Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zakupy

Obudziłam się rano i chyba nie trudno się domyślić jaki miałam humor. Jedna część mnie miała ochotę wstać i nawrzeszczeć na mamę za to co mi zrobiła, a druga zwinąć do pozycji embrionalnej i wybuchnąć płaczem. Zbyt dużo ostatnio się działo. Powrót taty, wyjście na jaw prawdy o mojej chorobie.

- Nie Kate, nie możesz okazać teraz słabości, zbyt wiele przeszłaś, żeby się teraz poddać – pomyślałam i to chyba dodało mi sił. Dźwignęłam się z łóżka i stanęłam przed szafą z ubraniami. Gdy byłam mała ten ogromny mebel był moim azylem. Siadałam na dnie, przykrywałam się stertą ubrań i byłam bezpieczna. Nie słyszałam już kłótni rodziców, nie widziałam Amy...

Spojrzałam na lustro wmontowane w drzwi szafy.

- Kate, co ty ze sobą zrobiłaś... - szepnęłam cicho do siebie po tym jak zobaczyłam, jak wyglądam. Koszulka i spodenki pidżamy pamiętały jeszcze czasy gimnazjum. Od tamtego czasu nic się we mnie nie zmieniło. Zlustrowałam swoje odbicie od stóp, aż po czubek głowy. Może zmienił się jeden mały szczegół. Urosły mi piersi. Mimowolnie na twarzy pojawił mi się uśmieszek. Taka drobnostka, a jednak cieszy chyba każdą dziewczynę. Moje brązowe włosy jak zwykle miałam spięte w niezgrabny kucyk. Straciły już swój dawny blask.

- Wypadałoby się uczesać i ubrać. – mruknęłam i rzuciłam okiem na półki w szafie. Dawno nie byłam na zakupach. Zdecydowanie zbyt dawno. Wyjęłam dżinsowe szorty i białą bokserkę. Weszłam do łazienki, która była tuż przy moim pokoju i wzięłam prysznic. Uczesałam się w wysoki, niedokładny kok, nałożyłam delikatny makijaż i byłam gotowa żeby wreszcie zrobić coś dla siebie. Wciągnęłam na nogi trampki i narzuciłam na siebie luźną bluzę. Do torby wrzuciłam portfel, telefon, który nosiłam chyba tylko dla zasady i gaz pieprzowy, to tak w razie co. Do galerii handlowej nie było daleko, a spacerek dobrze by mi zrobił więc zbiegłam po schodach i ruszyłam do drzwi wyjściowych. Buty mamy stały na wycieraczce w nieładzie. Pewnie znowu wróciła wymęczona i nie miała sił ich ułożyć. Spojrzałam jeszcze na zegar wiszący w salonie. Była 9.12. Otworzyłam drzwi i wyszłam z domu.

- Misja zakupy rozpoczęta. Przydałaby się nowa sukienka, trampki, dżinsy, ze dwa t-shirty i okulary przeciwsłoneczne, w końcu lato zbliża się nieubłaganie.

Ahhh maj to zdecydowanie był mój ulubiony miesiąc, słońce było tak delikatne, a jednocześnie przyjemnie nagrzewało bladą jeszcze skórę. Zbliżały się moje dwudzieste urodziny. Stara wariatka ze mnie.

Mijała już trzecia godzina buszowania w centrum handlowym, a ja odwiedzałam sklep za sklepem i nadal nic nie kupiłam. Wypadałoby się w końcu na coś zdecydować. Z daleka zobaczyłam nowo otwarty sklep. „Terranova" - moja ostatnia nadzieja. Wzięłam dość sporej wielkości koszyk sklepowy i zaczęłam pakować w niego wszystko co wpadło mi w oko, a było tego dość sporo. Ze trzy pary spodni, dwie sukienki... Wpuść kobietę z pełnym portfelem i pustą szafą do butiku. Wiadomo jak się to skończy, ale nie. Ja miałam postanowienie, że kupię tylko to co zamierzałam. Za to przymierzyć nikt mi nie zabroni. Pracownica przymierzalni zmierzyła mnie i ze zdziwieniem zapytała.

- Przepraszam panią, ile sztuk odzieży pani ma?

- Hmm, cztery, plus trzy, plus dwa, plus siedem, szesnaście.

Z dziwnym wyrazem twarzy podała mi dwa numerki oznaczające ilość ubrań, dwie ósemki, nikt nie przewidział, żeby zrobić numery większe niż dziewięć, a co dopiero szesnaście.

Zajęło mi to dwadzieścia minut, zanim przymierzyłam wszystkie wybrane przeze mnie zestawy i już byłam bliska udania się do kasy, ale pozostał mi dylemat sukienki. Obie, które wybrałam, były śliczne.

- Kochanie, którą wybrać?

- Dla mnie zawsze wyglądasz pięknie – rzucił mój mężczyzna i uśmiechnął się seksownie – nawet bez ubrań.

Zdzieliłam do wieszakiem i oboje zaczęliśmy się śmiać.

- Wezmę tą turkusową.- zdecydowałam i pozbierałam wszystko w kabinie.

Rzuciłam na ladę wszystko co wybrałam i w znakomitym humorze wróciłam do domu obładowana torbami.

Z impetem wpadłam do środka, bo potknęłam się o próg. W kuchni przy stole siedziała mama i rozmawiała przez telefon, a w salonie głośno grał telewizor. Chyba zagłuszył mój upadek, bo mama nawet się nie odwróciła. Podeszłam bliżej, żeby podsłuchać o czym mówi.

- Musisz tu przyjechać. Dasz jej jakieś leki i będzie spokojniejsza.

Domyśliłam się z kim rozmawia.

- Dobrze, będę czekać, pa.

Nie ma sensu robić jej teraz awantury. Poczekam aż przyjedzie jej kochaś i wtedy wszystko im wygarnę. A póki co:

- Wróciłam. – rzuciłam krótko i pobiegłam na górę odpocząć.

Poukładałam nowe ubrania w szafie, a stare z bólem serca musiały wylądować w koszu. Czas najwyższy na zmiany.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro