23.
Kochani. Bardzo, ale to bardzo dziękuję Wam za #3 w starożytność. Kocham Was. Wiem że wiele osób odeszło po takiej przerwie, ale dziękuję tym którzy zostali. Zaczynamy nowy rozdział. Miłej lektury. I jeśli wam się spodoba nie zapomnijcie o gwiazdce.
..........................................................
Emmm. Czy naprawdę muszę ćwiczyć znowu tą szermierkę...? Wolę rzucać nożami. Choć lubię i to i to. Nie wiem. Już się pogubiłam hah.
- Czy ty w myśli narzekasz? - spytał Nick podchodząc do mnie z uśmiechem.
- Nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee...
- Słuchaj walczysz świetnie. Ani mi się tutaj kurczę waż na siebie narzekać. Booo w walce o sztandar pewnie i tak mnie pokonasz.
Wokół nas zaczęło się powoli robić zbiorowisko.
- Nie! Akurat tu się mylisz! To ty na pewno pokonasz mnie!
- Tak? To spróbujmy teraz. Ale żadnego fory czy coś. Pełna siła.
- Okau.
Ustaliliśmy się naprzeciwko siebie, a wszyscy którzy byli w pobliżu otoczyli nas poza areną, żebyśmy mieli miejsce walczyć. Will dawał sygnał startu. Nawet Percy i Annabeth się przyglądali.
- Jesteście gotowi? - krzyknął Will.
- Tak! - krzyknęliśmy jednocześnie.
Rozbrzmiała koncha. Równocześnie rzuciliśmy się na siebie z mieczami. Ja miałam jeden mój drugi z magazynu. A Nick miał jeden miecz i małą tarczę. Starałam się go uderzyć jednym z mieczy. Zablokował. Drugim w kolano uskoczył. W bark, unik. Nic mi nie wychodziło. Teraz on na mnie natarł. Odparowałam. W między czasie uderzyłam go płazem w łydkę. Chwilę walczyliśmy. Tłum albo klaskał albo dopingował swojego faworyta. Chyba było po równo. Chejron wodził za nami oczami i chyba rozpatrywał czego można nas jeszcze douczyć i co doszlifować. W pewnym momencie Nick zrobił mały błąd, zawahał się przed uderzeniem. Wykorzystałam to i wytrąciłam mu miecz z ręki. Odrzuciłam go za moje plecy a sama skrzyżowałam noże przed jego szyją. Zaśmiał się i zaczął mi gratulować. Tłum bił brawo. Wszyscy chcieli mi pogratulować i poklepać po plecach. Świetnie się bawili. Ja byłam wykończona. I akurat teraz Chejron zawołał donośnym głosem:
- OBIAD!
Mrugnęłam i już nikogo nie było. Też byłam głodna, więc popędziłam w stronę stołówki. I spokojnie zjadłam obiad gawędząc ze stolikiem Hermesa.
Po obiedzie miał być trening strzelania z łuku. Why not w sumie. Lubię strzelać, więc dla mnie okay. Spędziłam bardzo.miło tą godzinkę.
Po tej lekcji mieliśmy godzinę czasu wolnego do kolacji. Ruszyłam, więc na plażę popływać. Oczywiście w stroju kąpielowym.
Kiedy dotarłam do plaży zostawiłam swoją torbę, a potem zanurkowałam w morską toń...
Długo tam siedziałam. Nie potrzebowałam wynurzenia. Mogłam oddychać pod wodą. A nawet śpiewać. Zawsze lubiłam śpiewać. Jak byłam mała dużo pływałam i często śpiewałam powiedzmy przy zabawie. Rodzice śmiali się że jestem mała syrenką. Zaczynam myśleć czy mie mieli racji...
Wyszłam z wody. Nie musiałam się wybierać bo byłam sucha. Ruszyłam w stronę domku żeby się przebrać, po czym skierowałam się na kolację...
.............
Godzina później
.............
Moje zadanie na walce o sztandar? Nie danie się zabić. Nie no żartowałam. Musiałam stać w widocznym miejscu. Sama. Wyglądać jakbym pilnowała sztandaru który niby byłby za mną w krzakach. A tak naprawdę miałam być dobrą przynęta. No nie widzę tego.
- Nie martw się Aleksa. Poradzisz sobie. - spojrzała na mnie Annabeth. Lubiłam ją. Chociaż była ode mnie młodsza była świetna i mądra.
- Eh wiem... Po prostu czuję, że coś się wydarzy. Niekoniecznie dobrego.
- Rozumiem. Ale jak na razie nie myśl o tym. Skup się. Na pewno nic złego się nie stanie.
- Okau.
Ruszyłam na wyznaczone miejsce i zajęłam pozycję. Miałam na sobie napierśnik i naramienniki, ale lekkie. Do tego mój sztylet i hełm, ze srebrnym pióropuszem. Srebrny - kadyceusz. Symbol Hermesa. Mojego tymczasowego albo wiecznego domku. Jeszcze nie wiem. Kiedyś się zobaczy.
Chejron zadął w konche. Usłyszałam dosyć dalekie odgłosy biegu. Stałam bardzo oddalona od reszty drużyny. Mogłam liczyć tylko na siebie. Stałam tam dosyć długo. Co jakiś czas.ktoś przelatywał na naszą stronę, ale tylko moi wspólnicy. Słyszałam w dali odgłosy walki...
Zeszłam ze stanowiska kiedy usłyszałam ponowne zadącie w konche. Oznaczało to koniec. Ruszyłam powoli i zobaczyłam Travisa i Connora, którzy trzymalo wysoko flagę. Zaśmiałam się i już miałam do nich iść, bo widziałam ich z jakiś10 metrów, gdy... Usłyszałam za sobą pisk. Wszyscy zwrócili się w moją stronę. Odwróciłam się....i zobaczyłam ogromne sworzenie... był to lew nemejski... ten sam którego spotkałam w szkole. I nagle wszystko zaczęło się w zwolnionym tempie. Lew powoli skoczył. Nick zaczął do mnie biec razem z Travisem, Connorem, Annabeth, Percym i Chejronem. Chejron wyjął łuk i strzały. Lew mnie dopadł. Wytrącił mi z ręki sztylet i zaczął drzeć mi brzuch pazurami. Kiedy zrobił już kilka napięć jego oczy zastygły. To Nick go zabił razem z Chejronem. Słabo oddychałam. Spojrzałam na niego i wyszeptałam "dziekuję". Spojrzał n amnie ze złością. Wziął na ręce i włożył do strumienia. Natycbmiast się orzeźwiłam. Moje rany się zasklepiły. Po chwili z pomocą Nicka wstałam. Ale wszyscy zamiast ucieszyć się wpatrywali się na coś nad nasyzmi głowami. Spojrzelismy w górę. Nade mną wyświetlał się trójząb z sową siedzącą na górze oraz słońcem w tle...
Z kolei nad Nickiem wyświetlał się hełm, z pawiem i z piorunem.
Wszyscy uklęknęli a Annabeth i Percy gapili się na mnie z otwartymi ustami.
- Witajcie w obozie herosów Alekso córko Posejdona, Apolla i Ateny oraz Nicku synu Zeusa, Hadesa i Hery...
..........
Tak wiem było dłużej niż tydzień ale musiałam popracować nad fabułą. Mam nadzieję że się tego nje spodziewaliście co?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro