22.
Kochani....bardzo Was przepraszam że nie było mnie aż tyle. Wiem. Nie do wybaczenia. Pewnie wielu z was straciłam, ale..po prostu byłam zarobiona. A wena mnie opuściła kompletnie. Postaram się to nadrobić. A o to kolejny rozdział. Miłego czytania...
....................................................................
Obudziłam się w szpitalu polowym po kilku godzinach. Obok mnie siedział Will ze smutna miną.
- Aleksa! Już się wybudzilas, to świetnie...
- Gdzie jest Nick? Żyje? Nic mu nie jest? Co się stało?
- Po pierwsze za dużo pytań. Po drugie, Nick leży po twojej lewej stronie i jeszcze śpi, ale rana nie wygląda za dobrze, po trzecie wyglądało to tak że wzniosłaś się na wysokość kilku metrów i zabłysłaś na złoto a następnie wystrzeliły z Ciebie promienie które zabiły wszystkie potwory, potem spadłaś na ziemię. I tak jesteś tutaj. Nic ci nie jest po prostu przesadziłaś z mocami. Tylko....wyjaśnij mi co to były za promienie...?
- Nie wiem....- powiedziałam i usiadłam. Po chwili wstałam i podeszłam do Nicka.
Spojrzałam na jego zlaną potem twarz i na ranę w piersi...
Położyłam na niej ręce i zaczęłam śpiewać moją ulubioną piosenkę. Nie pamiętam jej tytułu, wiem że jest w starożytnej grece...
Rana zabłysła złotym światłem. Błyszczała coraz bardziej aż wreszcie zgasła wraz z końcem piosenki. I rana zniknęła.
A ja prawie upadłam. Na szczęście złapał mnie Will
- Jeju... Ty jesteś pewna że nie jesteś dzieckiem Appolina? Uzdrawianie. Promienie mogą być słoneczne. I ten śpiew...
- Nie wiem czyja jestem... Naprawdę nie wiem...
- Myślę że musimy iść do Chejrona. Albo niech Chejron przyjdzie tutaj. Jesteś wykończona. Pogadamy z nim po ognisku. Jak na razie połóż się. Odpoczywaj.
Kiwnęłam głowa i położyłam się. Obróciłam się na bok i spojrzałam na Nicka. Wyglądał zdecydowanie lepiej. Sięgnęłam ręką i załapałam jego rękę. Trzymałam mocno...bałam się że mi ucieknie... i tak zasnęłam...
Trzy godziny później
Obudził mnie dotyk Nicka na mojej ręce. Siedział przy moim łóżku kompletnej zdrowy i uśmiechnięty i gładził moją dłoń. Uśmiechnęłam się po czym powoli usiadłam.
- Jak się spało księżniczko? - spytał z uśmiechem Nick.
- Świetnie. - powiedziałam i wystawiłam język, na co on się zaistniał.
- Byli tu pół godziny temu Hoodowie. Przynieśli cukierki. Ja ich nie tykałem i tobie też nie radzę.
Z tym się zgadzałam. Wyszliśmy z domku Apolla i ruszyliśmy do domku Hermesa.
Chciałam wziąć ciuchy i się odświeżyć. Weszliśmy do środka i wszyscy powitali nas uśmiechami i żartami.
- Ej dacie mi wreszcie pójść do łazienki? Ja nie chcę być dalej postrachem z twarzą potwora!
Zaczęli się śmiać. A Hoodowie osobiście otworzyli mi drzwi do toalety. Uniosłam głowę i weszłam tam spokojnie. Zamknęłam drzwi plus zabarykadowałam krzesłem na wszelki wypadek. W końcu to dzieci Boga złodziei no nie?
Rozebrałam się i powoli zaczęłam się myć. Nie spieszyłam się. Zaczęłam cicho nucić. Potem wyszłam spod prysznica i ubrałam się w kolory moro. No co? Nie moja wina że lubię takie ciuchy. Spojrzałam w lustro. Moje włosy. O jeju. Ułożyły się same.
- Em? Afrodyto? Chyba troszkę przesadzasz? - Powiedziałam w stronę lustra.
Po chwili wyszłam z łazienki odświeżona i gotowa na kolejny dzień kiedy... kątem oka zobaczyłam Travisa skradającego się do mnie z wiadrem z lewej strony i Connora z drugiej.
Postanowiłam że ich wkręcę i udam że nic nie widzę. A więc ruszyłam w stronę.mojego łóżka, a oni za mną. Uśmiechali się myśląc że za chwilę będę mokra i wkurzona, a kiedy tylko Travis uniósł wiadro i już je wylewał pstryknełam palcami i woda zamiast naturalnym lotem zmoczyć mnie, uderzyła Travisa i Connora w twarze i spowodowała kolejny ich upadek na tyłki. Nachyliłam się nad nimi i powiedziałam:
- Nawet skradać się nie umiecie, a nazywacie siebie świetnymi kawalarzami.
Po.czym wystawiłam im język i wybiegłam z domku zostawiając ich w środku mokrych i wkurzonych.
Zaśmiałam się wiedząc że nie zapomnę widoku ich min. Ruszyłam na śniadanie.
............
Kilka godzin później..
............
Jak się okazało ludzie wrócili z misji ze złotym runem. Drzewo powoli się leczyło, choć nie na tyle szybko żeby odwołać wachty. Dzisiaj wieczorem miała być bitwa o sztandar. Mamy zespół z Posejdonem i Ateną. Czyli lajcik z wygraną. Czeka mnie cały dzień treningu a wieczorem wielki finał. Zobaczę na co mnie stać...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro