Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4 Ostatni test


Wpis 514

To już 10 lat, od kiedy wyruszyłam w podróż po świecie wraz z moim mistrzem i czuję się inaczej. Ależ ten czas leci co?

Zmieniłam się chyba pod każdym względem. Kalid mówi, że dorastam i być może tak jest, ale czuje pewien niepokój, bo nasza wspólna podróż zbliża się powoli do końca.

Wiedziałam, że nie będzie trwać wiecznie, ale 10 lat minęło bardzo szybko, a ostatnie 5 lat spędziłam na podróżowaniu pomiędzy Europos, a Itza ciągle ucząc się czegoś nowego, a od niemal dwóch miesięcy jestem w Celeste domu Kalida.

Wiem, że pisałam wiele o cudach wspomnianych wcześniej krain, ale Celeste bije je wszystkie na głowę! Dlaczego? Bo jest to latające miasto!

Stworzenie czegoś takiego wymagało nie lada potęgi i umiejętności.

Dostać się do niego można tylko przez specjalny portal znajdujący się gdzieś na pustyni nazywanej Żelaznymi Piaskami.

Nie wiem, gdzie dokładnie się ona znajduje, ale wiem, że tutejsi nie przywykli do gości i pozwolono mi tu zostać tylko dlatego, że Kalid za mnie poręczył, a z tego, co słyszałam ma tu całkiem wysoką pozycję.

W każdym razie jak opisałabym samo miasto? Poza tym, że lata i jest przepełnione magią, to ścieżki i chodniki są tuż obok dziur, przez które można spaść na ziemię i oddzielają je tylko skromne barierki, więc jeśli nie umie się latać, albo nie zna innego zaklęcia, które pozwoli ci przetrwać upadek z wysokości, to sugeruje trzymać się od nich z dala.

Mój pobyt tutaj ogranicza się głównie do wizyty w tutejszej bibliotece i polach treningowych, więc na zwiedzanie nie mam specjalnie czasu, ale może kiedyś się uda.

W bibliotece zgodnie z poleceniem Kalida mam nauczyć się jak najwięcej o wiedźmie imieniem Shantiri.

I muszę przyznać, że jest to postać równie fascynująca co straszna.

W dużym skrócie, jeśli wierzyć zapiskom, to Shantri była najpotężniejszą wiedźmą, jaka kiedykolwiek chodziła po tych ziemiach. Jednak jej żądza kontroli doprowadziła do rozdarcia świata na kontynenty, które znamy dzisiaj Wrzące Wyspy, Europos czy Itza i inne, jakich jeszcze nie odkryto.

Nie wiem, czy to prawda, bo nie ma zbyt wiele zapisków z tamtych czasów, ale jedno to, co się powtarza, to to, że potrafiła tworzyć konstrukty poddane jej woli i władające ograniczoną magią, a jej celem miało być zdominowanie świata przez ujarzmienie tytanów. Ambitny cel nie powiem...ale jednak się jej nie udało na szczęście.

Nie mogę się doczekać, aż odkryję prawdę oraz kiedy wrócę na Wrzące Wyspy! To już niedługo...

Na koniec mam taką ciekawostkę. Spytałam ostatnio mistrza, dlaczego przez większość czasu podróżuje pod postacią człowieka i odpowiedział mi o nieznajomym, którego spotkał prawie 500 lat temu, który bardzo mu zaimponował jak na człowieka.

Opowiedział mu jak zemsta, przyćmiła jego umysł i pochłonęłaby go, gdyby nie mądrość osób, które spotkał na swojej drodze. Nauczyli go oni jak zapanować nad swoimi instynktami. Nigdy nie podawali odpowiedzi na talerzu, ale zmuszali do ich samodzielnego szukania. Twierdził, że nie ma książki, ani nauczyciela, który udzieliłby nam odpowiedzi, jaką ścieżką powinniśmy podążać. Bo każdy z nas powinien ją wybrać sam.

Rozumiem, że Kalid chce, abym nauczyła się na tyle dużo, aby samej móc zdecydować jaką drogą powinnam podążać.

Swoją drogą chciałabym spotkać człowieka. Muszą być z nich fascynujące istoty, skoro mój mistrz tak często o nich opowiada, czym tylko podsyca moją ciekawość.

To pisała Iris Fallmoon bohaterka, odkrywczyni i mistrzyni magii lat 17


-To twój wielki dzień Iskiereczko.- Powiedział Kalid, wchodząc do pokoju.- Dzisiaj opuścisz gniazdo i będziesz mogła kroczyć własną ścieżką, ale pozostał jeszcze jeden ostatni test. Jesteś na niego gotowa?

- Nigdy nie byłam bardziej gotowa.- Powiedziała stanowczo, zamykając swój pamiętnik.

- Więc spakuj się i za 2 godziny wyruszamy.

- Powiedz mi mistrzu, dlaczego Shantri jest uznawana za złą, skoro chciała zaprowadzić porządek. Wiem, że chciała zniewolić innych, ale czy to taka wielka cena w zamian za pokój?

Kalid spojrzał na swoją uczennicę i odpowiedział:

- Jeśli ktoś próbuje kontrolować myśli i zawładnąć umysłami innych, to on sam staje się szczególnie podatny na zepsucie. Ponieważ nawet jeśli ma dobre intencje i działa dla dobra tych, których chce zdominować, to jest to występek przeciwko dziełu stworzenia. Zaplanowanemu tak, aby istoty rozumne miały wybór między dobrem a złem. Zło nie rozumie bowiem dobra, a ci, którzy za nim podążają, żyją w przeświadczeniu, że wszyscy są tacy jak oni sami. Zło ma tendencje do rzutowania swoich pragnień i motywacji na wszystkich innych.

Iris pokiwała głową, bo dokładnie takiej odpowiedzi się spodziewała. Pełnej mądrości, która nie pozostawia miejsca na własną interpretację, ale mimo to miała wrażenie, że Shantri miała szlachetne powody, a inni jej nie rozumieli.

Dwie godziny później Kalid i Iris stali przed portalem, który miał zabrać ich na Wyspę Smoczej Mgły, gdzie znajdował się dom Shantiri.

Po przejściu przez portal zleźli się na plaży, a Iris patrzyła na zamek, który należał do Shantiri i był jej domem, aż do jej smutnego końca. Lecz jakiego innego wyniku można było się spodziewać? Udało się jej zdominować tytanów, ale jedyny rozkaz jaki zdołała im wydać to taki aby świat został rozdarty, co sprawiło, że mieszkańcy każdego z kontynentów skupili się tylko na sobie, a dawne więzi przepadły.

- Jest jeszcze jedna sprawa.- Kalid rzucił na Iris jakieś nieznane jej zaklęcie.

-Co to było?- spytała.

- Dzięki temu zaklęciu będę widział i słyszał to, co ty, a także będziemy mogli rozmawiać.- Odparł.

- Więc nie idziesz ze mną?

- Nie. To jest twoja próba, ale wiem, że sobie poradzisz, w końcu wiele cię nauczyłem i pamiętaj, dzięki temu zaklęciu nie będziesz całkiem sama.- Kalid wręczył jej torbę.- W niej znajdują się klucze do miejsca gdzie ukryta jest sfera, którą musisz odnaleźć. I nie zapominaj: zawsze bądź gotowa.

Iris przerzuciła torbę przez ramię i stanowczo odpowiedziała:

- Będę!- po tych słowach ruszyła w kierunku cytadeli.

Późnym popołudniem Iris dotarła do bramy zewnętrznego dziedzińca. Była zniszczona pnącza, oplatały kolumny i spowijały mechanizmy kołowrotów odpowiedzialnych za zamykanie bramy.

- Czas nie był dla nich łaskawy- stwierdziła.

- Czas rzadko dla kogo jest łaskawy- odparł Kalid.

Iris weszła na wewnętrzny dziedziniec. Jego brama również stała otworem, a rozpościerający się za nią podworzec nosił ślady i mówił, że stoczono na nim spektakularną walkę, o czym świadczyły ślady po potężnych zaklęciach, które ukruszyły mury w kilku miejscach, a w środku był krąg martwej ziemi, która została zniszczona jakimś zaklęciem.

Samo to dla Iris było fascynujące. Ileż mogłaby się dowiedzieć o dawnej magii, gdyby nie przyszła tutaj w całkiem innym celu.

Iris ruszyła dalej w głąb cytadeli, a potem schodami do podziemi. Zaklęciem światła oświetlała sobie drogę przez kolejne zapuszczone korytarze, aż w końcu stanęła przed wielkimi wrotami z gładkiego, zielonego kamienia. Na ich powierzchni widniało pięć otworów, ułożonych w łuk na wysokości ramion.

Iris odłożyła torbę na bok i wyjęła z niej pięć okrągłych kluczy, jakie dostała od Kalida.

- Co mam robić?- spytała.

- Odkryj jak działają te wrota.- Powiedział Kalid, co było raczej oczywistym stwierdzeniem i nie specjalnie odkrywczym.

Iris przyjrzała się kluczom i otworom, do których musiały pasować. Pierwszą wskazówką były symbole otaczające każde wgłębienie.

- Muszą pasować do symboli na kluczach.- stwierdziła.- Wiemy, że Shantiri powzięłaby wszelkie możliwe środki ostrożności, żeby zabezpieczyć miejsce ukrycia swoich najcenniejszych skarbów. Musi istnieć właściwa kolejność.

- To prawda. Jeśli jej nie odgadniesz, to obawiam się, że przejście może pozostać zamknięte na zawsze.

- Co mam tam znaleźć?

- Shantiri była najpotężniejszą wiedźmą w tej części świata, a może i na całym znanym wówczas świecie. Wiem jednak, że źródłem jej potęgi była sfera kula z gładkiego czarnego szkła, którego nie da się stłuc. Chociaż nie wiem, czy to faktycznie szkło, ale wiesz o co, mi chodzi.

- Tak, chyba tak.

- Sfera wzmacniała swojego posiadacza i dawała mu możliwość rzucania zaklęcia wzbudzania największego lęku u swoich wrogów, a była tym potężniejsza, im potężniejszy był ten co nią władał. Wprawny czarownik czy wiedźma mogłaby zasiać strach w tysiącach, czy setkach tysięcy osób i dlatego tak zależy mi, aby ta sfera nie wpadła w niepowołane ręce.

- No dobra więc biorę się za rozgryzienie jak otworzyć te drzwi.

Iris wyczarowała jeszcze jedną, ale tym razem większą świetlistą kulę, której światło sprawiło, by można było przy nim czytać. Iris zauważyła, że symbole na wrotach zaczęły lśnić niekreślonym blaskiem, ledwie dostrzegalnym, choć z drugiej strony wyraźnym. Same klucze również zalśniły jakby w odpowiedzi.

Iris przyglądała się uważnie znakom na drzwiach, nagle wciągnęła gwałtownie powietrze.

- Oczywiście! Shantiri wiele czasu spędziła w podróży- Powiedziała.- To może mieć coś wspólnego z gwiazdami.

- Być może- odparł Kalid.- W tej części świata wiedza na temat gwiazd była dość mizerna.

- Z tego, co udało mi się dowiedzieć z ksiąg, wiem, że ona jednak miała na ten temat całkiem sporą wiedzę.- Zaczęła.- Udało się jej obliczyć długość roku słonecznego z dokładnością, do czterech minut, czyli dość precyzyjnie, ale jak to zrobiła to już inna rzecz.

- Czyli to prawda.- Kalid zdawał się przypominać jakieś detale z przeszłości.- Interesowały ją konstelacje i ruchy ciał niebieskich. Uważała, że będzie mogła odczytać z nich przyszłość.

Iris patrzyła na symbol wyryty na jednym z kluczy.

- Czy to przypadkiem nie jest gwiazdozbiór Miecza? A tutaj...- Odwróciła się do drzwi i spojrzała na oznaczenia wokół otworu, który właśnie badała.- Tutaj, jeśli się nie mylę, jest rycina gwiazdozbioru Smoka.

- Ale to konstelacja sąsiadująca z Dębem, prawda? A także znak poprzedzający Dąb w zodiaku?

- Chyba wiem o co ci chodzi mistrzu. Tutaj mamy Servani oznacza Człowieka w łańcuchu tak Shantri widziała ludzi. Jako niewolników.

- Smutne, ale do przewidzenia.

- Servani otaczają Bellitanus, czyli po naszemu Dziewicę i Toth zwykle przedstawiana jako płonący człowiek w agonii.- Powiedziała- ale Bellitanus jest później. I zdają się tutaj.- Teraz rozumiała, dlaczego jej mistrz upierał się, aby przed wyruszeniem zapamiętała konstelacje znajdujące się na niebie, być może wiedział, że ta wiedza się jej przyda.

Iris wzięła się do pracy i po niecałym kwadransie odkryła, że jej założenie raczej się sprawdza. Na każdym kluczu był odpowiadający symbol znaku zodiaku, a każdy klucz pasował do otworu oznaczonego konstelacją bezpośrednio poprzedzającą.

- O Shantiri można wiele powiedzieć, ale jedno jej trzeba oddać, była niezwykła i wiedziała jak stworzyć dobre zabezpieczenie.- Stwierdziła Iris.

- Zgadzam się, ale zachowaj ten zachwyt do czasu, aż najdziesz się w środku.

- Zanim pójdę dalej to mam pytanie. Skąd wziąłeś klucze?- zapytała.

- Szukałem ich przeszło 400 lat, a znalazłem je dzięki zapiskom w księgach jakie jej syn zdążył ukryć na całym świecie jeszcze przed rozdarciem. Starczy powiedzieć, że była to dość ciężka przygoda, a ty ją dzisiaj doprowadzisz do końca

Iris uśmiechnęła się i ostrożnie umieścił pierwszy klucz we właściwym miał nadzieję, otworze. Pasował. Tak samo, jak cztery pozostałe. I wtedy z zadziwiającą łatwością, niwecząc całą aurę tajemniczości.

Powoli, gładko i bezgłośnie zielone wrota wsunęły się w kamienną podłogę.

Iris stanęła w wejściu. Przed nią ciągnął się długi korytarz, a na jego oczach glify światła narysowane na ścianach samoistnie się aktywowały.

Wtedy ruszyła korytarzem podążając za ścieżką utworzoną z glifów światła. A kiedy to uczyniła, wrota krypty na powrót zamknęły, tak szybko, że Iris nie zdążyła nawet zareagować.

Iris szła powoli tunelem, który biegł cały czas w dół i wciąż się rozszerzał. Kolejne glify światła aktywowały się w chwili kiedy je mijała. Nie czuła jednak niepokoju ani lęku. Miała wrażenie, że odkryje coś o olbrzymim znaczeniu i niezmiernie ją to ekscytowało.

W końcu korytarz przeszedł w olbrzymią, okrągłą salę o średnicy 45 metrów i takiej samej wysokości do szczytu kopuły, którzy przypominała nawę jakiegoś fantastycznego obserwatorium.

Wszędzie stały gabloty, które kiedyś musiały zawierać artefakty, teraz jednak były puste. Wielopoziomowe galerie dookoła zastawiono półkami na książki przez co w ogóle nie było widać ścian.

Iris ku swojemu zdumieniu zauważyła, że wszystkie co do jednej były puste.

Nie miała jednak czasu zastanawiać się nad tym, dlaczego tak jest, ponieważ jego wzrok przyciągnęła olbrzymia rzeźba wykonana z szarego gładkiego kamienia, u której stóp znajdowała się sfera, której poszukiwał Kalid. Była jasno oświetlona z góry. Światło padało prosto na nią.

Teraz Iris poczuła nieokreślony lęk i od razu domyśliła się, że to jest to, czego szukała.

Powoli wyciągnęła ręce w jej kierunku, a kiedy sfera znalazła się w jej posiadaniu, usłyszała kobiecy głos, który prawdopodobnie należał do Shantiri.

- Zdobyłaś sferę, jak przewidywałam. Jeśli jednak okażesz się niegodna, wiedz, że jej moc cię pochłonie...a ja będę się tym rozkoszowała.

Iris się przestraszyła, ale zanim zdążyła zrobić cokolwiek, coś spowiło jej umysł.

Znalazła się wewnątrz wizji. Wizji, która prawdopodobnie należała do Shantiri i przedstawiała jej ostatnie chwile.

Widziała świat jej oczami i czuła to, co ona.

- Mówisz, że nasi wrogowie już tu są?

- Owszem matko. Wszyscy zjednoczyli się przeciwko tobie i jutro już będą u naszych drzwi.

Shantiri westchnęła, tylko rozsiadając się na tronie.

- Muszę cię pochwalić Darimie. Dobrze zrobiłeś, ukrywając moje księgi. Jednak moja największa tajemnica musi pozostać ukryta z dala od chciwych dłoni tych bezmyślnych głupców. Nie rozumieli, że ja chciałam ich chronić. Powinnam była zniszczyć ludzi, kiedy miałam ku temu okazję, ale teraz już na to za późno...

- Co to znaczy?

- To, że to już koniec mój synu, ale nie dala ciebie. Wracaj już...idź do swojej rodziny i żyj po swojemu.

Darim objął ją.

- Może inni cię nie rozumieją, ale wiem, że wszystko, co we mnie dobre, pochodzi od ciebie- rzekł.

Odsunęli się od siebie. Potem Shantiri pociągnęła dużą dźwignię tuż przy odrzwiach.

W końcu ustąpiła i zatoczywszy łuk, ze szczękiem wskoczyła na swoje miejsce. Ciężkie zielone wrota uniosły się powoli i zamknęły przejście.

Matka i syn patrzyli na siebie bez słów, kiedy drzwi się unosiły. Shantri z całych sił starała się zapanować nad sobą, ale nie zdołała powstrzymać łez tak samo, jak jej syn, a kiedy wrota zamykały się, odcinając ją od świata.

Nie zamierzała się jednak poddać i przystąpiła do rzucania ostatniego zaklęcia.

Zaklęcia, które było rozkazem dla tytanów. Zaklęcie rozdarło kontynent na kawałki, a ona zapłaciła za to najwyższą cenę.

W tym miejscu wizja się skończyła.

Iris leżała ciągle otumaniona mocą sfery i wizją, jakiej doświadczyła, a kiedy próbowała wstać, przez zamglone spojrzenie dostrzegła, że sfera toczy się w cień i nagle znajduje się w ręku kogoś, kogo Iris znała.

Wizja, jakiej doświadczyła... zobaczyła jeszcze coś...jej ojciec, przyrodni brat i siostra, których widziała w we wnętrzu jakiejś wieży. Jej brat miał sferę, którą zdobyła.

* Czy to możliwe?* Pomyślała.* Wszystko na nic? Czy ja naprawdę zawiodłam?*

Jednak nie zdążyła nic więcej zrobić. Poczuła w głowie niemożliwą do zatamowania powódź myśli. Wyobraźnia podsunęła jej obraz jej mamy tak przekonujący, że wydało się, iż stoi naprzeciw niej.

Mama, zanosząc się płaczem, powiedziała jej, że wolałaby, żeby nigdy się nie urodziła. Kalid, który pojawił się obok niej mówił, że popełnił wielki błąd, ratując taką przybłędę, a wszyscy inni, których znała odwrócili się od niej, nie reagowali na jej wołania.

W którymś momencie wszyscy szli w jej stronę ze wściekłymi minami, grożąc jej palcem i rzucając plugawe wyzwiska, na których dźwięk Iris nakryła uszy dłońmi, a w jej oczach pojawiły się łzy.

- Dlaczego mi to robisz mamo?! To ja twoja córeczka Iris!- Krzyczała zapłakana.- Dlaczego mnie nie poznajesz?! Co ja takiego zrobiłam, że tak mnie nienawidzisz?!

Jednak nie otrzymała w odpowiedzi nic poza kolejnymi wyzwiskami.

- Kalidzie proszę...pomóż mi...jestem twoją iskiereczką, pamiętasz? Proszę... pomóż mi... niech to się skończy!

Reakcja Kalida była taka sama jak jej mamy. Dwie najbliższe jej osoby jej nienawidziły i chciały, aby wyświadczyła światu przysługę i umarła.

Iris upadła na kolana i zatykając uszy, zaczęła krzyczeć:

- Cicho...Niech to się skończy! Cicho... Niech to się skończy! Proszę...zostawcie mnie...jestem twoją córką...iskiereczką...przyjaciółką...dlaczego mi to robicie?! Cicho... Niech to się skończy!- krzyczała próbując, zagłuszyć wszystkie nienawistne głosy, ale na nic się to nie zdało.

Aldar stał, trzymając w ręku sferę, odebraną przyrodniej siostrze i triumfował. Widział jak wiła się na ziemi, krzycząc ze strachu, ogarnięta przez najgorsze koszmary, uwięziona w swoim osobistym piekle. Piekle, które on sam dla niej stworzył przy użyciu sfery tej samej, której mogła użyć przeciwko niemu i jego ojcu.

Przyglądał się jej z wyrazem, absolutnej satysfakcji i powiedział:

- Pokonanie cię było znacznie prostsze niż otrucie twojej matki, ale chyba mogę jeszcze cię trochę podręczyć, za nim w akcie łaski skrócę twe męki i zakończę twoje bezwartościowe życie.

Słowa Aldara odbiły się echem w uszach Iris i doprowadziły do potężnej reakcji łańcuchowej, zamieniając jej strach i rozpacz w czysty gniew i nienawiść.

Doprowadziło to do erupcji jej magii, potężna srebrna aura otoczyła Iris, a przeszywający pisk przeszył uszy Aldara i sprawił mu ból.

Iluzja, jaką stworzył, aby dręczyć swoją przyrodnią siostrę, rozpadła się na kawałki, sam Aldar uzmysłowił sobie jak jego przyrodnia siostra, jest niebezpieczna. Płynęła w nich ta sama krew i gdyby nie sfera, to Aldar najpewniej by zginął przygnieciony falą mocy, jaką wyzwoliła wtedy Iris.

Chwycił on mocno sferę i zaczerpnął z niej mocy, odzyskując równowagę, użył swej mocy i zneutralizował erupcje mocy Iris i mocnym magicznym chwytem uniósł ją w powietrze.

- Głupia! Nie po to nasz ojciec planował dzieło swojego życia, by jakaś przybłęda zniszczyła wszystko, na co tak ciężko pracował! Robię to dla dobra naszej rodziny.

Aldar skoncentrował się i cisnął Iris w kierunku kolca, jaki znajdował się koło pomnika Shantiri.

Iris poczuła przeraźliwy ból w plecach, a potem w brzuchu. Kolec, na który cisnął ją jej przyrodni brat, przebił ją na wylot.

Zaczynała krztusić się własną krwią i powoli traciła ostrość widzenia.

- Tak kończy się twoja przygoda siostrzyczko i...pozdrów ode mnie swoją matkę.

Były to ostatnie słowa, jakie słyszała wtedy Iris. Zapadła ciemność.

Nagle Iris poczuła, że odzyskuje fragment świadomości i widzi jak przez mgłę swojego mistrza oraz Kastora? Słyszała tylko fragment ich rozmowy. Widziała jak jej mistrz, miał ręce czerwone od krwi tak jak i większość swojego ubrania.

* Czy to moja krew?* Pomyślała, ale nie mogła się skupić, bo cały świat wirował w koło i był coraz bardziej rozmazany.- Pomóż mi. Nie chcę umierać- wydusiła z największym trudne,

- Spokojnie Iskiereczko nie pozwolę ci umrzeć!- oświadczył stanowczo Kalid, trzymając ją za rękę.- Zrób coś!- Krzyknął w kierunku Kastora.

- Próbuje, ale musisz mi pomóc- odkrzyknął.

- Jeśli niechcący rozerwę jej żyłę, to umrze- powiedział Kalid, który puścił jej rękę i starał się zatamować krwawienie.

- Umrze, jeśli jej nie pomożesz- odpowiedział stanowczo Kastor, który gorączkowo czegoś szukał.

- Trzymaj się Iskiereczko! Nie pozwolę ci dzisiaj umrzeć- powtórzył, łapiąc ją znów za rękę.

Iris po tych słowach znów straciła przytomność. Jej twarz powoli przybierała trupio blady kolor. Umierała i czuła, że mimo najszczerszych chęci jej mistrz nie zdoła jej pomóc.

- Jak możemy jej pomóc?- zapytał Kastor.

- Musimy ją stąd zabrać, to w tej chwili najważniejsze... zaczekaj, otworzę portal- Odparł Kalid i zabrał się pośpiesznie za otwieranie portalu.

Kastor w tym samym czasie uciskał jej ranę na brzuchu i ciągle powtarzał błagalnym tonem:

- Zostań z nami Iris.

Jakiś czas później Iris znów otwarła oczy, ale miała problem z utrzymaniem powiek, które same jej opadały, była słaba bardzo słaba. Czuła, że jest na krawędzi życia i śmierci oraz że każda sekunda sprawia, że jest coraz bliżej tej drugiej.

- Wyślizguje mi się.- Powiedział Kalid i osunął się na ziemię.- Muszę...odpocząć- wydusił, dysząc ze zmęczenia.

- To twoja krew?- dopytywał Gryzek, podchodząc do Kalida.

- Nie to krew Iris.- Odpowiedział mu Kastor.- Bierzmy ją, bo inaczej za chwilę nam tutaj zejdzie!- Ton głosu Kastora był bardziej podenerwowany niż zazwyczaj i nic w tym dziwnego, bo jego przyjaciółka umierała na jego rękach.

Iris ponownie straciła przytomność, ale po kilku minutach znów ją odzyskała i zobaczyła jak Kastor i Gryzek majstrują przy jej brzuchu.

- Ciśnienie spada.- Zauważył Kastor, którego wzrok i wiedza w dziedzinie anatomia i lecznictwa nie miała sobie równych, bo potrafił określić stan swojego pacjenta na pierwszy rzut oka.

- Została przebita na wylot geniuszu.- Fuknął Gryzek.- Ona umiera.

- Więc będę musiał działać szybko.- Oddech Kastora przyśpieszył i nawet na moment nie przerwał swojej pracy, ignorując komentarze i pytania pozostałych.

- Wiesz, że istnieje ryzyko, że ona...- ponownie odezwał się Gryzek, ale Kastor szybko go uciszył.

- Wiem, co robię i jeśli możesz to, staraj się mi nie przeszkadzać, bo mogę ją źle pozszywać.

- Kiepski moment na żarty- zripostował, obserwując gnoma przy pracy.

- Zawsze żartuje, kiedy się stresuje.- Burknął w odpowiedzi, lekko się uśmiechając i pracował dalej, starając się uratować życie Iris.

Iris kolejny raz straciła przytomność.

Jakiś czas później.

- I co z nią?- Spytał Kalid.

- Goi się i z każdym dniem jest coraz lepiej.

Nagle Iris powoli otworzyła oczy, a w Kastor i Kalid w jednej chwili zwrócili swoje spojrzenia na nią.

- Jak się czujesz?- zapytał Kalid.

- Tak jak się czuje...czyli

- Źle.- Dokończył Gryzek, który właśnie wszedł do środka.- Nieźle nas nastraszyłaś mała.

- Co się tam stało?

Iris czuła się jeszcze słabo, ale starała się sobie przypomnieć to, co się działo.

- Pamiętam jak mnie, ratowaliście...wasze głosy.- Zaczęła.- Zdobyłam sferę, ale mój brat mi ją odebrał i próbował mnie zabić.

- I zabił.- Wtrącił Kastor.

- Byłaś martwa przez 3 minuty i gdyby nie magia Kalida i niewielka pomoc Gryzka oraz moje ogromne umiejętności w łataniu innych, to mogłabyś już się nie obudzić.

- A co ze sferą?

- W ostatniej chwili udało się nam ją odebrać- powiedział Kalid.- Jednak twój brat zdążył zaczerpnąć z niej dość mocy, aby móc ją wykorzystać jednak nie wiem, do czego i przy okazji dopilnowałem również, aby nikt więcej jej nie użył.

- Przynajmniej jedna dobra wiadomość- stęknęła, kiedy próbowała się podnieść.

- Ostrożnie- upomniał ją Kastor.- Pozszywałem cię, ale jak zaczniesz się tak wiercić, to znów będę musiał to robić.

- A w ogóle gdzie jesteśmy?

- Wewnątrz Góry Divitiae- Odpowiedział Gryzek.

- Co teraz będzie?

- Strasznie dużo zadajesz pytań, jak na kogoś, kto prawie umarł- mruknął Gryzek.- Na razie odpocznij, a o reszcie pogadamy, kiedy dojdziesz do siebie.

- Nie często to mówię, ale zgadzam się z nim- dodał Kastor, siadając na krześle obok.

- Kiedy już poczujesz się lepiej Iskiereczko, będę miał dla ciebie prezent. Ostatni prezent.- Powiedział.

Iris ucieszyła się, ale było jej jednocześnie smutno, że to już koniec wspólnych przygód, ale postanowiła posłuchać rad przyjaciół i nieco odpocząć. Zamknęła oczy i zasnęła.

3 dni później Celeste.

Iris, Kalid oraz Kastor i Gryzek przybyli do podniebnego miasta Celeste.

Kastor i Gryzek mieli identyczne miny jak Iris, kiedy przybyła tutaj po raz pierwszy i było to zabawne, jak szli przez miasto, z otwartymi na oścież ustami. Zwłaszcza Gryzek wyglądał z tym wyrazem twarzy szczególnie zabawnie.

- Dlaczego tutaj jesteśmy?- zapytała.

- Jeśli masz zostać bohaterką to, musisz mieć laskę i palizman.

- Chyba TALIZMAN- poprawił go Gryzek.

- Nie. Palizman. Tak się mówi na Wrzących Wyspach.

- Na tych Wrzących Wyspach to są nieźle stuknięci, bo mają problemy z nazewnictwem- Odparł, kręcąc nosem.

- Kastor masz to o co prosiłem?- spytał Kalid.

- Tak.

-Dobrze- odparł i po chwili byli już na miejscu.- Tutejszy kowal użyczył nam warsztatu, abyś mogła stworzyć swoją laskę i palizman. Kastor już zaprojektował kij, ale palizman musisz stworzyć sama. Chodź, pokażę ci zaklęcie którego użyjesz i pamiętaj, musisz być skupiona.

Kalid pokazał zaklęcie Iris i dodał:

- Kiedy zaczniesz wyobraź sobie co chcesz, aby przedstawiał twój palizman, a magia zrobi resztę.

Iris wzięła głęboki wdech i zabrała się za tworzenie palizmanu.

Kawałek drewna, jaki dostała od Kastora, był podobno bardzo rzadki, wręcz unikatowy.

Samo tworzenie trwało ponad dwie godziny, a Iris nawet na chwile nie straciła koncentracji i to pomimo narzekań Gryzka.

- Już powiedziała.- Zadowolona z siebie.

Pozostali patrzyli na efekt jej pracy, a potem na siebie nawzajem.

- No co?- spytała zdziwiona ich reakcją.

- Dobra widzę, że nikt nie ma odwagi powiedzieć tego pierwszy, więc ja to zrobię.- Gryzek spojrzał na Kastora i Kalida, a potem na Iris, wziął głęboki wdech i spytał- Co to jest?

- Palizman. A co?

- Wiem, ale co on przedstawia?- drążył dalej.

- Aaa o to chodzi- zaśmiała się.- Ten rogaty wąż, był pierwszym potworem, jakiego pokonałam co prawda w wyobraźni, ale uznałam, że będzie dobrym symbolem nowego początku. W końcu wąż jest symbolem wiecznego powrotu i zjednoczenia przeciwieństw.

- Taa...a niby gdzie?- spytał cichy jak do tej pory Kastor.

- W świecie ludzi, bo czytałam taką książkę i...nieważne.- Odparła, ale nie dokończyła, bo widziała, że dalsze tłumaczenie nie ma sensu.

- Ooo...to wiele mówi.- odrzekł, przewracając oczami.

- Masz dla niego jakąś nazwę?- Wtrącił Kalid.

- Syk.

- Przypomnij mi, ile ty masz lat?- Zapytał Gryzek, który spojrzał na nią spode łba.

- Niedługo będę miała 18, a co to ma do rzeczy?

- Bo mentalnie zdajesz się mieć 7, czyli tyle ile miałaś, kiedy się poznaliśmy. Mogłaś go nazwać, jak tylko chciałaś. Nie wiem Gryzek na przykład, ale Syk? Serio?

- A niech nazwie go jak chce, w końcu należy do niej- wzruszył ramionami Kastor.- Wręczając Iris laskę pokrytą runami.

- Co znaczą te runy?

- Iskiereczka, a to na dole to mój podpis- wyjaśnił, wskazując na poszczególne runy.

- Urocze- odparła, biorąc laskę do ręki.- Iris najbardziej cieszyła się z run, które przedstawiały to, jak nazywał ją Kalid. Iskiereczka. To sformułowanie sprawiało, że robiło się jej ciepło na sercu, a na twarzy pojawiał się szczery uśmiech.

- A to ode mnie- powiedział Gryzek i wręczył jej niewielki rubin.- Może i nie jest magiczny, ale fajnie będzie się prezentował jako dodatek.

- Najlepsi przyjaciele, jakich można sobie wymarzyć- powiedziała z uśmiechem, łącząc wszystkie części swej laski.

- W takim razie wyśpij się, bo jutro wracasz do domu, ale wcześniej trzeba to jakoś uczcić!- Oznajmił Kalid i razem z Iris, Gryzkiem i Kastorem udali się do domu, w którym mieszkał Kalid i Iris i całą noc spędzili na wspominaniu przygód, jakie mieli okazję przeżyć jako przyjaciele.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro