Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XXI

Alex

Minęło kilka dni od incydentu nad wodą, a ja nadal nie odzywam się do Paula. Wiem, że to dziecinne ale... nie mogę. Po prostu nie mogę. Za bardzo się do niego przywiązałem żeby go stracić. Ale... gdy próbuje go przeprosić przed moimi oczami pojawia się obraz jego i tej dziewczyny. To boli. Ja się chyba naprawdę się w nim zakochałem. Muszę z nim porozmawiać. Nie wyznam mu swoich uczuć ale muszę z nim porozmawiać. Tylko co ja mu powiem? Przez dwa dni udawałem, że jest powietrzem i co? Teraz jak gdyby nigdy nic do niego podejdę? Nie ma mowy. Muszę to przemyśleć. Wyszedłem z namiotu i ruszyłem w stronę namiotu nauczycieli. Mieliśmy przerwę, Paul poszedł albo do Marka i Nata, albo do jakieś dziewczyny. Trochę smutne.

- Dzień dobry.- podszedłem do mojego wychowawcy. Mam nadzieję, że pozwoli mi się przejść. Jezu... ale on ma boski tyłek.
- Och, dzień dobry Alex. W czym mógłbym ci pomóc?- ach ten jego uśmiech. Może nie jest taki jak u Paula, ale też jest piękny. I ten jego głos... taki jedwabisty (aut. nie wiem czy głos może być jedwabisty ale cii.)

- Czy mógłbym się przejść? No wie pan... tu jest głośno a ja chciałbym pobyć w tym pięknym miejscu trochę w ciszy.- mam nadzieję, że przez ruchy mojego ciała, pozwoli mi. Jeszcze nigdy nie wkładałem tyle wysiłku w powiedzenie jednego zdania.

- W sumie racja. Strasznie tu głośno.  Dobrze. Może weźmiesz ze sobą swoich przyjaciół?

- Tak, oczywiście.- chyba nie muszę mówić, że nie mam w planach tego robić? I tak powiem. Tylko ja i las. Tego mi trzeba.- Dziękuję.

Ruszyłem w stronę małej, prawie nie widocznej ścieżki. Może znajdę jakąś łąkę? W lasach powinny być. Kiedyś z tatą wyjechałem na tydzień pod namiot. Gdy chodziliśmy po lesie mój ojciec znalazł łąkę. I to nie byle jaką lakę. Było na niej pełno dzwonków. Chciałbym pojechać tam jeszcze raz, ale zupełnie nie wiem gdzie to było. Szkoda. Na myśl, że już nigdy więcej tam nie pojadę robiło mi się smutno. Szedłem wąską, prawie całkowicie zarośniętą ścieżką. Pięknie tu. Zdecydowanie kocham las. Jeszcze w oddali śpiewają ptaki. Boże. Zakochać się można.

- Proszę, proszę. Co ty tu robisz? Taki samotny. Może mam dotrzymać ci towarzystwa?- obróciłem się przerażony w stronę skąd dobiegał głos. Kurwa jeszcze chwila a zeszedłbym na zawał. Ale... serio? Czy tą osobą musi być Hubert? A nie na przykład taki Paul bez koszulki? To by było o wiele ciekawsze niż ta bezwartościowa gnida, która stoi przede mną. No, ja to mam szczęście. Szczęście w chuj. Takiego pech tylko ja mogę mieć.

- Wolałbym nie bo jeszcze się czegoś od ciebie zarażę.- posłałem mu spojrzenie pełne obrzydzenia, a potem odwróciłem się i zacząłem odchodzić. Szkoda tylko, że jest jak pijawka. Jak się przyczepi to się nie odczepi. Jebany pasożyt. Chłopak ruszył za mną.

- Och, ja myślę, że towarzystwo ci się przyda. A szczególnie moje.- to ty myślisz? Łał, nie wiedziałem. Po prostu nie da się tego po tobie poznać.

- Jak widzisz myślenie nie jest twoją mocną stroną. Lepiej zostaw to komuś kto się na tym zna. Żegnam.- przyspieszyłem kroku ale wtedy pijawka chwyciła mnie za rękę i przyciągnęła do swojego boku. 

- Ostatnio nie byłeś taki wyszczekany. Podoba mi się to.- przycisnął mnie do drzewa tak, że jęknąłem z bólu. Naprawdę bolało. Jedna z gałęzi przecięła mi rękę. Bardzo boleśnie...- To strasznie podniecające. Ciekawe czy gdy będę w tobie, będziesz zachowywać się tak samo.- szepnął mi do ucha, które zaraz przygryzł. Cholerny zboczeniec! Gdybym tylko wziął kogoś ze sobą na ten jebany spacer, pijawki by tu nie było. Pasożyt zawsze znajdzie drogę do żywiciela.

- Gdy będziesz we mnie? To są twoje marzenia, sny czy jakoś tak? Widzisz, muszę cię obudzić, ale to nie jest sen tylko rzeczywistość. Ale schlebia mi to, że ci się śnie.- spróbowałem jakoś się uwolnić, ale trzeba przyznać, że nie mam z nim jakichkolwiek szans. Jest o wiele silniejszy ode mnie, co widać na pierwszy rzut oka.

- Ha ha. Jesteś taki zabawny. Ale wiesz, lubię gdy sny stają się rzeczywistością.- nosz cholera jasna! Czuję jak strach przejmuje nade mną kontrole. Niedługo nie będę w stanie stać o własnych siłach. Już kiedyś to przerabiałem. I tak to był tamten incydent z Hubertem. Byłem tak przerażony, że moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Dlatego byłem całkowicie zdany na jego łaskę. Oby nie było tak tym razem.

Włożył mi ręce pod koszulkę. Zaczą drażnić moje sutki, na co cicho jęknąłem. Cholera. Może nie chcę tak reagować, ale mimo wszystko to nie moja wina, że moje ciało tak reaguje!

- I co? Może jeszcze mi powiesz, że ci się to nie podoba?- jezu... jesteś taki obleśny. Módl się żebym się nie porzygał.

Jego ręce zjechały na moje podbrzusze. Nie no, człowieku proszę cię. Odczep się. Błagam, niech ktoś mi pomoże! Gdy ręce chłopaka wdarły się w moje spodnie chciałem krzyknąć, ale zasłonił mi usta swoją dłonią. Coraz bardziej się boję. Jego palce zaczęły pieścić mojego członka. Nawet nie wiem kiedy po moich policzkach zaczęły płynąć łzy. Nigdy w życiu się tak nie bałem.

- Hej ty! Co ty odwalasz? Zostaw go!- w jednej chwili Hubert prawie mnie zgwałcił, a w drugiej jego już nie było. Upadłem bezwładnie na ziemie. Straciłem wszystkie siły. Spojrzałem na scenę rozgrywającą się przede mną. Na ziem Paul i Hubert turlali się po ziemi. Po jakimś czasie Paul'owi udało się obezwładnić chłopaka pod nim. Coś do siebie mówili ale nic nie usłyszałem z ich wymiany zdań. Oby dwoje podnieśli się. Hubert ostatni raz spojrzał na mnie po czym poszedł sobie nie odwracając się.
- Nic ci nie jest?- Paul podszedł do mnie i przykucnął. Spojrzałem na niego nadal mokrymi oczami. Chłopak cicho westchnął po czym wytarł moją twarz z łez.
- Przepraszam.-powiedziałem cicho. Byłem naprawdę słaby.
- Za co? Ach... nie musisz przepraszać. Jezu... gdybym tylko przyszedł wcześniej...- spojrzałem na niego w szoku. Czy on się obwinia o to co się stało? Przecież... przecież to nie jego wina! Boże... jaki on słodki gdy się o mnie martwi!
- To nie twoja wina! To wina tego, że poszedłem sam i tego, że Hubert to jebana pijawka.- teraz to on spojrzał na mnie w szoku. Pewnie nie spodziewał się tego jak nazwę chłopaka. Niespodzianka!
- Chodź pomogę ci.- pomógł mi wstać, ale zaraz nogi się pode mną ugięły. Chłopak na szczęście złapał mnie zanim upadłem. Przyciągnął mnie do swojej klatki piersiowej, a ja myślałem, że serce mi wyskoczy. Byliśmy tak blisko...

Z pomocą Paula zaczęliśmy kierować się z powrotem do obozu.

- Naprawdę przepraszam. Zachowałem się... okropnie. Nawet nie wiem dlaczego.- oczywiście była to prawda. Częściowo ale prawda. Dokładnie znam powód mojego zachowania.
- Spokojnie. Wybaczam.- chłopak się zaśmiał a potem w ciszy ruszyliśmy w stronę naszego namiotu. Mam nadzieję, że naprawdę mi wybaczył. Ale po jego uśmiechu sądzę, że tak.

***

Hejka!
Mam nadzieję, że się podoba i nie ma żadnych błędów. Jak myślicie co Paul powiedział Hubertowi?
Do następnej!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro