Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

Było piątkowe popołudnie. Syriusz siedział na parapecie wpatrując się w widoki za oknem. Był sam w dormitorium. James siedział w pokoju wspólnym razem z Peterem, a Remus był w bibliotece. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie dołączyć do Lunatyka, ale ostatecznie zrezygnował. Nie miał zamiaru uczyć się w piątek, na dodatek zaraz po lekcjach. Chciał pobyć trochę sam. Uchylił okno, i do pokoju wpadło chłodne, październikowe powietrze. Pogoda była przygnębiająca. Padał deszcz, a słońce znikło gdzieś za chmurami. Co jakiś czas przelatywały ptaki, które chowały się przed ulewą. Syriusz przeciągnął się i ziewnął. Oparł głowę o szybę, pozwalając chłodnemu wiaterkowi bawić się pomiędzy jego włosami i rozwiewać je na wszystkie strony. W końcu postanowił, że pójdzie do pokoju wspólnego. Tam na pewno będzie coś ciekawego do roboty. Zszedł z parapetu i ruszył do drzwi. Gdy tylko je otworzył spotkał się na progu z Remusem, który akurat chciał wejść. Syriusz przesunął się, aby obaj mogli przejść, i Lunatyk zrobił to samo, problem w tym, że również w tę samą stronę. Za każdym razem gdy chcieli się wyminąć nie mogli, bo przesuwali się w jednym kierunku. Obaj ustali. Remus zarumienił się lekko, a Syriusz uśmiechnął się do niego z rozbawieniem. Złapał Lunatyka za biodra, podniósł lekko i postawił w pokoju. Remus otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale po chwili je zamknął, a jego policzki przybrały jeszcze czerwieńszy kolor.

- Idę do pokoju wspólnego, idziesz ze mną? - Zapytał Syriusz, przerywając ciszę.

- Zaraz dołączę - odpowiedział Luniek, odkładając torbę i wyciągając z niej książki.

Syriusz oparł się o ścianę i przyglądał mu się. Remus czując na sobie jego spojrzenie, uniósł głowę.

- Nie miałeś iść?

- Mogę na ciebie poczekać.

Remus westchnął.

- Nie czekaj, jeszcze chwilę mi to zajmie. Zaraz do ciebie dołączę.

Syriusz wzruszył ramionami i kiwnął głową, po czym wyszedł. Zastanawiał się, co takiego Remus miał jeszcze do zrobienia, bo na pewno nie było to zwykłe wykładanie książek z torby. Zatrzymał się przy końcu schodów i rozejrzał po pokoju wspólnym, w którym było mnóstwo uczniów. W końcu zobaczył Jamesa i Petera siedzących na kanapie. Rogacz podrzucał jakąś piłeczkę, a Glizdogon wpatrywał się w niego jak w jakiegoś boga. Syriusz zaśmiał się pod nosem i podszedł do nich. Opadł na kanapie obok Jamesa. Chłopak natychmiast schował piłeczkę do kieszeni.

- A gdzie Remus? - zapytał Rogacz.

- Pewnie się uczy - powiedział Peter z drwiną w głosie.

Łapa wychylił się i spojrzał na niego poirytowany. Czy on chciał w ten sposób komuś zaimponować? James uniósł brwi.

- Zaraz przyjdzie, miał jeszcze coś do zrobienia - wyjaśnił Syriusz.

James pokiwał głową i poprawił okulary. Syriusz rozejrzał się po pomieszczeniu. Złapał Rogacza za ramię i potrząsnął nim lekko.

- Co jest?

- Lily idzie.

Ręka Jamesa od razu powędrowała do czubka głowy i roztrzepała mu włosy. James rozejrzał się gorączkowo.

- Gdzie?

Syriusz spojrzał w przestrzeń.

- Ale ty jesteś łatwowierny.

James prychnął z oburzeniem. Po chwili przyszedł Remus. Usiadł obok Syriusza i oparł głowę na oparciu kanapy. Nie wyglądał najlepiej.

- Remi, wszystko w porządku? - zapytał Syriusz.

Remus przymknął oczy i powoli pokiwał głową. Łapa zrobił lekko zmartwioną minę. James wychylił się i spojrzał na Lunatyka.

- Aaa, Remus, przecież niedługo pełnia - powiedział z nutą ekscytacji w głosie.

Syriusz pomyślał, że to pewnie przez to Remus tak słabo wygląda. Uderzył się dłonią w czoło.

- No tak! Kompletnie zapomniałem! Poza tym, James, nie mów o tym tak głośno! Jeszcze ktoś usłyszy!

- Wszyscy zajmują się swoimi sprawami, nikt nie słyszał - James machnął ręką.

Po chwili coś mu się przypomniało. Wciągnął głośno i gwałtownie powietrze. Remus otworzył oczy i spojrzał na niego.

- James, czy ty przypadkiem nie miałeś dzisiaj treningu quidditcha?

James nagle poderwał się z miejsca. Zaczął cicho przeklinać pod nosem.

- Która godzina?!

Syriusz odwrócił się do Remusa, wziął jego prawą rękę w dłoń i odczytał godzinę z zegarka, który się na niej znajdował.

- Dochodzi szesnasta.

- Dokładniej?!

- Piętnasta pięćdziesiąt cztery.

- Mam sześć minut! - Krzyknął, po czym pobiegł do dormitorium.

Remus zaśmiał się, odprowadzając go wzrokiem. Syriusz uśmiechnął się na ten dźwięk. Lubił, gdy Lunuiek był taki uśmiechnięty. Z jakiegoś powodu to sprawiało, że sam chciał się uśmiechać.

Po chwili James wybiegł z dormitorium, ubrany w odpowiedni strój w jednej ręce trzymał miotłę. Zatrzymał się przy przyjaciołach.

- Chodźcie ze mną.

- Aż tak bardzo potrzebujesz widowni? - James uśmiechnął się - dobra, idę. Remus, idziesz ze mną? - Petera nawet nie musieli pytać, od razu poderwał się z miejsca.

Remus zmarszczył nos.

- No nie wiem. Jest zimno, pada deszcz...

Syriusz wstał, złapał go za nadgarstek i podciągnął do góry.

- No chodź.

Cała czwórka poszła na boisko. Peter usiadł na mokrej trawie, chcąc mieć jak najlepszy widok, chociaż w rzeczywistości wcale go nie miał. Remus i Syriusz usiedli na trybunach. Deszcz padał coraz mocniej. Remus oparł się delikatnie o ramię Łapy. Syriusz poczuł, że przylegające do niego ciepłe, i mokre ciało trzęsie się lekko.

- Może wracajmy do dormitorium? Zimno tu trochę.

Remus skinął głową i obaj poszli.

***

Kilka dni później wszyscy huncwoci siedzieli w swoim dormitorium. Pogoda była dosyć ładna, pomimo, że wiał chłodny wiatr. Na dworze ściemniało się i słońce znikało już za horyzont. Remus odłożył książkę na łóżko.

- Wiecie co - odezwał się do przyjaciół - chciałbym dzisiaj sam przejść przemianę.

Wszyscy się zdziwili.

- Ale dlaczego? - zapytał Syriusz.

Remus wzruszył ramionami.

- Tak po prostu.

- Jesteś pewien? - Odezwał się James.

Remus uśmiechnął się blado.

- Tak, jestem pewien.

Syriusz nie rozumiał, czemu Remus tak postanowił. Sam bardzo chciał być przy przyjacielu. Patrzył na Remusa, który zapisywał coś na pergaminie, zerkając co chwilę do otwartej książki, leżącej na jego łóżku. Nagle Remus podniósł wzrok i na chwilę spojrzeli sobie w oczy. Luniek wziął poduszkę, i rzucił nią w przyjaciela.

- Nie patrz się tak na mnie, Łapo.

Syriusz uśmiechnął się i odrzucił mu poduszkę.

- Przeszkadza ci to w skupieniu? - Powiedział, aby tym drobnym żartem wyjść z tej sytuacji.

Remus pokręcił głową i spojrzał za okno.

- Powinienem już iść.

Zerwał się z miejsca i wyszedł szybko z pokoju. Przez chwilę pozostali huncwoci siedzieli w ciszy. W końcu Łapa wstał.

- Przecież nie chciał, żebyśmy z nim szli - powiedział James, odczytując intencje przyjaciela.

- Ktoś musi być przy nim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro