Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10 Złamane obietnice

Rozdział trochę długi, ale w końcu jest ostatni przed prologiem. I powiem wam, że jestem z niego dumny :3


Tydzień później

Iris stała na szczycie Kolana Tytana. Miała taki zwyczaj, że przychodziła tutaj, kiedy musiała pomyśleć w spokoju.

Niebo było bezchmurne, a łagodne promienie słońca sprawiały, że widok na Wrzące Wyspy, jednak widok ten wcale jej nie cieszył. W jej głowie kłębiły się myśli czy postąpiła właściwie, czy nie zamieniła jednego potwora na innego.

Te rozważania przerwał nagle głos Belosa.

- Wiedziałem, że cię tu znajdę- zaczął spokojnym, lecz stanowczym tonem.- Powinnaś być w zamku i wypełniać swoje obowiązki. Nie po to zrobiłem z ciebie twarz cesarskiego sabatu, żebyś teraz bawiła się w wycieczki i uciekała przed swoimi obowiązkami.

- Nie bawię się w wycieczki i przed niczym nie uciekam...po prostu mam wątpliwości czy postąpiłam słusznie, zostając...- Westchnęła i patrzyła jak Belos, staje koło niej. Czuła, że nie jest to ten sam Belos, którego znała jeszcze kilka tygodni temu, ba to już nie był nawet ten Belos sprzed dwóch dni. Więź, jaką pomogła mu stworzyć z wyspą i Tytanem, źle na niego wpływała, ale wiedziała, że zrobiła to, aby uratować mu życie. Tylko czy było warto?

- Nie uważasz, że trochę na to za późno?- zapytał nieco obojętnym tonem.

- Może...jednak nic na to nie poradzę.- Wzruszyła ramionami.- To ponad moje siły...

- Może ponad twoje, ale nie ponad moje.- Powiedział i spojrzał na Iris, a jego oczy rozświetliły się na jasno zielono.- Spójrz na to, co zobaczyłem, a może wtedy zrozumiesz, że twoje wątpliwości nie mają znaczenia.

Belos zrobił Iris to samo co jej siostra Tanis po ich ostatniej walce. Wbił jej palce obu rąk w jej głowę, a świat nagle rozpadł się na kawałki i oboje znaleźli się w pustce, a za plecami Belosa zaczęły pojawiać się obrazy, fragmenty historii.

Iris nie wiedziała jednak, do kogo one należą, ale wiedziała, że to nie są mieszkańcy Wrzących Wysp, więc szybko domyśliła się, że są to ludzie.

- To, co widzisz, to właśnie są ludzie, o których ci mówiłem, a ich świat egzystuje tuż obok naszego. Zasłona jest słaba i co jakiś czas oba światy się ze sobą zderzają.- Zaczął i obrócił się w kierunku fragmentów wizji i rozłożył ręce.- Spójrz, to co widzisz to właśnie kwintesencja ludzkości. Czują wszystko to, co najgorsze. Strach. Nienawiść. Dumę. Gniew i Przemoc. Któregoś dnia będą, w stanie rzucić nam wyzwanie, a wtedy nic, ani nikt nie zdoła ich zatrzymać. Cała historia ludzkości to jedna wielka seria walki i uległości. Oraz chęci posiadania więcej, więcej i zawsze więcej...

Iris patrzyła na wizje, jakie pokazał jej Belos i wtedy pierwszy raz od dawna autentycznie się bała. Tylko nie wiedziała, czy boi się wizji, słów Belosa czy tego, kim on się staje.

- Główną naturą ludzi jest ich chęć do konfliktu i nie baczą na to, kto w nim ucierpi i tylko ja mogę to zatrzymać, ale do tego będzie mi potrzebna twoja pomoc.- Ostatnie słowa, powiedział nieco spokojniejszym tonem.

- Jak wielu ludzi to dotyczy?- dopytywała.

- Któż to teraz wie...- odparł lakonicznie. Prawda nie miała jednak dla niego znaczenia.

- Więc...dla pewności trzeba zniszczyć wszystkich?

Belos jednak nie odpowiedział. Nie musiał, bowiem jego milczenie było dla Iris wystarczającą odpowiedzią. Właśnie wtedy znów wrócili do rzeczywistości.

Iris myślała, że plany Belosa są tylko na pokaz, ale teraz widziała, że on faktycznie ma zamiar to zrobić, a dzięki niej nie ma nikogo, kto mógłby podważyć jego słowa, albo się postawić. Jej rodzina nie żyje. Tytan zamilkł i nikt poza Belosem go nie słyszy, a to wszystko przez Iris.

Ona sama zdawała sobie sprawę, że stworzyła potwora i to, pomimo że kierowały nią szlachetne intencje, ale nie mogła nic już na to poradzić, bo nie wiedziała co i bała się czy gdyby coś zrobiła, to nie byłoby jeszcze gorzej.

- Mam nadzieję, że to rozwiało twoje wątpliwości.

- Tak.- Skłamała. To, co jej pokazał, bardzo różniło się od historii, jakie opowiadał jej mistrz. O bohaterstwie, poświęceniu czy miłości. Bo w wizjach, jakie pokazał jej Belos była tylko przemoc, gniew i strach. Wszystkie najgorsze cechy, jakie może mieć istota rozumna.

* Ludzie są tacy jak my, a Belosem kieruje zwykły strach i rasizm, a on teraz był zupełnie jak jej ojciec, tylko z tą różnicą, że on nie był tak zakłamany. Belos nie tylko oszukiwał innych, ale też samego siebie. Jednak nie mogę go opuścić, bo dokąd miałbym pójść? Od bardzo dawna nie czułam się tak samotna. Może to wszystko minie i będzie tak jak kiedyś? Będę wykonywać swoje obowiązki, licząc, że uda mi się odnaleźć nowy cel w życiu.*Pomyślała Iris, patrząc na odchodzącego Beloa i bez słowa skargi ruszyła za nim. Tak jak zawsze.

I tak Iris przez kolejne 12 lat była niezachwianą wykonawczynią woli Belosa. Unikała kłopotów i nie kwestionowała rozkazów Belosa. Jej główna rywalka Kiki tryumfowała, że w końcu została poskromiona, ale Iris udzieliła jej jedynej sensownej wówczas odpowiedzi:

- Jeszcze zobaczymy.

Jednak dzisiejszy dzień miał być inny niż wszystkie wcześniejsze oraz być początkiem zmian w jej życiu.

Iris została wysłana z rozkazu Belosa na bal do rezydencji Blightów, którymi gardziła z całego serca, a najbardziej Odalią, która bardzo przypominała jej ojca, który nie wahał się manipulować nawet własną rodziną, aby tylko osiągnąć cel, a jakby tego mało musiała użerać się ze swoją nową asystentką Lilith Clawthorne. Lilith nie została jej przydzielona bez powodu, ponieważ bardzo szybko pięła się w hierarchii cesarskiego sabatu i według Kiki miała wszelkie predyspozycje, aby w przyszłości zastąpić Iris.

Sama Iris nie miała osobiście nic przeciwko Lilith, ba pamiętała nawet spotkanie z jej matką dawno temu, ale lata służby dla Belosa sprawiły, że stała się bardzo aspołeczna i unikała nowych znajomości, skupiając się tylko i wyłącznie na swojej pracy. Bo pamiętała jak skończyła się znajomość, której poświęciła wszystko.

Złamanym sercem oraz obietnicami bez pokrycia. Jednak rozkaz to rozkaz, ale to, co musiała przyznać, że Lilith miała pewne jej cechy. Cechy, które czyniły ją na swój sposób wyjątkową.

To, co również ją najbardziej bolało, to fakt, że kiedyś wielu uważało jej ojca za potwora, a dzisiaj okazuje się, że takich jak on jest jeszcze więcej niż wcześniej.

* Popełniłam błąd.* Pomyślała, spoglądając na nieświadomą niczego Lilith.

Pierwszą rzeczą, kiedy obie dotarły na miejsce, było jasne wyjaśnienie jej sytuacji i wydanie instrukcji, aby wszystko poszło zgodnie z planem. Iris wiedziała, że bale rządzą się własnymi prawami. Nauczyła się tego dzięki byciu prawą ręką cesarza, więc musiała się, obracać wśród wyższych sfer wymagana była znajomość reguł jakimi się rządzą

- Zapamiętaj Lilith. Nie odzywasz się niepytana i odpowiadasz, jak najzwięźlej potrafisz, bo przybyliśmy tu służbowo, a nie dla zabawy. Zresztą, to dobra chwila na pierwszą lekcję jak działają bale. Obserwuj otoczenie i nie daj się podejść, bo ich uczestnicy balów, jakie urządza rodzina Blight to śmietanka towarzyska, a to miejsce to siedlisko żmii, gdzie wszyscy są dla siebie obrzydliwie uprzejmi i fałszywie się uśmiechają , zapewniając o swoich szlachetnych intencjach i dozgonnej przyjaźni, ale nie daj się zwieść, bo to wszystko tylko gra pozorów, a jeśli chcesz w przyszłości zająć moje miejsce, to musisz się tego nauczyć, aby nikt nie oszukał ciebie.

- Rozumiem- pokiwała głową.- Jednak pozwolę sobie zauważyć, że jesteśmy trochę spóźnione.

- I to druga lekcja. Na bale takie jak te trzeba się modnie spóźnić, to taka niepisana zasada. 30 minut to odpowiedni czas, a teraz chodź i pamiętaj, uśmiechaj się i kiwaj głową, trzymaj się mnie, a jakoś przetrwasz.

Po tych słowach Iris jako pierwsza weszła do środka, Lilith pewnie ruszyła za nią.

Lilith podziwiała Iris oraz jej pewność siebie i obycie. Znała zwyczaje wyższych sfer, chociaż do nich nigdy nie należała, a jej suknia była prosta i elegancka.

i z pewnością przyciągnie wzrok zainteresowanych, bo mimo wieku wielu wciąż uważa ją za najpiękniejszą kobietę w cesarskim sabacie.

Od wejścia do środka nie minęło wiele czasu, a podeszła do nich Odalia i w swoim stylu powitała dwójkę gości.

- Iris Fallmoon i Lilith Clawthorne- powiedziała.- Dwie znamienite przedstawicielki cesarskiego sabatu, jakiż to zaszczyt, że zawitałyście w nasze skromne progi.

- Cesarz życzy sobie, abym oceniła czy nie marnujecie jego środków na głupoty, ale to oczywiście tylko formalność mam rację?- spytała Iris, wykrzesując z siebie jak najbardziej czarujący uśmiech.

- Oczywiście, oczywiście. Jednak chcę zaznaczyć, że stworzenie abominacji, które będą działać autonomicznie, wymaga dużo czasu oraz prób.

- Interesują nas suche fakty i liczby. Kiedy i ile?

- Przy obecnym finansowaniu? Zakładając potencjalne problemy i gorsze czasy to, jakieś 10-15 lat. Mniej więcej.

- Zapisz to Lilith.- Iris odwróciła się do swojej asystentki, a później spojrzała na Odalię.- Teraz mamy to czarno na białym, a termin nie podlega przedłużeniu i jeśli ci się to nie podoba droga Odalio to, reklamację możesz złożyć prosto u samego cesarza.

- Oczywiście. Podołamy terminom, a mój mąż osobiście tego dopilnuje.- Odalia uśmiechnęła się i pokiwała głową.

Iris i Lilith jednak zauważyły, że mimo wyrazu twarzy Odalia była wściekła, ale dobrze to ukrywała. W końcu w interesach nie ma sentymentu i to zwłaszcza kiedy robi się je z rodziną Blight.

- Skoro wspomniałaś Aladora, to gdzie on jest?- Spytała zaintrygowana Iris, wiedząc, że Odalia z reguły nie spuszczała oka z Aladora bez ważnego powodu.

Iris zawsze bowiem uważała go za duże dziecko, które ciągle potrzebuje nadzoru, ale intelektu nie można było mu odmówić, ale do jej ojca było mu jeszcze bardzo daleko.

- Zajmuje się obecnie bliźniakami i, mimo że mają dwa lata to, ciągle jest z nimi utrapienie.-  Wyjaśniła Odalia, ponownie sztucznie się uśmiechnęła.- Wiecie dzieci to interes na pełen etat, a teraz wybaczcie, bo muszę iść do innych gości. Miłego wieczoru i bawcie się dobrze.- Skinęła głową i zniknęła w tłumie gości.- W ten kulturalny sposób Odlia dała do zrozumienia, że nie chce już dłużej rozmawiać.

- I co o tym myślisz?- Spytała Iris.

- Eee...- chrząknęła Lililith.- Myślę, że wywiążą się z umowy, bo wiedzą, że jeśli tego nie zrobią, to stracą coś znacznie cenniejszego niż tylko majątek.

- Ładnie powiedziane.- Uśmiechnęła się Iris.- Jeszcze chwilę, a się wyrobisz.

Lilith na dźwięk słów Iris, pozwoliła sobie na skromny uśmiech.

- Więc co robimy dalej?- Zapytała Lilith, czekając na kolejne polecenia.

- Wtopmy się w tłum, a jeśli chcesz, to możesz się zabawić w końcu jesteśmy na balu, więc czemu z tego nie skorzystać. Tylko pamiętaj co mówiłam ci przed wejściem.

Lilith pokiwała głową i wmieszała się tłum gości, a sama Iris przez chwilę ją obserwowała i doszła do wniosku, że świetnie sobie radzi więc sama postanowiła się trochę rozerwać.

Po około 3 godzinach Iris została zaczepiona przez wysłannika z cesarskiego sabatu.

- Najmocniej przepraszam...

- Ech...-westchnęła poirytowana Iris.- Oby to było coś istotnego.

- Nie mam pojęcia- odparł wysłannik.- Jednak to chyba ważne.- Powiedział i wręczył Iris zapieczętowany zwój.

Iris przeczytała z wielką uwagą zapisaną na nim wiadomość, a kiedy skończyła, zrobiła wielkie oczy i przeczytała ją jeszcze raz, zupełnie jakby nie mogła uwierzyć w to, co jest na nim napisane.

- Przekaż, że wszystkim się zajmę- Spojrzała na wysłannika i ruchem palca zniszczyła zwój.

Posłaniec ukłonił się i dyskretnie opuścił bal.

Iris zaczęła szukać w tłumie gości Lilith, aby podzielić się z nią informacjami, jakie otrzymała od Belosa.

- Możemy porozmawiać?- Iris dyskretnie zaczepiła Iris, która krążyła pomiędzy gośćmi.

- Coś się stało?

- Przyszły rozkazy od cesarza- oznajmiła.- Jestem potrzebna gdzie indziej. Dasz sobie radę sama?

- Raczej tak, a co mam powiedzieć, kiedy spytają, gdzie jesteś?

- Prawdę. Zrozumieją i wiedzą, że są rzeczy ważne i ważniejsze. No i baw się dobrze, bo do rana jeszcze dużo czasu.

Lilith pokiwała głową i wzrokiem odprowadziła Iris w kierunku wyjścia.

Iris czym prędzej otworzyła portal do zamku, gdzie wstąpiła, aby się przebrać, bo, mimo że nie lubiła chodzić w sukniach, to nie chciała niszczyć ich bez powodu. Kiedy już to zrobiła szybko udała się do miejsca, które było w wiadomości.

Na miejscu czekała na nią Kikimora oraz dwóch wysokich rangą członków cesarskiego sabatu.

- Długo tutaj jesteście?- zapytała.

- Przybyliśmy chwilę temu i uprzedzam pytanie, nie wiem więcej od ciebie.

Iris podeszła do miejsca z wiadomości gdzie ku swojemu zaskoczeniu znalazła człowieka. Na oko był to zwykły dzieciak i nie mógł mieć więcej niż 12 lat. Obejrzawszy go dokładnie, Iris ponownie zwróciła się do Kikimory.

- Kto go znalazł?

- Nikt.- Odparła.- Cesarze Belos powiedział, że Tytan do niego przemówił i zesłał mu wizję.

- W takim razie zabieramy go do pałacu i zdamy raport.- Iris otworzyła portal, który prowadził do zamku Belosa.

Kikimora dała znak członkom sabatu, którzy byli wraz z nią, aby podnieśli chłopca i szli za nią i Iris.

Kiedy cała grupa była już na miejscu Iris wydała rozkaz:

- Zanieście chłopca do jednego z pustych pokojów i dobrze pilnujcie.

Członkowie cesarskiego sabatu bez słowa zrobili to, co kazała im Iris, a ona sama udała się, aby zdać relację Belosowi.

Kiedy otworzyła drzwi do sali tronowej, Belos siedział jak zwykle na swoim tronie i wyglądał, jakby nad czymś myślał.

Iris, ilekroć tu przychodziła to, niemal zawsze był w tej samej pozie: Wiecznie zamyślonego i nieobecnego władcy.

Sam bowiem rzadko opuszczał mury swojego zamku, chyba że sytuacja go do tego zmusiła, a jego wygląd przywoływał w głowie Iris wspomnienia z chwili kiedy się poznali, kiedy razem udawali, że walczą ze złem, a figurka, jaką miał wtedy w dłoni niemal 1 do 1 oddawała jego dzisiejszy wygląd. Zmiana, o jakiej mówił Tytan była teraz świetnie widoczna.

Kolejnym pytaniem, jakie pojawiło się w głowie Iris, było czy ta zabawka była przypadkowym podarunkiem, czy nie? W końcu nawet dobra wiedźma Azura jest obecnie hitem sprzedażowym, a dzieciaki ją uwielbiają.

* Jednak Hekate faktycznie okazała się świetna pisarką* Pomyślała, wracając wspomnieniem do czerwonowłosej dziewczynki, której lata temu wręczyła figurkę Azury, aby ją zainspirować. *Gdyby tylko wiedzieli jaka naprawdę historia się za nią kryje...* Sama Iris czuła się teraz, jakby wpadła w pułapkę własnego losu, którego nie jest w stanie zmienić. Mimo że jej mistrz twierdził, że jest to możliwe, ale to wymagało siły, której obecnie bardzo jej brakowało.

Miała bowiem ratować świat przed złem, a dzisiaj okazuje się, że nie tylko go nie uratowała, ale sama też stała się zła. Dlaczego? Bo nie zrobiła nic, aby się sprzeciwić złu, które reprezentował Belos. Jej przyjaciel i ktoś, kogo naprawdę pokochała, ale bez wzajemności.

- Jakie wieści przynosisz.- Odezwał się Belos, kończąc tym samym jej gonitwę myśli.

- Znaleźliśmy człowieka...tak jak przewidywałeś.- Odparła.- Kazałam go pilnować i czekam na twoją decyzję co z nim zrobić.

- To będzie twoje nowe zadanie...

Iris czuła, że to, co zaraz powie bardzo się jej, nie spodoba. I miała rację.

- Wyszkolisz tego człowieka. Sprawdzisz jak wiele, będzie gotów znieść, jaką moc osiągnie, czy będzie dla nas przydatny. Masz na to 5 lat.

Iris chciała zaprotestować, ale wiedziała, że nic to nie da. Belos, jeśli coś postanowi to, tak musi się stać, ale innym problemem był fakt, że nie była ona typem dobrej mistrzyni jak Kalid. Nie miała jednak wyboru.

- Będzie, jak sobie życzysz.- Ukłoniła się i jak najszybciej udała się do swojego pokoju, aby przelać swoje lęki i obawy do swojego pamiętnika, licząc, że to ukoi jej gonitwę myśli.

Po wejściu do swojej komnaty wzięła do ręki swój opasły pamiętnik i za nim zaczęła pisać, to postanowiła zerknąć na stare wpisy, aby sobie przypomnieć, jak było kiedyś. I to był wielki błąd.

Wpis 1023

Dzisiaj przejrzałam moje pierwsze wpisy i pewnie to głupio zabrzmi, bo mam ponad 40 lat dokładnie 43, ale rozpłakałam się jak dziecko. Dlaczego? Bo znasz mnie najlepiej i dotarło do mnie, że, mimo iż jesteś tylko rzeczą, to byłeś ze mną od chwili kiedy straciłam mamę do dzisiaj, kiedy chyba straciłam sama siebie. Czemu tak uważam?

Na przykład dzisiaj, kiedy myłam twarz stało się coś co nie stało się nigdy wcześniej ja...porzygałam się.

Ktoś powie, że to ze stresu i może mieć rację, bo mam wiele zajęć i nerwy napięte jak struny, ale to chyba jednak przez to, że przestaje już poznawać osobę, którą widzę w lustrze. Czuje wstyd i obrzydzenie, ale co mam robić? Zaszłam tak daleko, że już nie mogę zawrócić, a przynajmniej nie bez pomocy, ale obecnie nie mogę liczyć na nikogo poza sobą...

Kiedy zaczynałam pisać dziennik, wszystko wydawało mi się takie proste, łatwe, wiedziałam, co jest dobre, a co złe, a dzisiaj po ponad 30 latach mojej podróży widzę, jak bardzo się myliłam.

Kiedyś byłam pełną życia dziewczynką z masą przyjaciół oraz głową pełną marzeń. Czułam wtedy, że mogłabym stawić czoła całemu światu, ale wtedy mój świat został mi odebrany.

Później, kiedy przygarnął mnie Kalid, poczułam znów jego namiastkę. Kalid starał się zastąpić mi rodzinę, ale robił to uroczo nieporadnie, jednak kochałam go i dalej kocham jak ojca, bo jestem jego Iskiereczką. A przynajmniej byłam, bo teraz nie ma go przy mnie.

Nie winię go za to, że nasze drogi się rozeszły. Wiedziałam, że tak będzie, a on co jakiś czas mi o tym, że to się stanie któregoś dnia. Zdaje sobie sprawę, że, mimo iż wpajał mi całą masę mądrości i wymagał, abym uczyła się na błędach innych, to ja ciągle jakieś popełniałam.

Dobrze widać to w moich młodzieńczych wpisach byłam wolna, lecz tego nie dostrzegałam. Miałam, czas, ale go nie ceniłam, byłam otoczona miłością i przyjaźnią, której nie czułam, byłam arogancka, pewna siebie oraz pozwoliłam aby zaślepiła mnie zemsta. Myślałam, że kiedy uda mi się zemścić, to poczuje ulgę, że będę wolna, ale tak się nie stało, bo czułam się jeszcze bardziej pusta niż wcześniej. Jednak wtedy uważałam, że podjęłam właściwą dla siebie decyzję. Tak przynajmniej mi się wtedy zdawało, a dzisiaj? Wszyscy, których chciałam chronić, odwrócili się ode mnie, osoba, którą kochałam, zmieniła się tak jak całe moje życie. Zostałam sama.

Ktoś mógłby powiedzieć, że oszalałam, bo w końcu jestem prawą ręką samego cesarza Belosa, Cesarski Sabat jest synonimem potęgi i prestiżu, a ja jestem obecnie jego twarzą. Wiem, że patrzy się na mnie z podziwem, ale gdyby znali prawdę...nie zasłużyłam na niego. Jak można podziwiać kogoś, kto zniszczył własną rodzinę? Oczywiście mówi się, że to było zło konieczne, poświęcenie dla dobra ogółu, ale ja tak tego nie postrzegam. Wraz z końcem mojej misji i chwilą, kiedy Belos ogłosił się cesarzem, to poczułam, że umarła ta lepsza część mnie. Jednak nie mam czasu się nad sobą użalać, bo Belos zlecił mi kolejne zadanie. Być może najważniejsze od czasu kiedy polowałam na członków swojej rodziny.

Człowiek, którego znalazłam dwa dni temu...Belos chce, abym go wyszkoliła. Nie powiedział dlaczego, a ja nie dopytywałam. Wiem, że od dawna unikam odpowiedzialności, bo odrzucałam oferty przywództwa nad kilkoma sabatami, ale osoby, które zarekomendowałam, sprawdzą się w tej roli znacznie lepiej niż ja. Więc dlaczego zgodziłam się na to zadanie? Nie dla Belosa, lecz dla samej siebie i może to śmiesznie zabrzmi, ale kiedy zobaczyłam tego chłopaka, poczułam w nim coś znajomego...czyżby historia zataczała koło? Nie wiem tego, ale postaram się, aby ten chłopak był w stanie stawić czoło światu, a może wtedy odzyskam równowagę oraz samą siebie, którą straciłam dawno temu. Jest to też pewnie mój ostatni wpis i muszę to napisać... bo, mimo że jesteś tylko pamiętnikiem zwykłą rzeczą, to zawsze byłeś dla mnie kimś w rodzaju przyjaciela, któremu mogłam się zwierzyć, a ty mnie nie oceniałeś, po prostu byłeś ze mną na dobre i złe. Żegnaj stary przyjacielu. Nie wiem, czy jeszcze kiedyś do ciebie wrócę, ale nigdy o tobie nie zapomnę.

To pisała Iris Fallmoon twarz Cesarskiego Sabatu oraz prawa ręka Cesarza Belosa. Lat 43

5 lat później.

Iris była na kolejnym balu u państwa Blight, lecz tym razem była sama i o dziwo miała całkiem dobry humor, bo za tydzień miała przedstawić wyniki swojego szkolenia oraz samego ucznia Belosowi, a ten bal był całkiem niezłą odskocznią od ciągłej rutyny.

Zajmując miejsce w rogu sali, obserwowała gości z daleka, mimo że dzięki Ianowi postanowiła nieco się otworzyć, ale nie na tyle, aby inni mogli to wykorzystać. Oczywiście wszyscy się do niej uśmiechali i byli mili, ale ona wiedziała, że to dlatego, iż piastuje wysokie stanowisko, inaczej nigdy by jej tu nie zaprosili. Sama rodzina Blight stała się najważniejszą z rodzin na Wrzących Wyspach, tak jak przewidywał Belos w dniu, kiedy oboje uratowali obie rodziny, które teraz stały się jednym.

Odalia była nieformalną głową rodziny i wszystkim sprawnie zarządzała, ale z tego, co słyszała Iris to, czasu dla dzieci miała jak na lekarstwo i to głównie jej mąż Alador musiał ich doglądać, co prawda on również był nieco nieporadny i był bardzo zależny od zdania swojej żony. Miał tytuł szlachecki oraz nazwisko, ale po jego zachowaniu czasem nie było tego widać.

Można by powiedzieć, że gdyby mógł to, zamknąłby się w swojej pracowni i tam spędzał całe dnie, ale pojawiły się dzieci i to aż troje.

Myśli Iris zostały zmącone przez krzyki, odgłos przesuwanych krzeseł oraz odgłosy kroków.

- Przepraszam, ale bliźniaki gdzieś mi się zapodziały...znowu- Powiedział Alador, który mimo najszczerszych chęci nie był w stanie nad nimi zapanować.

Nagle spod jednego stolików słychać było chichot.

- To chyba tego szukasz prawda Aladorze?- Iris podeszła do stolika i jednym sprawnym ruchem podniosła obrus, by odkryć, że odgłosy chichotów należały do 7-letnich wówczas bliźniaków Emiri i Edrica.

Bliźniaki na widok Iris zrobiły wielkie oczy.

- Tato czy to jest ta pani z plakatów?- zapytała Emira.

- Tak to ona.- Pokiwał twierdząco głową.

- Mamy do pani mnóstwo pytań.- Kontynuowała Emira.- Możemy?- spojrzała na swojego tatę.

- Jeśli Iris się zgodzi to, czemu nie. Przyda wam się poznanie miejscowych autorytetów, a Iris jest drugą najważniejszą po cesarzu Belosie.

Słowa Aladora podsyciły ciekawość bliźniaków jeszcze bardziej.

- Jeśli możesz, opowiedz im jakąś historię, bo nasza najmłodsza córka Amity źle się czuje, a mamy tyle na głowie, że cudem jest, że znajdujemy czas na pracę.- Alador nerwowo się zaśmiał.- Pójdę jej tylko przeczytać bajkę o Otabinie, aby mogła zasnąć i niedługo wrócę, a wy słuchajcie pani.- Nie czekając na jej odpowiedź, Alador szybko się ulotnił, zostawiając dwójkę niesfornych bliźniaków pod opieką Iris.

- Przypominacie mi mojego ucznia, kiedy zaczęłam go uczyć- powiedziała z nutą nostalgia w głosie.- Też brakowało mu dyscypliny, ale dzięki mnie się wyrobił. Stał się silny i wrobił sobie właściwe nawyki, ale dalej zachował to, co czyniło go tak wyjątkowym.- Iris uśmiechnęła się pod nosem na to, jak bardzo zmienił się jej uczeń przez te 5 lat. Tak jak i ona.

- Będziemy mogli go poznać?- zapytała zaintrygowana Emira.

- Być może któregoś dnia tak, a póki co chyba chcecie usłyszeć jakąś historię co?

Bliźniaki gapili się na nią z szeroko otwartymi oczami, opierając ciekawsko brody na założonych rękach.

- Ponoć jesteś najpiękniejszą wiedźmą na Wrzących Wyspach!- krzyknął Edric.

Iris lekko się zaczerwieniła i odpowiedziała na jego słowa uśmiechem.

- Słyszałam, że jesteś poszukiwaczką przygód!- wtrąciła jego siostra.- Pokaż nam jakąś ranę lub bliznę.

- Dzieci, dzieci...-zaśmiała się Iris, wysuwając w ich kierunku obie ręce, jakby w ten sposób chciała powstrzymać potencjalną lawinę pytań.- Wszystko wam opowiem, choć niektóre historie, mogą być zbyt szokujące dla waszych młodych uszów.

- E tam w życiu! Poradzimy sobie!- oznajmiła dumnie Emira.- Może poza moim bratem. On akurat jest głupim dzieciakiem.

- Wcale, że nie!- Edric pokazał siostrze język, a jego włosy najeżyły się z poirytowania.

Iris znowu się roześmiała. Bawiło ją, że ta dwójka i ich rówieśnicy mogą w przyszłości stać się dumą cesarskiego sabatu.

Sama Iris pamiętała swoją młodość na tyle dobrze, aby wiedzieć, że później będą odpłacać sobie nawzajem za te słowa różnymi psikusami.

- Opowiem wam coś, ale najpierw musicie się uspokoić.- Powiedziała spokojnym tonem, dając tym samym do zrozumienia, że albo się uspokoją, albo koniec opowieści.

Po tych słowach bliźniaki jak na komendę zamilkli.

Iris opowiedziała im o jednej ze swoich przygód, jakie przeżyła poza Wrzącymi Wyspami, a bliźniaki chłonęły każde jej słowo. Było tak aż do chwil, kiedy nie pojawiła się Odalia w towarzystwie wysłannika z cesarskiego sabatu.

- Wybaczcie, że przerywam- powiedziała Odalia- Ale Iris musi już iść.

- Nieee!- zajęczała Emira, patrząc groźnie na swojego mamę i cesarskiego wysłannika.- Nie możecie nam jej teraz zabrać!

- Dopiero miała nam opowiedzieć najlepsza część- dodał Edric.- Pozwólcie jej skończyć historię!

- Nie pozwolę- usta Odali wykrzywiły się, dopasowując się do grymasu swojej córki. Przestraszona Emira odwróciła wzrok.- Iris ma ważne obowiązki, którymi musi się zająć, a są to rzeczy ważniejsze niż zaspokajanie kaprysów dzieci. Sugeruję więc, byście wrócili do nauki i zapomnieli o tych głupotach.

Iris chciała już powiedzieć Odali, że nie ma potrzeby tak ich straszyć, ale wiedziała, że mogłaby tylko pogorszyć ich sytuację no i nie mogła kazać czekać cesarskiemu wysłannikowi.

Więc razem opuścili bal i wrócili do zamku.

Tydzień później. Sala tronowa cesarza Belosa.

-Dzisiaj na wokandzie mamy dość nieprzyjemny temat- Kikimora wyrecytowała formułę, która oznaczała początek rozprawy nad Iris, która zdradziła Belosa i cały cesarski sabat.

Iris jednak wiedziała, że Kikimora kłamie. Nigdy jej nie lubiła ani specjalnie nie szanowała, co jednak w obecnej chwili nie miało żadnego znaczenia.

- Formalne zarzuty, to próba uwolnienia więźnia, spiskowanie za twoimi plecami oraz ni mniej, ni więcej próba otwartego buntu. Na szczęście nieudana. Jako że jest twoją prawą ręką, to osądzenie jej należy wyłącznie do ciebie.

- Dobrze wiesz Iris, że te zarzuty są bardzo poważne, wiesz również że za bardziej błahe przewinienia skazywałem na zamianę w kamień.

- Chciałam tylko ocalić swojego ucznia. Myślisz, że mnie obchodzi, co się ze mną stanie?- Odparła beznamiętnie.

- Nie masz nic więcej na swoją obronę?- odezwała się Kikimora, która zdawała się być poirytowana bezczelnością rywalki.

- A co mam powiedzieć? Zdradziłeś mojego ucznia i mnie, użyłeś mnie, abym pokonała twoich wrogów. Bez względu na wyrok, jaki mi zasądzisz, chcę byś wiedział, że budowanie swojej władzy na strachu nigdy nie działa na dłuższą metę. Wydaj swój wyrok Belosie i miejmy to z głowy.

Kikimora już miała coś powiedzieć, ale Belos zdążył ją ruchem dłoni uciszyć, a on sam przez chwilę się zastanawiał.

- Nie jestem taki zły, za jakiego mnie bierzesz i dlatego postanawiam okazać ci łaskę i nie zamienię cię w kamień, ale muszę cię ukarać, ale okolicznością łagodzącą jest to, że pamiętam, iż byłaś jedną z pierwszych osób, jakie do mnie dołączyły, a twoja służba przez lata była nienaganna, dlatego też zostaniesz ledwie wydalona z mojego sabatu oraz masz zakaz wstępu do wszystkich większych miast na Wrzących Wyspach.

Iris wyprowadzono ze sali tronowej, Belos zdawał sobie sprawę, że jego plany zostały znacznie spowolnione.

- Zapamiętaj to Kiki, ład rodzi chaos. Wrzące Wyspy przepadną, jeśli nic nie zrobimy. Wszyscy, na których polegałem, zawiedli. Nawet Iris. Kiedy mój siostrzeniec stanie się starszy może on mnie nie zawiedzie.

- Jeśli mogę, to gdyby jej uczeń został przyjęty do cesarskiego sabatu to, może wtedy by nie zdradziła.

- Być może, ale to byłaby zbyt wysoka cena, bo ten człowiek był bardzo niebezpieczny.- Odparł Belos.- Gdyby miał jeszcze 3-4 lata mógłby mnie pokonać.

Kikimora tylko westchnęła i powstrzymała się od komentarza.

- Muszę zapobiec powrotowi dzikich wieków- powiedział.- Kiedy nadejdzie dzień jedności, będę mógł zacząć wszystko od nowa. Wrzące Wyspy muszą się odrodzić. Bez względu na cenę.

To ostatnie zdanie zakończyło dyskusję, a sam Belos dał znak ręką, aby zostawić go samego.

Co się stało z Iris? Belos dotrzymał słowa i darował życie Iris...powiedzmy...ale odarł ją ze wszystkiego, a potem wyrzucił, zakazując wstępu do wszystkich większych miast na Wrzących Wyspach. Mogło być znacznie gorzej. Jednak jedyną rzeczą, jaka teraz się dla niej liczyła to odnalezienie jej ucznia.

Wpis 1024

Od ostatniego wpisu minęło 5 lat, ale to było najlepsze 5 lat mojego życia od baaardzo dawna.

Jednak za nim zacznę, to chcę tu opisać jedną bardzo przykrą sytuację, jaka miała miejsce 5 dni temu dokładnie 2 dni przed moim wygnaniem jeśli mam być dokładna. Dlatego tak dobrze ją pamiętam, więc ją tutaj opisze.

Tego dnia szłam przez Kościogród i zobaczyłam pakującą się Kirkę, zdziwiło mnie, czemu robi tak wcześniej.

- Co się stało?- zagadnęłam.

- Zwijam interes- westchnęła ciężko.

- Ale dlaczego?!

- Cóż...uznałam, że po tylu latach powinnam wrócić do domu.

- Dlaczego teraz?- dopytywałam, bo ciągle to do mnie nie docierało.

- Spędziłam tu z przerwami 50 lat mojego życia i teraz pora, abym nieco odpoczęła i wróciła w swoje strony. Chciałam to zrobić wcześniej, ale dopiero teraz nadarzyła się okazja.

- Jaka okazja?

- Odstąpiłam swoje miejsce komuś, komu bardziej się ono przyda.

- A czy ten ktoś ma jakieś imię?

- Edalyn Clawthorne- odparła.

Wtedy zrobiłam wielkie oczy.

- Wiesz, że ona jest poszukiwana?- oznajmiłam. Chociaż nie powinno mnie to dziwić, bo Kirke zawsze pomagała innym i potrafiła również bez pudła ocenić, kto tej pomocy potrzebuje najbardziej.

- Wiem, ale co z tego? Szukają jej tylko dlatego, że nie pasuje do reszty- powiedziała.- Nikt z nas tak naprawdę nigdzie nie pasuje, bo w końcu to my sami udajemy, że jesteśmy kimś innym, niż faktycznie jesteśmy.

Co było wyraźnym zarzutem w moją stronę, bo to ja faktycznie się zmieniłam się najbardziej w czasie  okresu pobytu w sabacie i wtedy cieszyłam się, że moja mama tego nie dożyła i nie zobaczyła, jak stałam się tym, kim ona sama gardziła, ale teraz staram się zmienić, co nie jest łatwe, bo gdyby było to zrobiłabym to już dawno temu.

- W każdym razie pora na mnie.- Oznajmiła kończąc przygotowanie swojego kramu do drogi.- Bądź zdrowa Iris i pisz do mnie, bo, mimo że ostatnie lata nie były dla ciebie najlepsze to wiem, że odnajdziesz właściwą drogę a na jej końcu również siebie. A nasze rozmowy i wspólnie spędzony czas był najlepszą rzeczą przez cały mój pobyt tutaj. Do zobaczenia.

I wtedy Kirke ruszyła wraz ze swoim kramem w kierunku swojego domu, a mnie zrobiło się bardzo smutno, ale ciągle miałam swojego ucznia i teraz był jedyną osobą, na którą mogłam ciągle liczyć.

Mój nowy uczeń Ian okazał się być bardzo błyskotliwym adeptem i z czasem okazało się, że mamy ze sobą bardzo wiele wspólnego. Wiem, że relacje z innymi, od kiedy straciłam mamę przestały być moją mocną stroną, to jednak czuję z nim więź. Bardzo mocną więź. Pokazał mi, że ludzie nie są tacy źli, jak opisywał ich Belos, a nawet jak się okazuje, że są tacy jak my.

Przez ostatnie 5 lat jakie spędziłam na byciu mistrzynią w końcu zrozumiałam co Kalid miał na myśli.

Nauczył mnie, że dobry mistrz to ktoś, kto radzi i nakierowuje, ktoś, kto z jednej strony jest gotowy do działania, a z drugiej nie robi za swoich podopiecznych niczego, czego ci mogliby zrobić sami, nawet jeśli będzie to od nich wymagać wysiłku. Pokazał mi również, że będąc zaangażowanym w wielkie dzieła to, można odnaleźć radość w rzeczach drobnych i niepozornych. Oraz, nawet jeśli jesteś kimś wielkim to, nikt nie jest na tyle mały, by nie zasługiwać na twoją uwagę. Aby się tego nauczyć to, sama musiałam zostać mistrzynią.

Jednak za nim przejdę dalej chcę coś napisać o moim uczniu. Ian, bo tak się nazywa jest bardzo kreatywnym młodzieńcem i tak samo krnąbrnym jak ja. Mój mistrz kiedy kwestionowałam jego metody z reguły zostawiał mnie gdzieś samą i kazał mi wrócić w miejsce z którego wyruszyliśmy. Zawsze był to kawał drogi co miało dać mi czas na przemyślenia i ktoś powie, że to nieodpowiedzialne zachowanie, ale on wiedział, że dam sobie radę.

Ja zawsze wysyłałam Iana na Kolano Tytana i zawsze mierzyłam czas jak długo zajmie mu powrót. Oczywiście potrafił otwierać portale, ale kazałam mu odczekać 5 minut i wtedy wrócić. I muszę z bólem przyznać, że był bardziej posłuszny niż ja. Chociaż nie raz dostał ode mnie laską po głowie, bo próbował się wymądrzać.

Cóż... tylko tak mogłam mu pokazać, kto jest uczniem, a kto mistrzem. Prawo laski jak ja to nazywam. A pod drugie musiał zrozumieć, że pewne rzeczy mogą wydawać się mu głupie, ale robię to dla jego dobra. Ileż razy ja oberwałam bo lekceważyłam słowa mojego mistrza...

Oczywiście próbował się na mnie odgrywać, ale że ja też kiedyś byłam taka jak on, to mu się to nie udawało. Mnie kiedy ja byłam uczennicą też nie udało się odegrać na Kalidzie więc to są plusy bycia mistrzynią.

Na pewnym etapie nauki pozwoliłam mu nawet na integracje z innymi członkami cesarskiego sabatu oczywiście pod przykrywką, a że był całkiem dobry w iluzji to poszło mu to łatwo.

Przez prawie dwa lata godził treningi ze mną i naukę w cesarskim sabacie do czasu, aż 3 miesiące temu nie ocalił życia jednemu z naszych gości.

Była to wycieczka potencjalnych kandydatów na członków cesarskiego sabatu i ktoś dla zabawy wyrwał osobie którą uratował później Ian dziennik i wyrzucił (gdyby ktoś zrobił to samo mnie poleciałby zaraz za nim) w każdym razie tej osobie udało się go złapać, ale niestety nie złapała równowagi i spadła z murów, a do ziemi było dość daleko i gdyby nie Ian, to mogłoby się skończyć nie tylko źle, ale byłby z tego skandal.

Ian nie zastanawiał się i rzucił zaklęcie, które uratowało tej osobie życie. Problem polegał na tym, że ten czar był kwalifikowany jako dzika magia, więc kiedy sytuacja została opanowana zaczęli szukać Iana, ale on zdążył uciec, ale był już spalony.

Dzięki pomocy Kikimory udało mi się zatuszować sprawę, ale i tak jestem z niego dumna, że się tak zachował.

Poza tym bawią mnie jego żarty i  dowcipy, ale nigdy nie śmiałam się przy nim, bo nie chciałam wyjść na miękką, więc robiłam to zawsze w swoim pokoju.

Najlepszym jego numerem było kiedy sprawił, że drzwi do pokoju Kikimory zniknęły i zastąpiła je ściana. Ha, ha, ha! Pamiętam, że Kikimora chyba przez 20 minut macała każdy skrawek ściany zanim odnalazła drzwi. Należało się jej.

Podsumowując. Ludzie owszem mają swoje wady, ale mają też zalety.

Stało się też coś, co było chyba kwestią czasu. Belos w końcu mnie zdradził... nie dość, że użył mnie przeciwko niemu. Jednak przełomem była chwila, kiedy chciał zamienić Iana w kamień i był to pierwszy raz, kiedy się mu postawiłam. Nic to co prawda nie dało, ale to zrobiłam. Próbowałam pomóc mojemu uczniowi i prawie mi się udało...prawie. Zostałam wygnana, odebrano mi wszystko, ale dopiero teraz czuje się wolna.

Kikimora powiedziałaby, że straciłam resztki kontroli nad swoim życiem, lecz dzisiaj czuję, że znów ją odzyskałam. Nie umiałam powiedzieć "stop", to zrobili to za mnie i za tą jedną rzecz jestem wdzięczna Belosowi.

Za nim zacznę poszukiwania to, muszę dokonać czegoś w rodzaju spowiedzi czy rachunku sumienia. Ian powiedział mi, że to pomoże mi pogodzić się z samą sobą. Dzieciak dający mi dobre rady? Gdybyś był czymś więcej niż moim pamiętnikiem, to pewnie pękałbyś ze śmiechu. Jednak spróbuje i napiszę to teraz, póki mam czas i jeszcze pamiętam, co wymyśliłam.

Mamo, Kalidzie...przykro mi...zawiodłam was oboje. Złożyłam obietnicę, że pomogę uratować nasz świat, że uczynię go lepszym miejscem. Myślałam, że Belos, któremu wtedy pomagałam, zrobi to, co właściwe. I zrobił...tak myślę... zrobił coś, co było właściwe, co było właściwe dla niego. A co do ciebie ojcze po tym, co powiedziała i pokazała mi Tanis, myślałam, że gdybyśmy się spotkali nieco później i w innych okolicznościach, to może moglibyśmy zapomnieć o przeszłości i spróbować zacząć od nowa. Jej słowa dawały mi nadzieję, że mógłbyś zobaczyć świat tak jak ja i mnie zrozumieć, ale to był tylko sen. To też powinnam wiedzieć...

Czy wchodzi na to, że nie możemy żyć w spokoju? Że rodzimy się po to, aby się ze sobą spierać? By ze sobą walczyć? Tak wiele głosów, a każdy z nich domaga się czegoś innego. Kiedyś było ciężko, ale nigdy nie tak jak teraz. Zwłaszcza kiedy widzę jak wszystko o, co walczyłam i nad czym pracowałam, zostało zniszczone, odrzucone, zapomniane. Powiedziałbyś ojcze, że właśnie opisałam cykl historii i gdybyś dzisiaj żył, to pewnie śmiałbyś się z mojej głupoty oraz klęski... i liczył, że przyznam ci rację. Jednak tego nie zrobię. Nawet, teraz kiedy mierzę się z zimną prawdą twoich słów, odmawiam. Ponieważ dzisiaj uwierzyłam, że pewne rzeczy mogą się zmienić. Może ja zawiodłam, ale nauczyłam się, że zawsze znajdzie się, ktoś, kto będzie próbował uczynić świat lepszym miejscem. Kompromis to jest to, czego każdy powinien się nauczyć. I tak też zrobiłam, ale chyba inaczej niż wszyscy. Tak myślę.

Wiem, że na to potrzeba czasu, a droga, jaką przyjdzie mi dalej kroczyć, jest długa i spowita ciemnością oraz nie wiem, czy dotrę do jej końca, jednak mimo wszystko będę nią podążała. Z nadzieją u boku odnajdę mojego ucznia i obiecuję, że nie opuszczę go tak, jak inni opuścili mnie, ponieważ jest dla mnie ważny. Bo jest moją rodziną, moją odpowiedzialnością i moim kompromisem...

To mój ostatni wpis. Dość oglądania się za siebie oraz rozpamiętywania błędów. Pora, abym napisała nową historię, nie udając dobrej wiedźmy Azury, ale będąc sobą. Napiszę tę historię na własnych warunkach, ale tym razem wyciągnę lekcje ze swojego życia i nie popełnię już tych samych błędów. I Ian miał rację, po tej spowiedzi czuję się znacznie lepiej. Trzymaj się Ian...znajdę cię, choćbym miała wywrócić ten świat do góry nogami. Rodzina trzyma się razem.

To pisała Iris Fallmoon, ta która straciła wszystko, ale odnalazła siebie oraz nowy cel za którym warto podążać. Lat 48


Iris opuściła zamek, ktoś na nią czekał. To był Ignaz.

- Czyli jednak żyjesz.- Powiedział.

- Taa, ale nie wiele brakowało. Straciłam jednak wszystko, co miałam- westchnęła, ale nie była tym specjalnie przejęta.

- W każdym razie przyda ci się przyjaciel- Ignaz skinął głową, uśmiechając się życzliwie.- Belos mający pełnie władzy źle robi interesom, a że się znamy to, możesz liczyć na rabat.

- Wiesz jednak, że szukanie kamiennej figurki na Wrzących Wyspach to jak szukanie igły w rwącej rzecze. Nigdy nie wiesz, gdzie ją porwie.- Zaśmiał się z porównania, jakie wymyślił.

- Kiedyś wypłynie- odparła.- A ja go odnajdę.

- Więc będziemy w kontakcie.- Odparł.- Miło znów robić z tobą interesy, a kiedy się spotkamy ponownie, to będę miał dla ciebie listę osób, które mogą ci pomóc w poszukiwaniach. I uważaj na siebie, bo coś mi się wydaje, że ktoś może chcieć, aby na wygnaniu przydarzył ci się nieszczęśliwy wypadek.

- Będę na siebie uważać... i dzięki, że chcesz mi pomóc.

- Zawsze do usług.- Ukłonił się nisko.

- Do zobaczenia innym razem. Bywaj Ignaz.

- Ty również.

Iris i Ignaz rozeszli się w różne strony. Jednak Iris, zostawiła jeszcze jedną wiadomość.

W nowo wydanej encyklopedii o demonach na ostatniej stronie napisała swoje przemyślenia, licząc, że otworzy ono oczy przynajmniej niektórym czytelnikom.

Wielu uważa, że wielka moc pozwala nam na podążanie za naszymi ideałami oraz narzucania ich innym bez względu na cenę. Po wielu latach zrozumiałam, że to kłamstwo. Posiadanie wielkiej mocy nie pozwala, lecz ostrzega... posiadanie jej sprawia, że ideały zbyt łatwo ustępują dogmatom. Te zaś obracają się w fanatyzm.

Żadna wyższa siła nie ma prawa nas osądzać. Nie ma żadnej wyższej siły, która ukarałaby nas za nasze grzechy.Skąd, to wiem? Widziałam  na własne oczy oraz doświadczyłam w swoim życiu więcej rzeczy niż ktokolwiek inny. Dobrych i złych. I gdyby faktycznie istniała taka siła, to ten świat wyglądałby inaczej niż teraz.

Ostatecznie tylko my sami możemy ustrzec się przed ciężarem własnych obsesji. Tylko my potrafimy rozstrzygnąć, czy obrana przez nas droga nie wymaga nazbyt wiele. Mienimy się być odkupicielami, mścicielami, wybawcami...bohaterami. Walczymy przeciwko tym, którzy się nam przeciwstawiają, a oni walczą przeciwko nam. Marzymy o ty, by odcisnąć na świecie swe piętno...nawet jeśli poświęcimy nasze życia w konflikcie, o którym próżno szukać wzmianki w historycznych księgach. Wszystko, co robimy, czym jesteśmy, zaczyna się i kończy na nas samych.

-Iris Fallmoon.



Gdybym miał zrobić z tego animację z tej jednej to aktorka podkładająca głos Iris (patrz Upiór aktorzy dubbingowi) czytałaby to, a Iris szła by przez Kościogród i przywoływałaby wspomnienia z dzieciństwa.
Fragment: Ostatecznie tylko my sami możemy ustrzec się przed ciężarem własnych obsesji. Tylko my potrafimy rozstrzygnąć, czy obrana przez nas droga nie wymaga nazbyt wiele. Iris patrzy jak niszczone są jej plakaty promujące cesarski sabat i zastępują je plakaty z Lilith. Kiedy dochodzi do fragmentu: Marzymy o ty, by odcisnąć na świecie swe piętno. Patrzy na stragan który rozkłada Eda wraz z Kingiem, który jest w tym samym miejscu gdzie kiedyś był stragan Kirke przy którym się bawiła jako dziecko i patrzy na medalion ze zdjęciem swoim i swojej mamy i uśmiecha się. Kiedy dochodzi do fragmentu Wszystko, co robimy, czym jesteśmy, zaczyna się i kończy na nas samych. znika w tłumie tak jak tutaj link w komentarzu ---->

Oglądałbym :3


Został jeszcze prolog :) Mam nadzieję, że ten rozdział podobał się wam tak samo jak mnie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro