Rozdział 9.~ Nie dajesz mi wyboru.
Po obiedzie położyłam się i zasnęłam. Cały dzień spędziłam w szpitalu.
-10:00-
Obudziłam się, gdy poczułam jak słońce świeci mi w twarz. Czułam się bardzo dobrze. Wyskoczyłam z łóżka, przebrałam się i wyszłam ze szpitala, z torbą na ramieniu. Sasuke zmierzał w moją stronę. Uśmiechnęłam się i podbiegłam do niego.
- Yo, jak się czujesz? - Zapytał.
- Dobrze. Idziemy do Gaary i ruszamy do Konohy, prawda?
- Tak - spuścił ze mnie wzrok.
- Ej, coś tak spoważniał?
- Nie, nic. Chodźmy.
Ruszyliśmy w stronę gabinetu kazekage. Chwilę porozmawialiśmy godzinę później mijaliśmy już główną bramę. Sasuke przez cały ten czas był bardzo poważny.
- Hej - złapałam go za rękę, a ten zdziwił się, ale nie wyrwał dłoni - co ci jest? Nie mów, że nic. Odkąd spotkaliśmy się pod szpitalem, coś jest nie tak. - Westchnął.
Popatrzył mi w oczy i poczułam znajome uczucie. Jakby był tuż przy mojej twarzy, choć jego głowa była dużo dalej.
- Trochę mi przykro, że...
- Trochę? Chyba trochę bardzo - mruknęłam.
- ...że to już koniec misji - dokończył.
- I to jest powód twojego zachowania?
- No, tak.
Zatrzymałam się i złapałam go za drugą dłoń. Staliśmy wpatrzeni w siebie.
- Przecież po powrocie do wioski będziesz mógł robić tyle rzeczy, które lubisz. Dostaniesz mnóstwo innych misji. Masz swoją drużynę. Na pewno nie będziesz się nudził. Więc nie martw się na zapas, okej?
- Okej - uśmiechnął się, ale wyczułam, że ten uśmiech był wymuszony.
- To co ruszamy dalej? - Spytał.
- Ta - puściłam jego ręce i szliśmy dalej.
-16:00-
Postanowiliśmy zrobić sobie przerwę. Wędrowaliśmy tyle godzin, bez wytchnienia. Zaczęło mi się robić słabo. Usiadłam pod drzewem, w cieniu. Sasuke uznał to za dobry pomysł i poszedł w moje ślady.
Wyciągnęłam butelkę z wodą, napiłam się łyka i schowałam ją do torby. Zaburczało mi w brzuchu.
O nie.
Właśnie zdałam sobie sprawę, że nie schowałam jedzenia. Brawo, twoje imię. Pogratulowałam sobie w duchu. W takim razie...
- Yo, Sasiu...? - Zaczęłam, bardzo inteligentnie.
-Taa? - Spytał, patrząc spod przymrużonych powiek. Wyraźnie słyszał moje burczenie. Pewnie dobrze się bawi i wie o co chcę zapytać.
- Bo taka sytuacja...Wyszłam ze szpitala, spotkałam ciebie i mnie zemdliło, poszliśmy do kazekage i wyruszyliśmy. No i w tym wszystkim nie było miejsca na zabranie jedzenia. Więc poratowałbyś mo... - Podał mi całe swoje bento*.
- Ej, dzięki, ale nie oddasz mi tego wszystkiego. To moja wina, że nic nie wzięłam. Będę miała nauczkę. Wystarczy mi to - chwyciłam kulkę ryżową. - Dziękuję.
- No, chyba sobie żartujesz. Nie jadłaś cały dzień, a gdy już jesz to małą kulkę ryżu? Dobra, nie chcesz całego to nie. Ale musisz zjeść przynajmniej pół. Do niczego się nie przydasz głodna - wstał.
- Mówię, że ta kulka wystarczy. Zresztą, odchudzam się.
- A ja mówię, że masz zjeść pół pudełka.
- A ja mówię, że nie!
- Nie dajesz mi wyboru - podszedł i przykucnął przy mnie. Pałeczkami nabrał trochę ryżu i wepchnął mi go do buzi. Od razu go wyplułam. Nie chciałam marnować jedzenia, ale prawie się nim zakrztusiłam.
- Co ty robisz?
- Co ja robię? To ty mnie karmisz! Na dodatek zachłysnęłam się! - Wykrzyczałam.
- Więc zjesz po dobroci czy dalej mam cię karmić?
- Nie zjem, a ty nie będziesz mnie karmić. Ta cała sytuacja zaczyna się robić śmieszna - powiedziałam, rozbawiona.
- Ale ty jesteś uparta. Mnie nie bawi to, że możesz zasłabnąć z głodu - mimo tych słów lekko się uśmiechnął.
- Dobra, ruszamy dalej - zarzuciłam sobie torbę na ramię i zaczęłam iść przed siebie. Chłopak złapał mnie za ramię. Nie mogłam się ruszyć.
- Sasuke, ruszajmy do Konohy - popatrzyłam mu twardo w oczy.
- Przepraszam - uderzył mnie w kark. Ostatnie co pamiętam to to, że złapał i położył mnie na ziemi.
***
*Bento- nie znam się za bardzo na tych określeniach, ale pisząc bento miałam na myśli to pudełko z jedzeniem, które Sasuke oddał Naruto podczas egzaminu na gennina. Zresztą macie zdjęcie w mediach
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro