Rozdział 6 Oczy i serca przebiegłe
Później tego samego dnia.
Iris wróciła do stoiska Kirke, która akurat się pakowała.
- Już jestem- rzuciła.
- I jesteś cała i zdrowa!- Ucieszyła się Kirke.
- Tak.- Pokiwała głową.- Okazało się, że Belos to mój przyjaciel, którego poznałam w dniu śmierci mojej mamy, a potem pisałam do niego listy jak do ciebie i okazuje się, że jest teraz wielką szychą i tak jakby idę za dwa dni na bal do państwa Blight.- Powiedziała, podekscytowana Iris.
- Fiu, fiu, fiu.- zagwizdała Kirke, szeroko się przy tym uśmiechając.- No to wchodzisz w bardzo wysokie progi, a ten twój Belos też nie jest byle jaką szychą, ale obecnie polityka i bale to jedna wielka walka o władzę.
- Wydajesz się bardzo dobrze zorientowana w tych sprawach...chodzi mi o twoją znajomość wyższych sfer.- Iris od razu wyłapała to, w jaki sposób Kirke się wyraża o tych sprawach, a tak mówią osoby orientujące się w temacie wyższych sfer.
- Aaa...to, zaskoczę cię, ale całkiem nieźle się orientuje w tych sprawach.- Kirke przejechała dłonią po podbródku, próbując przekazać swoją wiedzę Iris tak, aby ta ją zrozumiała.- Są trzy rodziny, które obecnie się liczą na Wrzących Wyspach. Są to rodziny Blight, Morningstar i Risemoon.
Na dźwięk ostatniego nazwiska twarz Iris ozdobił grymas pogardy.
- Taak. Rodzina twojego ojca jest jedną z najstarszych na Wrzących Wyspach, a twój ojciec jest uznawany za eksperta, jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju abominacje, ale nie takich zwykłych, bo jego są znacznie bardziej wymyślne, a twój przyrodni brat jest reprezentantem rodziny, bo twój ojciec prawie cały czas pracuje, więc nie zdziw się, jeśli spotkasz go na balu.
- Ooo na to liczę.- Powiedziała przez zaciśnięte zęby.
- Tylko pamiętaj, że nie możesz go tam zaatakować, bo inaczej cię aresztują i pewnie zamienią w kamień lub gorzej, więc musisz działać taktownie.
- Ech...chyba nie mam wyjścia.- Westchnęła.
- Nie chodzi tylko o etykietę i protokół. Każde słowo i gest są oceniane pod kątem słabości. To jest jak gra w czaro pokera. Nigdy nie wolno odkrywać wszystkich kart naraz. Pamiętaj, że kiedy tam wejdziesz, zwrócą się na ciebie oczy wszystkich zebranych.
- Z tego, co mówisz, to bezpieczniej było na podczas moich przygód- uśmiechnęła się nerwowo.
- Tam przynajmniej wiedziałaś, kto jest przyjacielem, a kto wrogiem. Na balu nigdy tego nie będziesz pewna na 100%.
- Dobra więc, co jeszcze muszę wiedzieć?
- Marril i Fallsus Blight to w ich domu odbędzie się bal. Ona jest kimś w rodzaju innowatorki czy wynalazczyni, której dzieła zachwycają oczy najbogatszych, a on powiedzmy, że lubi być uznawany za znawcę w temacie artefaktów sprzed końca dzikich wieków, więc jeśli chcesz im zaimponować, to dobrze mieć jakąś wiedzę w tym temacie.
- Wiedzy akurat na te tematy mam całkiem sporo.- Odparła Iris.- Kto jeszcze jest na liście?
- Lilvani i Sargus Morningstar. Lilvani jest zafascynowana badaniami twojego ojca i z pewnością spojrzałaby na ciebie przychylniejszym okiem, gdybyś jakoś jej w tym pomogła, bo stworzenie idealnej abominacji jest jej marzeniem, a jej mąż Sargus o nim akurat nie wiem nic pewnego, ale to, co wiem, że kiedyś ich dzieci, czyli Alador Blight i Odalia Mornigstar pobiorą się i połączą dwa najpotężniejsze rody, co z pewnością będzie miało w przyszłości ogromne znaczenie, więc jeśli zobaczysz gdzieś dwójkę biegających beztrosko dzieci to, są to pewnie oni.
- Mam jeszcze jedno pytanie- Iris spojrzała, podejrzliwie na Kirke.- Skąd ty to wszystko wiesz? Nie powiesz mi, że po godzinach chadzasz na bale.
Kirke zaśmiała się i odpowiedziała:
- Na bale nie chodzę, ale prowadzę ten stragan prawie 25 lat i 95% kupujących, to stali klienci, którzy przy zakupach lubią sobie pogadać. Wiesz posłuchać plotek czy czymś się podzielić. Mówię ci Iris, jestem dla nich niczym matka, która wysłuchuje skarg swoich dzieci.- Po tych słowach Kirke znów się roześmiała.- Nie masz pojęcia, jakie rzeczy czasem udaje mi się usłyszeć, ale staram się podtrzymać tych biedaków na duchu.
- Jesteś jak zwykle nieoceniona. Dziękuje. Te informacje mogą mi bardzo pomóc...cóż nie zawracam ci dalej głowy, bo sama muszę się jeszcze przygotować do balu.
- Nigdy nie zawracałaś mi głowy Iris.- Odparła życzliwym tonem.- I pamiętaj, jesteś piękna i jeśli twój strój będzie taki jak ty, to gwarantuje, że będą ci tam jeść z ręki, o ile dobrze to rozegrasz.
- Spróbuje zapamiętać.
Iris pożegnała się z Kirke i udała się do domu, który w swej łaskawości załatwił jej Belos i przy okazji zahaczyła o bibliotekę i wypożyczyła kilka tomów na temat rodów, jakie są obecnie na Wrzących Wyspach oraz zwyczajach wyższych sfer.
Mimo że musiała zarwać noc to, udało się jej sporo dowiedzieć i już wiedziała, dlaczego jej mama tak naprawdę nie lubiła "wyższych" sfer.
Poza tym, że byli dwulicowi, to nie liczyli się z kosztami, jakie z reguły musieli ponosić inni, ale Iris czuła, że nie ma wyboru i na ten jeden wieczór musi stać się jedną z nich.
Dzień rozpoczęcia balu nadszedł bardzo szybko, Iris odebrała właśnie suknie, którą zamówiła.
I kiedy patrzyła na siebie w lustrze, to nie mogła się nadziwić, że to ONA. Nawet krawcowe, które pracowały nad tą suknią, były pod wrażeniem. Suknia była bowiem idealna przynajmniej dla samej Iris. Elegancka i nie krępowała jej ruchów. Ostatni krzyk mody z Europos, a makijaż oraz starannie ułożona fryzura mówiły same za siebie. Była bowiem ona efektem tego, co podpatrzyła w Itza, czyli jak dobierać kolory i układać włosy, aby wywoływały pożądany efekt, a ten mówił sam za siebie " Piękna i piekielnie niebezpieczna"
Iris, mimo że nie przepadała za balami ani tego typu uroczystościami, to o dziwo czuła się naprawdę dobrze. Zastanawiała się, czy to kwestia wieku, czy po prostu powód, jaki sprawił, że wybiera się bal, doprowadził do tego, że suknia jej nie przeszkadzała tak jak w młodości, a wręcz czuła się dzięki niej jeszcze bardziej dumna i piękna niż wcześniej. Do pełni szczęścia brakowało jej towarzysza, na którego czekała w umówionym miejscu niedaleko rezydencji państwa Blight.
Wtedy pojawił się Belos wraz z kilkoma członkami sabatu i Iris musiała przyznać, że prezentował się świetnie.
- Świetnie wyglądasz- powiedział.
- Ty też wyglądasz całkiem nie kulawo.- Odpowiedziała z uśmiechem.- Więc jaki jest plan?
-Kryzys wisi na włosku. Część gości uważa, moja obecność może do niego doprowadzić. Natomiast Fallsus jest prze szczęśliwy, więc zaproszenie przyszło od niego. Więc będziemy grać jego sojuszników.- Wyjaśnił Belos.
- Grać?
- Oh Iris twoja naiwność jest ujmująca. Na takich balach zawsze toczy się gra o wpływy, a my musimy dopilnować, aby zdobyła je jedyna właściwa opcja. Nasza.- Spojrzał na swoją towarzyszkę, starając się ocenić jej gotowość.- Więc Iris jesteś gotowa wstrząsnąć towarzystwem i wmaszerować na wielki Bal u boku nienawistnego uzurpatora?
- Bardziej gotowa już nie będę.- Odparła i złapała Belosa pod rękę.
-Uwielbiam takie kobiety jak ty. O tym balu będą mówić jeszcze w przyszłym stuleciu.- Twarz Belosa przyozdobił szelmowski uśmiech.- Pamiętaj tylko, że jeśli tego dobrze nie rozegramy, nasi wrogowie zadbają, żebyśmy wyszli na tych złych.
Kiedy oboje weszli na teren rezydencji, przywitały ich obie rodziny.
- Bardzo się cieszę, że się pojawiłeś Belosie.- Jako pierwsza odezwała się Lilvani Mroningstar żona Sargusa i matka Odali.
- Nie mogłoby mnie tutaj zabraknąć zwłaszcza w tak wyjątkowy wieczór, jak ten.- Odparł, wydobywając z siebie jak najszczerszy uśmiech.
- A kim jest twoja urocza towarzyszka?- zapytała Marril.
- To jest Iris Fallmoon. Wróciła niedawno z dalekiej podróży, a że znamy się z czasów dzieciństwa, to uznałem, że zaproszę ją na bal, aby nie musieć być tu samemu.
- Bardzo szlachetnie.- Pokiwał głową Fallsus Blight.
- Może nam nieco opowiesz o tym, gdzie byłaś?- Wtrąciła Marril Blight, która zdawała się bardzo lubić plotki. Zwłaszcza jeśli dotyczyły czegoś ciekawego.
Iris skrótowo opowiedziała o krainach, które odwiedziła i cudach, jakie widziała.
- To fascynujące- powiedziała Lilvani.- Kiedy ustabilizujemy Wrzące Wyspy, musimy koniecznie otworzyć się na inne krainy...ileż moglibyśmy się od nich nauczyć.
- To byłoby na pewno korzystne dla wszystkich- odparła dyplomatycznie Iris.
- Masz świetny gust, jeśli chodzi o dobór partnerek. Nie dość, że piękna, mądra to i jeszcze interesująca- spuentował Sargus Morningstar.
Iris i Belos odpowiedzieli tylko skromnymi uśmiechami.
- Bawcie się dobrze, a my musimy wracać do zabawiania gości, ale jeszcze pewnie będziemy mieć okazję porozmawiać.- Oznajmiła Lilvani, która chyba pełniła tu rolę koordynatorki, bo pozostali wykonywali jej polecenia co do joty.
Kiedy oboje weszli do środka, Iris była mocno zaskoczona tym, jak łatwo się tutaj wpasowała.
* Wszyscy uważają się tutaj za wyjątkowych, ale wystarczył tylko elegancki ciuch wprawne oko oraz znajomość zasad takich balów i nawet ktoś taki jak ja się tutaj wpasuje. Ironia losu.* Pomyślała, uśmiechając się do siebie.
- Wielmożny Lord Belos wraz z towarzyszką Iriss Fallmoon!- Głos herolda obwieścił ich obecność na balu, co sprawiło, że w pewnej chwili musieli się rozdzielić, bo pojawiło się kilka osób mających "sprawy" do Belosa.
Jakiś czas później oboje znów się spotkali w pobliżu stołu, który znajdował się niedaleko parkietu, na którym tańczyło obecnie kilka par.
- Wiesz Iris wszystko na tym Balu jest takie znajome. Nie zdziwię się, jak moja matka pojawi się w tłumie i zacznie krytykować moje maniery.- Rzekł Belos, omiatając wzrokiem gości.
A jeśli twoja matka naprawdę tu jest? Co wtedy będzie?
- Będzie o jedną osobę mniej, kiedy złapie mnie za ucho i wyprowadzi.
- Ciężko mi to sobie wyobrazić.- Zachichotała.
- No to wyobraź sobie mnie jako pięciolatka. Ona zawsze mnie tak postrzegała.- Belos zmarszczył brwi i westchnął ciężko.
- Dziękuję, że mnie zabrałeś.- Powiedziała.
-Trudno mi sobie wyobrazić, że mogłabym mieć w życiu lepsze widowisko.
- Miałem sam dać się wystawić na pokusę tych wszystkich pięknych dam? To niełatwe nawet dla mnie.- W tonie Belosa słychać było sarkazm, który miał prawdopodobnie ukryć jego zdenerwowanie.
- Nie do końca to miałam na myśli.- Odparła Iris ,przewracając oczami i zaczęła już całkiem nieźle wyłapywać tego typu żarty.
- Wiem. Żartuję tylko.- Odparł, chcąc przy okazji podkreślić, że nie mówił poważnie, bo niektóre dziewczyny, jakie znał dość łatwo, było urazić.- Chociaż niektórzy jak ze mną rozmawiają, to marszczą nosy, jakby cuchnęło ode mnie kapustą. To mało istotne, ale cieszę się, że nie muszę w tym siedzieć sam.
- Więc...co sądzisz o tańczących na parkiecie parach.- Zagadnęła Iris, zmieniając nieco temat.
-To ta pierwsza randka, o której rozmawialiśmy w listach? Kumam. Tak, często bywam na takich przyjęciach. Dobre miejsce, żeby nieco zaszaleć. Widok też nie najgorszy.- Belos zerka na chichoczące obok dziewczyny, które wyraźnie się do niego uśmiechały.
Iris w odpowiedzi zmierzyła go lodowatym spojrzeniem.
- Chodź, najbardziej podoba mi się, to co przede mną.- Powiedział, wracając spojrzeniem na Iris.
- I to miało skruszyć lodowe okowy mojego serca- Odparła obojętne, udając trudną do zdobycia.
- Nie. Do tego mam głosu. Jestem lord Belos, a właściwie to już możesz mnie nazywać cesarzem. Niepokorny chłopak i osoba, która zakończyła dzikie wieki i zaprowadziła tutaj na Wrzących Wyspach porządek. A ty kim jesteś?- Powiedział cofniętym głosem, starając się brzmieć jak najbardziej męsko, przy okazji szelmowsko się przy tym uśmiechając.
- Iris Fallmoon. Zdarzyło mi się przez przypadek kilka razy uratować świat.- Odparła bez większego entuzjazmu, ale bawiło ją zgrywanie niedostępnej.
- Iris, tak? Możliwe, że słyszałem o tobie co nieco.- Powiedział wyjątkowo przymilnym tonem.
- Tak, a co?- Spytała, udając zainteresowanie.
- Podobno jesteś, sprytna, silna oraz nieziemsko piękna. No i przy okazji jesteś bohaterką, a to nie częste połączenie.
- Aha. I większość dziewczyn na to leci?- Spytała. Nie było po niej tego widać, ale świetnie się bawiła, udając niedostępną i niewzruszoną na próby adoracji ze strony Belosa.
- No jasne. Ten głos i twarz...ekhm niestety kończą mi się teksty, Iris.
- Więc coś wymyśl. Pamiętaj dopiero, co się poznaliśmy.- Zachichotała.
- Dobra. To znaczy...tak, wszystkie dziewczyny na to lecą. Zaraz ci pokażę, co jeszcze potrafię.
W chwili kiedy Belos to mówił, rozległa się muzyka. Było to Tango, a on nie pytając Iris o zdanie, złapał ją za rękę i wyciągnął ją na parkiet.
- Co ty wyprawiasz?- jęknęła zdziwiona.
- Będzie fajnie, zobaczysz.- Uspokajał ją.
- Nie...nie, nie, nie...nie.- Protestowała.
Jednak Belos zignorował jej protesty i już po chwili tańczyli na parkiecie.
https://youtu.be/V-rcEf-ThHA
(przewińcie do 1:47, aby zobaczyć jak mogło wyglądać tango w wykonaniu Iris i Belosa :3 )
- Wiesz, że nie bardzo wiem, jak tańczy się tango?
- Przy okazji brałem też lekcje, wiec spokojnie podpowiem ci- powiedział, puszczając jej oczko.- Pewnie przy okazji prowadząc swoją partnerkę.
- Później mi za to zapłacisz.- Warknęła, kiedy Belos zrobił z nią obrót.
- Obiecanki cacanki.- Odparł i dalej prowadził.
Ich taniec z każdą sekundą wyglądał coraz lepiej, przyciągając spojrzenia wszystkich zgromadzonych na sali, a muzykę od czasu do czasu przerywały zachwyty obserwujących ich osób.
Kiedy ostatnia nuta wybrzmiała, Belos odchylił Iris maksymalnie do tyłu.
-Sama powiedz czy dziewczyny by na to poleciały?- Spytał, dysząc ze zmęczenia.
-Jak nie wiem co!- Iris wisiała z głową odchyloną do tyłu.- Widzę, że dobrze wykorzystujesz swój zasięg oraz giętkość.- Dodała, wracając do pozycji wyjściowej.
Kiedy oboje zeszli na bok, Belos powiedział:
- Po tym tańcu będziemy tematem rozmów na balach przez kolejnych kilka miesięcy.
- Mnie to nie przeszkadza- uśmiechnęła się Iris.- Chcieli przedstawienie to go dostali. Zresztą lepsze to niż walka z demonami i tego typu plugastwem.
- To też są demony tylko znacznie lepiej ubrane.- Skwitował z uśmiechem.
- Świat wyższych sfer nigdy nie przestaje mnie zadziwiać.- Westchnęła.
- W istocie, ale teraz jest dobry moment, aby nieco powęszyć. Wmieszaj się w tłum i popytaj dyskretnie gości czy nie widzieli kogoś lub czegoś niecodziennego.
Iris pokiwała głową i za radą Belosa wmieszała się między gości, dyskretnie nasłuchując o czym tak rozmawiają, ale były to raczej trywialne rozmowy, które były dla niej bezużyteczne.
Kiedy opuściła główną salę, nagle poczuła na sobie czyjś wzrok.
- No proszę, co my tu mamy?-Rozległ się kobiecy głos przeplatany z krokami dochodzący z pobliskich schodów. Prawa ręka samego Belosa, legendarna bohaterka i gwiazda wieczoru, o której wszyscy mówią.- Uśmiechnęła się Lilvani, obserwując uważnie Iris.- Jestem ciekawa, co sprowadza taką personę jak ty na ten bal? Czy w ogóle sama wiesz?
- Może nigdy się nie dowiemy.- Odpowiedziała Iris. Miała w głowie ostrzeżenie Kirke, aby nikomu zbytnio nie ufać.
Wiesz intrygi i w ogóle.- Odparła, krzyżując ręce na piersi.- Intrygi wiele przysłaniają, ale nie wszystko. Jestem Lilvani Morningstar i pewnie już o mnie słyszałaś.- Lilvani delikatnie skinęła głową.
- Tylko plotki. Lilvania zachichotała.
- Widzę, że nie marnujesz czasu i już obracasz się pomiędzy tymi, którzy uważają się za wyższe sfery. Może mamy wspólny cel?
- Nie wiem. A mamy?
Lilvani ponownie zachichotała.-Nieśmiała jesteś.
- Raczej ostrożna.- Skwitowała.
- Mądre posunięcie, szczególnie tutaj. Pozwól zatem, że ja zacznę. Moja służąca widziała, jak kilka minut temu twój przyrodni brat gdzieś zniknął.- Lilvani podeszła do Iris i dyskretnie zdradziła jej gdzie powinna go szukać.
- A mówisz mi to wszystko, ponieważ...?
- Twoja rodzina nie ukrywa swoich zamiarów, to czyni ich niebezpiecznymi, bo prócz nich mamy licznych wrogów, którzy mogą wykorzystać sytuację, a ufam, że zrobisz z tej wiedzy właściwy użytek.
- Zrobię.- Przytaknęła.
- Dobrze. Jeśli uda ci się coś ustalić z chęcią się dowiem o co, tu chodzi i zaufaj mi, ja w odróżnieniu od całej reszty tu zgromadzonych potrafię się zrewanżować.- Lilvani skinęła głową i wmieszała się tłum gości.
Wtedy niespodziewanie drogę zaszedł jej Aldar.
- Witaj siostro.- Na jego twarzy pojawił się nieszczery uśmiech.- Dobrze wyglądasz jak na kogoś kto powinien być już martwy.
- Jak widzisz mam się dobrze- odparła obojętnie.- I nie jestem twoją siostrą. Więzy krwi o niczym nie świadczą. Zemsta będzie moja Aldarze. Najpierw ty potem ojciec.
- To nie będzie takie proste jak ci się zdaje Iris, bo ja już zabijałem takich jak ty. Jedna więcej nie robi różnicy.
- Mylisz się. Nigdy nie walczyłeś z kimś takim jak ja- warknęła
- Możesz myśleć co chcesz siostro, ale nie ja w odróżnieniu od ciebie wiem komu i czemu służę, a kiedy ty się tego dowiesz będzie za późno. Wiedz kiedy Belos zostanie ogłoszony cesarzem, stanie się on niezwykle potężny i wpływowy, a na to nie można pozwolić. Tacy jak on nie mają prawa by rządzić.
Iris chciała zapytać co miał na myśli, ale nagle pojawiła się Marril
- Ach, Aldarze! Tu jesteś. Szukałam cię.- Marril szybko złapała go pod ramię.- Chciałam abyś opowiedział moim znajomym o projekcie twojego ojca. Podobno jest niezwykle fascynujący i innowacyjny.
- Z wielką przyjemnością.- Skinął głową, przywołując jednocześnie swój najbardziej czarujący uśmiech.
Iris odprowadzała dwójkę wzrokiem, słowa jej brata wydały się jej niepokojące, ale wiedziała, że nie może mu ufać i dlatego od razu ruszyła do miejsca wskazanego przez Lilvani, a w tym celu musiała dyskretnie opuścić teren balu i śpieszyć się, zanim ktoś nie zauważy, że jej nie ma.
Trop doprowadził jej do fontanny znajdującej się w ogrodzie na tyłach posiadłości i była pusta, ponieważ goście nie mieli wstępu do tej części rezydencji.
Po dokładnych oględzinach Iris znalazła zamrożonego gościa, który miał usta wykrzywione z przerażenia.
- Żyje i ma na sobie herb rodziny Chalonsów.- Powiedziała do siebie. Zadowolona, że nie straciła czasu na naukę o możnych rodzinach z Wrzących Wysp i herbach, jakie noszą. Był bowiem bardzo charakterystyczny, ponieważ przedstawiał coś co przypominało myszojelenia lub coś w tym guście.
Iris szybko dostrzegła ślady, które biegną do jednej z kwater służby i tam też się udała.
Nagle natknęła się na kilka abominacji, czarownika oraz kilku siepaczy, którzy zdawali się na coś lub kogoś czekać, a jedyne co było pewne to to, że nie należeli do rodu Blight ani żadnego innego.
Dlatego Iris dyskretnie podeszła do czarownika i sprawnym ruchem powaliła go na ziemie, a abominacje, które kontrolował, obróciły się w fioletowe plamy. Zaalarmowani tym siepacze ruszyli na Iris, ale to już była formalność, bo jednym lodowym zaklęciem ich zamroziła.
Po sprawdzeniu kieszeni czarownika okazało się, że miał przy sobie list z rozkazami, ale był zaszyfrowany, a bez klucza nie można było nic zrozumieć.
Trop jednak prowadził dalej, przez kuchnie i magazyn, gdzie również znajdowali się wrodzy czarownicy i abominacje oraz jeszcze więcej siepaczy.
Iris więc postępowała tak jak poprzednio najpierw czarownicy, potem siepacze. Nauki jej mistrza jak działać w ukryciu w końcu się na coś przydały, a techniki jak unieszkodliwić przeciwnika bez zabijania, to było coś, za co koniecznie musiała podziękować mistrzowi, kiedy ponownie się spotkają, bo jak drobna kobieta bez trudu powaliła siepacza dwukrotnie większego od siebie i to przy użyciu tylko 4 uderzeń.
Jej mistrz nauczył się tego od ludzi, kiedy podróżował po ich świecie i postanowił nauczyć kilku ruchów ją, aby w razie czego mogła się bronić, jeśli nie będzie mogła korzystać z magii. I przy okazji zdobyła kolejne listy z rozkazami, a dzięki temu oraz wszechstronności w nauczaniu jej mistrza złamała szyfr, ale nie z przeczytaniem rozkazów postanowiła się nieco wstrzymać.
Wchodząc do kolejnej sali, Iris natknęła się na pobojowisko a w drzwiach stała Marril Blight.
- Nie powinnaś teraz tańczyć droga Iris? Co na to powiedzą goście?- W jej tonie słychać było ironię, której nawet nie starała się ukryć.
- Na pewno będą zdruzgotani moją nieobecnością.
- Witaj na balu. Oto jak wyższe sfery prowadzą "rozmowy"- Marril uśmiechnęła się przy ostatnim słowie.
- Przybyłaś z Belosem, ale nie wykonujesz za niego brudnej roboty.- Stwierdziła.
Iris tylko milczała.
- Źle cię oceniłam Iris. Warto mieć cię za sojuszniczkę. Zastanów się, co byś zrobiła, mając do dyspozycji moje poparcie?
- Muszę przyznać, że umiesz namawiać, ale co na to twój mąż?
- Mój mąż? Mój mąż ładnie prezentuje się na balach, ale nie ma pojęcia, jak działają bale takie jak ten. Nie wie skąd wieje wiatr i jak jest on silny, a ja owszem. Nie musisz odpowiadać teraz, a na razie powinnaś już iść.- Twarz Merril przyozdobił troskliwy uśmiech.
- Przemyślę to.- Odpowiedziała Iris i skierowała się w kierunku drzwi, którymi wróciła na bal.
W głowie jednak kołatała się jej myśl: "Jeśli wszystkie najważniejsze osoby na balu próbują cię przekupić, to znak, że zostałaś uznana za ważną osobę."
Chwilę po powrocie wpadła na Belosa.
- Mam nadzieję, że udało ci się czegoś dowiedzieć.- Powiedział.
- Dzięki pomocy Lilvani znalazłam grupę najemnych czarowników oraz zbirów, którzy w niewyjaśniony sposób dostali się na ten bal. Znalazłam przy nich te zapiski, ale nic z nich nie rozumiem.- Iris wręczyła Belosowi listy z zaszyfrowanymi rozkazami.
Belos zaczął się im uważnie przyglądać.
- Chyba mam.- Oznajmił.- Wiadomości są pisane akronimem i bez znajomości kontekstu ciężko coś z tego zrozumieć, ale na szczęście chyba wiem, co może być tutaj napisane. "Ukryjecie się w wazach z podwójnym dnem, a kiedy będziecie na miejscu, nasz kontakt wewnątrz rezydencji otworzy wam drzwi. Wtedy zajmiecie pozycje i poczekacie na umówiony sygnał. Po wszystkim otrzymacie umówioną zapłatę."
- Czyli planowali zbrojny zamach- odparła Iris.- Ktoś sobie zadał sporo trudu, aby to zorganizować.
- Masz jakiś pomysł?
- Twój brat i ojciec chcą wywołać chaos. Może do tego dojść, nawet jeśli rodzina Blight będzie żyła. Ich plany może pokrzyżować tylko silny władca. I dlatego dzisiejszego wieczoru to ja muszę zostać nim ogłoszony.
- Naprawdę tak musi być?
- Czasem najlepsze wyjście nie jest najłatwiejsze.- Westchnął.- Zauważyłem, że w sali obok są drzwi, których pilnuje trzech strażników więc może uda ci się jakoś ich nakłonić do opuszczenia stanowiska i rozejrzenia się czego tak pilnują.
- Zajmę się tym.- Skinęła głową i ruszyła do sali wskazanej przez Belosa.
Strażnicy przy drzwiach wyglądali na doświadczonych, a przynajmniej na to wskazywały ich stroje, z czego jeden z nich wyglądał na dowódcę i dlatego Iris musiała wykazać się kreatywnością i liczyć, że nie wzbudzi ich podejrzeń.
- To prawda co mówią? Jesteś panną Iris. Towarzyszka Belosa, o której się tyle mówi?- Odezwał się jeden ze strażników.
- Słyszeliśmy opowieści o twoich przygodach.
- Założę się, że znam lepsze opowieści od tych, które słyszeliście.- Odparła.
- Mówiłem ci, Philippe. Nie każdy mógł przeżyć to, co ty. To inspirujące. Jeśli nawet tylko część z tych rzeczy jest prawdą to i tak jest to niezwykłe.
- Jeśli chcecie, to Belos może opowiedzieć wam to w ciekawy sposób, bo sama mu to opowiedziałam. Jest w sali balowej.- Naprawdę? Ale nie powinniśmy opuszczać posterunku...- Nie będzie was tylko chwilę.
- Philippe. Bal niedługo się skończy. Jeśli teraz nie usłyszymy tych historii, to możemy już nie mieć okazji.
- Masz rację. Dziękuję, panienko Iris. Chodźmy.- Philippe i jego podwładni udali się na salę balową, zostawiając tym samym drzwi bez ochrony.
Dzięki prostemu zaklęciu Iris otworzyła drzwi i dyskretnie weszła do środka.
Po pokonaniu długiego korytarza zorientowała się, że są to prywatne pokoje i idąc przed siebie, po swojej prawej stronie Iris dostrzegła drzwi, które prowadziły do ogrodu, co jednak było dziwne, to to, że były uchylone.
Po ich otwarciu weszła przez nie i ponownie znalazła się w ogrodzie, lecz w innej jego części niż poprzednio.
Nagle usłyszała kroki, wiele kroków i zza przyciętych żywopłotów oraz rzeź wyszli podobni czarownicy i abominacje, których Iris pokonała niedawno, ale tym razem została otoczona.
- Iris. Co za niespodzianka. Nie byłem pewny, czy przyjdziesz.- Głos ten należał do Sargusa Morningstara- Ciężko przewidzieć, co zrobisz. Nie wiedziałem, czy połkniesz moją przynętę. Dlatego miło z twojej strony, że tak dobrowolnie wpadłaś w moją pułapkę. Twoje węszenie zaczynało mnie już męczyć. Twój brat nalegał, żeby Blightowie zginęli dzisiejszego wieczoru, a bardzo nie chciałbym go zawieść.
- Co na tym zyskasz?
- Całe Wrzące Wyspy, rzecz jasna! Kiedy już ich nie będzie przejmę ich majątek i dzięki protekcji twojego brata będę mógł wszystko!
- Nie ujdzie ci to na sucho!
-(Śmieje się) Ależ już mi uszło! Nikt, nawet moja żona w najczarniejszych scenariuszach, nie zdołałby przewidzieć, że mógłbym pozbyć się naszych "przyjaciół" Blightów. Wystarczy, że utrzymam cię z dala od sali balowej dość długo, żeby mieć czas zaatakować. Szkoda, że ominie cię reszta balu. Latami będzie się o tym mówiło.- Spojrzał w kierunku wynajętych czarowników.- Pozbądźcie się jej i przynieście mi jej medalion jako dowód. Będzie to świetny prezent dla jej brata.- Po tych słowach Sargus opuścił ogród i wrócił na salę balową.
Czarownicy szykowali się już do ataku, ale nie mieli pojęcia, z kim przyszło się im mierzyć. Iris ruszyła w kierunku sali balowej i niczym maszyna, odbijając zaklęcia, jakie w nią rzucano, aż w którymś momencie straciła resztę cierpliwości i jedyne co było słychać z ogrodu to krzyk, odgłosy zaklęć oraz błaganie o litość.
Nikogo jednak nie zabiła, ale dała jasno do zrozumienia, że nie jest osobą, z którą mogą zadzierać tacy amatorzy. Była bowiem uczennicą najlepszego mistrza, jaki kiedykolwiek istniał i nauczył ją jak pokonać nawet potężniejszych od siebie.
Kiedy ostatni z najemników przestał być zagrożeniem, Iris otwarła drzwi od sali balowej i dostrzegła, że Sargus zmierza w kierunku swojej żony i państwa Blight, a jakby tego było mało, ich dzieci były tuż obok, więc nie mogła na to pozwolić.
- Co się stało?
- Mam dwa słowa do Sargusa.
- Nie ma na to czasu! Za chwilę zacznie się przemówienie!- Belos wyraźnie był przeciwny temu pomysłowi.
Iris jednak zignorowała jego słowa i ruszyła w kierunku obu rodzin.- Jesteśmy winni waszym gościom jeszcze jedno widowisko Sargusie.
- Iris...-mruknął zniesmaczony.
-Patrzą na nas wszyscy możni z Wrzących Wysp. Pamiętaj o uśmiechu. To twoje przyjęcie. Nie chciałbyś, chyba żeby pomyśleli, że straciłeś panowanie nad sobą.
Sargus zaczął nerwowo rozglądać się po sali.
- Tak łatwo u ciebie popaść w niełaskę. Nawet własną żonę i dziecko byłbyś gotów poświęcić dla swoich ambicji. To był ambitny plan. Wszystkie najważniejsze osoby...twoi wrogowie pod jednym dachem.
Iris opowiedziała co udało się jej ustalić. O najemnych magach, tajemniczej korespondencji oraz o ostatecznym dowodzie, czyli próbie zamachu na jej życie.
- To bardzo zabawne, ale chyba nie myślisz, że ktokolwiek uwierzy w te brednie?
- O tym już zdecyduje sąd- wtrąciła Marril, która nie ukrywała swojej pogardy do jego zachowania.
- Lilvani? Chyba w to nie wierzysz! Przecież wiesz, że nigdy bym...- Sargus próbował uciec, ale wezwani strażnicy szybko go złapali.
- Przegrałeś tę walkę dawno temu. Po prostu dowiadujesz się o tym jako ostatni.- Powiedziała dumna z siebie Iris.- A co z moim bratem?
- On też został aresztowany.- Odpowiedziała Lilvani.- Korespondencja, jaką znalazłam w gabinecie mojego męża, nie pozostawiała żadnych wątpliwości co do jego winy i zamiarów. Głupiec z niego, bo nawet ich nie zniszczył...ech Sargusowi zawsze brakowało finezji.
- Należy ci się nagroda za to, co dzisiaj zrobiłaś.- Oświadczyła Marril.
- Wiecie, czego chcę. Chcę, aby Wrzące Wyspy były silne, aby mój brat i ojciec już nie mogli im zagrozić.
- Wiem do czego zmierzasz i zgadzam się.- Odparła Lilvani.- Za chwilę wygłosimy specjalne oświadczenie.
Iris nie czekając na ciąg dalszy, ukłoniła się i dyskretnie wyszła na balkon, aby pobyć chwilę ze samą sobą.
Słyszała płomienną mowę głów obu rodzin, w której Belos został wybrany na oficjalnego cesarza i przekazano mu pełnie władzy, aby mógł bez przeszkód realizować swoją wizję.
Iris nie miała pojęcia, jak brzemienna w skutkach była to decyzja, ale wtedy zdawało się jej to najlepszym wyjściem.
Kiedy bal wchodził już w końcową fazę, do Iris dołączył Belos.
- Zmęczona?- odezwał się Belos.
- Trochę.
- Zdziwiłbym się, gdybyś nie była.- Odparł z uśmiechem.- Ocaliliśmy 90% śmietanki towarzyskiej Wrzących Wysp, to chyba dobrze?
- Yhm- mruknęła.- A pozostałe 10% pewnie podzieli los mojego brata...za jakie grzechy to wszystko musi być takie skomplikowane? Te nowobogackie zwyczaje i ta dwulicowość jakby same maski nie wystarczały.
- Tak to już bywa, ale mam do ciebie pytanie.
- Jakie?- uniosła ze zdziwienia jedną brew do góry.
-Dzisiaj świetnie się razem bawiliśmy i było niemal jak za dawnych czasów, ale mam wrażenie, że jest coś, o czym z nikim nie rozmawiasz. Nawet z zemną.
- Ja też dobrze się bawiłam, a co do twojego pytania, to widocznie mam ku temu powody.- Westchnęła.
- Powiedz to na głos. Nie dla mnie, ale dla samej siebie. Poczujesz się lepiej.- Odparł.
Iris przez chwilę się wahała, ale wzięła głęboki wdech i odpowiedziała.
- Już raz prawie umarłam i dzisiaj mogłam umrzeć po raz drugi, gdyby mojemu bratu się udało. Nie wiem, czy kolejny raz znów się wywinę.
- Boisz się, ponieważ straciłaś z oczów cel.- Powiedział i spojrzał na Iris, która zdawała się rozdarta i targana wątpliwościami.- Kiedyś chciałaś być bohaterką jak Azura, co się stało z tym pragnieniem?
- Zostać bohaterką...udało mi się, ale jeszcze nie tutaj.- Zaczęła.- Nadal tego chcę, ale dotarło do mnie, że to może nie być takie proste, jak mi się wtedy zdawało. Teraz wystarczy mi, że zostawię po sobie jakiś ślad. Jakikolwiek
- Boisz się, że zostaniesz kimś innym?- Ciągnął dalej, próbując nakłonić ją do zwierzeń.
- Jeśli zginę to koniec. Zniknę i nie będzie już niczego.
- Nawet ty nie możesz tego wiedzieć na pewno. Chociaż miałaś już z nią nieraz do czynienia. W senie ze śmiercią.
- Dobrze pamiętam, czym jest umieranie...i boję się. Tej samotności i pustki, jaka się z tym wiąże.
- Jeszcze nie otrząsnęłaś się z żałoby po swojej matce?
- Po czymś takim trudno się otrząsnąć... To jest coś, co mogło spotkać każdego, a spotkało mnie i nie była na to przygotowana, nikt by nie był. A teraz wiem...że mój własny ojciec chce mojej śmierci? To nie jest coś, co można łatwo przetrawić.
- Przeraża cię absurd śmierci i daremność starań. Dobrze wiesz, że na Wrzących Wyspach bardzo łatwo źle skończyć, pożre cię demon, albo ktoś uzna, że powinnaś zniknąć. Jednak to nigdy cię nie powstrzymywało przed działaniem i nie powstrzyma cię i tym razem.
- Nie wiem, czy tam radę. Tyle się wokół dzieje...- Iris starała się uśmiechnąć, ale wszystko, co zdołała z siebie wykrzesać to tylko skromny uśmiech.- Ale jedno co mnie cieszy, że jestem tutaj z tobą.- Powiedziała i oparła głowę o jego ramię.
Następnego dnia w południe rozpoczęła się egzekucja Aldara brata Iris. Sargus dla ratowania własnej skóry opowiedział wszystko i było tego tyle, że kara dla Aldara mogłaby tylko jedna. Sargus dzięki zeznaniom i wstawiennictwu swojej żony jej uniknął, ale już do końca życia będzie gnił w lochu, a jego imię popadnie w niełaskę.
- Aldarze Risemoon, został pan uznany za winnego wszystkich zarzutów. I w oparciu o wszystkie dowody i zeznania świadków skazuje pana na zamianę w kamień.- Belos mówił powoli, spokojnie i stanowczo, po czym spojrzał na Aldara.- Chce pan coś powiedzieć na koniec?
- Traktujecie mnie jak potwora, ale ile razy sami się wahaliście? Gdybyście byli tak blisko celu, zrobilibyście to samo co ja! Bez mrugnięcia okiem! Czym jest kilka istnień, kiedy na szali stawiamy przyszłość Wrzących Wysp? Jesteście idiotami. Niekompetentnymi idiotami.- Aldar spojrzał z pogardą na Belosa- A ty Belosie jesteś największym hipokrytą ze wszystkich tutaj zgromadzonych! Wiesz, że mam rację! Wy wszyscy wkrótce się o tym przekonacie! Że wasz obecny cesarz niczym nie różni się ode mnie. Ja jednak nigdy nie ukrywałem prawdziwych intencji.
Słowa Aldara wywołały wśród tłumu reakcje i pojawiły się szepty, ale szybko umilkły kiedy odezwał sie Belos.
- Kacie...czyń swoją powinność.
Kat aktywował promień zamiany w kamień, a wszyscy na czele z Iris patrzyli jak Alldar Risemoon, zamienia się powoli w kamienną statuę, ale nie opiera się, stoi dumnie i uśmiecha się.
- Wiesz, że mam rację!- To były jego ostatnie słowa, za nim promień zamiany w kamień nie dokonał dzieła.
Iris czuła się dziwnie, patrząc na los swojego brata. Z jednej strony go nienawidziła, ale z drugiej było jej go żal. Miała nawet wrażenie, że mówił prawdę, ale to by znaczyło, że Belos mógł ją oszukać.
Jednak jej rozmyślanie przerwał kaszel Belosa, który nagle osunął się nieprzytomny na ziemię.
Bardzo ładny chamski koniec rozdziału xD Tak czy siak z tym rozdziałem była cala masa zabawy. Spiski itd. Ogólnie byłby dłuższy, ale uznałem, że nie będę was zanudzał i zamknąłem rozdział. Specjalne podziękowania należą się @_laureta_ bo bardzo mi pomogła przy pewnych kwestiach estetycznych i ogólnie była i jest bardzo pomocna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro