Rozdział 3 Zakłócona zgoda
5 lat później Góra Divitiae
Wpis 260
Minęło 5 lat, od kiedy zaczęła się moja podróż, przez którą musiałam opuścić dom, ale jak powiedział Kalid, nie mogliśmy tam zostać. Jestem ciekawa dlaczego. Od tego czasu badamy Europos oraz tajemnice, jakie skrywa, a ma ich nie mało.
Wiesz ile tutaj jest różnych duchów i demonów? Zapisałam je sobie na kratce, aby nie zapomnieć, bo kiedy wrócę na Wrzące Wyspy, to muszę wydać jakąś encyklopedie czy coś, bo wszyscy muszą się dowiedzieć, że jest coś poza Wrzącymi Wyspami i że nie wszystkie duchy i demony są złe.
Najgroźniejszym z tych, jakie spotkaliśmy, był Starożytny Leszy i gdyby nie Kalid, to byłoby po nas. Nigdy nie widziałam, aby Gryzek biegł tak szybko co gdyby nie okoliczności byłoby nawet śmieszne oraz gdybym tak bardzo się nie bała, bo nie był on podobny do żadnego demona czy ducha, jakiego widziałam.
W każdym razie ten konkretny Leszy zdawał się być dość stary i mógłby pamiętać czasy sprzed upadku Tytana na Wrzących Wyspach, ale niestety nie był zbyt towarzyski, a Kalid uważa, że gdybym znała mowę demonów, to kto wie...może nakłoniłabym go do rozmowy.
Będzie to kolejna rzecz, na której liście muszę się koniecznie nauczyć.
Muszę też powiedzieć coś o Górze Divitiae jest ogromna, ponieważ w jej środku znajduje się olbrzymie gnomie miasto
i, mimo że na zewnątrz jest dość zimno, to w jego wnętrzu panuje przyjemne ciepło, które jest efektem dość niecodziennego wykorzystania lawy w celu ogrzewania miasta. Bardzo pomysłowe, ale gnomy są dość znane ze swojej pomysłowości oraz jeśli chodzi o innowacje, ale to, co robi największe wrażenie, to kuźnia, która znajduje się w samym środku góry na niższym poziomie niż reszta miasta i powiem jedno, jest ogromna!
Wielkością przypomina Kościogród. Wielkie kowadła oraz miechy i zabiegane wokół niej gnomy, tworzące najróżniejsze rzeczy i ogólnie wszystko inne sprawia, że jest widokiem, który ciężko porównać z czymkolwiek innym co widziałam.
Kalid ruszył wysłać moje listy do Kościogrodu, do Kirke i Belosa i, mimo że minęło już 5 lat, to ciągle za nimi tęsknię. Za Kościogrodem, za domem i mamą, ale powoli przyzwyczajam się do nowego życia. Jest ciężko, ale Kalid twierdzi, że robię postępy i jestem silna.
Kalid jest bardzo wymagającym mistrzem, który ciśnie mnie do granic możliwości, wahadła, tory przeszkód i inne tego typu atrakcje gdzie trzeba szybko myśleć oraz działać. Chociaż nie jest tak zły, jak się wydaje, bo dwa dni temu pomagał mi zbierać jabłka z drzewa i nauczył mnie kilku sztuczek jak lepiej się wspinać. Dba o mnie i jestem mu za to wdzięczna, chociaż nie zawsze to okazuje. Podobnie jak on. Na treningach jest zimny jak lód, nie akceptuje błędów i słabości, ale wiem, że robi to, dlatego że wie, iż mogę temu podołać. Jednak kiedy trening się kończy, znów staje się jego Iskiereczką, a kiedy tak do mnie mówi to, nie potrafię się na niego gniewać. Miło mieć kogoś kto się o ciebie troszczy (ᵔᴥᵔ)
Z kolei Gryzek, który obserwuje moje treningi i zawsze śmieje się ze mnie, kiedy się przewracam, albo jak dostaję burę od Kalida, że czegoś zapomniałam, zrobiłam źle lub zaspałam, co w sumie zdarza się trochę za często, ale zmęczenie daje o sobie znać. Jednak Kalid uważa, że samodyscyplina pozwoli mi zminimalizować efekty długich treningów. Cóż oby miał rację.
Jeśli chodzi o to, czy Gryzek dostaje nauczkę za to, co robi... Cóż...ja w zamian doprawiam mu jedzenie czymś ostrym, a patrzenie jak biega w kółko, prosząc o coś do picia, co w zupełności rekompensuje mi jego docinki.
Prócz magi oraz tworzenia mikstur, to nauczyłam się tutaj, jak działają runy. I są one fascynujące pod każdym względem.
Gnomy dzięki nim zaklinają przedmioty, które wytwarzają, dając im różne unikalne właściwości. Lub używają ich w formie swojego podpisu.
Mogłabym pisać jeszcze długo na ten temat, ale wpisy powinny być chyba krótkie. Jednak to mój magiczny pamiętnik i będą takie, jakie JA chcę :P
Pisałam, że mamy tutaj swój dom, który jest naszą jak to, powiedział Kalid "bazą wypadową"? Nie? To piszę teraz. Ogólnie miło mieć swój kąt. Ogólnie to rzadko miewamy gości innych niż Kastor czy Gryzek, a to głównie dlatego, że albo nas nie ma, albo inni nie mają czasu. Cóż...trzeba to znosić, jeśli chce się w przyszłości zostać bohaterką jak ja. Przynajmniej tak to sobie tłumacze.
W każdym razie mało mam przygód, a więcej nauki jednak Kalid obiecał, że ma dla mnie niespodziankę. Nie mogę się doczekać, bo uwielbiam niespodzianki zwłaszcza od niego(ᵔᴥᵔ)
To pisała Iriss Fallmoon odkrywczyni i poszukiwaczka przygód lat 12
- Skończyłaś?- spytał Gryzek, który siedział i bujał krześle przy ścianie, zaznaczając swoją obecność głośnym mlaskaniem, a miał to w zwyczaju robić, kiedy się nudził, czyli dość często.
- Hej! Czy to były moje czekoladki?!- Warknęła w kierunku Gryzka, który właśnie w tej chwili podrzucał ostatnią z nich do góry i łapał otwartymi na oścież ustami.
- Może...- mruknął, przełykając.- Byłaś zajęta, a ja byłem głodny więc...
- Ech...-westchnęła.- Widziałeś może Kalida?
- Dzisiaj jeszcze nie- odparł, ścierając dłonią z pyszczka resztę czekolady, by po chwili zlizać ją z dłoni.
Wtedy drzwi do pokoju otworzyły się, a w progu pojawił się Kalid.
- Wybacz, że to tak długo trwało, ale miałem problem z odnalezieniem Belosa, ale koniec końców udało się go odnaleźć.
- Belos?- Zaciekawił się Gryzek.- Aaa, to ten, przy którego listach tak głupkowato się szczerzysz i masz to coś na policzkach...rumieńce.
- Co?! NIE!!- oburzyła się Iris.- To tylko mój przyjaciel z dzieciństwa i wcale się nie szczerzę!
- Spokojnie. Tylko żartowałem.- Wydusił Gryzek zaskoczony gwałtowną reakcją przyjaciółki. Cieszył się, że nie dodał nic więcej, bo mógłby nie zdążyć dobiec do drzwi, bo prawdopodobnie dostałby jakimś zabłąkanym przedmiotem lub sama Iris by go pogoniła.
- W każdym razie mam dla ciebie niespodziankę Iris.- Wtrącił Kalid, starając się nieco zmienić temat.
Iris wzięła głęboki wdech i nieco się uspokoiła.
-Dzisiaj wyruszamy do nowej krainy.
- Ooo...a gdzie dokładnie?- zapytała zaintrygowana.
- Miejsce nazywa się Itza i tam poznasz zupełnie inne podejście do magi, a potem, jeśli będziesz się dobrze spisywać to, pokażę ci mój dom.
- Twój dom?- Iris zrobiła wielkie oczy.- Nie wiedziałam, że jakiś masz. Myślałam, że wędrujesz po świecie i...
- Pomagam innym?- Dokończył.- Poniekąd tak, ale nie do końca.
- Na długo wyjeżdżacie.- Zapytał Gryzek, wstając z krzesła i udając przy okazji, że rozprostowuje kości.
- Na rok lub dwa, ale będziemy tu co jakiś czas wpadać.- Odparł Kalid.- Czas to skomplikowana sprawa.
- Wreszcie nikt nie będzie wyjadał moich zapasów.- Powiedziała Iris, szczerząc zęby w kierunku Gryzka.
- Raz czy dwa mi się zdarzyło i zaraz wielkie halo, ale i tak mi będzie was brakowało. Zwłaszcza ciebie Iris i tego, jak na treningach lądowałaś na twarzy albo na tyłku. Nigdy w życiu tak się nie śmiałem- Gryzek zaniósł się złośliwym śmiechem.
- Ty mały...- Iris pogroziła Gryzkowi zaciśniętą pięścią.
Przeczuwając zbliżające się kłopoty, zajął miejsce obok Kalida, co miała pozwolić mu uniknąć potencjalnego odwetu ze strony Iris.
- Jeśli już skończyliście się wygłupiać, to ty Iris pakuj swoje rzeczy, a ty Gryzek przestań ją denerwować, dobrze ci radzę. Wiesz jaki ma charakter
Oboje pokiwali głową, ale nic nie odpowiedzieli. Wiedzieli, że dyskusja z Kalidem jest bez sensu.
Kiedy Iris poszła się pakować Gryzek zatrzymał się na chwilę w drzwiach i powiedział.
- Twoja Iskiereczka może być gotowa na stawienie czoła światu. Pytanie jednak czy świat jest gotowy, aby stawić czoła jej.- Po tych słowach wyszedł, zostawiając rozbawionego Kalida samego.
Jakiś czas później, kiedy Iris się spakowała i oboje pożegnali się z Kastorem i Gryzkiem, wtedy Kalid otworzył portal i oboje przez niego przeszli.
Po jego przejściu przywitał ich ciepły lekko wilgotny klimat, a miejsce, w którym się pojawili, znajdowało się wiosce w której wszystkie budowle były z kamienia, a mieszkańcy i ich miasto różniło się znacznie od tego co Iris widziała w Europos.
Jednak tuż przed opuszczeniem Europos Kalid powiedział Iris, że mieszkańcy tej krainy może i nie są zaawansowani technologicznie jak mieszkańcy Wrzących Wysp i Europos, ale mają olbrzymie więzi z magią, a ich siła bierze się z szacunku do magii oraz ścisłej hierarchii.
- Witaj Kalidzie, oczekiwałem cię.- Rzekł mężczyzna, który wyłonił się z tłumu gapiów, którzy na jego widok rozstępowali się nisko się mu kłaniajać.
Iris obserwując go, doszła do wniosku, że jego strój jest bardziej wyszukany niż innych mieszkańców, a ich reakcja świadczy o tym, że to jest ktoś ważny.
- Iris to jest Hochet arcykapłan księżyca.
Kalid wskazał dłonią na swojego znajomego, tak postrzegała go Iris, a i ta dwójka sprawiała wrażenie, że zna się nie od dziś.
Sam arcykapłan sprawiał wrażenie wyjątkowo doświadczonego oraz opanowanego. Był kimś w rodzaju Kalida. Czyli mentorem i obrońcą dla mieszkańców wioski, a także pełnił rolę jego zarządcy.
- To twoja uczennica?- Hochet zdawał się być lekko zaskoczony. Znał Kalida na dłużej niż większość, ale i on od czasu do czasu go zaskakiwał- dobrze jednak, że przekazujesz swoją ogromną wiedzę młodym. Młode umysły potrzebują odpowiedniego wzorca, a trudno o kogoś lepszego niż Kalid- po tych słowach Hochet uśmiechnął się lekko i spojrzał na Iris
- Dlatego tutaj jestem- Kalid odpowiedział uśmiechem.- Może opowiesz mojej młodej uczennicy co nieco o tutejszej magi? Jestem pewien, że bardzo ją to zainteresuje.
- W takim razie chodźcie za mną.- Powiedział Hochet, dając znak swoją laską.
Idąc za nim Iris, oglądała budowle które były w całości z kamienia, tak jak droga, którą szli, ale to, co zobaczyła po chwili, przerosło jej najśmielsze oczekiwanie.
- To jest Wielka Piramida Księżyca, miejsce, gdzie kapłani naszej sfery kontemplują i uczą się arkan księżyca.
Iris spojrzała na niego pytająco.
- Zapominam, że nie jesteś stąd.- Podrapał się po głowie.- Cóż...nasz magia dzieli się na 5 sfer. Słońca, która ma charakter bojowy, Księżyca skupia się na obronie i ukryciu, Gwiazd skupia się na rozpraszaniu, Natury na leczeniu oraz ochronie, i najbardziej tajemnicza sfera Dusz. Najpotężniejsi jej arcykapłani potrafią przewidywać przyszłość, przenosić się na ogromne odległości, a także narzucać swoją wolę innym. Każdy kapłan uczy się zaklęć swojej i tylko swojej sfery, co pozwala zmaksymalizować naszą skuteczność.
Iris była zafascynowana słowami arcykapłana, a pomysł na podziały magii na sfery przypomniał jej jeden z listów, który niedawno otrzymała od Belosa. Pisał on w nim, że dobrze by było, gdyby podzielić magię na sabaty, w których uczono by tylko jednej konkretnej magii. Dla Iris brzmiało to strasznie nudno, ale słysząc Hocheta, zaczynała się zastanawiać czy ten pomysł nie jest aż tak głupi.
* Cóż będę mu musiała opisać w kolejnym liście to, co dzisiaj zobaczyłam* Pomyślała.
- Może mały pokaz cię zainteresuje.- Hochet uderzył laską o ziemię i przed piramidą zebrało się kilku mieszkańców, a po chwili dołączył do nich jakiś kapłan.
Hochet powiedział, że to arcykapłan natury i wykonując dziwaczne gesty wzbogacone tańcem z jego rąk, wystrzeliło kilka czerwonych kulek, które trafiły mieszkańców i zamieniły je w zwierzęta.
- To są lamy.- Wyjaśnił Hochet.- Są bardzo pożyteczne, bo potrafią przenieść 10 razy większy ciężar od naszych najsilniejszych tragarzy, a to, co widziałaś to, było zaklęcie polimorfii, które za kilka minut przestanie działać, a jeśli chcesz dowiedzieć się więcej to mam coś dla ciebie.
Hochet klasnął i po chwili pojawił się jego sługa, który miał w rękach książkę, którą wręczył Iris.
- Tutaj jest opis naszej magii i tego jak ona działa, co prawda ty raczej nie możesz z niej korzystać, ale może uda ci się jakoś nią zainspirować i dostosować do swoich potrzeb.
- Dziękuję.- Odpowiedziała.
- Nie wiem czy Kalid ci to powiedział, ale na wszelki wypadek ja to zrobię.- Hochet spojrzał na wielką piramidę księżyca.- Nasz lud poświęcił nowoczesność na rzecz lepszego zrozumienia magi. Badamy ją i uczymy się ją wykorzystywać. Zapamiętaj, że magia ma służyć innym, a nie nad nimi panować.
W słowach arcykapłana kryła się niemal identyczna mądrość co w słowach Kalida. Sama Iris czuła, że może się tu wiele nauczyć.
- Dobrze. Na dzisiaj to wszystko. Mój sługa zabierze was do waszego domu. I miłego pobytu.- Hochet przywołał swojego sługę, który bez szemrania wykonał jego polecenie.
Wczesny wieczór w nowym domu Iris i Kalida.
Wpis 261
Dzisiejszy dzień był pełen niespodzianek. Poznałam nową kulturę oraz magię, a tutejsi ludzie wydają się być bardzo uduchowieni. Panuje u nich ścisła hierarchia gdzie ci, którzy władają magią, są niemal na samym szczycie. Sama książka, którą dostałam, jest fascynująca. Ileż mogę się z niej nauczać. Kiedy wrócę na Wrzące Wyspy, wszyscy będą pod wrażeniem tego, co potrafię.
Jednak najważniejszym dzisiejszym wydarzeniem była wieczorna rozmowa z Kalidem, który postanowił mi powiedzieć, że to, co spotkało moją mamę, to nie był przypadek, lecz zaplanowana akcja, a za wszystko odpowiedzialny jest mój ojciec i brat.
Mama nigdy mi o nich nie mówiła, a ja sama nie wiedziałam, że mam jakąś rodzinę, a już na pewno nie taką, która chce mojej śmierci.
Jestem nieco rozbita, bo nie chcę, aby uszło im to na sucho, ale Kalid studzi mój zapał i twierdzi, że nie jestem gotowa. Kiedy więc będę? Za ile tygodni, miesięcy czy lat uzna mnie za gotową?
Nigdy nie byłam tak wściekła, jak dzisiaj! Muszę znaleźć sposób na danie upustu tej złości!
To pisała Iriss Fallmoon odkrywczyni i poszukiwaczka przygód lat 12
3 tygodnie później.
Dzisiejszy poranek okazał się bardziej upalny i duszny od wczorajszego. Po drodze Iris kupiła na mieście śniadanie i usłyszała rozmowę o miejscu do którego lepiej się nie zapuszczać. Nazywane przez miejscowych Polami Życia.
Dla Iris ta nazwa nie brzmiała strasznie i korciło ją, aby to sprawdzić, jednak teraz musiała się śpieszyć, bo znów zaspała na trening.
Kiedy dotarła na miejsce, zobaczyła swojego mistrza, siedzącego na kamieniu i wyraźnie na nią czekał. Wskazał spojrzeniem na słońce.
- Spóźniłaś się. Znowu. Słońce już wzeszło.
- Byłam zmęczona...-odparła.- Te upały nie pozwalają mi odpocząć.- Co było tylko częściową prawdą. Drugą jej częścią było, to czego dowiedziała się o swojej mamie i jej śmierci i właśnie o tym rozmyślała, kiedy nie mogła zmrużyć oka.
- Nie martw się. Twoi wrogowie dadzą ci mnóstwo czasu na odpoczynek wieczny odpoczynek...- Odparł poirytowany lekceważącym podejściem swojej uczennicy.
- Mam tego dość!- krzyknęła poirytowana.
- Dość? Myślisz, że twoi wrogowie...
- Cicho bądź!- Warknęła.- Myślisz, że nie wiem, co spotkało moją matkę?! Sądzisz, że nie wiem kto za tym stoi?! Myślisz, że mnie to nie obchodzi?! A wiesz, skąd wiem?! Bo mi to powiedziałeś!
- Co cię w takim razie obchodzi?
Iris zmrużyła oczy w wyrazie wściekłości i obrzydzenia.
- Nie kpij ze mnie Kalidzie!
- Nie kpię.- Podniósł się i podszedł w jej stronę.- Co się dla ciebie liczy?
- Pamięć o mojej mamie.
- I?
- Co i? W tej chwili niczego więcej mi nie potrzeba.- Odparła zdziwiona.
Kalid pokręcił głową.
- To właśnie twoja wielka słabość. Kiedy nauczysz się odsuwać na bok egoistyczne pragnienie zemsty. Kiedy okażesz mi tę samą lojalność co swojej matce. Kiedy ten sam szacunek co jej zaczniesz okazywać temu, co dla ciebie robię...dopiero wtedy będziesz gotowa.
- Nie możesz o tym za mnie decydować!- odpowiedziała.
- Ależ właśnie, że mogę. Nikt inny. Żałuje, że powiedziałem ci prawdę...- Kalid wrócił na miejsce, w którym go zastała, i z powrotem usiadł na kamieniu.- Twoja matka też była taka jak ty, ale kiedy się urodziłaś zrozumiała, że są rzeczy ważniejsze od nas samych. Chciała cię chronić za wszelką cenę, a ty chcesz to wszystko zniweczyć, próbując się zemścić na tych, którzy są poza twoim zasięgiem. Zginiesz, a twoja śmierć nic nie zmieni.
Iris poczuła, że traci nad sobą panowanie i rzuciła zaklęcie błyskawicy w stronę Kalida, którą oczywiście bez trudu odbił.
Iris szybko zmieniła taktykę i zaczęła na niego nacierać w zwarciu, ale zanim zdołała go uderzyć on, złapał patyk leżący obok niego i od niechcenia zdzielił ją nim w bok głowy i powalił na ziemię.
Poczuła w ustach smak piachu i ziemi, a przed oczami widziała stojącego nad nią Kalida.
- Jesteś zbyt porywcza- stwierdził.- To kolejna rzecz, nad którą nauczysz się panować, za nim skończę twój trening.
Iris zamrugała oczami i potrząsnęła głową, a potem pomacała, miejsce, w które ją uderzył. Już zaczynało puchnąć, ale mimo bólu Iris wiedziała, że Kalid miał rację.
- Przemyśl to, co ci powiedziałem- powiedział Kalid. I zapamiętaj jeśli chciałem cię od czegoś odwieść, to dlatego, że nie wiedziałaś na ten temat nic. Jeśli nie chciałem, abyś coś zrobiła, to dlatego, że jesteś jeszcze zbyt porywcza i naiwna.
Iris nic nie odpowiedziała.
- Jutro o wschodzie słońca! Nie spóźnij się!- Upomniał ją i udał się w sobie tylko znanym kierunku, zostawiając ją samą.
Ona jednak miała inne plany. Chciała udowodnić swojemu mistrzowi, że jest gotowa, a co może być lepszym dowodem niż udanie się w miejsce gdzie wszyscy boją się chodzić?
Iris zignorowała słowa miejscowych i postanowiła udać się na małą wycieczkę. Jakiś czas później dotarła do miejsca znanego pod nazwą Polami Życia. Nazwa była bardzo ciekawa i jeszcze bardziej pobudziła jej instynkt poszukiwaczki przygód, a to, co mówili o nich tutejsi mieszkańcy, utwierdzało ją w przekonaniu, że to będzie przygoda, jakiej potrzebuje.
* Uwodnię mistrzowi i wszystkim innym, że jestem gotowa!* Pomyślała w duchu.
Idąc drogą, natknęła się na przydrożną skałę na, której było coś na niej napisane. Iris podeszła bliżej i zaczęła czytać na głos:
- " Był kiedyś czas, kiedy ta wyżyna stanowiła dom bardzo światłego ludu. Posiedli oni rozległą wiedzę i kochali sobie wszelką magię opartą na sferze natury. Pewnego dnia tutejszy władca otrzymał od ducha opiekuńczego mistyczny, cudowny pierścień na znak sojuszu i przyjaźni. Władca miał dwóch synów, młodszy syn zaczął zazdrościć ojcu pierścienia. W końcu ukradł pierścień i wraz z częścią swoich popleczników osiadł z dala od miasta. Władca wysłał starszego syna, by ten odzyskał skradziony pierścień.
Dwaj bracia stoczyli pojedynek, ale podczas walki pierścień został przełamany. Starszy syn, który zwyciężył w pojedynku, zabrał jego połowę , lecz magia pierścienia była tak silna, że nigdy nie wrócił do swojego ojca i ukrył go na przeciwległym krańcu wioski. Władca zaś wypadł z łask ducha opiekuńczego, który rzucił na niego i wszystko, co tu żyło potężne zaklęcie. Musieli odpokutować bezmyślność, która doprowadziła do zmarnowania cennego daru. Nigdy nie opuszczą świętej góry, będącej domem ducha i będą mogli umrzeć tylko nagłą śmiercią. Dwaj bracia kontynuowali walkę o drugą połowę pierścienia.
I tak minęło ponad 100 lat, jednak jak to było im przeznaczone...nic się nie zmieniło. Tylko przybysz z zewnątrz może połączyć obie połowy pierścienia w domu, w którym mieszka duch opiekun. Zaklęcie zostanie wtedy przełamane, a uwolniony władca z pewnością hojnie nagrodzi swojego wybawcę."- Iris dostrzegła jeszcze jeden napis na samym dole.- "Czy jesteś gotów podołać temu wyznaniu?"
- Jeśli po czymś takim nie uzna mnie za gotową, to ja już sama nie wiem.- Po tych słowach Iris pewnie ruszyła w kierunku wyżyny.
Słyszała odgłosy życia toczącego się otaczającym ją lesie. Przestraszyła się, że może jednak postąpiła zbyt pochopnie i przez to może już nie wrócić.
Nie mogła jednak zawrócić, bo byłoby to przyznaniem się do błędu i do słabości. Upał, komary i wilgotność dawały jej w kość jeszcze bardziej niż w mieście. Mijała spopielone pozostałości drzew, co świadczyło o tym, że doszło tu jakiś czas temu do walki.
W Europos Kalid nauczył jej pewnych przydatnych zaklęć. Jedno z nich pozwalało namierzyć magiczne przedmioty, a z racji, że pierścień mimo rozbicia go na dwie części jego aura była dobrze wyczuwalna.
Sprawnie przemierzała drogę, jaka dzieliła ją od celu i szybko dotarła do wioski, w której znajdował się jeden z fragmentów pierścienia.
Iris napotkanych wartowników omijała, trzymając się cieni, wolała nie zdradzać swojej obecności tutaj, bo mogłoby się zrobić bardzo nieprzyjemnie, jeśli by do tego doszło.
Posuwała się w kierunku centrum wioski, co chwila, przystając, nasłuchując i rozglądając się. Zauważyła, że patrole są regularne i rutynowe, do przemknięcia między nimi wystarczyła cierpliwość.
Domy w odróżnieniu od tych w mieście były drewniane i sprawiały wrażenie bardzo prostych, ale co rzucało się w oczy, to to, że zostały wybudowane w równych odstępach.
Odnalezienie właściwego budynku nie było zbyt trudne, ponieważ nieważne od miejsca, czy świata, w jakim się żyje, to osoby u władzy mają zawsze ten sam problem. Ich siedzibą był budynek zawsze największy i najbardziej bogato zdobiony ze wszystkich.
Przy drzwiach stało dwóch strażników, którzy wyglądali na takich nie do przejścia bez wykrycia, ale pobyt w tej krainie okazał się bardzo owocny, bo Iris nauczyła się zaklęcia ze sfery księżyca i dostosowała je do swoich potrzeb, a to zaklęcie czyniło ją niewidzialną, ale tylko na kilka sekund więc musiała być szybka jak wiatr.
Szybko korzystając z momentu, że strażnicy spojrzeli w inną stronę, Iris błyskawicznie przekradła się obok nich, a tuż za progiem znów stała się widzialna.
Na szczęście światło pochodni nie było zbyt jasne, więc nie było jej za bardzo widać, kiedy przemykała pomiędzy pomieszczeniami.
Szybko zlokalizowała coś w rodzaju sali tronowej i zobaczyła leżącą na piedestale połówkę pierścienia, którą szybko schowała do torby i czym prędzej opuściła budynek, wiedząc, że jeśli ją odkryją, nawet najciemniejszy zakamarek nie będzie bezpieczną kryjówką.
W ostatniej chwili Iris ukryła się w zaroślach obok domu, bo wtedy przed wejściem do wioski zrobiło się spore zamieszanie.
Był to jeden z ataków drugiego brata, a według wiedzy Iris ataki były regularne i nigdy nie przynosiły one rozstrzygnięcia.
Problem polegał na tym, że jedyna sucha droga na drugą stronę rzeki prowadziła przez sam środek pola bitwy, więc Iris postanowiła pokonać rzekę wpław.
Po wybraniu odpowiedniego miejsca wskoczyła do wody i obserwując drugi brzeg, cicho płynęła w jego stronę.
Woda była nawet ciepła, ale dość głęboka i gdyby nie fakt, że Kalid nauczył ją dobrze pływać, to pewnie by utonęła.
Wychodząc na brzeg, Iris widziała w oddali miasto w którym prawdopodobnie mieszkał drugi z braci, ale nie miała się gdzie schować, a ta strona rzeki była znacznie bardziej pilnowana od tamtej.
Iris wpadła na genialny i prosty plan. Potrafiła przecież wyczarowywać iluzje i to całkiem niezłe, dlatego postanowiła przybrać postać jakiegoś wojownika i kiedy wypatrzyła jakiegoś, to dokładnie mu się przyjrzała i rzuciła zaklęcie.
Idąc w kierunku miasta oraz miejsca, gdzie znajdowała się druga połówka pierścienia, mijała grupki mieszkańców. Jedni otwarcie ją podziwiali, wręcz podlizywali się. Inni odnosili się do niej z subtelnym lekceważeniem, a jeszcze inni ze strachem i niepewnością.
Było jasne, że wojownicy obu braci są w najlepszym razie tolerowani w najgorszym nienawidzeni. Sama Iris nie napotkała ani śladu autentycznej sympatii czy szacunku.
Jednak czy można się im dziwić? Przez kłótnie dwóch braci, stali się więźniami we własnym domu, którego nie mogli w żaden sposób opuścić.
Po zlokalizowaniu właściwego budynku okazało się, że brama była otwarta, a po dziedzińcu krzątało się kilku wartowników. Na widok Iris stanęli na baczność, a ona zrozumiała, że musiała podszyć się pod kogoś o wysokiej randze, bo jej nowy wygląd budził respekt, choć dla niewtajemniczonych stroje dowódców i zwykłych żołnierzy różniły się ilością zdobień oraz kolorami. Dzięki czemu Iris bez trudu zinfiltrowała budynek.
Idąc korytarzami, podsłuchała fragment rozmowy, w której żołnierze opowiadali, że dzisiejszy atak był wyjątkowo zajadły i że jutro rano ruszają do walki.
Iris starając się nie zwracać na siebie uwagi, zapoznawała się z rozkładem pomieszczeń, aż nie znalazła, tego, czego szukała.
Po zabraniu drugiej połówki pierścienia na jego miejscu pozostawiła fałszywkę, którą stworzyła dzięki iluzji, co miało dać jej czas na bezpieczne opuszczenie terenu.
Tuż przed wyjściem usłyszała głośne krzyki, a żołnierze w środku wybiegli na zewnątrz. Serce Iris zaczęło bić jak szalone. Nie spodziewała się, że tak szybko odkryją to, co się stało, a kiedy słyszała już odgłosy, biegnących żołnierzy postanowiła, zachować zimną krew i dopóki jej nie zaatakują nie będzie się ujawniać.
Na szczęście dla niej okazało się, że nie chodzi o nią, ale drugi brat chyba odkrył, że połowa jego pierścienia zniknęła i prawdopodobnie wysłał wszystkie swoje siły, aby go odzyskały.
Sprawiło to, że na ulicach zapanował chaos, a sama Iris szybko je opuściła, nie oglądając się za siebie. Biegła najszybciej jak potrafiła w kierunku pobliskich drzew.
Czuła, że połówki pierścienia prowadzą ją w kierunku południowego zachodu i tam też się udała. Na południu widziała masę pochodni oraz słyszała odgłosy walki, ale nie mogła obecnie nic z tym zrobić, a słońce powoli wstawało. Od chwili kiedy pojawiła się na tej wyżynie czuła się tak jakby miała na sobie wzrok swojego mistrza i to ją mobilizowało.
Po przedarciu się przez gęsty last Iris zobaczyła mały dom wykonany z gładkiego szarego kamienia, na którym były jakieś rysunki. Zgadła od razu, że to dom ducha, który rzucił klątwę, a kiedy podeszła do nie niego bliżej, to dostrzegła, że w progu czeka na nią starszy mężczyzna, ale wiedziała, że nie jest on tym, na kogo wygląda. Wyczuwała bowiem od niego potężną magię.
Mężczyzna gestem dłoni zaprosił ją do środka i wskazał miejsce gdzie ma położyć połówki pierścienia, a kiedy to zrobiła, on zabrał się za ich łączenie.
Proces nie był długi, ale był spektakularny. Obie połówki nagle ożyły, a ich magia sprawiła, że połączyły się w jedno. To musiało wywołać jakąś reakcje, bo odgłosy walki, jakie słyszała nagle ucichły.
Gdy połówki błyszczącego pierścienia zostały połączone, z piersi setek osób wyrwało się westchnienie ulgi. Jeszcze przez chwilę spoglądali na siebie z powątpiewaniem, aż wreszcie jeden z nich uczynił dwa niepewne kroki w kierunku podnóża góry. Potem jeden za drugim z radością schodzili w dół, opuszczając miejsce swojej długoletniej niewoli.
Do stóp Iris padł władca Pól Życia i bardzo pokornym tonem powiedział:
- Zaklęcie, które nie pozwalało nam umrzeć, zostało przełamane, dziękuję w imieniu swoim oraz tych wszystkich, którzy byli niewolnikami tego miejsca. Wiem, że nie ma sposobu, abyśmy odwdzięczyli się za twoją dobroć, która uchroniła nas przed kolejnymi setkami, a nawet tysiącami lat rozpaczy. Proś, o co chcesz, żadna nagroda nie jest zbyt wielka za to, co zrobiłaś.
Iris lekko się zarumieniła, bo taka reakcja była jej obca. Wiedziała, co zrobiła, ale mimo wszystko ci, którym pomogła byli więcej niż szczęśliwi, ale to było naprawdę miłe uczucie.
- Niczego nie musicie mi dawać.- Zaczęła.- Zrobiłam to, bo potrzebowaliście pomocy, a mnie udało się jej wam udzielić, a jedynym czego chcę, abyście mogli żyć normalnie. Jeśli jednak chcecie coś mi dać, to wyświadczcie mi przysługę i nie popełnijcie drugi raz tego samego błędu.
Władca uśmiechnął się i pokiwał głową, a Iris opuściła Pola Życia z poczuciem dobrze wykonanego zadania, ale miała wątpliwości, czy jej mistrz to doceni.
Wieści o jej dokonaniu znacznie ją wyprzedziły, a mieszkańcy miasta, w którym mieszkała, wiwatowali na jej cześć. Nawet sam arcykapłan księżyca Hochet był pod wrażeniem. I nie mógł się nachwalić jej sprytu oraz odwagi.
Kiedy jednak spotkała się ze swoim mistrzem, ten wydawał się być nieco poważniejszy niż zazwyczaj.
Iris wpatrywała się w podłogę, czekając na jego reakcje. Wiedziała, że złamała jego polecenie.
- Mam dla ciebie wielki szacunek za to, co, uczyniłaś dla tych tutejszych mieszkańców. Zdjęcie tej klątwy jest niewątpliwe wielkim osiągnięciem.
Iris czuła, że jej mistrz zbliża się do jakiegoś, ale.
- Ale...złamałaś moje polecenie.- Powiedział stanowczo.- Nie ograniczam cię, bo w ciebie nie wierzę, ale dlatego, że chcę, aby ci się udało. Owszem zdjęłaś klątwę, ale zastanowiłaś się przez chwilę, co by się stało, gdybyś zawiodła? Gdyby jeden z braci zdobił obie połówki pierścienia?
Iris pokręciła głową.
- Każda twoja decyzja i akcja ma swoje konsekwencje. Tego musisz się nauczyć i...dobra robota iskiereczko.- Uśmiechnął się.- Mimo swojego nieposłuszeństwa możesz być z siebie dumna.- Kalid wskazał dłonią na leżące obok niego pudełko.- To jest prezent dla ciebie. Całe pudełko czekoladek z pozdrowieniami od Gryzka i Kastora.
Na te słowa Iris uśmiechnęła się szeroko. Cieszyła się nie tyle z prezentu ile z tego, że przyjaciele o niej pamiętają.
Nie ukrywam, że nad tym rozdziałem męczyłem się chyba najdłużej, ale ostatecznie wyszedł mi chyba całkiem dobrze. I to kolejny rozdział gdzie tworzyłem nowy świat w oparciu o to co widziałem bądź przeczytałem ^^ I dlatego liczę, że był to dla was ciekawy i przyjemny rozdział.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro