Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. Kiedy igrasz z losem

W Hestii aż wrzało, kiedy patrzała na oddalający herb Oddziału Zwiadowców na plecach brązowej kurtki kaprala. Stali na szczycie muru Sina przed generałem Korpusu Stacjonarnego, Dott'em Pyxisem oraz jego dwoma podwładnymi. Levi oznajmił im, że dzięki opóźnieniu wyjazdu przez Marthę, cały dzień będą pod jego dowództwem. Rozumiała, dlaczego bliźniakom się oberwało, ale po jaką cholerę on razem z przyjaciółmi musieli tu gnić pozostawało tajemnicą kaprala. Gdy kruczowłosa oraz Ahiko chciały zacząć się wykłócać, że przecież nic nie zrobili, ten po prostu sobie odszedł. Bez żadnego wyjaśnienia.

Słońce odbijało się od łysej czaszki generała niemal z taką samą intensywnością, co od metalowej piersiówki, którą przyłożył do ust. Upił łyk alkoholu, po czym odwrócił się i pomału zaczął odchodzić. Dziewczyna, która mu towarzyszyła spojrzała na niego zdezorientowana. Miała krótkie, brązowe włosy oraz lekko żółtawe oczy.

-Nie wyznaczysz im żadnego zajęcia, generale?- Spytała swojego dowódcy. Mimo, że przebywała z nim dużo czasu, czasami nie rozumiała jego poczynań. Był dosyć ekscentryczny, przez co ciężko było przewidzieć, dlaczego w danej sytuacji zachowuje się tak, a nie inaczej.

-Ah tak.- Odwrócił głowę do grupki kadetów, drapiąc się ręką po karku. Zmarszczki na twarzy mężczyzny pogłębiły się jeszcze bardziej, kiedy uśmiechnął się do nich życzliwie.- Zajmijcie się tymi armatami. Później możecie odejść.

Cała piątka zasalutowała jednocześnie. Hestia ciskała iskry w Marthę, która jak gdyby nigdy nic, stała z założonymi rękami i twarzą wyrażającą tą samą wyższość, co zawsze. Zaczęła do niej podchodzić, kiedy poczuła uścisk na ramieniu. Spojrzała na Marka. Chwilami żałowała, że chłopak, aż tak szybko reaguje na jej wybuchy złości. Przecież nie zrzuciłaby jej z murów... może.

Jednak Ahiko nie dało się tak łatwo powstrzymać. Minęła przyjaciół i podeszła do bliźniaków. Chwyciła dziewczynę za poły koszuli. Chwilę później plecy dziewczyny zawisły na przepaścią. Pięćdziesiąt metrów dzieliło ją od upadku. Wystarczyło, aby Boothy rozprostowała palce prawej pięści, a z kadetki uleciałby duch. Wszystko działo się tak szybko, że Bard nie miał, jak zareagować. Przyglądał się z przerażeniem siostrze, tak samo jak Mark oraz Hestia. Wszyscy troje nie wiedzieli, co zrobić.

-Ahiko!- Krzyknął bliźniak dziewczyny i zrobił krok do przodu, ale Mark powstrzymał go gestem ręki.

Blondyn wymienił z Hestią porozumiewawcze spojrzenia. Po pierwszym szoku, wiedzieli już, co ich przyjaciółka zamierzała zrobić i nie zamierzali jej w tym przeszkadzać. Może Martha w końcu czegoś się nauczy.

-Co ty robisz?! Oszalałaś do reszty?!- Wrzeszczała dziewczyna, trzymając się kurczowo nadgarstka blondynki. Jej jedynie piętami dotykały krawędzi muru. Przełknęła ślinę, patrząc kątem oka na ziemię w dole.

-Nie powinnaś obrażać kogoś od kogo zależy twoje życie.- Stwierdziła spokojnie Ahiko. W jej oczach tliły się iskierki szaleństwa, a na twarzy błąkał lekki uśmieszek. Widząc strach w oczach koleżanki, uśmiechnęła się jeszcze szerzej.- Zwłaszcza, że teraz ani kurdupel, ani tamten staruch cię nie obroni.

-Bard!- Krzyknęła, coraz bardziej przerażona całą sytuacją. Od samego początku uważała blondynkę za niezrównoważoną psychicznie, jednak nie podejrzewała, że może posunąć się do czegoś takiego. Ręce zaczęły jej się trząść i czuła, jak po skroniach spływają jej kropelki potu. Nie chciała umierać.

Brat dziewczyny spojrzał na Marka, który cały czas trzymał przed nim uniesioną dłoń. Czy miał zaufać osobą, których prawie nie znał? Z drugiej jednak strony, cały czas miał nadzieję, że siostra czegoś się od nich nauczy... ale w tak drastyczny sposób? Chciał ja chronić, była najbliższą mu osobą. Przełknął ślinę, patrząc w niebo na błękitne obłoki, leniwie sunące po jego błękicie. Zacisnął pięści, aby powstrzymać się od pomocy.

Rudowłosa nie wierzyła własnym oczom. Jej brat, który wiecznie nadstawiał dla niej karku, nawet nie ruszył się, aby coś zrobić. On wisiała nad przepaścią, a on stał sobie spokojnie w miejscu. Zawsze ją osłaniał, bronił... Nawet, gdy rodzice oznajmili jej, że wysyłają do wojska ruszył za nią. Z początku myślała, że chciał im się w ten sposób przypodobać. Zawsze był ich oczkiem w głowie, jednak po tym, jak przez całe trzy lata pilnował, aby wypadała jak najlepiej, stwierdziła, że jednak nie robił tego dla siebie. Jednak w jej oczach to sprawiało, że był jeszcze większym idiotą. Kto normalny wstępuje do mundurowych tylko po to, aby pilnować siostry? Zmarszczyła brwi, patrząc na niego z wyrzutem. Nie dość, że przez niego nie mogła opuścić korpus, teraz nawet nie kwapił się do pomocy.

-Co? Zdziwiona, że braciszek się dla ciebie nie poświęci?- Zapytała Ahiko.- Może w końcu zmądrzał i nie będzie nadstawiał karku dla kogoś tak beznadziejnego.

-Możesz powiedzieć, o co ci chodzi?!- Martha wróciła wzrokiem do turkusowych tęczówek Boothy. Cała ta sytuacja nie mieściła się jej w głowie. Co takiego zrobiła, że wystarczył jeden ruch palców dziewczyny, a spadnie pięćdziesiąt metrów w dół?

-Przestań zachowywać się jak pieprzona księżniczka i przejrzyj na oczy. Nikt nie będzie ci wiecznie chronił dupy. Musisz zrozumieć, że życie takie nie jest. Co by się stało, gdybyś nie urodziła się za tym murem, co? A gdybyś nagle straciła brata, który się o ciebie troszczy? Albo nie dostała się do swojej wymarzonej Żandarmerii?

Pytania zaczęły błądziły po głowie Marthy. Niby czemu teraz miała sobie je wszystkie zadawać? Zresztą nie miały największego sensu. Rozważania, co by było gdyby, były według niej głupie. Urodziła się w stolicy, tu żyła całe życie, miała brata, który chodził za nią niczym tresowany piesek, dostanie się do Żandarmerii, bo ma do tego predyspozycje. Przez Ahiko ewidentnie przemawiało szaleństwo. Chciała coś jej odpyskować, kiedy blondynka szarpnęła jej koszulę.

-Widzę, że nadal nic do ciebie nie dociera. Przemyśl to.- Odparła, puszczając dziewczynę.

Gdyby nie Bard, który złapał ją w ramiona na pewno nieźle by się poobijała, lądując na twardym murze. Spojrzała w jego niebieskie tęczówki, takie same jak jej własne. Przez chwilę widziała w nich troskę oraz miłość, której wcześniej nie dostrzegała. Mignęło jej przez myśl, że może jednak źle odbierała niektóre rzeczy, jednak po sekundzie to dziwne uczucie minęło. Przypomniała sobie wiatr, targający jej włosy nad przepaścią. Wyrwała się z jego objęć.

-Czemu nie zareagowałeś, kiedy ta wariatka próbowała mnie zabić?!- Warknęła do niego.

Bard odsunął się od niej skruszony. Nie wiedział, co powiedzieć. Jeśli słowa Ahiko na nią nie podziałały, to sam nie miał nawet, po co próbować. Nagle usłyszeli śmiech. Odwrócili się w stronę blondynki.

-Przecież bym cię nie zrzuciła. Nie znasz się na żartach?- Rzuciła przez śmiech, wycierając teatralnie wyimaginowaną łzę spod oka.

Ruszyła w stronę przyjaciół i zarzuciła obu ręce na szyje.

-Bierzmy się do roboty, aby Hestia miała czas na przywitanie się ze wszystkimi!- Uśmiechnęła się do kruczowłose i pchnęła w kierunku armat.

Dziewczyna odwzajemniła uśmiech, szczęśliwa, że sama nie musiała się trudzić nagadaniem Marthcie. Wszyscy troje ruszyli, aby przygotować armaty. Rodzeństwo patrzyło na nich przez chwilę. Bliźniaczka z niedowierzaniem i, sama się sobie dziwiła, zaciekawieniem, a Bard z wdzięcznością.

-------------------------------------------------------------------------------

Rozdział dedykowany xAkatsukiCloudx <33 Dziękujcie jej, że poddała mi pomysł na ten rozdział i dzięki temu są dwa jednego dnia.

Oczywiście, jak mogliście zobaczyć jest inspirowany sceną, w której Hange trzyma w ten sam sposób wielebnego Nicka, jednak Aki sama mi mówiła, że Ahiko jest podobną psychopatką, co Zoe, więc wszystko pasi xD

Także ten... jeszcze raz wesołych świąt!

xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro