Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5 Starzy przyjaciele nowi wrogowie

Wpis 516

To, co się wydarzyło w ciągu ostatnich dwóch tygodni, było naprawdę "Intensywne". Ominęłam mój cotygodniowy wpis, ale miałam ku temu powód.

Mój przyrodni brat omal mnie nie zabił. Znaczy, zabił, bo jak twierdził Kastor, byłam martwa przez trzy minuty, ale udało się im mnie odratować, a potem przez ponad tydzień dochodziłam do siebie. Nie ma w sumie, o czym pisać poza tym, że cały przyjaciele byli blisko mnie i nigdy im tego nie zapomnę.

Jednak najważniejszą rzeczą, jaka się wydarzyła, był fakt, że stworzyłam swój własny palizman!

Nazwałam go Syk, chociaż Gryzek uważa to ca głupią nazwę, to mnie się podoba, zresztą Gryzek nie byłby sobą, gdyby nie miał innego zdania niż ja. Dla mnie nazwa jest prosta i wpada w ucho no i to mój palizman więc ostatnie słowo należy do mnie.

Kastor załatwił na nią specjalny rodzaj drewna, Gryzek oddał jeden ze swoich szlachetnych kamieni na ozdobę, a mój mistrz nauczył mnie, jak tworzy się palizman, przez co ta laska, jest dla mnie jeszcze cenniejsza, bo jest efektem pracy nas wszystkich.

Kalid za moimi plecami kazał Kastorowi wyryć runy na mojej lasce. Normalnie bym się gniewała, ale te akurat mają dla mnie szczególne znaczenie, bo oznaczają Iskiereczka (◕ᴥ◕)

Tak zwracał się do mnie Kalid od 10 lat, czyli od początku naszej wspólnej podróży i mimo mojego obecnego wieku nadal bardzo lubię ten zwrot, bo świadczy o tym, że jestem dla niego ważna, a on jest ważny dla mnie. Dzięki niemu czułam, że mam dom i bliskich.

Wiem, że nie zawsze się dogadywaliśmy, a ja sama często sprawiałam kłopoty, ale teraz kiedy nasza wspólna przygoda dobiega końca, to jest mi jakoś smutno.

Chciałam wrócić do domu, ale wiedziałam, że wrócę sama. Kalid ma swoje obowiązki, a Gryzek i Kastor mają swój świat, którego nie zostawią. Strasznie to wszystko skomplikowane.

W każdym razie wczoraj świętowaliśmy koniec mojej podróży i wszyscy byli szczęśliwi i weseli nawet Kastor i Kalid, którzy z reguły byli poważni i zdystansowani pokazali, że mają też swoją bardziej normalną stronę, o ile można to tak nazwać.

Długo się żegnaliśmy i obiecałam, że będę pisać regularnie, a przynajmniej się postaram. Nie wiem tylko, kto dostarczy te listy, ale Kalid powiedział, że ma na to rozwiązanie.

No nic muszę kończyć, bo niedługo wracam do domu. Do usłyszenia! (ᵔᴥᵔ) (napis na marginesie: Nie wiem czemu, ale uwielbiam tę minkę, ale nie wiem, skąd mi się wzięła. Po prostu się pojawiła i jest urocza. Dobra kończę, bo Kalid nie będzie czekał na mnie wiecznie i to, pomimo że jest nieśmiertelny).

To pisała Iris Fallmoon bohaterka, odkrywczyni i mistrzyni magii lat 17


Iris udała się do miejsca, gdzie czekał na nią Kalid. Kastor i Gryzek wrócili już do siebie, a Iris odetchnęła z ulgą, bo kolejne partia pożegnań byłaby jeszcze trudniejsza.

- I tak oto nadszedł w końcu ten dzień.- Powiedział Kalid uśmiechając się na widok swojej uczennicy.- Moja mała Iskiereczka w końcu opuszcza gniazdo.

- Wiem.- Również się uśmiechnęła.- Dzisiaj jest mój wielki dzień... i jestem gotowa.- Oznajmiła, biorąc głęboki wdech.

- Jeszcze nie.- Odparł, podchodząc do niej i dzięki kolejnemu zaklęciu wyczarował jej nowy strój.

Iris była tak zaskoczona, że ze zdziwienia aż otwarła usta, bo nowy strój był całkiem inny niż poprzedni. Taki miękki, delikatny i...czysty.

- Skoro wracasz do domu, to musisz się godnie prezentować, a ten strój będzie całkiem dobry do czasu, aż nie znajdziesz czegoś własnego.

- Wiesz, że nie musiałeś...

- Wiem. Ale mogłem.- Powiedział- i sprawdź kieszeń.

Iris zrobiła to, o co ją prosił i ku jej zaskoczeniu okazało się, że miała w niej figurkę Azury, którą dostała do zabawy 10 lat temu.

Fala wspomnień napłynęła do jej głowy i bez zastanowienia przytuliła swojego mistrza.

- Dziękuję.- Powiedziała.

- Ja również ci dziękuję Iskiereczko.- Odparł.- Uczyniłaś moje życie ciekawszym, a zajmowanie się tobą było największą z moich dotychczasowych przygód.

Oczy Iris zaszkliły się od napływających powoli do nich łez. Jej mistrz dawno nie mówił do niej w ten sposób.

Wtedy portal za jego plecami się otwarł.

- W torbie, którą masz, zostawiłem zaklęcie, które pomoże ci rozwiązać problem z listami. Przydatna rzecz, gdyby ktoś pytał mnie o zdanie.- Rzekł z nutą wyraźnego zadowolenia w głosie.

- Zobaczymy się jeszcze?- spytała lekko podłamanym głosem, zupełnie jakby miała się rozpłakać.

- Któregoś dnia pewnie tak. Jednak nikt tego nie wie, co będzie jutro. Nawet ja.- Kalid wskazał na portal.- Dalej Iskiereczko. Pokaż światu, na co cię stać.- Uśmiechnął się i pogłaskał ją po głowie.

Iris uśmiechnęła się szeroko i pokiwała głową i bez wahania przeszła przez portal.

Kiedy po wyjściu z portalu Iris zobaczyła na horyzoncie, majaczące kontury Kościogrodu. Swojego domu i miała wrażenie, że minęły całe wieki odkąd tu była po raz ostatni, jakby to było w zupełnie innym życiu i poniekąd faktycznie tak było.

I faktycznie wiele się od tamtego czasu zmieniło, a ona sama nie była już tą samą dziewczynką co wtedy, kiedy opuszczała miasto i Wrzące Wyspy.

Zwiedziła świat, wiele się nauczyła, została bohaterką taką, jaką zawsze marzyła, by zostać, a nawet otarła się o śmierć, ale udało się jej to wszystko przetrwać i ostatecznie wrócić do miejsca, z którego zaczęła się jej przygoda.

I mimo tego, że miała prawie 18 lat to, czuła się potężna i niezwyciężona, gotowa zacząć nowe życie i stawić czoło światu.

Pierwszą rzeczą, jaką zrobiła, było kupienie białych róży, które uwielbiała jej mama.

A kiedy to zrobiła, udała się do krypty niedaleko miasta, gdzie została pochowana, a gdy tam dotarła, stanęła przed wejściem i westchnęła ciężko i obejrzała się za siebie.

Nigdy tutaj nie była, bo i po co? Nie spodziewała się, że w tak młodym wieku będzie musiała tutaj przyjść. W jednym z pierwszych listów, jakie dostała od Kirke, ta napisała, że pogrzeb jej mamy był skromny, ale było na nim wiele osób, którzy ją znali lub uznawali za przyjaciółkę.

Iris zrobiło się smutno, że nie mogła tam wtedy być, ale dzisiaj wiedziała, że gdyby nie Kalid mogłaby spocząć obok swojej mamy, chociaż czasem zadawała sobie pytanie, czy tak nie byłoby lepiej.

Wiedziała, że nie będzie podróżowała ze swoim mistrzem wiecznie, a on zawsze jej to przypominał, a ona zawsze uważała, że jest jeszcze czas, że to odległa przyszłość, ale życie pokazało, że jest inaczej.

Czuła się samotna. Owszem była bohaterką i mała wiele osiągnięć, ale obecnie nie miała się tym z kim podzielić. Nie miała bowiem, żadnego przyjaciela w swoim wieku i to była jej wina, bo zbyt wiele wymagała od siebie i od innych, bo w końcu przyjaciele akceptują się takimi, jacy są wraz ze wszystkimi wadami i zaletami. A jedyni przyjaciele, jakich zdobyła, zostali hen daleko na innym kontynencie.

Z tymi średnio przyjemnymi myślami Iris przemierzała kręte korytarze krypty, by po kilku minutach, odnaleźć miejsce, gdzie została pochowana urna z prochami jej mamy.

Miejsce wiecznego spoczynku jej mamy było wyjątkowo zadbane, co świadczyło, że ktoś bywał tu, albo regularnie, albo niedawno, bo bukiet filetowych storczyków nie zdążył jeszcze zwiędnąć.

- Żałuję, że to wszystko tak się skończyło, że nie umiałam temu zapobiec... Mam nadzieję, że mi wybaczysz...śpij spokojnie mamo. Iris położyła swój bukiet do flakonu i ustawiła go na środku.

Stojąc przez chwilę w zadumie, Iris przypomniała sobie słowa Kalida, że mimo iż kogoś już z nami nie ma to ciągle można z nim rozmawiać, co prawda ten ktoś już ci nie odpowie, ale jak twierdził, to podobno pomaga.

Iris podrapała się po głowie i uznała, że dlaczego by tego nie zrobić. W końcu pamiętała, że kiedyś zawsze opowiadała mamie o swoich "przygodach" więc teraz może zrobić to samo, ale niestety nikt nie poklepie jej po głowie i nie powie jej "Jestem z ciebie dumna."

-Cześć mamo to ja Iris. Dawno się nie widziałyśmy, ale...tak jakoś wyszło. Jednak już jestem i chciałabym ci opowiedzieć o tym co mi się przytrafiło.- Zaczęła, walcząc ze samą sobą, aby przypadkiem się nie rozpłakać.- Ojciec wysłał mojego przyrodniego brata, aby mnie zabił i udało mu się. Umarłam, a potem wróciłam. Nigdy tak się nie bałam. Mam...mam nadzieję, że kiedy ty odchodziłaś nie było to tak bolesne i straszne jak w moim przypadku.

Iris zastanowiła się, czy nie opowiedzieć swojej mamie czegoś jeszcze. Po chwili zastanowienia wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić dalej:

- Wybacz, że nie byłam na twoim pogrzebie, ale nie mogłam, bo Kalid uznał to za niebezpieczne. Ale to dziwnie brzmi, nie? Mam złamane serce, ale jakoś się trzymam. Podobno żegnało cię sporo osób i było w tym dużo szacunku i przyjaźni, tak przynajmniej słyszałam. Szkoda, że tak się stało...ale plusem tej sytuacji było to, że poznałam Kalida, który trzymaj się mocno...okazał się dżinem!- Iris zaśmiała się przez chwilę, zapominając gdzie jest i co naprawdę robi.- Przez 10 lat wychowywała mnie ktoś, kogo książki uważają za demona, ale ci autorzy są głupi no nie? Ale spokojnie mamo, bo sama kiedyś napiszę taką książkę o demonach i opiszę w niej całą prawdę. To, czego jestem pewna to tego, żebyście się polubili. Był bardziej wymagający od ciebie, ale też się o mnie troszczył i pomógł mi dorosnąć, a nawet dał mi pamiętnik, w którym mogę, pisać co chcę. Niezła ironia losu prawda?- Iris stuknęła dłonią o torbę przewieszoną przez ramię.- Pamiętasz, że kiedyś nie lubiłam czytać, ani pisać, bo wydawało mi się to nudne, ale teraz wiem, że się myliłam. Wiele rzeczy zmienia się z czasem. W tym ja... nie wiem, czy najlepsze, ale staram się myśleć, że tak.- Iris uśmiechnęła się, przywołując wspomnienia z czasów podróży ze swoim mistrzem- Kalid prócz tego, że był moim mistrzem, to opowiadał też ciekawe historie o naszym świecie i świecie ludzi oraz znał całkiem zabawne dowcipy no i był bardzo mądry, zawsze znał odpowiedź niemal na każde moje pytanie... i...teraz widzę jak bardzo mi cię brakuje...jego również...

Wtedy Iris poczuła, narastając gniew. To nie było w porządku. Nie tak powinna wyglądać rozmowa córki z matką. Nie w takim miejscu jak to...

- Kalid się pomylił.- Iris pokręciła głową, zaciskając jednocześnie pięści.- To może działa, kiedy ktoś odchodzi naturalnie, ale nie działa, kiedy ktoś pomaga ci się rozstać z tym światem. Nigdy nie wybaczę ojcu ani mojemu przybranemu rodzeństwu tego, co zrobili. Wiem, że nie pochwaliłabyś tego, co mam zamiar teraz zrobić, ale musisz mnie zrozumieć. I właśnie dlatego składam ci obietnicę, bo chcę, żebyś wiedziała, że tym którzy ci to zrobili, wydaje się, że wiedzą, co to ból. Ale ja im to dopiero pokażę. Myślą, że wiedzą co to cierpienie. Ale ja im je dopiero zadam. Myślą, że wiedzą, co to strach...Ale przysięgam ci Mamo, że wzbudzę w ich sercach grozę. Zostaniesz pomszczona. Bez względu na cenę, jaką przyjdzie mi za to zapłacić. Twoja śmierć była ostatnim błędem, jaki popełniłem.

Po złożeniu tej przysięgi Iris jeszcze przez kilka minut stała w milczeniu. Wiedziała, że nie może cofnąć czasu, nie może zrobić już nic dla swojej mamy, ale może zrobić coś dla siebie i Wrzących Wysp.

Kiedy Iris opuściła już kryptę, udała się do miasta.

Na pierwszy rzut oka niewiele się zmieniło poza tym, że samo miasto nieco się rozrosło, a uliczki, którymi Iris spacerowała w dzieciństwie, wyglądały na nieco bardziej zużyte, a wiele znajomych kiedyś twarzy zastąpiły nowe, obce.

Iris jednak bez trudu odnalazła miejsce, gdzie stał stragan Kirke i ją samą, bo w końcu była najlepszą przyjaciółką jej mamy.

Kiedy ją dojrzała poczuła się jak mała dziewczynka, bo poza kilkoma siwymi włosami nic się nie zmieniła. Nawet podejście do klientów miała to samo co w chwili kiedy widziały się po raz ostatni.

Stojąc w kolejce, Iris zastanawiała się, jak powinna przywitać się ze starą przyjaciółką, ale każde powitanie, jakie miała w głowie, było albo głupie, albo dziwne. I za nim Iris się obejrzała, nadeszła jej kolej i kiedy miała już coś powiedzieć.

- Iris!- Krzyknęła, wybiegając zza straganu i przytuliła ją tak mocno, że aż lekko uniosła ją do góry.- Pokaż się!- spojrzała na twarz Iris, omiatając również wzrokiem resztę jej ciała. Widziała, że dorosła i że to nie jest ta sama dziewczynka, która podbierała jej owoce i ruszała na swoje dziwaczne przygody.

- Ciebie też dobrze widzieć Kirke.- Odpowiedziała.- Skąd jednak wiedziałaś, że to ja?

- Pytasz serio?- Kirke zmarszczyła brwi i skrzyżowała ręce na piersi.- Znam cię od pierwszych tygodni twojego życia. 7 lat tutaj przychodziłaś i biegałaś pomiędzy straganami. Zresztą jedyne co się w tobie zmieniło to to, że urosłaś na piękną młodą kobietę. Twoja mama byłaby dumna, widząc cię dzisiaj.- Uśmiechnęła się życzliwie.

- Szkoda, że nie może- odpowiedziała smutno.

- Niestety.- Kirke westchnęła i nieco posmutniała.- Chodź, usiądźmy gdzieś i porozmawiajmy- Zaproponowała.

- A co z twoim straganem?

- O to nie problem, bo mam kogoś do pomocy.- Kirke uśmiechnęła się tajemniczo.- Hekate!- Krzyknęła.

I jak na komendę z jednego z zaułków wybiegła dziewczynka w nieco znoszonych ubraniach i miała na głowie kaptur, a kiedy go zdjęła, okazało się, że ma naprawdę ładne lekko czerwonawe włosy, które całkiem dobrze komponowały się z jej wielkimi czarnymi oczami, na nosie miała okulary w kto by się spodziewał w czarnej oprawce, które co jakiś czas poprawiała.

- Ma 12 lat, ale jest bardzo sprytna i inteligenta, tylko trochę za bardzo buja w obłokach coś jak ty, ale ty nigdy nie traciłaś czasu, aby siedzieć w jednym miejscu. Jednak jeśli mam zostawić komuś pod opieką swój stragan to tylko jej.- Uśmiechnęła się Kirke.- Hekate popilnujesz straganu do mojego powrotu?

- Ostatni kiepsko mi poszło- odparła, kopiąc pobliski kamień.

- Pamiętaj, że na błędach uczysz się najszybciej, bo wiesz dzięki nim czego już nie robić.

Iris podeszła do Hekate i przykucnęła przed nią i powiedziała:

- Proszę, to ci pomoże.

Iris wyciągnęła z kieszeni figurkę Azury i wręczyła ją dziewczynce. Mimo że była to dla niej cenna pamiątka ta uznała, że teraz ktoś inny będzie potrzebował inspiracji. Jakiegoś symbolu, aby się starać.

- To jest dobra wiedźma Azura, która pomagała mi w mojej długiej i trudnej podróży, więc może i pomoże tobie.

- A pani pomogła?- spytała, wlepiając swój wzrok w Iris.

- Tak- pokiwała głową.- Bywało ciężko, ale dzięki niej i wspomnieniom, jakie z nią miałam oraz pomocy przyjaciół udało mi się przetrwać.

Oczy Hekate zrobiły się nagle wielkie i spojrzała na nią, a potem na Azurę.

- Dziękuję.- Skinęła nisko głową.- Może i ja zostanę taką dobrą wiedźmą? A jeśli nie to napiszę o niej książkę! A ja będę złą postacią, bo one są najciekawsze i mają najbardziej złożone charaktery!- Oznajmiła i skocznym korkiem udała się w kierunku straganu Kirke.

Kirke tylko się zaśmiała.

- No co?- Iris również się uśmiechnęła, jakby zrobiła coś zwyczajnego.

- Zmieniłaś się.- Odparła.- Faktycznie stałaś się bohaterką.

Po Kirke było widać dumę, a Iris wyglądała na lekko zdziwioną.

- Dlaczego...?

- Podarowałaś Hekate zabawkę, aby ta mogła mieć o czym marzyć- uśmiechnęła się.- Nie wiem, czy wiesz, ale ta mała naprawdę całkiem nieźle pisze, więc nie zdziw się, jeśli kiedyś natkniesz się na jakąś jej książkę, a ja coś czuje, że któregoś dnia tak właśnie będzie.

- W takim razie chętnie ją przeczytam- Iris również się uśmiechnęła i spojrzała na Hekate która z wielkim zapałem wypełniała swoje obowiązki.- Ja też myślą napisać jakąś książkę, chociaż bardziej encyklopedię konkretnie o demonach, bo widziałam ich tak wiele i tak bardzo się od siebie różnią, że ciężko pakować je do jednego worka.

- Ambitny cel.- Pokiwała głową z uznaniem.- Dobra, ale teraz to ja mam dla ciebie małą niespodziankę.

Po kilku minutach Kirke i Iris usiadły na ławce, a Kirke ruchem dłoni dała znać obwoźnemu handlarzowi, któremu towarzyszyły dwa demony.

- Ma fantastyczne pierożki oraz ciastka. Musisz spróbować tych małych, posypanych ziarenkami- zachęciła ją Kirkę.- Są nadziewane kremem z korzeni lotosu. Coś wspaniałego.

- Dziękuję- odparła Iris.- Poproszę dwa.

- Ja również- dodała Kirke.

Iris podziękowała demonom w ich mowie, co wywołało u nich spore zdziwienie, ale zdawały się być z tego faktu zadowolone. Wtedy Iris skosztowała ciastko.

- Jakie to dobre...-przymknęła oczy z rozkoszy.

Ciastko było z zewnątrz miękkie i ciągnące, a w środku było słodkie, ale nie mdłe. Było idealne.

Przez kilka minut obie jadły w ciszy.

- Brakowało mi cię- powiedziała Iris, kończąc swoje ciastka.

- Naprawdę?

- W każdym dostrzegasz to, co najlepsze. Wszyscy o tym wiedzą i ja też. Pamiętam ile razy kryłaś mnie przed moją mamą, kiedy znikałam na dłużej, niż planowałam- Iris uśmiechnęła się na te szczęśliwe, choć odległe już wspomnienia i spojrzała na niebo.

- Pamiętam- odparła i również się uśmiechnęła.- Wiem też, że niektórzy nie pochwalają mojego zachowania. Uważają, że jestem za miękka.

- Ejże- Iris ujęła ją za ramię.- Mówisz to tak jakby to była wada, a ja uważam, że to wielka zaleta. Świat potrzebuje więcej osób takich jak Ty. Takich, którzy potrafią dostrzec dobro, tam, gdzie inni go nie widzą.

- Dziękuję Iris. To bardzo wiele dla mnie znaczy, zwłaszcza z twoich ust.- Kirke sprawiała wrażenie szczęśliwej, słysząc te wszystkie komplementy, zwłaszcza że pochodziły od jej ulubionej poszukiwaczki przygód Iris.- Te słowa pokazują, że podróże, jakie odbyłaś cię odmieniły i to bardziej niż myślisz.

- Każda podróż zostawia na nas ślad- odparła, kiwając głową.- Wiele się nauczyłam i teraz chcę zostać bohaterką tutaj na Wrzących Wyspach.

- Może będziesz mieć ku temu okazję.- Powiedziała.

- O niczym innym teraz nie marzę.

Iris i Kirke jeszcze przed jakiś czas rozmawiały ze sobą o jakiś drobiazgach, a kiedy Iris wstała na chwilę, aby rozprostować kości grupka osób podeszła w ich stronę.

Jeden z nich zagadał Iris, a drugi w międzyczasie wyrwał jej torbę, a pozostała czwórka ich asekurowała, aby przypadkiem nie zaczęła gonić ich kolegi.

Kirke oczywiście zaczęła krzyczeć, ale Iris nie miała zamiaru, aby złodziejom uszło to na sucho i jednym ruchem dłoni nogi uciekającego złodzieja oplotły korzenie, które wyrosły spod ziemi, a on sam poleciał jak długi na ziemię.

Ten, który ją zagadywał, chciał ją złapać za ramię, ale Iris odskoczyła do tyłu i wykonując obrót na pięcie i podcięła go swoją laską, a pozostała czwórka która, była nieco zaskoczona tym, co się dzieje bez namysłu, rzuciła się na Iris, aby pomścić towarzyszy, ale ona jakby od niechcenia wykonała kolejny ruch dłonią i całą czwórkę skuł lód.

Iris walczyła przez 10 lat z najróżniejszymi przeciwnikami, a zwykli złodzieje byli dla niej czymś w rodzaju nieśmiesznego żartu i normalnie załatwiłaby to inaczej, ale musiała dać jasny przekaz reszcie, że nie jest kimś, z kim można bezkarnie zadzierać.

- Pozwól, że to zabiorę, bo to chyba należy do mnie.- Powiedziała, odbierając swoją torbę od stękającego z bólu złodzieja.- To miasto nie jest już takie jak kiedyś- stwierdziła, podchodząc do Kirke.

Wtedy nadjechał wóz, który wyglądał na typowy wóz więzienny.

Z którego wysiadło 5 zamaskowanych strażników, którzy wyglądali jak ci, których Iris zapamiętała z dnia, kiedy jej mama zginęła.

- Kto to zrobił?- spytał ten, który wyglądał na dowódcę grupy.

- Ja.- Powiedziała Iris i wystąpiła naprzód.

- Dobra ta szóstka do Konformatoirum, a ty idziesz z nami- oświadczył.

- Niby gdzie i dlaczego?- spytała zdziwiona.

- Gdzie to dowiesz się w swoim czasie, a dlaczego? To chyba jasne. Użyłaś dzikiej magii, więc pójdziesz z nami z własnej woli czy mamy ci pomóc?

-Dobra pójdę.- Warknęła i spojrzała na Kirke.- Spokojnie niedługo wrócę i zaopiekuj się moją torbą.

Iris wiedziała, że nie musi nigdzie iść, bo była silna i mogła pokonać każdego, a już zwłaszcza takich pachołków jak oni, ale chciała wiedzieć o, co tu chodzi, dlatego zgodziła się pójść z nimi.

Dla bezpieczeństwa jeden ze strażników odebrał jej palizman, co bardzo się jej nie spodobało, ale musiała się z tym pogodzić. Przynajmniej do czasu, aż nie uzyska satysfakcjonujących opowieści.

Kirke pokiwała głową i patrzyła jak Iris, wsiada do wzoru i odjeżdża.

Jakiś czas później.

Iris siedziała w wozie i myślała skąd ta reakcja, bo pamiętała, że kiedy była dzieckiem takie sytuacje się zdarzały i nikt nie robił z tego tak wielkiego halo, ale wtedy przypomniała sobie listy od Belosa i doszła do wniosku, że chyba jednak mogło się mu udać, wprowadzić swoje plany w życie.

Kiedy drzwi wozu się otwarły, Iris zobaczyła, że czeka na nią jeszcze większa grupa strażników, z której jeden trzymał jej laskę.

- Za mną.- Powiedział.

Iris od razu ogarnęła, że jest to jakiś zamek, w którym co prawda ciągle trwają jakieś prace mające na celu jego rozbudowę, ale i tak robił wrażenie. Odgadła również, że znajdują się gdzieś w środku Wrzących Wysp, bo widziała fragmenty żeber tytana.

Sama Iris nigdy nie była w tej części Wrzących Wysp, więc była ciekawa tego, co tu zobaczy.

Idąc krętymi korytarzami, dotarli do sali, której wielkie drzwi otworzyły się, kiedy do nich podchodzili.

W środku był tron, na którym siedział białowłosy mężczyzna, który Iris wydał się dziwnie znajomy. Sprawiał wrażenie znudzonego, bo wysłuchiwał jakiejś mało ciekawej prośby czy raportu.

(zdjęcie podglądowe, bo uznałem, że Belos mógł tak kiedyś wyglądać. xD)

- ...jak już mówiłem szkoła Hexside, bardzo liczy na zwiększenie finansowania jeszcze w tym roku, co bardzo pomogłoby nam w dalszym rozwoju i moglibyśmy dzięki temu zwiększyć liczbę nauczycieli i...

- Twoja prośba zostanie rozpatrzona dyrektorze Bump. W swoim czasie.- Odparł jakby od niechcenia i leniwym ruchem ręki, dał znać, że już skończył.- Kto następny?

Bump ukłonił się i wyszedł z zali.

- Mamy tutaj nielegalne użycie dzikiej magi- zaczął strażnik.- Ta tutaj przyznała się do winy i...

- Czy ta tutaj ma jakieś imię?- spytał, ale nie wyglądał na zbyt zainteresowanego.

- Nazywam się Iris Fallmoon.- Odpowiedziała, robiąc krok do przodu.

Na dźwięk tego imienia Belos znacznie się ożywił.

- Iris?- przejechał palcem po podbródku.- Znałem jedną Iris, ale to było bardzo dawno temu.

- Lordzie Belosie, jeśli można...

- Belosie?- zdziwiła się i wtedy stało się dla niej jasne, z kim rozmawia.

Belos spojrzał na Iris jeszcze raz i wtedy stare wspomnienia ożyły.

- Wszyscy poza Iris wyjść!- rozkazał.- I oddajcie jej palizman!

Zaskoczeni strażnicy posłusznie wykonali rozkaz i opuścili pomieszczenie.

- Nie mogę uwierzyć, że to ty, Belosie.- Powiedziała, szeroko się uśmiechając. Nie mogła uwierzyć, że jej przyjaciel z dzieciństwa radzi sobie tak dobrze z realizacją swoich marzeń.

- I kto to mówi?- uśmiechnął się- Czytałem listy od ciebie i w życiu nie pomyślałbym, że uda ci się osiągnąć tak wiele... To imponujące.- Odparł i podszedł do niej, aby przyjrzeć się jej lepiej.

- Miałam farta, choć nic za darmo.- Westchnęła.- Jak ci się to wszystko udało? Znaczy wiem, że o tym pisałeś, ale myślałam, że tylko żartujesz, bo teraz kiedy to widzę na własne oczy to wydaje się jeszcze bardziej imponujące.

- To? To nic taka moja tymczasowa sala tronowa. Normalnie przebywam w sali z sercem tytana, ale tutaj przyjmuje petentów, bo to według moich doradców to pomieszczenie mniej ich przeraża.- Westchnął.- Wracając do sedna, to kiedy dowiedziałem się, co się stało i że zniknęłaś, postanowiłem działać. Jakieś trzy lata po twoim wyjeździe położyłem kres dzikim wiekom, ale to tak nie do końca prawda. Znaczy owszem, położyłem. Jest jednak pewne, ale...- Rzekł, lecz wyglądał, jakby coś go gryzło.

- Wiedziałam, że to byłoby zbyt piękne, aby było prawdziwe.- Westchnęła.- Mam ci pomóc to ogarnąć? Jeśli tak to możesz na mnie liczyć.

- Właśnie dlatego cieszę się, że jesteś, bo dostaje dość niepokojące wieści.-Zaczął.-Destabilizuje się sytuacja w wielu regionach Wrzących Wysp. Daleko temu, co prawda do otwartego buntu, ale jeśli nic nie zrobię to może położyć kres temu, co udało mi się zbudować. A w centrum tego zamieszania jest rodzina Blight, która była pierwszą i najbardziej znaczącą rodziną, jaka mnie poparła, ale prawdziwym problemem jest twój ojciec i twoje rodzeństwo, którzy podsycają zarzewia buntu przeciwko mnie. Głową spisku jest twój ojciec, ale to twój brat kieruje jego wszystkimi poczynaniami. Jest zwolennikiem starego porządku i odmawia przyjmowania rozkazów od kogokolwiek. I dzięki zbiegowi okoliczności dowiedziałem się, że chce się zemścić na rodzinie Blight swych dawnych przyjaciołach i przy okazji pokazać, że nie nadaję się na obrońcę Wrzących Wysp.

Iris słuchała jego wyjaśnień z wielką uwagą, a kiedy usłyszała, że zamieszana w to wszystko jest jej rodzina, to ze złości zacisnęła pięści, a na jej twarzy pojawił się grymas. Sprawiając, że przestało już chodzić tylko o Wrzące Wyspy, ale też o nią samą i jej zemstę.

- Musimy ostrzec państwo Blight przed moim bratem. Pytanie tylko: jak? - Powiedziała.

- Wiem jak. Mam na to sposób. Właściwe pytanie brzmi: kto jeszcze mu pomaga? Rodzina Blightów organizuje za 2 dni bal. Będą tam dosłownie wszystkie najważniejsze osoby na Wrzących Wyspach. Gdzie więc najlepiej się ukryć, jeśli nie w bezpośrednim otoczeniu państwa Blight?

- Jednak ja dalej nie wiem, jak mamy się tam dostać?

- Zapominasz, chyba że jestem tutaj teraz bohaterem i tak się przypadkiem składa, że mam zaproszenie na ten bal, ale nie mam osoby towarzyszącej...

- I to miałabym być ja prawda?- spytała, podejrzliwie mrużąc oczy.

- Tak. Chyba że nie lubisz balów?

- Bywaliśmy na kilku balach, kiedy mieszkałam na Europos, ale na takim jeszcze nie byłam.- Iris bardziej niż balem była podekscytowana, że pójdzie na niego z kimś innym niż Kalid i to na dodatek z chłopakiem, który mógł się podobać każdej dziewczynie.

- Więc to będzie taki twój chrzest ognia.- Zaśmiał się Belos.- Zaraz poproszę kogoś, aby uszyć ci suknię na bal. Masz jakieś wymagania?

- Hmm...-Pomyślała.- Chcę ją sama zaprojektować, bo w sumie zawsze o tym marzyłam- odparła po chwili, a jej usta przyozdobił szeroki uśmiech.

- Skoro tak...- Belos skinął dłonią to jednego ze swoich ludzi.- Zaprowadź ją do naszej krawcowej i dopilnuj, aby dostała wszystko, czego będzie chciała.- A i jest jeszcze jedna sprawa...

- Hmm?

- Obecnie udało mi się uzyskać tytuł lorda, ale na tym Balu, jeśli dobrze pójdzie, zostanę w końcu cesarzem i dlatego udaremnienie spisku jest tak ważne.

- Spokojnie ogarniemy to.- Powiedziała, ale nie była do końca pewna czy faktycznie tak będzie.

Kilka godzin później.

Dzięki pomocy krawcowej oraz całkiem niezłym umiejętnością rysowania Iris stworzyła szkic sukni, jaki chciałaby założyć.

Był on połączeniem tego, co widziała na Europos i Itza oczywiście nie mogło zabraknąć dodatków z Wrzących Wysp, ale po minie krawcowej wiedziała, że ta suknia zrobi furorę i to ją cieszyło.

Wpis 517

Nigdy wcześniej nie dokonywałam wpisów tak szybko, ale sytuacja, w jakiej się znalazłam, ewidentnie tego wymaga.

Poza spotkaniem z Kirke, które było bardzo wzruszające, ale spotkały mnie tu również złe rzeczy.

Pierwsza rzecz, jaką zrobiłam po przybyciu, to odwiedziła grób mamy i prócz białych róż, które uwielbiała, złożyłam przysięgę, że ci, którzy jej to zrobili za to zapłacą. Wiem, że wiele osób potępia zemstę, ale robią to tylko dlatego, że zanim samemu nie doświadczy się głodu zemsty, nie dowie się jaką wściekłość potrafi ona wywołać. Więc z pewnością nie odpuszczę tej sprawy.

Drugą rzeczą był fakt, że próbowano mnie okraść! W moim rodzinnym mieście! Cóż...miasto się rozrosło i przy okazji nieco stoczyło, ale to wciąż mój dom! Na szczęście ci, którzy to zrobili, bardzo szybko pożałowali swojej decyzji i muszę powiedzieć, że danie im nauczki było dziwnie przyjemnym doświadczeniem, ale minusem całej tej sytuacji był fakt, że mnie aresztowano za uprawianie dzikiej magi! Pogięło ich?! Oczywiście mogłabym zamieść nimi podłogę i zrównać miasto z ziemią, ale chciałam się dowiedzieć o, co tutaj chodzi, więc pozwoliłam się aresztować, a to, co okazało się później...cóż...

Zaprowadzili mnie do osoby, która miała mnie osądzić i...okazało się, że tą osobą jest Belos! Pomyślałam sobie WTF! Znaczy, pisał, że powoli zjednoczył Wrzące Wyspy i zaprowadził porządek, kładąc kres dzikim wiekom, chociaż tak nie do końca, bo moja rodzina dalej się mu opiera.

Jednak nie poznałam go, dopóki nie nazwali go po imieniu i kazał mnie uwolnić i zaproponował mi miejsce w nowo formowanym sabacie. Bo był pod wrażeniem moich dokonań. Przyznam, że pękałam wtedy z dumy!

Co do samego Belosa, to kiedy pisaliśmy do siebie listy, to już wtedy był fascynujący, a teraz kiedy go zobaczyłam po tych 10 latach to zaimponowała mi w nim jego pewność siebie, wizja, a na dodatek był życzliwy, mądry, a nawet miły no i całkiem ładny więc jak mogłam się w nim nie zakochać? No i te oczy mmmm.

W każdym razie Belos zaprosił mnie na bal. BAL! Wiem jak się prezentować, tańczyć też jakoś potrafię, ale nie wiem, czy zrobię dobre wrażenie. Niby zaprojektowałam według mnie świetną suknię, ale czy faktycznie będzie dobra? Jak słowami opisałabym swoją suknię? Cóż...podkreśla moje kobiece walory i przy okazji mówi, że jestem niebezpieczna i lepiej ze mną nie zadzierać. Chociaż pamiętam jak Gryzek nabijał się ze mnie po jednym z balów na których byliśmy, że zachowywałam się jak mały kotek, który nie wie, co się dzieje, ale na balu będę jak prawdziwa kocica, która wie czego chce i to dostanie!

O ile nie zje mnie trema i czegoś nie zepsuje. Tyle osób będzie na mnie patrzyć i oceniać. Nie wiem, czy zasnę, ale to dobra okazja, aby Wrzące Wyspy w końcu poznały moje imię. No i mam nadzieję, że nie skompromituje się przed Belosem, więc muszę wznieść się na wyżyny swoich umiejętności balowych. Trzymaj za mnie kciuki. Bal już za dwa dni ʕ ꈍᴥꈍʔ

To pisała Iris Fallmoon bohaterka, odkrywczyni i mistrzyni magii oraz przyszła członkini cesarskiego sabatu lat 17

Ciężko uwierzyć, że ta historia nie miała miejsca co? Uwielbiam kiedy moja historia wywołuje u czytelnika zatarcia pomiędzy fikcją, a prawdą, bo to sprawia, że historia jest bardziej wiarygodna, a na tym mi zależy :)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro