!  xD

No to tak, jak zawsze... dajcie znać, czy rozdział wam się spodobał, czy nie itp. itd. :>

xoxo





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro