Wolność
Rzuciłam się na łóżko i odpaliłam jakąś muzykę. Chwyciłam telefon i włączyłam kontakty.
Jeff
Mama
Tata
Tyle. Nie miałam nikogo więcej. To też muszę zmienić. Teraz gdy znam już prawdę o mojej „chorobie" nic nie stoi mi na przeszkodzie zawierania nowych znajomości.
Wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Bezszelestnie wyszłam na korytarz i stanęłam na schodach, tak aby nie można było mnie zauważyć. Za to ja bardzo dobrze widziałam, jak dobrze znany mi mężczyzna powitał mamę całusem w policzek. Mogliby sobie darować te czułości. Usiedli przy stole w kuchni i zaczęli rozmawiać. Niestety zbyt cicho, żebym mogła usłyszeć ich ze schodów. Zeszłam na dół i stanęłam za drzwiami od kuchni.
- Myślisz, że będzie chciała brać leki? Nie jest już taką małą dziewczynką jak kiedyś.
Mama wyglądała na zmartwioną. Przez tyle lat mnie okłamywała, że aż sama zaczęła w to wierzyć. Nie miałam ochoty tego więcej słuchać. Otworzyłam z impetem drzwi i wpadłam do kuchni.
- Nie róbcie ze mnie idiotki. Wszystko już wiem! Ojciec powiedział mi całą prawdę. O waszym romansie i o tym, że wcale nie jestem chora, tylko chcieliście zrobić ze mnie wariatkę, żeby móc się migdalić, kiedy mi waliło się wszystko w życiu. Takie to było zabawne? Nienawidzę was oboje!
Ich miny wyrażały wszystko. Oboje pobledli, a mama zaczęła szlochać. Prawda w oczy kole. Mężczyzna wstał i wyciągnął do mnie lewą rękę, a prawą sięgał do kieszeni marynarki.
- Kate, nie bądź agresywna, podaj m rękę i wszystko będzie dobrze.
Powoli zbliżał się do mnie, a z kieszeni wyciągał strzykawkę wypełnioną błękitną substancją.
- Nie ma mowy! Jeszcze pożałujecie tego wszystkiego, co mi zrobiliście!
Odwróciłam się na pięcie i wybiegłam z domu. Słyszałam jeszcze tylko jak mama krzyczy moje imię, ale nie obchodziło mnie to już. Nie chcę jej już więcej widzieć na oczy. Dobiegłam do parku miejskiego i usiadłam na mojej ulubionej ławce przy potoku. Zatopiłam twarz w dłoniach, ale nie zamierzałam płakać. Nie czułam smutku, tylko wzrastający gniew.
- Kate, musisz odwzajemnić im to co oni zrobili tobie.
Mój mężczyzna zawsze wiedział co powiedzieć.
- Powiedz mi kochanie, jak mogę się zemścić?
- Ja widzę tylko jedno wyjście. Oni odebrali ci twoje szczęście, więc ty zrób im to samo.
Miał rację. Zniszczyli wszystko na czym mi zależało. Mężczyzna objął mnie ramieniem i pochylił nad moim uchem.
- Wiesz co masz zrobić prawda?
Wtedy sobie przypomniałam. Wszystko co szeptał mi nocami mój ukochany. Plany działania. Tak, byłam gotowa na nowe życie.
Wstałam z ławki i ruszyłam znaną mi drogą do domu. Zbliżał się wieczór więc musiałam przyspieszyć kroku jeśli wszystko miało się udać. Mężczyznę siedzącego na ławce zauważyłam z daleka. Nie miałam ochoty na zatargi z żulami więc zeszłam na pobocze, aby zatoczyć łuk dookoła niego. Niestety nie podziałało. Chłopak mógł mieć ze dwadzieścia pięć lat, jednak alkohol zrobił swoje i na jego twarzy widniały liczne zmarszczki i blizny.
- Hej ślicznotko, nie chciałabyś się zabawić?
Wstał i ruszył na mną. Dopiero teraz można było zauważyć jak bardzo dobrze był zbudowany. Ucieczka nie miała sensu. Chłopak dogonił mnie i złapał mocno za nadgarstek.
- Zadałem pytanie, a milczenie rozumiem jako odpowiedź twierdzącą.
Szarpnął mnie mocno w swoją stronę. Sam jego zapach mógłby zabić, a co dopiero gdy szedł w parze z nieprzeciętną siłą. Przytulił mnie do siebie i szepnął.
- Nie wyrywaj się, będę łagodny.
Wtedy rzucił mnie na ziemie i przyszpilił swoim ciałem. Nie mogłam złapać tchu, więc krzyk też nie wchodził w grę. Zaczął się do mnie dobierać. Bez zbędnych ceregieli zdjął moje szorty i przeszedł do rzeczy. Zacisnęłam zęby i wyciągnęłam rękę gdzieś za głowę szukając czegokolwiek, czym mogłabym się bronić. Teraz przydałby się gaz pieprzowy, jednak torebkę zostawiłam w domu.
- Przyjemnie prawda? – wysapał plując przy tym prosto w moją twarz.
- Tak, jest jak w bajce.
Właśnie wtedy wymacałam butelkę leżącą w zasięgu mojej ręki. Chwyciłam ją mocno i zamachnęłam się na mojego oprawce. Zielone szkło roztrząsnęło się na jego głowie, a odłamek zranił mnie w policzek. Oprawca opadł na mnie i z ledwością udało mi się zepchnąć go na bok.
- Bydle.
Z głowy chłopaka cieknął brunatnoczerwony płyn. Kopnęłam nieprzytomne ciało i założyłam spodenki. Po nogach i twarzy spływała mi krew. Ruszyłam biegiem do domu. Słońce kołysało się już nad horyzontem rzucając na wszystko czerwone odcienie. Przepiękny widok.
Po kilku minutach byłam już pod drzwiami. Wpadłam do kuchni. Pan doktor nadal tam był. Obejmował teraz matkę ramieniem, a ona wtulona w jego ramię nadal płakała. Denna szopka. Na mój widok mężczyzna podskoczył do góry.
- Kate, nie rób czegoś, czego będziesz później żałować. Odłóż na ziemię to co masz w ręce.
Dopiero wtedy zorientowałam się, że nadal trzymam wyszczerbioną i ostro zakończoną szyjkę butelki. Idealnie się składa.
- Wy odebraliście mi moje dzieciństwo, więc ja odbiorę wam waszą dorosłość.
Ruszyłam wolnym krokiem w stronę mamy, która zdążyła już wstać i stanąć za lekarzem.
- Kate, opanuj się, to ja twoja mama. – wycedziła przez łzy.
- Nie jesteś godna się tak nazywać! – krzyknęłam i ruszyłam w ich kierunku. Słyszałam za sobą głos mojego mężczyzny. Motywował mnie do zrealizowania planu, przypominał jak wolni i szczęśliwi będziemy, kiedy to wszystko się skończy. Wtedy Amy stanęła tuż obok mojej matki.
- Zrób to! Za to jak mnie nienawidziła i gnębiła, gdy byłyśmy razem.
Dziewczynka miała rację. Nie tylko mi ta kobieta zniszczyła dzieciństwo.
Ojciec stanął tuż za mną.
- Za to, że zniszczyła nasze małżeństwo! Zrób to!
Byłam pewna, że to co zrobię będzie właściwe. Nie było już odwrotu.
Doskoczyłam do lekarza i zatopiłam ostre szkło w jego szyi. Jeszcze ciepła krew wytrysnęła na moją twarz. Przetarłam ją rękawem, a mężczyzna runął na ziemie próbując jeszcze zatamować uciekający z niego płyn. Mogłabym dobić go zadając drugi cios, ale po co. Niech cierpi. Odwróciłam się i zobaczyłam, że kobieta próbuje uciekać. Wybuchłam śmiechem.
-Nigdzie się nie wybierasz.
Zanim zdążyła zareagować, leżała już na ziemi w kałuży krwi.
Ojciec, Amy i mój mężczyzna byli ze mnie dumni. Dziewczynka chwyciła mnie za rękę, ojciec pogłaskał po głowie, a ukochany objął ramieniem.
- Wiesz co masz teraz zrobić prawda? – powiedział mężczyzna. Pokiwałam twierdząco głową. Co noc szeptał mi do ucha swój plan idealny, a ja byłam już tylko o krok od jego realizacji. Poszłam do swojego pokoju i założyłam nową sukienkę. W nowe życie, trzeba wejść w nowych ubraniach. Podążając za wskazówkami udałam się do lasu. Odnalazłam miejsce, które przygotował dla nas mój mężczyzna. Malutka chatka z dala od ludzi. Pięknie ją urządził. Białe drewno ścian dopełniało czerwień dachówki. Weszłam do środka, byłam zmęczona i bardzo chciałam odpocząć. Położyłam się na łóżku, a przy mnie usiedli wszyscy, którzy byli przy mnie, gdy ich potrzebowałam – Amy, ojciec, ukochany. Wtedy dziewczynka przemówiła.
- Kate, wiesz, że to nie koniec prawda? Musisz stać się taka jak my.
Nie byłam do końca pewna o czym mówi. Wtedy wszyscy troje wyciągnęli w moim kierunku swoje nadgarstki. Były poranione, a z ran ciekła krew.
- Dopiero wtedy będziesz szczęśliwa Kate. Zaufaj nam. – ojciec próbował mnie przekonać. Skryłam dłonie za plecami.
- Nie, ja nie chcę, nie potrzebuje tego.
- Musisz to zrobić Kate! – głos ukochanego stał się bardzo stanowczy i władczy. – Zrób to, bo inaczej nic się nie zmieni!
Wtedy wszyscy zaczęli na mnie krzyczeć, wypominali wszystkie błedy, które popełniłam, wszystko o czym chciałam zapomnieć. Zapewniali, że gdy to zrobię będę szczęśliwa, tak jak oni. Ojciec podał mi nóż. Ostrze było doskonale wycięte, a rękojeść zdobiły złote róże. Przyłożyłam go do nadgarstka i poczułam zimno ostrza. Szybkim ruchem rozcięłam głęboko skórę i w nozdrza uderzył mnie słodkawy zapach krwi.
- Teraz jesteś wolna Kate, naprawdę wolna. – szepnął mój mężczyzna i przytulił mnie.
- Tak, nareszcie wolna...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro