6
Syriusz niemal wbiegł do pokoju wspólnego gryfonów. Zwrócił tym na siebie uwagę kilku osób. Postanowił zwolnić trochę, aby nie rzucać się w oczy. No, bo gdzie mógłby tak pędzić o tej porze? Chyba tylko na szlaban. Wyszedł z pokoju wspólnego na niemal pusty korytarz. Modlił się w duchu, aby Filtch nie przyłapał go na wychodzeniu ze szkoły. Po drodze zobaczył Lily i Snape'a, rozmawiających o czymś. Miał ochotę rzucić jakimś złośliwym tekstem, ale ugryzł się w język. To nie był czas, na takie pierdoły, najważniejszy był Remus. Odnotował sobie z tyłu głowy, aby lepiej nie wspominać Jamesowi o tym, co widział. Poszedł dalej i już był tak blisko wyjścia, gdy nagle ktoś złapał go za ramię. Odwrócił się gwałtownie. Regulus patrzył na niego z obojętnością na twarzy, ale w jego oczach kryło się zdumienie.
- Gdzie idziesz - spojrzał na zegarek - o tej porze?
- A ty?
- Idę do dormitorium, kretynie. Poza tym zapytałem pierwszy.
- Nigdzie.
Widać było, że brat mu nie uwierzył.
- Co ty kombinujesz? - zapytał z podejrzliwością w głosie.
- Nic, idź do dormitorium, bo jeszcze dostaniesz szlaban - powiedział z jadem w głosie.
Regulus prychnął, ale odpuścił. Syriusz poczekał, aż zniknie za rogiem, po czym upewniwszy się, że nikt nie patrzy, wyszedł ze szkoły. Pobiegł do bijącej wierzby. Obszedł zabezpieczenia i jeszcze w tunelu przemienił się w czarnego psa. Wszedł do wrzeszczącej chaty. Remus siedział tam, czując, że przemiana jest już bardzo blisko. Niemal odczuwał to w kościach. Nagle zobaczył Syriusza. W głębi ducha ucieszył się na jego widok, nie musiał być sam podczas przemiany. Ale po chwili zrozumiał, że nie może go narażać.
- Syriuszu... - tyle zdążył powiedzieć, zanim zaczął się przemieniać.
Pozostała mu jedynie nadzieja, że go nie skrzywdzi. Dlaczego do niego przyszedł, skoro wyraźnie powiedział mu, żeby tego nie robił? Był zły na przyjaciela, że do niego przyszedł, i zły na siebie, że nie potrafił być na tyle stanowczy, aby Syriusz tego nie zrobił.
W ten sposób Łapa był przy Lunatyku przez całą noc. Syriusz, czuł dziwną euforię związaną z byciem w jego obecności. Radość z tego, że mógł mu pomóc. Czy to było zakochanie? Ta lekkość, która pojawiała się w obecności Lunatyka, i sprawiała, że jego serce zdawało się wirować z nieznanego mu rodzaju szczęścia. Nad ranem obaj wrócili do swoich ludzkich postaci. Przez chwilę patrzyli na siebie w ciszy, siedząc po dwóch przeciwnych stronach pomieszczenia.
- Remusie, czemu nie chciałeś, żebyśmy byli z tobą? - zapytał w końcu Syriusz, przerywając milczenie.
Remus tylko pokręcił głową, ale nie odpowiedział. Zadał za to inne pytanie.
- Czemu za mną poszedłeś? - wypowiedział te słowa z lekkim wyrzutem, co po chwili miał sobie za złe, ale pomyślał, że może słusznie zrobił.
Syriusz westchnął.
- Ktoś musiał być przy tobie, to samo powiedziałem Jamesowi i Peterowi. Nie mogłem cię tak zostawić. Rozumiesz? Nie mogłem siedzieć spokojnie w dormitorium wiedząc, że samotnie przechodzisz przemianę. Że jesteś tu, być może cierpisz, kiedy ja siedzę sobie wygodnie na ciepłym i mięciutkim łóżeczku.
Remusa w jakiś sposób poruszyły słowa przyjaciela. Było w nich coś, co sprawiło, że nie był na niego tak bardzo zły. Ale ' tak bardzo' nie oznacza, że całkowicie przestał się gniewać.
- Mogłem zrobić ci krzywdę! - w jego oczach stanęły łzy na samą myśl o tym. - Jestem niebezpieczny, rozumiesz? Nie mogę was tak narażać! Jestem potworem, który nie powinien istnieć! - Z jego oczu popłynęły łzy.
Syriusz siedział wstrząśnięty tymi słowami. Nie wiedział co powiedzieć, nie wierzył w to, co słyszał. Ale jednak.
- Nie powinniście się w ogóle ze mną zaprzyjaźniać... - usłyszał zdławiony głos.
Remus schował twarz w dłoniach. Spod jego powiek wypłynęły krople słonych łez, które spływały po policzkach. Podsunął kolana pod brodę. W tej pozycji wyglądał jak małe, bezbronne dziecko. Syriuszowi ten widok łamał serce. Nie miał pojęcia, że jego przyjaciel myślał w taki sposób. Nigdy nic na to nie wskazywało. Pokonał dzielącą ich odległość. Chciał go jakoś pocieszyć. Usiadł obok i objął Remusa, który wzdrygnął się lekko. Jego ciało było roztrzęsione.
- Remusie - powiedział cicho - nie zrobisz nam krzywdy. Nie jesteś potworem. Jesteś najcudowniejszą osobą, jaką mogłem kiedykolwiek poznać.
Remus spojrzał na niego załzawionymi oczami, które wyglądały jak oszklone. Pokręcił głową.
- Czemu w ogóle tak myślisz? - zapytał Syriusz.
- Łapo ja... zrobiłem coś złego... prawie - mówił łamiącym się głosem ledwo klejąc w miarę sensowne zdanie.
Syriusz spojrzał na niego, nie rozumiejąc o czym on mówi.
- Jak to?
- Znienawidzisz mnie. Wy wszyscy to zrobicie.
- Remusie, powiedz mi. Nie znienawidzę cię. Jak mógłbym zrobić coś takiego?
Remus pokiwał głową. Nie patrzył na niego. Był przekonany, że i Syriusz uzna go za potwora.
- W wakacje, tuż przed rozpoczęciem roku, poszedłem przemienić się do lasu niedaleko domu... - przerwał nagle - nie, Syriuszu, nie mogę ci o tym opowiedzieć.
Syriusz pogłaskał go po rozczochranych włosach.
- Opowiedz, ulży ci, nie duś tego w sobie. Nic się nie zmieni, dalej będziemy się przyjaźnić. Nie ważne o co chodzi, nie zostawimy cię.
Remus westchnął i spróbował się uspokoić. Nie był pewny, czy mówić o tym Syriuszowi, ale czuł, że Łapa nie kłamał, że go nie zostawią.
- A więc, poszedłem się przemienić. Wiesz, do tego lasu raczej nikt nie przychodzi. Przemieniałem się tam co pełnię, gdy byłem w domu. Więc przemieniłem się. Ale wtedy... natrafiłem na trójkę ludzi. Mężczyzna, kobieta i małe dziecko, czyli pewnie rodzina. Dziecko miało może sześć lat. Zaatakowałem ich - Remus cały czas uciekał wzrokiem, nie mogąc spojrzeć na przyjaciela. - W zasadzie, to rzuciłem się na dziecko. Na bezbronnego malucha. Na szczęście jakoś sobie poradzili. Ten mężczyzna poranił mnie. Miał przy sobie nóż. Dobrze się stało, bo inaczej...
Syriusz objął mocniej Remusa.
- Spokojnie. Nie panowałeś nad sobą. Nie jesteś potworem, to nie byłeś ty.
Remus pokręcił głową.
- Nie powinieneś się tym zadręczać - powiedział Syriusz, ale nagle coś mu się przypomniało - to stąd miałeś te rany - powiedział, patrząc na jego twarz.
Remus pokiwał głową i odruchowo przejechał dłonią po bliznach.
- Gdzieś jeszcze? - zapytał Syriusz.
Remus odsłonił koszulkę i pokazał zabliźnione rany na brzuchu. Jak Syriusz mógł tego nie zauważyć? Przecież raz, czy dwa zdarzyło się, że widział przyjaciela bez koszulki.
- Mogłeś się wykrwawić - powiedział zmartwiony.
- Nie, w porządku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro