Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1. Fałszywe bezpieczeństwo

-Hestio, chyba już ci wystarczy.- Powiedziała zaniepokojona stanem swojej przyjaciółki, dziewczyna o niebieskich oczach.

Kruczowłosa odwróciła się do niej. Na pierwszy rzut oka widać było, że jest pijana. Zaróżowione policzki, głupkowaty uśmiech, który nie schodził jej z twarzy, podniesiony głos... ewidentnie nie była trzeźwa.

-Sądzisz, że trzy kufle mnie rozłożą, Mei? Nie obrażaj mnie!- Zaśmiała się i podniosła rękę, zwracając tym samym uwagę chłopaka za barem, o który się opierała.- Barman, jeszcze jeden proszę!

Młody mężczyzna uśmiechnął się do niej i podał upragniony napój. Mei, widząc, jak przyjaciółka od razu bierze piwo do ręki, jednym haustem wypijając niemal całą zawartość, pokręciła karcąco głową, rozsypując swoje złote pukle na ramionach.

Siedziały w barze już od paru ładnych godzin. To było ich ulubione miejsce spotkań i chociaż dziewczyna o tęczówkach koloru bezchmurnego nieba, nie lubiła spożywać alkoholu, niemal codziennie spędzała tam czas z przyjaciółką.

Hestia natomiast uwielbiała to miejsce. Drewniane krzesła i stoliki, bar za którym ustawione były różnokolorowe butelki, odbijające światło lamp... to wszystko sprawiało, że czuła się, jak w innym świecie. Rzeczywistości bez ograniczeń, murów i tytanów. Był to jej drugi ulubiony sposób na ucieczkę od codziennego życia, zaraz po wertowaniu stronic ulubionych opowieści z ich rodzinnego zbioru. Niestety, książki i alkohol kiedyś się kończyły, jednak na razie szczęśliwie upijała ostatnie krople czwartego już trunku.

Gdy w końcu opróżniła kufel, zmrużyła oczy i przyjrzała się mu uważnie.

-Paul, nie macie czegoś większego?- Zwróciła się z nieskrywaną nadzieją w głosie do szatyna, stojącego za barem. Przesiadywała tu tyle czasu, że z większością personelu znała się przynajmniej z imienia.

Miały szczęście, że dziś pracował Paul. Chłopak był wysoki z oczami koloru kawy. Przystojny i ewidentnie podkochiwał się w Hestii. Dziewczyna widziała, że wiele rówieśniczek dałoby się pociąć za chociaż jedno spojrzenie barmana, ale jej w żaden sposób nie pociągał.

Plusem tej sytuacji było to, że dzięki dawaniu ma nadziei, a właściwie, po prostu nie odrzucaniu jego zalotów, wystarczył szybki trzepot rzęs i ładny uśmiech, a cały asortyment baru był o połowę tańszy, a czasami, w te dni, kiedy blask lamp podkreślał wszelkie walory Hestii, nic nie kosztował. Chwilami miała wyrzuty sumienia, że nie odwzajemnia jego uczucia i po części wykorzystuje naiwność zakochanego serca, jednak co miała na to poradzić? Nigdy nawet nie kwapił się, żeby zaprosić ją na randkę. Była dla niego miła, traktowała jak dobrego kolegę, a że razem z Mei miały z tego dodatkowe korzyści, to czemu z tego zrezygnować?

-Niestety, Hes.- Zdrobnił jej imię, jak już od jakiegoś czasu miał w zwyczaju.- Co najwyżej mogę postawić przed tobą beczkę.

Chwyciła się teatralnie za serce.

-Mógłbyś to dla mnie zrobić?- Odrzuciła dłonią niesforne, lekko kręcone włosy na kark, tym samym ukazując fragment biusty, widoczny dzięki odpiętym paru guzikom zielonej koszuli.

Zobaczyła, że oczy chłopaka momentalnie wędrują w tamtym kierunku. Uśmiechnęła się zadziornie i usłyszała, że blondynka siedząca po lewej stronie zachichotała. Zawsze bawiło ją to, jak Hestia bawi się uczuciami bezbronnych mężczyzn, wykorzystując ich pierwotne pragnienia, oczywiście w granicach rozsądku. Dziewczyna była bardzo świadoma swojego wyglądu, przez co często osobom trzecim wydawało się, że jest arogancka, ale nie była głupia i nigdy naumyślnie by kogoś nie skrzywdziła.

Paul niemal od razu się zreflektował. Zawstydzony swoim zachowaniem zarumienił się i podrapał nerwowo po karku. Odchrząknął.

-Niestety, ale nie chcemy przez ciebie zbankrutować. Dziś możecie cieszyć się jedynie piciem na mój koszt.

Widząc, że Hestii z ekscytacji, aż zaświeciły się oczy i już prawą ręką sięgała po kolejny kufel, Mei szybko chwyciła ją szybko za ramię.

-Niedługo wracają zwiadowcy. Nie chciałabyś się im przyjrzeć?- To był jedyny argument, aby Hestia opuściła bar bez zbędnego narzekania.

-Faktycznie, musimy już iść.- Spojrzała przepraszająco na barmana, po czym pośpiesznie razem z przyjaciółką, wyszła z lokalu.

Bar znajdował się w jednej z bocznych uliczek, tuż przy samym murze. Mei była zupełnie inna niż kruczowłosa, tak pod względem wyglądu, jak i charakteru. Lubiła patrzeć na olbrzymie ściany, w ich objęciach czuła się bezpieczna i nie rozumiała, dlaczego przyjaciółka tego nie czuje.

Dziewczyna o oczach koloru trawy zawsze odwracała wzrok od betonowych ograniczeń, przez które czuła się przytłoczona. Może gdyby mieszkały dalej, przynajmniej pomiędzy murem Sina, a Marią, byłoby jej lżej i mniej martwiła o swoją wolność, ale tutaj? Gdyby nie oddziały zwiadowców, które co jakiś czas wracały z wypraw poza ich, jak lubiła to określać, więzienie, można by pomyśleć, że tytani w ogóle nie istnieją, a cała farsa z murami została wymyślona przez rząd, aby oddzielić się od biedniejszych obywateli.

Westchnęła i włożyła ręce do kieszeni czarnych spodni.

Po parunastu minutach, w końcu dotarły do głównej ulicy. Po obu jej stronach zabrał się już pokaźny tłum ludzi. Wszyscy chcieli zobaczyć dzielnych bohaterów, wracających w chwale z kolejnej udanej ekspedycji. Jednak nigdy nie wyglądało to tak, jak w marzeniach licznych dzieci, wyglądających z okien wysokich domów.

Mei została w tyle, kiedy przyjaciółka zaczęła przeciskać się na sam przód gapiów. Zwiadowcy nie imponowali jej, więc nie było sensu na nich patrzeć. Wolała poczekać, aż całe zgromadzenie się rozejdzie.

Hestia wybiegła do pierwszej linii stłoczonych obywateli, nie zważając na protesty innych. Jak zwykle zobaczyła żałosny widok. Garstka ocalałych z blond czupryną dowódcy Erwina Smith'a na czele. Wszyscy byli we krwi pomieszanej z ziemią. Mundury były poprzecierane, a niekiedy w całości porwane. Na drewnianych wozach, ciąganych przez konie zaprzęgowe podskakiwały ciała poległych, przykryte białą płachtą.

Oddział szedł lub jechał na wierzchowcach ze spuszczonymi głowami i pustym wzrokiem. Tylko co poniektórzy, ci najbardziej odważni, patrzyli prosto przed siebie, nie zważając na obelgi rzucane w nich przez zgromadzony tłum.

Dziewczyna skrzyżowała ręce na piersi i uśmiechnęła się kpiąco. Nie miała jednak na tyle odwagi, aby spojrzeć w oczy dowódcy, który, znając jego dumę, nawet by się na nią nie spojrzał, skierowała wzrok na niewiele starszego od siebie chłopaka, jadącego tuż za nim.

-HA! Znów wracacie z niczym?!- Odezwała się głośniej, niż inni zebrani, którzy wstrząśnięci tym, że tak młoda dziewczyna ośmiela się obrażać żołnierzy, zamilkła.

Chłopak, na którego patrzała niewzruszony, przeniósł na nią znudzone spojrzenie kobaltowych oczu.

-Kiedy do was dołączę to się zmieni!- Rzuciła, ale ku swojemu zdziwieniu, mundurowy tylko ponownie odwrócił głowę i patrzył teraz przed siebie.

Nagle poczuła uścisk na ramieniu i pociągnął ja ponownie w tłum ludzi. Po pierwszym oszołomieniu, zobaczyła przed sobą tył blond głowy swojej przyjaciółki, więc roześmiała się.

-A już myślałam, że będę miała kłopoty.

-Bo będziesz miała.- Mei puściła jej rękę dopiero, gdy weszły w głąb wąskiej uliczki, zaraz za plecami stłoczonych ludzi.- Oszalałaś?!

Hestia spojrzała na nią z niedowierzaniem. Znów skrzyżowała ręce.

-A co miałam powiedzieć? Gratulacje, że chociaż trzy czwarte oddziału oddało życie na marne, chociaż mała gromadka ocalała?

-Nic! Mogłaś nic nie mówić! A już na pewno nie, że do nich dołączysz.- W głosie dziewczyny słychać było nutkę goryczy, a w oczach szkliły się łzy.

-Ale Mei, ja...

-Proszę.- Przerwała jej szeptem. Nie miała siły się z nią kłócić.- Obiecaj mi, że mnie nie zostawisz. Tu jest bezpiecznie.

Hestia zawahała się. Mogłaby skłamać, że nigdy nie opuści tych murów, że będzie żyła w ich wyimaginowanym, bezpiecznym świecie, ale nie chciała. Już dawno zdecydowała. Podniosła dumnie głowę.

-Nie mam zamiaru żyć dłużej w tej betonowej klatce. Mam zamiar zwiedzić świat poza granicami, które wyznaczyły nam te monstra. Za niecały miesiąc zaczyna się rekrutacja, a ja mam zamiar dołączyć do zwiadowców. Jeśli czujesz się tutaj dobrze zostań, ale ja nie będę wiecznie żyć w kłamstwie.

Po tych słowach odwróciła się i odeszła pewnym krokiem, zostawiając oszołomioną przyjaciółkę samą.

----------------------------------------------------------

Wleciał pierwszy rozdział! <33
Mam nadzieję, że tak odmienny charakter od Noriko przypadnie wam do gustu ^^ Miałam ochotę stworzyć arogancką, pewną siebie postać, więc oto jest... :D

I informacja:
Spavati uczy się pisać tytuły rozdziałów, więc możecie pisać, czy przypadł wam do gustu, czy może wolelibyście, żebym kolejnych nie tytułowała :p

xoxo


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro