Rozdział 2.~ Z moich obliczeń wynika...
Szliśmy prosto, przez trzydzieści minut. Gdy dotarliśmy do rozwidlenia, zatrzymaliśmy się. Sasuke wyjął mapę.
- Musimy iść w lewo - powiedział.
- Jeśli pójdziemy tą drogą dojście do Wioski Piasku zajmie nam trzy dni.
- To co proponujesz?
- Chodź za mną. Znam dobry skrót - powiedziałam, szczęśliwa, że w końcu się na coś przydam.
- Nie jestem pewny, czy to do... - zatkałam mu buzię dłonią i przyłożyłam palec wskazujący do ust.
Rozejrzałam się we wszystkie strony. Po lewej, coś poruszyło się w koronie drzewa. Zbliżyłam się do ucha Sasuke.
- Ktoś jest na drzewie po lewej. -
Zanim się obróciłam, chłopak już wyrzucił trzy shurikeny.
Z drzewa zaczęły spadać dwie osoby. Miały ochraniacze Wioski Deszczu. Jedna z nich, ostatkiem sił rzuciła shurikenem, który lekko drasnął mnie w ramię. Był dziwnie klejący. Było to zwykłe rozcięcie więc przestałam o tym myśleć. Gdy upadli na ziemię, nawet się nie poruszyli. Sasuke zranił ich punkty witalne.
- Czego mogli chcieć od nas shinobi deszczu? - Zapytałam.
- Nie mam pojęcia. Wiesz, może skorzystamy z tego twojego skrótu.
- A jednak - uśmiechnęłam się.
- Prowadź.
***
Szliśmy skrótem, dzięki któremu droga skraca się do dwóch dni.
- Ej, może rozbijemy już obóz? - Spytałam.
- Jak chcesz - powiedział z obojętną miną.
- Ty tak zawsze?
- O co ci chodzi? - Mówiąc to spojrzał mi w oczy.
Stał dwa metry ode mnie, ale wpatrując się w jego ledwo widoczne źrenice, wydawało mi się, że stoi tuż przy mojej twarzy.
- Czy ty zawsze wszystko traktujesz tak oschle? Wszystko i wszystkich? - Mruknęłam.
- Ty nic o mnie nie wiesz - westchnął.
- Więc z chęcią się dowiem.
- To nie takie proste - spuścił ze mnie wzrok.
- Hej, przepraszam. Niedość, że już zachowujesz się jak emo, to jeszcze cię teraz zasmuciłam. Wybacz.
-Ej! Nie jestem żadnym emo! - powiedział głośno.
- Ale się ożywiłeś. Nie wiedziałam, że kiedykolwiek to się stanie. W takim razie... - stanęłam przed jego twarzą - emo, emo, emo, emo, emo! - Wykrzyczałam, patrząc mu w oczy.
- Co ty wyprawiasz?
- Nie działa? - przygryzłam wargę.
- Co to miało być?
- A więc. Z moich obliczeń wynikło, że skoro ożywiłeś się na jedno słowo "emo" to na kilka powinieneś znormalnieć. Ale się nie udało, bo znowu wyglądasz...Tak - powiedziałam, gestykulując.
- Nienormalna chyba - uśmiechnął się.
Stałam z wytrzeszczonymi oczami chyba pięć minut.
- Co jest? - Zapytał i zaczął rozglądać się dookoła.
- Czy ty się właśnie uśmiechnęłeś? - Spytałam, zszokowana.
- Tym cię tak zaskoczyłem?
- No, i to jak. Byłam z tobą w jednej klasie przez kilka lat. I po tylu wiekach zobaczyłam twój uśmiech - powiedziałam, wciąż zdziwiona.
- W takim razie...- Powtórzył, naśladując mój głos i stając przy mojej twarzy.
Uśmiechnął się. Stałam wpatrzona w jego roześmiane oczy i białe zęby.
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro