Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1 Okrutny świat

Historia zaczyna się nieco ponad 50 lat przed pojawieniem się Luz na Wrzących Wyspach, opowiada ona o małej dziewczynce Iris Fallmoon, która była świadkiem narodzin, a później ostatecznego upadku tego, którego znamy dzisiaj pod imieniem cesarza Belosa. Opowieść, ta ukaże jej dzieciństwo, młodzieńcze lata i poprowadzi przez jej dorosłości, aż do czasu kiedy jako dojrzała kobieta stoi u szczytu swoich możliwości, będąc prawą ręką samego Belosa. Do chwili kiedy nie spotkała na swej drodze pewnego człowieka imieniem Ian Varon, który zmienia w jej życiu wszystko.

Jednak zanim zaczniemy tę historię, warto dowiedzieć się nieco więcej o samej Iris. Jest to fragment dziennika osoby, która miała okazję odmienić jej życie.


Fragment pochodzi z dnia 17 urodzin Iris.

[...] Na jej wspomnienie po moich policzkach spłynęły łzy... co było dość niezwykłe jak na osobę, którą jestem. Przywołuje z pamięci wspomnienie psotnego dziecka, dziewczynki, bawiącej się w chowanego, wdrapującej się na drzewa, a kiedy z nich spadała, otrzepywała się i robiła to ponownie, była buntowniczką i poszukiwaczką przygód o dobrym sercu oraz świeżym spojrzeniu na otaczający nas świat, którą poznałem i pokochałem, jakby to była moja własna córka. Poza oczywistym faktem, że jest i z pewnością będzie piękną i mądrą kobietą o białych jak śnieg włosach opadających do ramion, ale  ze względów praktycznych zawsze wolała je mieć zaplecione w kucyk lub kok, aby nie przeszkadzały jej za bardzo podczas jej licznych przygód.

Poruszała się z gracją wytrawnej tancerki i mistrzyni fechtunku. Czuła się równie dobrze, unosząc się nad parkietem sal balowych pod  czujnymi spojrzeniami zauroczonymi obecnie zebranych jak i w walce na śmierć i życie.

Ale te jej piękne szare oczy, które przy odpowiednich warunkach wyglądały jak gwiazdy migoczące na niebie, skrywały swoje tajemnice. Sekrety, które z czasem pozna cały świat.

Nie ważne co się stanie, zawsze będzie dla mnie tą małą dziewczynką, którą przygarnąłem, która zawsze miała głowę pełną pomysłów i pakującą się w najróżniejsze kłopoty. Która sprawiła, że moje życie było odrobinę weselsze.

 Była i na zawsze będzie moją małą Iskiereczką.



Początek tej historii zaczyna się w miasteczku Kościgród, które było wówczas niewielką mieściną, lecz mimo to kłębili się w nim mieszkańcy oraz przyjezdni. 7-letnia wówczas Iris wraz ze swoją mamą Ylthin wybrała się jak co dzień na targ, aby dokupić brakujące rzeczy oraz, aby jej mama załatwiła jakieś swoje sprawy.

Sama Iris bardzo kochała swoją mamę i mimo wieku ani razu nie przyszło jej do głowy spytać jej, dlaczego jest tak inna od wszystkich innych mam. Dlaczego? Ylthin była wyjątkowa pod niemal każdym względem.


Była piękna, rzecz jasna. Miała długie szare włosy, chociaż nie był to ich naturalny kolor. Był nim biały, ale regularnie je przyciemniała z sobie tylko z jednego powodu. Szare włosy były dość pospolite, a białe...białe rzucały się w oczy z daleka. Była również zawsze dobrze ubrana, choć nie poważała zbytnio strojów noszonych przez miejscową "elitę" o której wyrażała się z dezaprobatą. Twierdziła, że nadmiernie pochłania ich własny wygląd, status i posiadanie różnych innych rzeczy.

Kiedyś powiedziała:

- W ich głowach nigdy nie zagościła żadna własna myśl, Iris. Obiecaj, że nigdy nie będziesz taka jak oni.

Iris była tym zaintrygowana. Chciała dowiedzieć się więcej o tym, jaka nie powinna się stać, więc spomiędzy fałd matczynej sukni obserwowała tych, których jej mama nie lubiła.

Widziała niewidzialne dla innych maski stworzone z nadmiaru pudru na twarzy, a gdy pogardliwy śmiech gasł na ich ustach i z oczu znikała kpina wtedy Iris dostrzegała to, co jej mama... ich prawdziwe oblicze pełne lęku, że wypadną z łask, że stracą swoją pozycję w hierarchii społecznej, że zostaną z niczym.

Jej mama była zupełnie inna. Po pierwsze nie obchodziły ją plotki. I nie znosiła pudru oraz gardziła sztucznymi szaro- czarnymi pieprzykami i alabastrową cerą, która była efektem nadmiernego używania kosmetyków.

Jej jedynym ustępstwem na rzecz mody były buty. Poza tym jednak o swój wygląd dbała tylko z jednego powodu: dla swojej córki, aby była wyśmiewana tylko z tego powodu, że jej matka była kiedyś pokojówką.

Pierwszym przystankiem dzisiejszego podróży był stragan przyjaciółki Ylthin Kirke, która mimo jednego oka i całkiem sporawych rozmiarów, była bardzo miłą i łagodną osobą, a co najważniejsze bardzo lubiła Iris w sumie jak każdy kupiec, który sprzedawała swoje towary na rynku. Iris bowiem kiedy czekała na mamę często urządzała sobie wycieczki i zwiedziła miasto oraz stragany, które wpadły w jej oko.

- Jak się miewa moja mała podróżniczka?- Zagadnęła Kirkę, patrząc na uśmiechniętą Iris, która stała tuż obok nogi swojej mamy.

- Tak jak zwykle.- Zaśmiała się Ylthin. Obiecałam jej, że dzisiaj wybierzemy się w rejs po tutejszych wodach. Iris po prostu nie usiedzi na miejscu, a taka wycieczka powinna chociaż trochę zaspokoić jej podróżnicze zapędy.- Powiedziała i pogłaskała córkę, po głowie.

- Bez niej i tych jej pomysłów byłoby tutaj strasznie nudno.- Kirke oparła się o blat swojego straganu i obserwowała, jak mała Iris rozgląda się w koło, szukając czegoś ciekawego. Była żywym srebrem i tylko czekała na okazję, aby na przykład zwiedzić cały Kościogród wzdłuż i wszerz, a potem jeszcze przekomarzać się z innymi kupcami i zadawać im te swoje pytania.

- Będziesz mieć na nią oko, kiedy pójdę załatwić kilka spraw na mieście?- zapytała Ylthin.

- Pewnie. Przyda mi się pomoc przy straganie, ale jak znam życie, to kiedy tylko odejdziesz, to ona ruszy na jedną ze swoich przygód. Ech tęsknie za czasami, kiedy moje życie było takie proste- westchnęła rozmarzona Kirke.

- Daj spokój.- Zaśmiała się Ylthin.- Nie jesteś aż tak stara, przynajmniej nie bardziej niż ja.

- Młoda też nie jestem, ale takie jest życie. Lat nie ubywa, ale chociaż niech młodzi korzystają z okazji, póki jeszcze mogą- Spojrzała na uśmiechniętą Iris, samej się uśmiechając, a był to lekko ironiczny uśmiech.

Ylthin odpowiedziała jej słowa uśmiechem, by po chwili przyklęknąć przed Iris i założyła na jej szyję medalion.

- Wiem, że ciebie tutaj znają wszyscy, ale gdybyś trafiła na kogoś, kto cię jednak nie zna, pokaż mu zdjęcie w środku, a będzie wiedział kogo szukać.- Powiedziała.

Iris otwarła medalion, aby zobaczyć jakie zdjęcie jej mama wybrała tym razem.

Zdjęcie w środku przedstawiało ją jej mamę, Iris dobrze je pamiętała, bo zrobiły je raptem kilka tygodni temu, ale jej osobiście się nie podobało, bo musiała włożyć sukienkę, która może i była ładna, ale wyjątkowo niepraktyczna przynajmniej dla niej.

Głównym powodem, jaki przemawiał za faktem, że była niepraktyczna to taki, że ciężko było się w niej wspinać na drzewa, ale mam nalegała, a ona nie umiała  jej odmówić dlatego, bo nie chciała, aby była smutna. Jednak dobrze wiedziała jak się zachować w razie gdyby się zgubiła, bo w końcu nie pierwszy raz jej mama zostawiała ją pod czyjąś opieką i nie raz się gubiła, ale zawsze ktoś pomagał jej wrócić.

- Wrócę, kiedy słońce będzie w tym miejscu- Ylthin wskazała na punkt na niebie.- A do tego czasu staraj słuchać się Kirke i nie sprawiaj zbyt dużych problemów, bo inaczej nie będzie niespodzianki.

- Dobrze mamo- odpowiedziała posłusznym tonem Iris, wbijając jednocześnie wzrok w ziemię.- Postaram się, ale niczego nie obiecuje.- Ostatnie słowa wypowiedziała bardziej do siebie niż do mamy, bo spokój nie leżał w jej naturze.

- Niedługo wrócę.- Ylthin uściskała Iris i pocałowała ją w czoło, a odchodząc, pomachała jej oraz Kirke, by po chwili zniknąć gdzieś w jednej z bocznych alejek.

- Więc co teraz chcesz robić?- Kirke spojrzała na Iris, na której twarzy widziała, że ta już ma plan na jakąś kolejną przygodę.- Zresztą kogo ja oszukuję przecież i tak mi nie powiesz co?

Iris pokręciła głową, szeroko się przy tym uśmiechając.

- Dobra, ale nie odchodź daleko i weź to ze sobą- Kirke wręczyła Iris dwa owoce przypominające ludzkie jabłka.

Iris radośnie schowała jedno z nich do kieszeni, a drugie trzymała w dłoni, robiąc jednego gryza i ruszając w nieznanym kierunku.

Jakiś czas później przechadzała się po mieście, widząc znajome twarze należące do osób, które na jej widok machały do niej ręką, a ona zadowolona im odmachiwała.

Cieszyła się, że miała tylu przyjaciół, którzy lubili jej towarzystwo i to ze wzajemnością. Nawet jeśli zdarzało się jej napsocić, to zawsze uchodziło jej to płazem, bo jej wrodzony urok osobisty nie pozwalał się nikomu długo na nią gniewać.

Na jednym ze skrzyżowań dostrzegła kupca, którego wcześniej nigdy nie widziała i to ją zaintrygowało, lecz to, co zaintrygowało ją jeszcze bardziej to to, że obok niego bawił się sam jakiś chłopak, który wydawał się tylko niewiele starszy od niej.

Nigdy wcześniej go nie widziała i czuła się w obowiązku, że musi to naprawić, kiedy podeszła bliżej zobaczyła, że ów kupiec sprzedaje głównie lustra oraz jakieś inne mało ciekawe drobiazgi.

To, co jednak ją zainteresowało znacznie bardziej, był fakt, że chłopak, który bawił się drewnianymi żołnierzykami. Miał białe włosy oraz piękne błękitne oczy i z jakiegoś powodu bawił się sam.

- Dlaczego bawisz się sam?- spytała, podchodząc do niego. Samotna zabawa wydawała się jej wtedy czymś nienaturalnym, a Iris uważała, że nie powinno tak być. Nikt bowiem nie powinien być sam.

- Bo nikt inny nie chce się ze mną bawić- odparł chłopak, przerywając zabawę.

Iris spojrzała na niego i zastanawiała się, dlaczego tak jest. Chłopak wyglądał tak jak ona, tylko ubrania miał w nieco lepszym stanie od niej, a tak poza tym nie widziała innych różnic, które mógłby wykluczyć wspólną zabawę.

- Ja mogę się z tobą bawić.- Oświadczyła i usiadła naprzeciw niego.- Tylko nie wiem w co się bawisz.

- Naprawdę?- Odparł zaskoczony.- Ten pan dał mi te zabawki, bo widział, że byłem smutny i opowiedział mi historię o chłopcu, który tak jak bawił się żołnierzykami, a po latach poprowadził szlachetny zakon na krucjatę przeciwko ciemności spowijającej świat.

- Ooo i udało się mu?- zapytała podekscytowana Iris.

- To czy mu się uda podobno, zależy od każdego z nas- odparł.

Iris przechyliła lekko głowę, bo nie do końca zrozumiała, co chciał przez to powiedzieć, ale nie chciała wyjść na głupią więc nie dopytywała.

- A w ogóle to jak masz na imię?- zapytała.

- Belos, a ty?

- Iris.- Odparła, dumnie wypinając pierś.

- Więc Iris, kim chcesz zostać?- Belos wysunął swoje drewniane zabawki poza jedną, tą, która przedstawiała właśnie chłopca z tej historii, a co ciekawe ta zabawka bardzo przypominała wyglądem cesarza Belosa, jakiego znacie dzisiaj.

- Sami faceci- prychnęła.- Nie masz innych lalek?- spytała lekko zwiedzona skromnym wyborem postaci.

- Figurek- poprawił ją Belos.

- No dobrze...figurek. Masz jakieś inne?

Belos wzruszył bezradnie ramionami.

- Chyba mam tutaj coś, co może ci się spodobać- odezwał się nagle kupiec i zza lady wyciągnął figurkę przypominającą miętowo włosom wiedźmę, która trzymała w ręku swoją laskę i dumnie patrzyła przed siebie.

- Całkiem ładna.- Uśmiechnęła się Iris.- Ma jakieś imię?

- Ja lubię ją nazywać Azurą, ale ty możesz ją nazwać, jak tylko zechcesz.- Kupiec uśmiechnął się życzliwie.

- Azura? Zabawne imię, ale podoba mi się.- Spojrzała na swoją figurkę i uśmiechnęła się.- Więc jestem Azura i oświadczam, że pomogę ci Belosie wykonać twą niebezpieczną misję. Razem zaprowadzimy porządek na Wrzących Wyspach- Oświadczyła, dumnie unosząc figurkę do góry.- Zło nie ma szans z dobrą wiedźmą Azurą! Oraz jej wiernym towarzyszem Belosem!- Krzyknęła, zupełnie jakby to ona była Azurą i razem z Belosem rozpoczynali wyprawę w nieznane, której celem była walka ze złem tego świata.

Belos uśmiechnął się i zachęcony jej entuzjazmem sam wyciągnął swoją figurkę do góry.

- Razem nie ma dla nas rzeczy niemożliwych!- Dodał równie stanowczo i dumnie jak Iris.

- Może chcecie, abym wam powróżył.- Zagadnął niespodziewanie kupiec.

- Potrafisz przewidywać przyszłość?- Zaciekawiła się Iris.

- Być może- odparł.

- Ja nie wierzę w takie rzeczy- odparł stanowczo Belos.

- A ja chętnie się dowiem, co mnie czeka, bo dlaczego nie?

- Normalnie wróży się za pomocą kryształowej kuli lub czegoś podobnego, ale kupiłem pewne karty, których używają ludzie do przewidywania przyszłości. Nazywają się kartami tarota, więc zapytam jeszcze raz czy dalej chcesz, abym ci powróżył?

Iris pokiwała twierdząco głową. Była ciekawa świata i bardzo chciała wiedzieć co ją spotka.

- Dobrze. Skup się  na ostatnich wydarzeniach i na swoich oczekiwaniach.- Wyciągnął pierwszą kartę i położyła ją przed Iris- Głupiec. Wskazuje na ciebie...

-Nie, no...bardzo nie ładnie tak kogoś obrażać.- Odparła i pokazała język kupcowi, robiąc jednocześnie obrażoną minę tupiąc przy okazji nerwowo nogą.

Kupiec uśmiechnęła się i dodał:

- Źle mnie zrozumiałaś. Głupiec symbolizuje początek drogi. Jesteś przepełniona entuzjazmem, ale też nieświadoma własnych możliwości i zagrożeń.- Oznajmił i wyciągnął kolejną kartę i położyła ją przed Iris.

-Koło Fortuny. Niebezpieczeństwo jest większe niż myślisz. Pojawi się nagle. Konfrontacja będzie nieuchronna.- sięgnął po kolejną kartę z tali.- Odwrócony Rydwan. Wiąże się on z twoim zamiłowaniem do ryzykowanych zachowań. Uważaj, żeby nie mierzyć zbyt wysoko, a unikniesz rozczarowań.

Iris sprawiała wrażenie zadowolonej z kart, jakie na razie zobaczyła, ale właśnie wtedy kupiec wyciągnął ostatnią kartę i spojrzała na nią, zupełnie jakby się przestraszył.

- Wieża. Uważaj Iris, bo kiedy Wieża upadnie, nic nie będzie już takie samo.

Iris lekko się przestraszyła znaczenia ostatniej karty, ale Belos położył dłoń na jej ramieniu i powiedział:

- Nie słuchaj go Iris, bo sami decydujemy o własnym losie, przecież w końcu to my jesteśmy jego kowalami i nikt inny.- Powiedział bardzo pewny swych słów.- A teraz wracajmy do zabawy.- Ruchem głowy wskazał na pozostawione zabawki.

Iris posłuchała go i wrócili do przerwanej zabawy, ale wróżba kupca bardzo zapadła jej w pamięć i to pomimo zapewnień Belosa.

Sama zabawa z Belosem była tak fascynująca i zajmująca, że Iris nie zauważyli, nawet kiedy kupiec, który dał im zabawki, nagle zniknął wraz ze swoim kramem, ale to raczej ich nie obchodziło.

To, co miało dla nich większe znaczenie, to to, że oboje pamiętali wspólne przygody szlachetnego czarownika Belosa i dobrej wiedźmy Azury. O tym, jak pokonali wielkiego rogatego węża, który terroryzował mieszkańców pewnego miasteczka, o tym, jak udaremnili spisek, który miał obalić króla czy też jak unicestwili swoich wrogów, czyniąc z nich swoich przyjaciół, a gdyby nie czas, to zabawa mogłaby trwać aż do wieczora.

- Świetnie się z tobą bawiłem.- Oznajmił Belos.- Szkoda, że inni nie są tacy jak ty.

- Ja również dobrze się bawiłam, a inni, którzy nie chcą się z tobą bawić, po prostu nie wiedzą, co tracą.- Odpowiedziała z uśmiechem.- Cieszyła się, że znalazła kolejnego przyjaciela, bo przyjaciół nigdy dość.

- Spotkamy się jeszcze?- zapytał.

- Być może- odparła.- Jednak nie chcę nic obiecywać, bo u mnie to różnie bywa. Raz mam robić coś, a później okazuje się, że jednak nie.

- W takim razie do zobaczenia.- Powiedział i pozbierał swoje zabawki i zaczął powoli odchodzić.

- Hej! A co z tym?!- krzyknęła za nim Iris.

- Jest twoja. Zresztą to ty ją dostałaś, więc wiesz. Trzymaj się Iris- Belos pomachał jej i szybko pobiegł w kierunku swojego domu.

Iris z uśmiechem na ustach i ze ściśniętą w dłoni figurką wiedźmy Azury wracała do straganu Kirke, licząc, że mama nie będzie zła, że trochę się spóźniła.

Piosenka rozdziału wyjątkowo tutaj i polecam ją sobie odpalić:

https://youtu.be/4ahHWROn8M0

Wtedy usłyszała głośny pisk, który należał prawdopodobnie do jakiejś kobiety.

- Ciekawe co się stało- powiedziała do siebie Iris i zaczęła biec, aby to sprawdzić.
Kiedy dotarła na miejsce, okazało się, że pisk, jaki słyszała, rozległ się niedaleko straganu Kirke, bo zebrało się sporo gapiów.

Podchodząc bliżej, Iris widziała jak niektóre z osób płaczą, a inne wyglądają na przestraszone, a sama Iris poczuła dziwny i nieopisany lęk.

-Gdybyśmy osądzali innych w oparciu o ich dzieła, tedy osoba, która się tego dopuściła, byłaby zwykłym barbarzyńcą, pozbawionym jakichkolwiek uczuć.- Powiedział jakiś bliżej niezidentyfikowany głos.

Iris przedzierała się pomiędzy zebranych i zobaczyła powód tego zbiegowiska.

Na środku leżało coś przykrytego czarnym kocem, obok tego chodził ktoś w czarnym stroju z maską przypominającą dziób ptaka. W ręku trzymał jakąś fiolkę, którą potrząsał pod słońce.

Inny ubrany w ten sam strój, ale mający jeszcze czarny kapelusz rozmawiał z jakimś starszym zakapturzonym mężczyzną.

- Bez dwóch zdań, to Ciemny Uścisk.- Stwierdził osobnik z fiolką.

- Wiemy też jak to się stało.- Wtrącił inny, który dołączył d o pozostałej dwójki, trzymając w dłoni fragmenty rozbitego kubka.- Ofiara musiała go nieświadomie wypić, a sądząc po zapachu, to napój miał ciemny kolor oraz aromat, który zagłuszył zapach i smak Ciemnego Uścisku i pewnie dlatego denatka tego nie zauważyła.

- Znamy przyczynę, ale nie znamy powodu.- Westchnął szef grupy.- Proszę to podpisać i przekazać jej rodzinie , że prochy zmarłej zostaną złożone w krypcie za miastem.


Iris patrzyła na nich i nic nie rozumiała, aż do chwili kiedy nie zauważyła koszyka, który był identyczny z tym który miała jej mama, ale kiedy zobaczyła wystającą spod okrycia dłoń, a na niej bransoletkę, którą sama zrobiła, wiedziała już kto jest pod okryciem i co się stało.
Iris zdjęła medalion z szyi i otwarła go, spojrzała na zdjęcie, a potem na okrycie, pod którym leżała jej mama.

Wtedy upuściła medalion, a czas jakby zwolnił, a spadający powoli medalion uderzył o ziemię, a szybka, która chroniła zdjęcie w środku, pękła, a odłamki szkła rozsypały się na boki.

W jej głowie kłębiło się milion myśli. Wiedziała czym jest śmierć, ale nie dopuszczała możliwości, że coś takiego spotka jej mamę, bo w końcu zawsze była taka pełna życia,  że zdawała się  być nieśmiertelna. Jednak teraz Iris czuła jak w jednej chwili zawalił się jej cały świat, a jedyna rodzina, jaką miała leżała bez życia na środku brudnej ulicy. To było niesprawiedliwe.

- Iris chodź tu.

Iris poczuła na swoim ramieniu dłoń, która odciąga ją na bok, a dłoń ta należała do Kirke. Sama Iris ledwo zdążyła złapać rozbity naszyjnik z ziemi.

Widziała, że Kirke do niej mówi, ale nic nie słyszała, bo jedyne co robiła, to wpatrywała się w rozbity medalion i zdjęcie swoje i swojej mamy oraz na rysę jaka powstała na ich zdjęciu, która wyglądała, tak jakby ich rozdzielała.

- Co z nią teraz będzie? Kto się nią zajmie?- pytał jeden z kupców.

- Ja to zrobię.- Odezwał się mężczyzna, który wcześniej rozmawiał z badającymi miejsce zdarzenia.

- Niby dlaczego?- oburzyła się Kirke.

Nieznajomy odciągnął ją na bok.

- Wie pani, kto jest ojcem Iris?- zapytał.

- Nie.- Odparła.- Ylthin nigdy o nim nie mówiła.

- Nie dziwie się, bo jest nim nie kto inny jak Idran Risemoon, obecna głowa rodziny Risemoon.

Kirke aż pobladła ze strachu na dźwięk tego imienia.

- Sk...skąd pan to wie?- wydukała.

- Podsłuchałem rozmowę osoby, która to planowała i chciałem uratować Ylthin ostrzec ją, ale nie zdążyłem. Jedyne co mogę teraz zrobić, to spróbować ocalić jej córkę, bo z pewnością i jej może grozić niebezpieczeństwo.- Oznajmił patrząc na Iris, która wyglądała jakby straciła kontakt z rzeczywistością.

Kirke zdawała się średnio zadowolona z faktu oddania Iris pod opiekę kogoś obcego, ale wiedziała, że rodzina Risemoon jest bezwzględna i mściwa, a Idran był z nich wszystkich najgorszy, a ona sam nie ma sił, aby ochronić siebie, a co dopiero małą Iris. Jednak obcy wzbudził u niej pewne zaufanie, a jego słowa i troska zdawały się być szczere.

- Iris.- Kirke uklękła przed dziewczynką, która ciągle wydawała się w szoku.- Pójdziesz teraz z tym panem. On się tobą zaopiekuje i nie pozwoli, aby coś ci się stało. Rozumiesz.

Iris lekko pokiwała głową, bo ciągle była w szoku po tym, czego była świadkiem.

- A jak ma pan na imię?- zapytała Kirkę, wstając z ziemi.

- Kalid- odparł.- Proszę się nie martwić. Obiecuje, że nie spadnie jej włos z głowy.

- Mam nadzieję. Inaczej to panu spadnie coś więcej niż włos z głowy.- Odparła Kirke, która zdawała się być w tym momencie znacznie bardziej poważna niż zazwyczaj.

Kalid odpowiedział skinieniem głowy.- Teraz chodźmy. Tak będzie dla nas lepiej. Dla ciebie i dla twoich przyjaciół.- Powiedział Kalid i złapał Iris za rękę i razem powoli skierowali się w kierunku wyjścia z miasta, a sama Iris nawet na chwilę nie odwróciła głowy od miejsca gdzie leżała jej mama, aż do chwili kiedy, to miejsce zniknęło za budynkami, jakie mijali.

Kiedy opuścili miasto Kalid wykonał dłonią ruch i otworzył portal, przez który oboje przeszli.

W normalnych warunkach Iris odczuwałaby ekscytacje tym co się właśnie stało, ale teraz myślami była w zupełnie innym miejscu i nic co działo się wkoło ją nie interesowało.

3 godziny później Kalid i Iris zatrzymali się na odpoczynek. Kalid rozpalił ognisko i przygotował posiłek, ale Iris nawet na niego nie spojrzała, a kiedy nieco się otrząsnęła zasłoniła twarz dłońmi i zaczęła płakać.

Płakała ona tak długo, aż nie opadła z sił i nie zasnęła co jakiś czas pociągając nosem.

Kalid jednak widział, że nie był to spokojny sen i wiedział, że to, co się stało będzie ją dręczyć na jawie i śnie więc postanowił zrobić coś, aby przynajmniej we śnie znalazła spokój. Zaczął więc nucić słowa pewnej starej piosenki dawnych ludzi, która mogła się tu sprawdzić:

- "Płonąca gwiazda Syriusza zatapiająca morze w kąpieli światła. Poczuj spokojne ciepło.Dotknij najciemniejszej nocy.Uspokój swe rozgniewane serce pod falami przeznaczenia. Poczuj smutku łzy. Niech wypłuczą twą nienawiść i uspokoją twoje sny."- Nucił słowa najbardziej spokojnym tonem głosu, jaki potrafił z siebie wydobyć, a kiedy skończył zobaczył, że Iris nieco się uspokoiła, a on odetchnął z ulgą.

Uczucia były dla niego czymś obcym. Był bowiem dżinem. Istotą nieśmiertelną, której długi żywot sprawił, że problemy śmiertelnych takie jak przywiązanie do życia było dla niego dziwne. Wiadomo było, że umrą, to było tylko kwestią czasu. Nie widział różnicy w śmierci w wieku 20, 40 czy 100 lat, bo to było dla niego jak mgnienie oka. Przynajmniej do czasu, aż nie spotkał człowieka, który powiedział mu, że ktoś, kto ma miliard monet nie zrozumie kogoś kto ma ich dwadzieścia. Punkt widzenia wiele zmienia.

Po tej właśnie rozmowie Kalid zaczął patrzeć na innych w nieco inny sposób. Zauważył ich wyjątkowość i to, że każda z istot chciała w jakiś sposób odcisnąć swoje piętno na otaczającym ją świecie.

Dzisiaj jednak on istota nieśmiertelna zajmuje się małą przestraszoną dziewczynką. Dlaczego? On sam nie do końca to rozumiał, czy była to próba nadania sensu swojemu długiemu życiu, odpokutowanie za nieuratowanie jej matki, a może coś więcej.

Z tymi myślami Kalid wpatrywał się w tańczące płomienie ogniska i nim się obejrzał na jego twarz padły pierwsze promienie porannego słońca.

Iris otworzyła powoli oczy i odruchowo odsunęła się do tyłu.

- Spokojnie... nazywam się Kalid i nic ci nie zrobię.- Powiedział spokojnym tonem.

- To, co się stało tam w mieście...czy to prawda?- zapytała mając nadzieję, że jednak był to tylko zły sen.

- Niestety, to prawda- odparł.- to, co się stało wczoraj, było niedopuszczalne i bardzo mi z tego powodu przykro.

- Nie ma sposobu na to, aby moja mama wróciła?- dopytywała, starając się powstrzymać przed płaczem.

- Jest pewne zaklęcie, ale to bardzo, bardzo stara magia.-Odparł.- Stara i zakazana, a to, co powstałoby po jego rzuceniu nie byłoby już twoją matką, a jedynie skorupą, która przypominałaby ją z wyglądu.

- Więc zostałam sama.- Iris wbiła wzrok w ziemię.

- Niekoniecznie. Ja się tobą zajmę- odparł.- Słyszałem, że uwielbiasz przygody. I dlatego chce ci zaoferować prawdziwą przygodę, która może pomóc ci przekuć twój smutek i żal na coś konstruktywnego, bo widzę w tobie olbrzymi potencjał.

- A co z moimi przyjaciółmi? Zobaczę ich jeszcze?

- Któregoś dnia pewnie tak, ale wcześniej chcę cię przygotować na to, abyś była w stanie stawić czoła światu oraz dowiedziała się jak on działa.- Powiedział.

Iris czuła się, że Kalid bierze ją pod włos, ale też nie miała innych alternatyw.

- Spokojnie. Zrobię to, tylko jeśli mi na to pozwolisz inaczej mogę cię odstawić ponownie do miasta, ale wtedy nie wiadomo co się z tobą stanie.- Westchnął.- Mimo wieku masz prawo zdecydować o swoim życiu.

- Porzucić życie, które znałam i ruszyć w nieznane?-

- Na tym z grubsza polegają przygody.

- Zawsze marzyłam o przygodach i wielkich czynach, ale nie teraz, nie w taki sposób, a będę mogła się skontaktować z przyjaciółmi i dać im znać, że u mnie wszystko dobrze? Bo nie chcę, aby o mnie zapomnieli.

- Możesz napisać raz na jakiś czas list, a ja dopilnuje, aby trafił do właściwych rąk. Możemy się tak umówić?

- W takim razie zgoda.- Odparła stanowczo.- Mama zawsze mówiła, że mogę osiągnąć wszystko, jeśli będę się tylko bardzo starać, a kiedy mi się to uda, to dopilnuje, aby nikt nie przechodził przez to, co ja. Będę taka jak dobra wiedźma Azura- Iris wstała i zacisnęła mocno pięści, aby podkreślić wagę swojej obietnicy. Po czym po chwili podniosła z ziemi zimny już posiłek, ale nie przeszkadzało jej to, bo miała w życiu cel i tylko to się liczyło.

Kalid widział w jej oczach determinację oraz powód, dla którego się zgodziła. Liczyła, że dowie się, dlaczego taki los spotkał jej mamę, a kiedy się tego dowie...cóż...lepiej, aby była wtedy gotowa stawić czoło okrutnemu światu. Jednak wiedział, że bez względu na trudności Iris się nie podda.

Zdaję sobie sprawę, że po pierwszym rozdziale opowiadanie może nie być dla każdego i niektórzy mogą nie lubić jego nieco poważnego tonu, a zwłaszcza tematu jakim jest poradzenie sobie ze stratą najbliższej osoby. Jednak dołożę wszelkich starań, aby ta opowieść była spójna i ciekawa oraz abyście z niej coś wynieśli lub chociaż dobrze spędzili z nią czas. Jeszcze raz dziękuję wszystkim którzy dotarli do końca, a wasze komentarze są dla mnie ważne bo pokazują czy obrałem właściwy kierunek :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro