Rozdział 3
SIEMKA kochani. Wiem że ostatnio mało piszę, ale mam mało czasu. Bardzo mało. No, ale w końcu wzięłam się do roboty i napisałam ten kolejny rozdział. Miłej lektury! I proszę zostawcie po sobie komentarze, bo nie wiem czy mam to wgl kontynuować.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Siedziałam w ławce i udawałam, że słucham tego co mówi nasza wychowawczyni. Zawsze jej słuchałam, ale wtedy nie było Nicka.
Szeptaliśmy co jakiś czas, gdy tylko nauczycielka się na nas ne patrzyła. Ledwo uszłam z życiem. Ona zabija każdego kto się zacznie śmiać, nieważne czy to prawdziwa lekcja czy przywitanie po wakacjach... Tak jest zawsze...
W końcu skończyła. Mogliśmy się zbierać do domów, ale jakoś po raz pierwszy mi się nie chciało tak szybko wracać. Siedziałam razem z Nickiem i Urianem na ławce i rozkoszowałam się piękną pogodą. Było tak wspaniale. I jak zwykle kiedy jest dobrze wszystko musi się kompletnie skomplikować...
Za nami było drzewo, takie zwykłe, po prostu drzewo. Nad nami baldachim z gałęzi, a na jednej z gałęzi siedział lew... Stop! Lew?!
- Witam heroski!
Powiedział i zaskoczył na ziemię tuż przed nami. Wyciągnęłam sztylet, jakoś czułam że będzie mi potrzebny, w końcu przede mną stał taki duży lew. Choć sory, on był rozmiarów ciężarówki, więc był raczej ogromny.
Stop. Stop! Czy on powiedział heroski?
- Co to jest?! - zapytałam.- I dlaczego nazwał nas herosami?!
Popatrzyłam na Uriana, ale nic nie powiedział... tylko na mnie spojrzał jakbym ja znała odpowiedź.
- Dokładnie. I w ogóle jak to jest możliwe że gada? - tym razem to był Nick.
- Do samochodu. Już!!! - wrzasnął Urian. Nie musiał dwa razy powtarzać. Już po chwili wszyscy byliśmy w samochodzie. Takim czarnym suvie... Nie pytajcie jak go otworzyliśmy... To tylko pożyczka, prawda?
Urian usiadł za kierownicą, a Nick ze mną na siedzeniach z tyłu. Ten lew przeskoczył płot i ruszył w naszą stronę, ale w tym momencie Urian włączył silnik i nacisnął pedał gazu.
Ruszyliśmy, ale gadający lew nie odpuścił. Byłam zadziwiająco spokojna. Choć w głębi trochę wystraszona.
Zastanawiałam się dokąd jedziemy i ile to potrwa... Urian nic nie mówił tylko jechał, a gdy tylko się odezwaliśmy żeby zapytać np co znaczą herosi, to powiedział tylko:
- Nie myślcie o tym, bo będzie ich tylko więcej...
Ale ja już zaczęłam analizować fakty...
Zaczynałam rozmyślać czy to może być prawda...
Nagle samochód stanął. Pewnie z powodu moich koleżanek z klasy stojących tuż przed nim... tylko nie przypominam sobie żeby miały one takie ostre zęby, płonące włosy i jedną nogę oślą a drugą ze stali....
- Heroski, wysiądźcie póki proszę.- powiedziała Kate.
Wysiadłam choć Urian próbował mnie zatrzymać. Nick wysiadł zaraz po mnie.
- Nareszcie... Już dawno chciałyśmy Cię spałaszować kotku. - powiedziała Kate w stronę Nicka.
Miałam już tego dość. Codziennie w szkole mną pomiatały, codziennie odpuszczałam, ale nie tym razem.
- Get out!- wrzasnęłam.
Nie ruszyły się. W pobliżu była fontanna, a jeśli to co myślę jest prawdą... Poczułam lekki skurcz w żołądku, mrugnełam i zobaczyłam dziewczyny, czy kim one były zlame wodą, która wciąż krążyła wokół nich.
Odwróciłam się i zemdlałam.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro