Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Biel

Moje ciało ponownie jest wstrząsane impulsami o napięciu 4000 V. Czuję kolejne fale bólu. Kończyny wyrywają się w niekontrolowanych ruchach, ale to zostało przewidziane i  cała jestem przypięta pasami bezpieczeństwa do kozetki. Trwa to 60 sekund.
Klatka piersiowa się nie unosi, ale serce nadal pracuje, trochę wolniej. Puk... Puk... Puk... Chcą mojej śmierci, pragną żebym umarła. Chcą żebym krzyczała, kiedy cierpię, ale ja milczę.
Jestem ciszą, słowami zaklętymi w milczenie. Jestem ciszą, słowami zaklętymi w milczenie. Jestem ciszą, słowami zaklętymi w milczenie.
Zbyt łapczywie połykam powietrze. Biorę 4 za szybkie wdechy, a potem serce pracuje tak, jak powinno. Puk, puk, puk.
Jestem ciszą, słowami zaklętymi w milczenie. Jestem słowami. Słowa więzną mi w gardle, obrastają struny głosowe, mieszkają w płucach, wprawiają w ruch moje serce. Rodzą się w mojej głowie. Mieszkają na moich ustach, których nigdy nie otwieram.
Jestem ciszą, słowami zaklętymi w milczenie. Widziałam zbyt wiele, wiem rzeczy, których nie powinnam była wiedzieć. Dlatego muszę umrzeć, ale nie mogę. Chcę, ale nie mogę.
Próbują mnie zabić od 46511 dni, to jest 127 lat i 156 dni. Nie muszę jeść, nie muszę pić, nie można mnie zabić. Mam żyć wiecznie.
Myślę, że zapomnieli czemu chcą mojej śmierci. Pamiętają tylko o swoim zadaniu. Sprawić, bym przestała oddychać.
Próbowali wszystkiego... Wyrywali mi narządy, wyrwali mi serce z mojej piersi, ale jestem jak ten Prometeusz. Moje ciało się zregenerowało.
Świat podobno wygląda inaczej. Wojna z Gler została wygrana przez dwa imperialne państwa związane sojuszem. Tworzą jeden organizm, będąc zupełnie różne. Tak było kiedyś. Pamiętam, pamiętam, pamiętam zbyt wiele.
Ich krzyki. Karmin ich krwi. Ich cierpienie. Pamiętam jak błagali o litość. Pamiętam zbyt wiele, zbyt wiele, zbyt wiele.
Biel tego pomieszczenia zawsze mnie przerażała. Jest zimna i obca. Przenika moje ciało swoim chłodem i swoją obojętnością.
Biel.
Zawsze po wstrząsach przeszywa mnie ból. Rozrywa moją czaszkę, eksploduje w każdej komórce mojego ciała, przekazując impulsy neuronów. Moja skóra topi się pod wpływem ognia, palącego mnie całą.
Jednak oddycham spokojnie. Nie krzyczę. Chcieliby, żebym krzyczała, ale ja jestem ciszą. Jestem ciszą. Jestem ciszą, słowami zaklętymi w milczenie.
Tego samego dnia, wieczorem drzwi do izolatki znów się otwierają. Próbuję odzyskać ostrość widzenia, ale nie potrafię. Widzę tylko rozmazany kształt człowieka w białym kombinezonie.
Nie czuję nic, powieki ciążą. Znam tylko ból. Ból i cierpienie. Biel sufitu i ścian. I to, co było przed tym. Spycham te wspomnienia w cień. Walczę ze słabością. Nie złamią mnie, jestem silna. Nie złamią mnie, będę żyć. Choć nie chcę. Muszę. Będę milczeć. Będę ciszą, którą znają. Pozwolę im bo jestem słaba, bo wiem, że tak będzie aż wypełnią się dni Ikrios. Aż wszystko obróci się w nicość.

***

Kiedy 46512 dnia otwieram oczy, widzę nad sobą coś, czego prawie nie pamiętam. Błękit nieba. Gałęzie obsypane liśćmi, kołyszące się na wietrze, który także muskał moje obolałe ciało. Trawa łaskocze moją skórę i po raz pierwszy od 46512 dni mogę się podnieść. Mogę poruszyć rękoma. Czuję ciepło wygasającego ogniska. Siadam, rozglądam się wokół. Przy ogniu siedzi mężczyzna w czarnym płaszczu, spod którego wypełza tygrysi ogon. Na głowie ma kaptur. Mimo że jest wczesny ranek i słońce już oświetla świat, nie potrafię dostrzec jego twarzy. Pewnie rzucił zaklęcie cienia. Czyżby jest elfem...? Zresztą nie ma to znaczenia, skoro jest tylko zbyt pięknym snem. Snem, który nigdy się nie spełni. Snem, który nie ma prawa bytu. Bo przecież nadal leżę w moim małym, białym pokoju i nieprzytomna regeneruję się żeby znowu mogli spróbować. Może tym razem się uda...

- Wcale nie jestem snem. Mam na imię Zed.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro