Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22.

Kochani....bardzo Was przepraszam że nie było mnie aż tyle. Wiem. Nie do wybaczenia. Pewnie wielu z was straciłam, ale..po prostu byłam zarobiona. A wena mnie opuściła kompletnie. Postaram się to nadrobić. A o to kolejny rozdział. Miłego czytania...
....................................................................

Obudziłam się w szpitalu polowym po kilku godzinach. Obok mnie siedział Will ze smutna miną.
- Aleksa! Już się wybudzilas, to świetnie...
- Gdzie jest Nick? Żyje? Nic mu nie jest? Co się stało?
- Po pierwsze za dużo pytań. Po drugie, Nick leży po twojej lewej stronie i jeszcze śpi, ale rana nie wygląda za dobrze, po trzecie wyglądało to tak że wzniosłaś się na wysokość kilku metrów i zabłysłaś na złoto a następnie wystrzeliły z Ciebie promienie które zabiły wszystkie potwory, potem spadłaś na ziemię. I tak jesteś tutaj. Nic ci nie jest po prostu przesadziłaś z mocami. Tylko....wyjaśnij mi co to były za promienie...?
- Nie wiem....- powiedziałam i usiadłam. Po chwili wstałam i podeszłam do Nicka.
Spojrzałam na jego zlaną potem twarz i na ranę w piersi...
Położyłam na niej ręce i zaczęłam śpiewać moją ulubioną piosenkę. Nie pamiętam jej tytułu, wiem że jest w starożytnej grece...
Rana zabłysła złotym światłem. Błyszczała coraz bardziej aż wreszcie zgasła wraz z końcem piosenki. I rana zniknęła.
A ja prawie upadłam. Na szczęście złapał mnie Will
- Jeju... Ty jesteś pewna że nie jesteś dzieckiem Appolina? Uzdrawianie. Promienie mogą być słoneczne. I ten śpiew...
- Nie wiem czyja jestem... Naprawdę nie wiem...
- Myślę że musimy iść do Chejrona. Albo niech Chejron przyjdzie tutaj. Jesteś wykończona. Pogadamy z nim po ognisku. Jak na razie połóż się. Odpoczywaj.
Kiwnęłam głowa i położyłam się. Obróciłam się na bok i spojrzałam na Nicka. Wyglądał zdecydowanie lepiej. Sięgnęłam ręką i załapałam jego rękę. Trzymałam mocno...bałam się że mi ucieknie... i tak zasnęłam...

Trzy godziny później

Obudził mnie dotyk Nicka na mojej ręce. Siedział przy moim łóżku kompletnej zdrowy i uśmiechnięty i gładził moją dłoń. Uśmiechnęłam się po czym powoli usiadłam.
- Jak się spało księżniczko? - spytał z uśmiechem Nick.
- Świetnie. - powiedziałam i wystawiłam język, na co on się zaistniał.
- Byli tu pół godziny temu Hoodowie. Przynieśli cukierki. Ja ich nie tykałem i tobie też nie radzę.
Z tym się zgadzałam. Wyszliśmy z domku Apolla i ruszyliśmy do domku Hermesa.
Chciałam wziąć ciuchy i się odświeżyć. Weszliśmy do środka i wszyscy powitali nas uśmiechami i żartami.
- Ej dacie mi wreszcie pójść do łazienki? Ja nie chcę być dalej postrachem z twarzą potwora!
Zaczęli się śmiać. A Hoodowie osobiście otworzyli mi drzwi do toalety. Uniosłam głowę i weszłam tam spokojnie. Zamknęłam drzwi plus zabarykadowałam krzesłem na wszelki wypadek. W końcu to dzieci Boga złodziei no nie?
Rozebrałam się i powoli zaczęłam się myć. Nie spieszyłam się. Zaczęłam cicho nucić. Potem wyszłam spod prysznica i ubrałam się w kolory moro. No co? Nie moja wina że lubię takie ciuchy. Spojrzałam w lustro. Moje włosy. O jeju. Ułożyły się same.
- Em? Afrodyto? Chyba troszkę przesadzasz? - Powiedziałam w stronę lustra.
Po chwili wyszłam z łazienki odświeżona i gotowa na kolejny dzień kiedy... kątem oka zobaczyłam Travisa skradającego się do mnie z wiadrem z lewej strony i Connora z drugiej.
Postanowiłam że ich wkręcę i udam że nic nie widzę. A więc ruszyłam w stronę.mojego łóżka, a oni za mną. Uśmiechali się myśląc że za chwilę będę mokra i wkurzona, a kiedy tylko Travis uniósł wiadro i już je wylewał pstryknełam palcami i woda zamiast naturalnym lotem zmoczyć mnie, uderzyła Travisa i Connora w twarze i spowodowała kolejny ich upadek na tyłki. Nachyliłam się nad nimi i powiedziałam:
- Nawet skradać się nie umiecie, a nazywacie siebie świetnymi kawalarzami.
Po.czym wystawiłam im język i wybiegłam z domku zostawiając ich w środku mokrych i wkurzonych.
Zaśmiałam  się wiedząc że nie zapomnę widoku ich min. Ruszyłam na śniadanie.
............
Kilka godzin później..
............
Jak się okazało ludzie wrócili z misji ze złotym runem. Drzewo powoli się leczyło, choć nie na tyle szybko żeby odwołać wachty. Dzisiaj wieczorem miała być bitwa o sztandar. Mamy zespół z Posejdonem i Ateną. Czyli lajcik z wygraną. Czeka mnie cały dzień treningu a wieczorem wielki finał. Zobaczę na co mnie stać...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro