10.
Obudziłam się o szóstej. Wstałam i ruszyłam w stronę łazienki, a po drodze zabrałam ciuchy. Jakąś bluzkę, jakieś spodnie. Umyłam się i ubrałam. Potem szybkie pakowanie i już byłą 7:30.
Wyszłam z domku i poszłam na plażę. Miałam zamiar spędzić jeszcze piętnaście minut nad morzem. W spokoju i w ciszy. I prawie by się to udało gdyby nie dwójka perfidnych ludzi...
- Alexa!!!!!!!!!!!!!- Wrzasnęła dwójka moich prześladowców.
- Uch.... - jęknęłam przygnieciona ciężarem Oliwki. A Nick stał nad nami i perfidnie się śmiał.
- No to nie fair! Nie byłam gotowa! Jeszcze chwila, a musiałabyś żyć bez żołądka Oliwia! - powiedziałam, lecz po chwili zaczęłam się tarzać ze śmiechem tak jak oni. To były nasze ostatnie beztroskie chwile. Ostatnia wolność i chwila bez potworów...
Kiedy już mogłam złapać oddech spojrzałam na zegarek... 7:55!
Biegiem, w trzy minuty dotarliśmy na wzgórze. Tam stał już Chejron i Will, syn Apolla.
Pożegnaliśmy się szybko i wsiedliśmy do samochodu Argusa. Naszego kochanego wielookiego.
Ruszyliśmy. Argus miał nas odwieźć Tylko na dworzec kolejowy. Dalej mieliśmy już radzić sobie sami. Telefonu nie mieliśmy, ale zawsze można skorzystać z iryfonu. Podróż dłużyła się bardzo. Rozmawialiśmy, nudziliśmy się, a potem znów rozmawialiśmy. Wreszcie dojechaliśmy na miejsce.
- Dzięki Argus! Do zobaczenia lub nie! - powiedziałam i wysiadłam z samochodu.
Moi towarzysze poszli za moim przykładem. Sprawdziliśmy wcześniej rozkład jazdy i wiedzieliśmy, że mamy około trzydziestu minut do pociągu. Nie będzie przesiadek, ale będzie jeden dłuższy przystanek. Ogólnie wydaje się, że będzie lajcik. A ja powiem: Nie. Na sto procent nie, iż gdyż ponieważ, zawsze jak tak się zapowiada, to również zawsze, tak nie jest. Skierowaliśmy kroki w stronę kasy, aby kupić bilety.
- Wiecie co? Zdaje mi się czy tylko ja przejmuję się trochę tą misją? - spytałam.
- Zdaje ci się. I to ogromny błąd. - powiedział Nick.
Weszliśmy na peron. Taki zwykły. Normalny. O taki
Zaczęłam się rozglądać. Nie było za dużo ludzi. Nie rozpoznałam żadnego potwora ani nic. Cisza. Za cicho. Oparliśmy się całą trójką o biały słup, a ja wpatrzyłam się w tory. Czekaliśmy na pociąg, który miał nas zawieźć prosto go pewnej groty, w pewnej osobliwej górze, która miała z kolei mi pomóc odkryć swoje pochodzenie i przeszłość oraz przyszłość...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro